wtorek, 17 listopada 2020

...............................Suisen 8.................................


Sanji mył się pod czujnym okiem Ivy. Robił to bardzo powoli i ostrożnie, gdyż każdy ruch przyprawiał go o ból. Bolał go obstrzyżony bok głowy, usta, roztarcia na nadgarstkach i kostkach. Zaciskał zęby za każdym razem, gdy kropelka wody rozdrażniła rany. Był… pusty w środku. Jak martwa skorupa. Emocje gdzieś z niego uleciały. Nawet nie przeszkadzało mu to, że jest obserwowany.

– Miałeś szczęście, że Domino szlajała się po tej dzielnicy ze swoim nowym chłopakiem.

Szczęście? Chciał się zaśmiać, ale nawet jego usta go nie usłuchały.

– Dobrze, że cię bardziej nie uszkodzili. Już chłopaki zadbali o to, by Oniyuri nigdy nie przyszło ponownie do głowy, by wpaść na taki pomysł.

Nawet nie chciał myśleć, co ich spotkało. To nie tak, że ich żałował. Po prostu okrucieństwo w każdej formie wzbudzało w nim obrzydzenie. W końcu sam prawie znalazł się na ich miejscu.

Wyciągnęła z yukaty zwykłe pudełko papierosów i odpaliła jednego, mocno się zaciągając.

– A tak na marginesie, kupił cię Kizaru Borsalino. Inne oferty nawet nie miały jak z nim konkurować. Miał cię na oku od początku, to było do przewidzenia. – powiedziała beznamiętnie, jakby obwieszczała pogodę na jutro.

No tak, życie toczyło się dalej. Sanji nie miał teraz głowy jeszcze nad tym myśleć. Wpatrywał się beznamiętnie w czerwone stróżki, które znikały w odpływie.

– Do transakcji dojdzie w tym tygodniu. Musimy też coś zrobić z twoimi włosami – zaciągnęła się znów dymem, zdając się nie zwracać uwagi na jego stan psychiczny – Potem możesz robić, co chcesz. Zostać albo wyjechać, mnie obojętnie.

Bezdusznie zostawiła go samego, a on coraz głębiej zanurzał się w obojętność.

Skończył się myć i ubrał powoli. Wrócił ciemnymi korytarzami do sypialni. Po drodze słyszał, jak w pokoju Luffy’ego i Ace’a panuje wesoła atmosfera. Przechwalali się odniesionym zwycięstwem i sukcesem w Ryokanie. Pan Zoro w końcu przypieczętował spotkanie, a Ace też nie narzekał na brak zainteresowania. Mieli udane łowy.

Sanji nie był w stanie im  towarzyszyć. Potrzebował…

Minął ich drzwi i poszedł dalej. Miał nadzieję, że go zastanie… Rozsunął powoli drzwi.

Law siedział sam w sypialni, pogrążony w ciemności. Na początku, gdy usłyszał jego kroki, spiął się i powoli odwrócił.

Spojrzeli sobie w oczy i Sanji znów poczuł, jakby ujrzał go po raz pierwszy. Tego dnia, gdy wybudził się po chorobie. Coś, ciepłego rozgrzało mu podbrzusze.

Law odwrócił wzrok i rozkazał mu usiąść na łóżku, co Sanji pokornie wykonał. Mężczyzna zbliżył się do niego z niewielkim pudełeczkiem.

– To złagodzi ból.

Law wygrzebał z pojemniczka białą maź i delikatnie, odsuwając materiał ubrania, posmarował otarte miejsca chłopaka. Sprawił, że na policzki Sanjiego wkradł się rumieniec. Zacisnął wargi, gdy zaszczypało, choć miał wrażenie, że zepchnął ból w jakieś inne miejsce. Dał sobie posmarować skroń i nadgarstki. Law pracował w milczeniu i skupieniu, dotykając go z najwyższą delikatnością. Sanji zaczął mu się bezwiednie przypatrywać, a jego klatka piersiowa unosić coraz szybciej. Ten dotyk go koił i chciał, by trwał wiecznie. Wymazywał całe zło, które go spotkało.

