To, co wydarzyło się pod krawcem zostało przykryte zasłoną milczenia. Nikt nie chciał Sanjiemu wytłumaczyć, o co chodziło i dlaczego mężczyźni się tak nienawidzą. Szczególnie zakazali mu wspominać o tym Ivie. Niestety słowa jakie usłyszał, nie chciały opuścić jego głowy. Musiały one dotyczyć przeszłości Lawa, o której mu nie wspomniał. Bardzo był ciekawy ich znaczenia, zwłaszcza, że Lucci nawiązał, że on, Sanji, kogoś może mu przypominać… Czy to dlatego Law wziął go pod swoje skrzydła? Kim tak naprawdę dla niego był?
Wieczory nie były łatwe. Kładąc się na
swoje posłanie, zawsze czuł dziwne napięcie i choć mężczyzna nigdy go do
niczego nie zmuszał, wysyłał wiele aluzji, by jednak przyszedł do jego łóżka.
Odtrącał go brutalnie, zakopując się pod własną pościelą, by nie ujrzał jego
płonących uszu. Tej nocy jednak Law go do siebie nie zaprosił. Był wyjątkowo
milczący. Minuty mijały, ale sen Sanjiego nie zabierał. Wiele pytań kłębiło mu
się w głowie.
Zastanawiał się… czy może dzisiaj…
Wstał i cicho podszedł do łóżka Lawa. Widział jedynie jego wytatuowany bok. Wziął głębszy wdech i wsunął się pod pościel. Mężczyzna nadal się nie poruszał, choć już czuł, że nie śpi. Bał się jednak go dotknąć.
Nagle Law się odwrócił i usiadł. Wzrok miał ciepły, trochę rozbawiony.
– Wiesz, że to nierozsądne pakować mi się do łóżka? Jeszcze sobie coś pomyślę… – musnął jego ramię zewnętrzną częścią dłoni.
– Co zaszło… między wami a Oniyuri? – wypalił, chcąc dostać to, po co ryzykował.
– Hym… Jestem zawiedziony…
– Chcę wiedzieć.
Law ciężko westchnął.
– Odbieramy im klientów czystym przypadkiem. Gdy miałem swoje Misedaschi, Lucci stracił najlepszą partię, jaka się wtedy nim interesowała. Nigdy mi tego nie zapomniał. Spotkaliśmy się przez przypadek rok temu w knajpie i niewielkim powodem rozpoczęli bójkę. Niestety służby porządkowe były po ich stronie, bo Lucci trafił wtedy ze złamaną ręką do szpitala i przez to podupadł im interes. Luffy był z tego dumny. Od tego dnia mamy zakaz zbliżania się do tych gnoi i tyle w temacie. Nie zmienia to faktu, że nadal lubią nas drażnić, bo to my wciąż zgarniamy z Ryokanów najlepsze kąski.
Sanji również usiadł i zebrał się na najbardziej dręczące go pytanie.
– Kogo… ci przypominam?
Law zmarszczył brwi, niezadowolony ze zmiany tematu.
– Całkiem dużo już rozumiesz po japońsku, co?
– Mam dobrego nauczyciela.
Nie udobruchało to mężczyzny. Podrapał się po karku i zastygł tak, rozważając co zrobić.
– Są rzeczy, o których nie musisz wiedzieć.
– Ale…
– Jeśli zostaniesz tu jeszcze chwilę dłużej to obiecuję, że przestanę się kontrolować.
Law spojrzał na niego tak drapieżnie, że zaschło mu w gardle, a każdy nerw zabolał od napięcia, jakie wywołały te słowa. Gorąco rozlało się po jego podbrzuszu i policzkach.
– Chyba, że zmieniłeś zdanie i…
– D-dobranoc…
Sanji wiedział, że tym razem mężczyzna nie żartuje. Wstał niezgrabnie i położył się szybko na swoim futonie. Usłyszał jeszcze cichy śmiech i to, jak Law znów położył się na boku. Sam wpatrywał się w ścianę i próbował opanować żądze, które niezadowolone próbowały dojść do głosu.
Co się z nim działo?
***
Dni mijały. Sanji codziennie doświadczał karuzeli emocji. Wieczory w herbaciarni były dla niego bardzo stresujące, ale coraz lepiej sobie radził z klientami. Zauważył, że znalazło się kilku stałych bywalców, którzy nieustannie coś od niego chcieli. Każdy z nich przyprawiał go o dreszcze obrzydzenia. Za dnia nadal chodził na lekcje gotowania, na które, gdy mogli, odprowadzali go Luffy i Ace. Podczas tych wędrówek nie był w stanie nie polubić ich wesołego usposobienia. Tak samo Zeff był bardzo życzliwy i codziennie, wręcz z żalem, opuszczał jego restaurację. Nawet Iva i Domino mniej go irytowały.