Law zesztywniał na chwilę, wyczuwając zmianę w Sanjim i uniósł wzrok. Jego oczy wypełniało coś ciemnego i smutnego. Sanji zobaczył, że i on był ranny, miał obandażowane ramię, które próbował ukryć pod ubraniem. To była rana, którą otrzymał próbując go ratować…

Zadrżał ponownie, targany już jedynie czystym pragnieniem. Jeśli było to złudne, to i tak chciał się tym karmić. Chciał wtulić się w jego ramiona i słuchać tylu kłamstw, ile tylko będzie w stanie wymyślić. Już nie będzie się bronił. Potrzebował tego. Potrzebował poczuć kogoś przy sobie, nawet jak miała to być fałszywa obietnica szczęścia. Myślał, że to rany go tak pieką, ale było to jednak serce. Serce ściśnięte z tęsknoty, żalu i samotności.

Pochylił się i pokonał te kilka dzielących ich centymetrów. Przez chwilę myślał, że Law go odtrąci, ale się mylił. Pieszczota została odwzajemniona z niezwykłą delikatnością i namiętnością. Powtarzali ten pocałunek raz za razem, przerywając nienaturalną ciszę, która nagle zapanowała wokół nich. Powietrze wypełniło coś elektryzującego i słodkiego.

Już nie było odwrotu.

Law pchnął nieznacznie ciało blondyna, by ten opadł wygodnie na pościel. Przemieścił wargi niżej, całując pulsujące miejsce na szyi i obojczyk, będąc ostrożnym, by nie podrażnić którejś z ran. Sanji westchnął, przymykając oczy i oddając się przyjemności, zapominając o wszystkim wokół.

Wtedy to poczuł. Bliskość drugiego ciała, ciepło, bezpieczeństwo. Przytulił go do siebie, czując, jak się dopasowują. Dawał mu niemą zgodę i Law już nie miał zamiaru się wycofać.

Pocałowali się znów. Żarliwie i głęboko. Języki złączyły się i oboje zadrżeli z przyjemności. Sanji poczuł, jak dłonie Lawa zręcznie pozbywają się tego, w co był ubrany. Pozwolił mu na to. Leżał teraz przed nim nagi i oczy rozszerzyły mu się z przyjemności widząc, jak mężczyzna pochłaniał go wygłodniałym wzrokiem. Pogłaskał jego brzuch, schodząc poniżej pępka. Sanji westchnął i odgiął się do tyłu. Jego ciało rozpalało się nowym uczuciem. Był bezbronny i bezpieczny zarazem. Odpływał spokojnie, czując rosnącą przyjemność i żar, pozbywając się wstydu i skromności.

Law odsunął się, by również się rozebrać. Robił to na jego oczach, niespiesznie, pozwalając Sanjiemu również się nacieszyć i trochę mocniej go nakręcić. Najwyraźniej rana na piersi mu nie przeszkadzała. Tors pokryty tatuażami, umięśnione uda, nabrzmiały członek, wilgotne usta… Sanji znów westchnął, nigdy nie będąc tak pewnym, jak właśnie w tej chwili.

Law przylgnął do niego i pocałował powoli. Ich ciała dopasowały się i ocierały o siebie, a penisy zetknęły, żywo na siebie reagując. Sanji chciał szybciej i mocniej, ale doświadczony partner nie chciał się spieszyć, dając mu jeszcze więcej przyjemności.

Całował jego szyję, ramiona i tors. Zahaczał językiem o sutki i bawił się nimi, a Sanji drżał z ilości doznań i zawstydzenia. Usta zaczęły zjeżdżać niżej na podbrzusze, a on jęknął, zanurzając palce w kruczoczarnych włosach. 

Nie raz się zastanawiał, jakim kochankiem jest Law. Jak doskonale musi znać męskie ciało. Wiedział, gdzie dotknąć i pocałować, jednocześnie nie przesadzając, by za szybko mu nie ulżyć. Doprowadzał go tym do szaleństwa. Gdy poczuł ciepły oddech przy pachwinie, uniósł się nieznacznie, zaciekawiony i rozpalony do granic możliwości. Law nie spuszczał z niego złotych oczu.