Niestety jednak pewna myśl powracała do niego jak zimna fala.
Nadal był w Japonii i nadal musiał znaleźć sposób, by uniknąć zgotowanego sobie losu. Uczył się pilnie języka, który mógł mu się przydać w ucieczce. Każdego dnia gromadził informacje, będąc już prawie pewnym, że właśnie do tego będzie musiał się znowu uciec. Czuł się z tym jednocześnie źle, ale nie mógł zapomnieć o tym, czego oni wszyscy od niego oczekują.
Do tego wszystkiego dochodziła jego dziwna sytuacja z Lawem. Mężczyzna nieustannie go prowokował, będąc jeszcze bardziej pewny siebie po ich ostatnich zbliżeniach. Zrobił się śmielszy i momentami wręcz bezczelny. Była to prawdziwa tortura. Chciał, by na nowo dzieliła ich jakaś przepaść, ale próżno doszukiwał się dawnych uprzedzeń. Ba, nawet momentami łapał się na tym, że bawi się za dobrze jak na swoją sytuację. Rzeczywistość brutalnie sprowadzała go na ziemię, gdy Law chodził w odwiedziny do klientów. Nieznane mu dotąd uczucie pełzało nocami po jego wnętrznościach, zadając pytanie – czego się właściwie spodziewał? Uwodzenie przez niego ludzi było na porządku dziennym. Tak zarabiał…
Jestem w burdelu, przypominał sobie boleśnie i próbował przestać sobie wmawiać niemożliwe.
Pewnego dnia te myśli przytłoczyły go ze zdwojoną mocą. Dzień odwiedzin w Ryokanie zbliżył się tak bardzo, że przestawał wierzyć, że odważy się zrealizować swój plan. Panika często wybudzała go ze snu, a za dnia nie mógł się skupić. Nawet poniedziałek, gdzie nie otwierali herbaciarni, nie potrafił mu poprawić humoru. Niestety zamiast spokojnego wieczoru, chłopacy postanowili zabawić się prywatnie we własnym gronie. Ace, Luffy i Law przejęli pusty bar. Iva miała wizytę u Crocodila, Domino poszła na imprezę, a Gin zwykle nie lubił towarzystwa, więc zaszył się gdzieś w domu, jak to miał w zwyczaju. Nim Sanji również zdążył odmówić, do jego ręki została wciśnięta czarka z sake.
– Zdrowie! – krzyknął Ace.
Stuknęli się ceramiką i wypili całość na raz. Sanji nie miał nic do stracenia, a ze względu na podły nastój, chętnie spróbował alkoholu. Nawet się nie skrzywił, wspominając sobie o wiele mocniejsze trunki, których próbował w rodzinnym kraju. Zasmakowało mu, przypominało trochę wytrawne wino. Dał sobie nalać jeszcze.
– I jak, uda ci się z tym wojskowym? – zagadnął Luffy’ego Law.
– Z panem Zoro? – zapytał młody, by się upewnić i wyszczerzył. – Mam go jak w banku.
– Żebyś się nie przeliczył – odparł kąśliwie Ace i dostał kuksańca.
Sanji dobrze wiedział, o kim mówią. Ostatnio w herbaciarni pojawiał się jeden z kapitanów jakiegoś japońskiego oddziału. Był nim bardzo przystojny, młody mężczyzna, którego charakteryzowała podłużna blizna na lewym oku. Miał stalowe spojrzenie i bardzo ładnie zbudowane mięśnie. Wszyscy o nim mówili, bo wcześnie dorobił się awansu i podobno był świetny w szermierce. Stąd przydomek. Od niedawna zaczął odwiedzać różne przybytki, ale wyjątkowo często bywał w Suisen i rozmawiał właśnie z Luffym. Dla Sanjiego wydawał się oschłym, naburmuszonym żołnierzykiem, ale młody nie miał z nim najmniejszego problemu. O dziwo, ich relacja nadal trwała, co więcej, zapytał nawet o Ivę, ale ostatecznie jeszcze się do niej nie wybrał, by umówić spotkanie.
– Podoba ci się? – Sanji zapytał nieśmiało Luffy’ego i pociągnął kolejny łyk alkoholu, zerkając w stronę Ace’a.
– Jest super hot – zamyślił się z rozmarzeniem.
– Będzie zarabiał więcej od ciebie – zauważył kąśliwie Law, patrząc na piegowatego chłopaka.