Ciepły język przejechał po jego twardym trzonku. Sanji zdusił w sobie jęk rozkoszy. Wygiął się w łuk i zacisnął palce na pościeli.

Law zamruczał i ponownie polizał jego penisa. Sanji westchnął drżącymi wargami i całych sił się powstrzymał, by jeszcze nie dojść. Mężczyzna obserwował każdy jego ruch i dopasowywał się, odnajdując granice przyjemności. Lizał go w górę i w dół, niespodziewanie zasysał na jądrach. Dwoma palcami zaczął masować  zagłębienie jego pośladków. Przyjemność Sanjiego pomieszała się teraz z niepewnością i strachem. Spiął się, jednocześnie nadal będąc rozanielonym przez pieszczoty.

W pewnym momencie Law wyczuł odpowiednią chwilę i zanurzył penisa Sanjiego w głąb swoich ust. Chłopak sapnął wiedząc, że zaraz dojdzie, ale i spiął się równocześnie, czując palce między pośladkami, które ścisnęły się instynktownie.

Był blisko. Sanji drżał, bojąc się drgnąć, próbując przyzwyczaić do nowej sytuacji. Głaskał trzęsącymi się rękami czarne włosy i przełykał ślinę, oddychając urywanymi oddechami. Ciepłe usta obejmowały główkę jego penisa, a język zaczął powoli badać jej fakturę, podrażniając wrażliwe wędzidełko i rozmywając uczucie dyskomfortu. Tak samo palce wewnątrz niego poruszyły się nieznacznie.

– Law… – jęknął i znów opadł na poduszki, czując, że musi przestać z tym walczyć.

Mężczyzna zassał się na nim i zanurzył po gardło.

Sanji ponownie poddał się przyjemności, odbudowując ją z napięciem na nowo. Czuł, że palce nie robią mu krzywdy. Bardzo delikatnie zagłębiały się w jego wnętrzu, a jednocześnie przy rozpychaniu, jego penis doznawał nowej przyjemności. To uczucie było mu nieznane, szarpało nim niekontrolowanie. Rozłożył szerzej nogi, dając do siebie lepszy dostęp. Przestał odczuwać wstyd, zastąpiło go duszące uczucie, które napierało na jego klatkę piersiową. Uniósł biodra, chcąc dostać jeszcze więcej przyjemności. Law mruknął z zadowoleniem, a Sanji jęknął, w życiu nie wyobrażając sobie czegoś bardziej seksownego niż pochylający się nad nim mężczyzna. Czuł go każdym najwrażliwszym nerwem.

Gdy znów był doprowadzony na skraj uniesienia i czubek jego penisa dotknął gardła, równocześnie poczuł ból, gdy palce mocno rozciągnęły mięśnie. Skrzywił się, ale nie wycofał. Jęknął, przejeżdżając paznokciami po pościeli. Law powtórzył ruch z trzy razy, za każdym kolejnym bolało coraz mniej.

– Law… boże…

Pot spływał mu po mięśniach napiętego brzucha. Przymrużone, złote oczy obserwowały go z lubieżnością. Law polizał jego czubek z namaszczeniem. Ciepły język przejechał po trzonie. Znów zanurzenie i ból. Muśniecie główki, zassanie i ból. Ciasne gardło. Trzy palce i ucisk. Poczuł coś we wnętrzu siebie i krzyknął. Gardło Lawa zaciskało się i rozluźniało, a on zadrżał. Już nie mógł tego znieść. To było jak huśtawka, która kołysała się coraz wyżej.

Uczucie przyjemności zwyciężyło i w końcu to poczuł. Coraz mocniejszymi falami dochodził, otumaniony tym, co mu robiono. Mężczyzna zassał się na nim przyjemnie, spijając każdą kroplę jego spermy.

To było cudowne doznanie. Dyszał, cały spocony i zamglonym wzrokiem odszukał drugie spojrzenie. 