– Shishishi, możesz już zazdrościć. – Luffy zaśmiał się, będąc najwyraźniej z tego dumnym.
Ace nalał sobie więcej alkoholu.
Sanji dalej nie rozumiał ich relacji. To go przerastało. Z resztą, swojej sytuacji też nie pojmował. Zerknął na ciemnoskórego mężczyznę, który wyjątkowo mało poświęcał mu dzisiaj uwagi.
– Shanks już się nie wypłaca? – zapytał Law, nadal unikając spojrzeń Sanjiego.
– To stary pryk, długo nie pociągnie, muszę sobie przygruchać nowego. A jednorazowe przypadki są czasem… obleśne. Nie przewidzisz, co sobie zażyczą.
– No nie? – przytaknął Luffy.
Zaczęli wspominać takie rzeczy ze spotkań z klientami, że Sanji pozieleniał. Na szczęście alkohol go rozluźniał, więc po godzinie był rozweselony razem z nimi.
– S-serio? Kazał ci…?
– Tak. Udawać psa. Nic więcej. Miałem być jego szczeniaczkiem. Jedyne czego dotknął, to moja głowa, po której mnie głaskał. Żyłem za jego pieniądze przez miesiąc!
Zaśmiali się i opróżnili czwartą butelkę do końca.
– A jak jest z tobą? Któryś wpadł ci w oko? – Zapytał nagle Ace Sanjiego.
– Co? – spłoszył się, gdy wszystkie spojrzenia zostały skierowane na niego.
– Klient. Będziesz miał z przynajmniej pięciu poważnych kandydatów, Iva mi zdradziła, że propozycje się nie urywają, choć jeszcze nawet nie pokazałeś się w Ryokanie.
Przełknął ślinę. Przypomniał sobie pożądliwe spojrzenia każdego z osobna, a w szczególności Kizaru. Zrobiło mu się słabo. Może nie byłoby to takie straszne, gdyby chociaż któryś z nich… Niekontrolowanie spojrzał na Lawa, a ten odpowiedział mu zdziwionym uśmiechem. Zaschło mu w gardle. Nie rozumiał, czemu zawsze musiał wyglądać tak perfekcyjnie. A może alkohol całkowicie zamglił mu zdolność postrzegania? Zanim zdał sobie sprawę, że milczy za długo i patrzy w oczy temu mężczyźnie, było już za późno.
– Proszę, proszę… – Ace zauważył to krótkie wahanie.
– Ktoś tu już kogoś lubi… – podłapał Luffy.
– Ja…! Nie! – zaprzeczył trochę za ostro i już wiedział, że jest spalony, tak jak jego twarz. Zdenerwował się, że alkohol tak go zdradził. Nie wiedział, jak się wybronić.
– Nie musisz się wstydzić… – powiedział Ace i spojrzał na Trafalgara emanującego epickim spokojem. – Nie jesteś jedyny.
Te słowa go zdenerwowały. Nie powinny, ale jednak… Zacisnął mocniej ręce na czarce.
Poproś mnie, a pokażę ci, jak to jest być z mężczyzną…
To wracało do niego zdecydowanie za często. Jak wielu osobom to jeszcze proponował? Czy można tak kogoś pragnąć, że odbiera to zdrowy rozsądek? A może za długo przebywał w ich towarzystwie i poprzestawiało mu się w głowie?
– Śmiało. Powiedz, co byś chciał, żeby z tobą zrobił – podpuszczał go Luffy.
– Gdzie byś chciał, żeby cię dotknął… – podjął Ace, również dobrze się bawiąc.
Law wyglądał na rozbawionego tym wszystkim i bacznie ich obserwował.
Sanji nie wiedział, co robić. Postanowił milczeć. Powinien zaprzeczać, krzyczeć na nich, ale nie mógł. Gorąco przeplatało się ze wstydem, alkohol szumiał w głowie. Nie mógł oderwać oczu od uśmiechających się do niego ust. Każde słowo go oburzało, a jednocześnie blokowało. Czuł się poniżony, ale też rozbrojony.
– Jak byś chciał…
– …żeby cię całował?
Z zamyślenia nad własnym stanem wyrwała go niecodzienna scena.
Ace z Luffym przylgnęli do siebie i złączyli usta. Oniemiały wpatrywał się w nich, zalany falą rumieńców. Pocałowali się namiętnie i głęboko. Młodszy zarzucił Ace’owi ręce na szyję i pociągnął go za sobą tak, że wylądowali na stoliku, zwalając z niego rzeczy. Część yukaty Luffy’ego się rozwiązała i pokazała jego nagie ramię i udo. Był to bardzo erotyczny widok.
Odwrócił wzrok. Nagle przy nim znalazł się Law.
Sanji zamarł. Utkwił spojrzenie w podłodze, słysząc jedynie mokre pocałunki i westchnienia. Law chwycił go za podbródek, uniósł i zmusił do podniesienia wzroku. Sanji zamknął oczy. Poczuł głaskanie przy linii szczęki i kciuk zahaczający o jego wargi. Zadrżał.
Co ja wyprawiam? Pytał siebie w panice, jednocześnie nie mogąc się przeciwstawić. Nie chciał tego doświadczać, ale ciało go zdradzało.
Ogień gniewu i rozpalenia mieszał się ze sobą. Odważył się uchylić powieki. Spojrzeli sobie w oczy i mógł przysiąc, że czuje, jak powietrze się elektryzuje. W przypływie impulsu chwycił jego kciuka zębami i delikatnie ugryzł. Zamarł w oczekiwaniu, gdy Law patrząc z góry, przytłaczał go zadowolonym spojrzeniem. Czy dawał mu satysfakcję, widząc go w takim stanie?
Tonął.
Law napawał się jeszcze chwilę jego rozgniewanym i jednocześnie uległym spojrzeniem, a potem usiadł za nim i skierował twarz na nadal całujących się, przyrodnich braci.
– To będzie twoja lekcja – szepnął mu do ucha. – Patrz, jak to robić.
Sanji w końcu uniósł wzrok i chciał przełknąć ślinę, ale w ustach mu całkowicie zaschło.
Yukata Luffy’ego leżała już rozwiązana na stole. Młodszy zarzucił ręce do tyłu i odchylił głowę, gdy Ace całował go po odsłoniętym brzuchu. Nagie ciało wiło się z przyjemności, a gorący członek znalazł się w rękach starszego, który przyjemnie go ściskał. Kręciło ich, że mają obserwatorów.
– Law… – szepnął blondyn błagalnie.
Sanji miał wrażenie, że jest w jakimś transie. Zasłonił twarz rękami, ale Law konsekwentnie je odciągnął. Niekontrolowanie podniecił się i sięgnął dłonią między swoje nogi, by jakoś to ukryć. Zacisnął uda i zagryzł wargę prawie do krwi. Potrzeba spełnienia coraz mocniej odznaczała się pod materiałem jego ubrania. Nie chciał tego czuć, ale obraz przed nim i ciepłe ciało za nim nie pozwalały otrzeźwieć. Słodki oddech owiewał mu ucho, ale nic prócz palców na swojej szyi nie poczuł. Nakręcał się nawet tym drobnym dotykiem. Chciał więcej. O wiele, wiele więcej. Głośne westchnienie wyrwało się z jego ust, gdy Ace wykonał kolejny ruch.
Pochylił się nad Luffym i całując go głęboko, chwycił ich napięte penisy w garść i potarł o siebie.
Sanji odwrócił się do Lawa z niemym błaganiem. Był to kolejny błąd. Siedział mu praktycznie na kolanach. Jego yukata poluźniła się, odsłaniając nagi tors. Złotooki lubieżnie przejechał po nim wzrokiem. Też był rozpalony. Pożerał go głodnym spojrzeniem, jak zwierze polujące na ofiarę. Czekał na jego ruch.
– Ja…
– Jesteś taki cudowny…
Zakręciło mu się w głowie. Sanji poczuł, jak wypełnia go nieznane dotąd uczucie. Czuł się… dobrze. Law patrzył na niego wygłodniale, całym sobą pokazując, jak bardzo mu się to podoba. Słowa uwięzły w gardle. Nie powinien, a jednak… coś go przyciągało. Chciał w jednej chwili złamać wszystkie swoje postanowienia na rzecz tak trywialnych słabości i… boże, co on odpierdala?
Poczuł złość. Na siebie, na świat, na Lawa.
Pieprzyć to.
Pochylił się i złączył ich usta.
Znów uderzył go smak, miękkość i ciepło drugich warg. Tęsknił za tym od dnia, gdy ostatni raz ich posmakował. Law zamruczał zaskoczony i zadowolony, przyciągając go do siebie zaborczo w talii. Pocałowali się głęboko, ich języki zatańczyły, spragnione pieszczot. Sanji czuł się w jego ramionach obłędnie. Już nie zwracał uwagi na Luffy’ego i Ace’a, chciał być już tylko z Lawem. Przysuwając się bliżej niego poczuł pod materiałem jak ocierają się o siebie ich nabrzmiałe przyrodzenia i westchnął. Ciepłe usta zjechały do jego szyi.