Rozpływał się, gdy Law go głaskał i scałowywał jego pot. Pozwolił mu trochę ochłonąć. Mięśnie się rozluźniały, lecz tylko minimalnie. Uczucie pożądania go nie opuszczało. Chciał jeszcze, chciał się odwdzięczyć. Pozwolił mu wejść na siebie i chwycić pośladki. Ułożył się wygodnie, trochę wyżej unosząc uda, dając mu do siebie pełny dostęp. Chciał mu się oddać. Law czytał z jego wzroku i był nim zachwycony.

Law chwycił swojego penisa i sięgnął nim pod pośladki Sanjiego. Blondyn nieznacznie się spiął i zamknął oczy. Mężczyzna jednak był cierpliwy i początkowo jedynie się ocierał, chcąc jak najdelikatniej utorować sobie drogę. Sięgnął również do komody przy łóżku i wyjął flakonik z lśniącym płynem. Nasmarował nim swój członek, który teraz ślizgał się przyjemnie po skórze Sanjiego. W końcu zanurzył go między pośladki.

Sanji wstrzymał oddech. Czuł go kawałek po kawałku. Był podekscytowany i zafascynowany z jaką łatwością Law go rozluźnił, by nie zrobić mu krzywdy. Było bardziej niż idealnie. Jęknął kolejny raz i sapnął, gdy mężczyzna był w nim już cały. Niekontrolowanie stwardniał. Czuł, że tak właśnie powinno być. Tego zawsze pragnął. Przyciągnął go do siebie i przytulił. Byli jednością. Nie wyobrażał sobie być teraz gdziekolwiek indziej.

– Wszystko dobrze? – zapytał Law, widząc lekkie szaleństwo w drugich oczach.

Sanji kiwnął głową, nie poluźniając uścisku i ucałował go namiętnie. Było mu nieziemsko. Law całował go po poranionej skroni, czekając, aż nadejdzie chwila, by się poruszyć. W końcu delikatnie się oderwał i spojrzał na niego z góry. Sanji trzymał go za szyję.

– A-a tobie? – zapytał nieśmiało wiedząc, ile sam czuł wcześniej przyjemności.

Law uśmiechnął się i ruszył biodrami, by poczuł, jaki jest twardy. Sanji dopiero teraz to sobie uświadomił i przymknął oczy. Zrobiło mu się duszno z przyjemności. Mężczyzna powoli kontynuował. Zmysłowo, namiętnie, kochał się z nim patrząc na niego z czułością. Jego oddech również przyspieszył. Napawali się sobą, czując pod palcami szalone bicie serc. Law penetrował go, koliście pracując biodrami. Te ruchy, jego napięte mięśnie i wytatuowana skóra doprowadzały Sanjiego do szaleństwa. Przyspieszyli.

– Law…

Pocałował go. Sanji czuł go w sobie bardzo mocno i intensywnie. Drażnił takie punkty jego ciała, które nie wiedział, że mogą mu sprawiać przyjemność. Jego penis na powrót stał się twardy, dodatkowo stymulowany dłonią Lawa. Sam również zaczął się zaciskać na członku mężczyzny, co wyraźnie sprawiało mu przyjemność. Choć nigdy tego wcześniej nie robił, coraz śmielej odnajdywał się w sytuacji. Pragnął, by wspólnie było im dobrze. Law kontrolował się bardzo długo, ale w końcu uległ również i swojemu pożądaniu.

Położył się na nim całym ciężarem i powoli, ale mocno, wbijał się w jęczącego Sanjiego. Położył się pod takim kątem, że wewnątrz uderzał w bardzo wrażliwy punkt. Drżeli, bliscy spełnienia. Każde pchnięcie poprzedzali pocałunkiem. Ocierali o siebie swoje usta. Law czekał, aż Sanji osiągnie szczyt.