– Bądź mój… – szepnął Law, chcąc sprawić, by blondyn całkowicie mu uległ.
Sanji chciał… tak bardzo chciał…
Czego… chciał?
Chcę, by mnie zerżnął. Nawet tu. Całował każdy centymetr mojego ciała. Zrobił ze mną rzeczy, na które nigdy nikomu nie byłbym w stanie pozwolić. Szybko, wolno, namiętnie, brutalnie... jak mu się spodoba. Chcę usłyszeć jak bardzo…
Mocne uderzenie serca zatrzymało ten galop myśli. Nie mógł tego znieść.
Upokorzenie przelało czarę goryczy i zawstydzenia. Zdołał się ocucić i uwolnić od tych ciepłych ramion. Nie patrząc na Lawa, wstał i chwiejnie wybiegł z pomieszczenia, poprawiając sobie ubranie. Nikt go nie zatrzymał. Znalazł się na zewnątrz, na ganku i chwycił jednej z kolumienek podtrzymujących strop, by się nie przewrócić. Kręciło mu się w głowie, a żołądek mrowił. W ustach zbierał się kwaśny smak. Osunął się na kolana, zgięty w pół. Chłodne powietrze nie pomagało.
Nie rozumiał, czemu nieustannie do tego dopuszcza. Dawał się zagonić w kąt, jak jakaś zbłąkana owieczka. Czyżby już zapomniał, co naprawdę się dla niego liczyło? Przecież oczywistym było, że Law się nim bawi. Rozpala w nim tęsknotę, a potem się nią upaja. Byłby głupcem, gdyby liczył na coś więcej. Pewnie dostarcza mu niewysłowionej rozrywki, miotając się między tym co słuszne, a tym czego pragnęło jego ciało. Przecież nie chce przyjmować ich zasad. Nie chce być częścią tego świata. Do tego Law... Całowały go usta, które poprzedniego wieczoru zostały oddane komuś innemu. Powinien się nim brzydzić. Sobą brzydzić. Poczuł niesmak.
A może jednak się oszukuje? Może to wszystko nie miało żadnego znaczenia i wychodzi jedynie na głupca? Przecież to tylko zwykła przyjemność. Chwila uniesienia, która w końcu przyniesie ulgę.
Przecież i tak ma zrobić to samo za pieniądze, więc czemu sobie odmawia?
Zemdliło go.
Czy taka musi być cena powrotu do domu?
Zastanawiał się, która myśl była gorsza. To, że zostanie dziwką, czy to, że uczucie do Lawa przeradza się w coś niebezpiecznego?
Poczuł pierwsze torsje.
Zwymiotował. Potem urwał mu się film.
***
Poranek przywitał wszystkich krzykami Ivy, która wracając do Suisen zastała ganek przystrojony śladami wczorajszej kolacji. Gin, który wyszedł, by im pomóc, szybko usunął się w cień, nie chcąc znaleźć się na linii ognia. Chłopacy pomimo olbrzymiego kaca, chwycili za ściery i zaczęli doprowadzać herbaciarnię do ładu. Pracowali w milczeniu, nawet na siebie nie patrząc. Szczególnie Sanji, który nadal nie mógł wyjść z traumy, jaka go spotkała poprzedniego wieczora i o poranku.
Gdy tylko rozkleił oczy, zobaczył naprzeciw siebie twarz śpiącego Lawa. Jakimś cudem znalazł się w jego łóżku i kompletnie tego nie pamiętał. Oplatali się ramionami, wtuleni w siebie. Co więcej i co było najgorsze… oboje byli nadzy! Sanji wystrzelił z łóżka jak torpeda, przewracając się o zrzucone z łóżka poduszki, chwycił leżącą u progu pokoju wczorajszą yukatę i pognał do łazienki, nie patrząc, czy zbudził tym właściciela pokoju. Oblał twarz zimną wodą i spojrzał na jedyne w kącie lustro i ponownie zamarł.
Na jego bladym obojczyku widniała krwista, fioletowa malinka.
Jego twarz zrobiła się takiego samego koloru.
– Boże!
Kucnął i ukrył twarz w dłoniach.
Czy to możliwe, że wczoraj…? Dał się…?
Bądź mój… odbijało się w jego głowie.
Próbował sobie przypomnieć cokolwiek, ale miał pomieszane wspomnienia. Pamiętał wygłupy w herbaciarni, pocałunki chłopaków, gorące ręce na swoich udach, zwymiotowanie na ogrodzie i… Oddychał szybko, a ręce mu drżały, gdy w panice sięgał w najciemniejsze zakątki pamięci. Ciepło rozchodziło się falami po jego ciele. Prawdopodobnie był w łazience… Pamiętał moment rozbierania… Wzdrygnął się. Nagle przyszła mu do głowy zawstydzająca myśl. Wiedział, że jednym z najbardziej skutecznych sposobów, które pozwolą mu upewnić się, czy coś zaszło, było sprawdzenie swojego stanu fizycznego w pewnym miejscu...
Powoli się uspokajał, gdy upewnił się, że seksu to on na pewno wczoraj nie uprawiał. Przynajmniej tyle.
Odetchnął urywanym oddechem i ponownie obejrzał malinkę. Był sobą zdegustowany. Przymknął oczy. Jedno było pewne, Law pozwolił sobie na więcej, niż powinien i nie miał zamiaru mu tego darować.
Zawładnął nim gniew. Wrócił do pokoju opatulając się jednym z ręczników i zobaczył go siedzącego na łóżku, już częściowo ubranego. Winny spojrzał na niego, nie do końca rozbudzonym wzrokiem. Co więcej, uśmiechnął się!
– Zadowolony z siebie jesteś?! – Sanji podniósł głos. Lawa zbiło to z tropu. – Lubisz się zabawiać czyimś kosztem? Jak… jak mogłeś!
– Czemu krzyczysz? – zaśmiał się Law, rozmasowując sobie głowę. Zrobił kwaśną minę, gdy rozbolała go skroń.
– Nie udawaj, że nie wiesz!
Mężczyzna spojrzał na niego przytomniejszym wzrokiem i zmierzył od stóp do głów.
– Hym… może mnie pamięć myli… przypomnisz mi, co zaszło?
Sanji kolejny raz oblał się rumieńcem, a krew szybciej popłynęła mu w żyłach. Przełknął ślinę. Law obserwował go drapieżnie, z założoną nogę na nogę i podpierał się tyłu na rękach. Jego yukata jak zwykle była rozchylona, ukazując pięknie wyrzeźbione mięśnie brzucha.
– To! – wskazał na malinkę – To zaszło!
Tym razem Law zaśmiał się na całego. Wstał i podszedł do niego. Mimo, że był tylko o kilka centymetrów wyższy, Sanji poczuł się bardzo przytłoczony. Zwłaszcza, że zdawał się pamiętać o wiele więcej niż on. Jego złote oczy uśmiechnęły się do niego w rozbawieniu.
– Powinieneś mi dziękować, że tylko tyle.
Sanji’ego poniosły emocje i w ich przypływie nieoczekiwanie uniósł rękę i zamachnął się na policzek Lawa.
Dźwięk uderzenia był bardzo głośny. Dopiero po chwili dotarło do niego, co tak naprawdę zrobił.
Mężczyzna nie przestawał się uśmiechać. Obrócił się z powrotem, nie wyglądając, jakby zrobiło to na nim wrażenie. W oczach lśniła mu jakaś niezdrowa fascynacja i pożądanie. Był całkowicie niezrażony.
– W nocy byłeś ostrzejszy… – powiedział, wiedząc, że jeszcze bardziej rozzłości blondyna.
Sanji sapnął z oburzenia.
– J-jesteś chory!
Potem ich uroczy poranek przerwała rozkrzyczana Iva. I tak do tej pory szorował deski ganku, co rusz chuchając sobie w zziębnięte dłonie, szybko wkładając je z powrotem do wiadra z ciepłą wodą. Luffy’ego i Ace’a też mijał bez słowa, zbyt zawstydzony, by spojrzeć im w oczy. Nie widział, jak się w tym wszystkim odnaleźć.
Wiedział już, że jest znacznie słabszy, niż początkowo zakładał i że uczucia do Lawa naprawdę przytłaczają go do tego stopnia, że odbierają zdrowy rozsądek. Co więcej, najwyraźniej podświadomie chce mu pozwolić na więcej, więc jak tak dalej pójdzie, prawdopodobnie niedługo mu ulegnie. Bardzo chciał wiedzieć, co zaszło wczoraj, ale po swoim agresywnym wyskoku i przemocy wątpił, by Law chciał z nim poważnie porozmawiać.
Zastanawiał się skąd wziął w sobie odwagę, by w ogóle go uderzyć. Niekontrolowanie uśmiechnął się do siebie pod nosem, a potem znowu spochmurniał. Nie miał przecież żadnych powodów do dumy. Jego sytuacja była beznadziejna.
Postanowił więc sobie chociaż dwie rzeczy, których od teraz musiał bezwzględnie i absolutnie przestrzegać.
Nie tknie już więcej alkoholu i musi, ale to musi się odciąć od tych uczuć.
***
Tym razem na lekcję gotowania odprowadzał go sam Ace. Luffy wymiotował większość poranka i Iva katowała go dalej kazaniami. Szli w milczeniu, mijając rozkrzyczanych na straganach kupców i biegające pod nogami dzieci.
– Już niedługo będziemy mieć schadzkę w Ryokanie – rzucił Ace obojętnie, jakby skomentował pogodę.
Sanji mruknął w odpowiedzi, czując związany z tym słowem stres. Wiedział, że zostało do tego wydarzenia kilka cholernie krótkich dni.
– To czego wczoraj byłeś świadkiem… Myślę, że też by ci nie zaszkodziło, gdybyś…
– Błagam, nie chcę tego słuchać… – skulił się w sobie, czując ogromne zmęczenie i presję. Mówił cicho bojąc się, że ktoś ich usłyszy.
– Słuchaj, mówię to dla twojego dobra. – Ace zastąpił mu drogę i również zniżył ton. – Klienci potrafią być… bezwzględni i na pewno cię skrzywdzą. Widzę, co i jak... Chciałbym ci jakoś pomóc, gdybyś chociaż pozwolił…
– Nie… ja…
– Słuchaj, mogę to być ja albo Luffy, jeżeli...
Sanji aż zaniemówił, tak go to zszokowało.
– Prędzej czy później któryś z nas musi ci pokazać… no wiesz… pewne rzeczy.
– Wiem… co i jak! – wysapał zawstydzony. – Jeżeli pytasz mnie o seks, to znam szczegóły!
Ace nie wydawał się przekonany.
– Teoria i praktyka to co innego.
Sanji absolutnie nie potrafił sobie tego wyobrazić i jego umysł bronił się przed tymi wizjami rękami i nogami. Do tego samo to, że każdy wchodził w jego życie intymne z buciorami już wystarczająco go drażniło.
– Naprawdę podziękuję. Poradzę sobie sam!
Ace nie ustępował.
– Lepiej, żebyś to miał za sobą. Mówię ci to z ręką na sercu. Niech to będzie osoba, do której masz zaufanie. Wiem, że może to żaden wybór, ale Law jest w tym naprawdę dobry i… – zatrzymał się na chwilę widząc minę Sanjiego i odchrząknął – Coś was do siebie ciągnie. Nie zaprzeczaj.
Blondyn zacisnął wargi i pięści.
– Ciebie też przygotowywał? I Luffy’ego? Pokazywał tylko czy odbywaliście praktykę?
Ace zaśmiał się na te słowa, z łatwością wyłapując z nich zazdrość. Sanji nie pojmował, jak nic nie potrafiło żadnego z nich dotknąć. Miał wrażenie, że każde oszczerstwo i zniewagę przyjmują tak samo. Piegowaty wziął oddech i postanowił powiedzieć coś, na co najwyraźniej nie miał ochoty.
– Ja i Luffy mamy… długą przeprawę między sobą i nikt nas nie musiał do niczego przygotowywać. Tak, wiem jak to wygląda. Kocham go, nawet jeśli robimy to, co robimy.
To wyznanie zaskoczyło, rozczuliło i przeraziło Sanjiego jednocześnie.
– To dlaczego… z tym nie skończycie?
Piegowaty wzruszył ramionami.
– Siedzimy w tym już tak długo…
– Wyjedźcie, znajdźcie inną pracę i…
– Z taką przeszłością? – zaśmiał się. – Jak to widzisz? Życie to nie bajka. Wiemy, co to głód i ból. Potrafimy jedynie kraść, zabawiać ludzi i uprawiać seks. Oczywiście, że o tym myślimy, mamy marzenia, ale nie czystą kartę. Zaczynanie od zera jest ryzykowne. Nie chcę narażać Luffy’ego na ponowne wylądowanie na ulicy. Nie w momencie, gdy niczego nie jestem pewny. Nawet siebie.
Sanji spuścił wzrok, ponownie przybity. Ace kontynuował.
– Law i tak musi cię przygotować. Albo któryś z nas. Czy tego będziesz chciał, czy nie. Mówię to zawczasu, byś oswoił się z tą myślą.
Sanji poczuł, że jeszcze bardziej zamyka się w sobie. To było dla niego po prostu niepojęte.
– No chyba, że wczoraj… do czegoś między wami doszło? – zapytał Ace machając brwiami.
– Co? Nie! – odpowiedział zdenerwowany i wciąż nieswój. Nigdy nie przeprowadzał z nikim takich rozmów.
– No to… w każdym razie… dałeś mu popalić. – zaśmiał się, najwyraźniej chcąc poprawić Sanjiemu humor na swój sposób, co oczywiście odniosło odwrotny skutek.
– Popalić? – zapytał cicho.
– Nieźle się na niego… rzuciłeś – w rozbawieniu wydął usta – Gdybyś nie przegiął z alkoholem, pewnie również skończylibyście nago obok nas – zaśmiał się, kompletnie niezawstydzony. – Po ustaniu twoich wymiotów i odklejeniu cię od słupa, zebrał cię z podłogi i poprowadził do łazienki. Kleiłeś się do niego jak obłąkany.
Sanji słuchał tego w osłupieniu.
– Sam się rozebrałeś do kąpieli i do Lawa też się dobierałeś. Na pewno musiał się mocno… hamować. Potem już nie patrzyłem, co wyprawiacie, ale po ilości piany, którą zostawiliście, chyba całkiem nieźle się… wierciłeś.
– Co...? – Sanji czuł, jak ogarnia go przerażenie i wstyd. – Wcale się dobrze… nie bawiliśmy… – Wyrzuty sumienia jednak zamknęły mu usta. Przypomniał sobie, jak rano go uderzył i już w ogóle zachciał się zapaść pod ziemię.
– Jasne. Buraku.
Ace wskazał na jego szyję i twarz, a Sanji miał ochotę schować ją w zimny śnieg. Piegowaty śmiał się z niego całą drogę, aż nie rozstali się przy restauracji.
***
To było dla Sanjiego nie do pomyślenia. Palił się od środka, bojąc się wrócić do Suisen. Podczas lekcji gotowania tym bardziej starał się sobie przypomnieć, co wydarzyło się wcześniejszego wieczoru i dzięki Ace’owi był w stanie w końcu dobrze zinterpretować zapamiętane obrazy. Przez to zrobił bardzo wiele błędów i Zeff cmokał z dezaprobatą. Nie mógł się skupić.
Czyli jednak nie był w stanie nad sobą zapanować. Do tego Law wcale nie wykorzystał sytuacji, sam mu się wepchnął w ramiona. Doprawdy, postąpił żałośnie.
I w sumie żałował, że niewiele z tego pamiętał.
Wracając z Ace’em modlił się, by ktoś go po drodze jednak uprowadził.
Na szczęście już przy drzwiach Iva porwała go do siebie, musząc mu koniecznie coś pokazać. Wykorzystał okazję i skrył się w jej prywatnym pokoju, oddychając z ulgą. Szybko jednak jego uwagę przykuł strój na wieszaku. Zamurowało go.
– Piękny, prawda? – Iva poklepała ubranie. – Myślę, że dobrze zrobiłam, że posłuchałam Lawa i zamówiłam ci jeszcze jeden. W końcu po co Japończykom obcokrajowiec w kimonie! – Trajkotała Iva, zadowolona z siebie. – Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę minę tych z Oniyuri! Sami będą chcieli zamówić z tobą noc!
Na szafie wisiał garnitur i błękitna, bawełniana koszula. Blondyn miał nieodparte wrażenie, jakby był to twór jakiejś minionej epoki. Dotknął materiału i zacisnął wargi, nawet nie zdając sobie sprawy, że można tęsknić za czymś tak błahym. Był to tylko niewielki element jego starego życia, które miał wrażenie, przeżył jakieś sto lat temu. Co więcej, załatwił mu to Law…
Czy ma u niego coraz większą listę długów?
– I choć mi się to nie podoba, nie będziesz się prezentował na scenie… W sumie masz już wystarczającą listę klientów po kelnerzeniu w herbaciarni, a Law wspominał, że beznadziejny z ciebie aktor i to może jedynie nam zaszkodzić. Do tego jest to ekstrapłatne, więc trochę zaoszczędzę. Będziesz miał po prostu osobne stanowisko z dobrym widokiem na sali. I tak każdy wie, że jesteś z Suisen, nie mam nic do stracenia. I nie patrz tak. Zawsze mogę zmienić zdanie!
Tak… zdecydowanie ta lista mu rosła.
Jejku nie mogę się doczekać,aż Sanji się będzie prezentował ^^ Czekam w napięciu <3
OdpowiedzUsuńHej SUPERRRRRR , bardzo mi się podoba hehe rozbrajające dobrym tego znaczeniu
OdpowiedzUsuńnapisz do mnie na galaxa2@o2.pl
mam pewne przepuszczenia co będzie dalej ... ciekawe jak bardzo mylne czy trawne
wpadło mi kilka pomysłów .....
liczę na szybkie pojawienie się nowego rozdziału
galaxa2
Hej, dziękuję^^ napisałam maila
Usuńszukam i nie znalazłam
Usuńgalaxa2