Jeszcze raz mokra skóra odkleiła się od siebie, jeszcze raz posmakowali ciepła swoich ust i jeszcze raz Law docisnął go do łóżka, wywołując u niego niespodziewane dreszcze. Doszli oboje, dysząc sobie w spocone zagłębienia szyi. Blondyn czuł, jak twardy członek pulsuje w nim, a po pośladkach spływa stróżka spermy. Jego własny penis drgał w garści ciepłej dłoni. Zamroczyło go i opadł na poduszki, nie za bardzo wiedząc, gdzie się właśnie znajduje. Oddychali szybko, czując, jak pod żebrami biją szaleńczo serca.   

 Law wyszedł z niego delikatnie i padł obok na plecy. Leżeli tak chwilę, wpatrując się w ciemny sufit i wsłuchując w swoje oddechy.

Sanji nie mógł sobie wyobrazić czegoś cudowniejszego. Gdy tylko ich ciała odpoczęły, wtulił się w mężczyznę, nie chcąc tracić tego, co przed chwilą przeżyli. Rany poczuł dopiero po dłuższej chwili, ale nie przeszkadzały mu. Chciał jeszcze chwilę pozostać w tej bezpiecznej klatce. Nie miał odwagi się odezwać. Bał się, że to wszystko zepsuje. Przymykał oczy, upajając się spełnieniem. Wiedział też, że przysypia i budzi się na przemian, a Law nieustannie nad nim czuwa.

Musiało minąć kilka godzin i wiedział już, że nie będzie w stanie usnąć. Za dużo ciążyło mu na duszy i czuł, że tak samo jest w drugą stronę. Wiedział, że muszą porozmawiać.

Law podniósł się nieznacznie do pozycji siedzącej i zapalił jedną ze świeczek na komodzie. Wydawał się… spięty. Zaczął głaskać Sanjiego po głowie, drugą ręką sięgając po coś do szuflady. Był to papieros. Blondyn przestał udawać, że śpi i również poprosił o jednego, przyglądając się mężczyźnie w nerwowym zamyśleniu.

– Wszystko dobrze? – zapytał powoli, wiedząc, że to nie będzie przyjemne.

Law podrapał się po karku, nie patrząc na niego. Wyglądał na zmieszanego.

Sanji zastanawiał się, co usłyszy. Czy Law obróci to w żart, wyprze się wszystkiego, wyśmieje go? Gdy się kochali… wszystko było idealne. Czuł od niego coś prawdziwego, aż nie mógł uwierzyć, że mogłoby to być udawane. Czy może da się tak dobrze kłamać? To też było możliwe, choć najbardziej bolesne.

– Nie dokończyłem ci ostatniej historii.

Sanji spiął się, trochę zdziwiony takim obraniem tematu. Zastanawiał się, co go naszło, że właśnie teraz sobie o tym przypomniał. Poprawił się na łóżku i trochę zaintrygowany, pozwolił mu zacząć, pokazując, że słucha.

Law wydawał się inny, cichszy. Zaczął powoli i sprawiał wrażenie, jakby wspomnienia sprawiały mu dyskomfort.

– Wtedy, gdy dziadkowie mnie sprzedali… kupił mnie miły mężczyzna. Początkowo myślałem, że jest nawet w porządku, ale okazał się… niezłym zbokiem. – Nerwowo się zaśmiał i upewnił się, że blondyn mu nie przerwie. Mógł jednak kontynuować. – Chciał mieć zabawkę, o której nikt się nigdy nie dowie.

Sanji przyciągnął kolana pod brodę. Utkwił wzrok w zmiętym prześcieradle i mocno zaciągnął papierosem. Już podejrzewał, do czego to zmierza i zastanawiał się, czy rzeczywiście chce to usłyszeć, choć wcześniej zarzekał się, że tak.

– Zamknął mnie na strychu i początkowo tylko patrzył, zabawiając się z ręką w spodniach. Potem kazał mi robić różne rzeczy, które go podniecały. Zaczęło się od rozbierania, a skończyło na dotykaniu.

Sanji chciał, żeby przestał. Zemdliło go z wściekłości.

– Pewnie tego nie zrozumiesz i zabrzmi to okropnie, ale… nie miałem nic przeciwko. Byłem dzieckiem, które rozumiało jedynie co to krzywda i ból. A on, w przeciwieństwie do innych dorosłych, nie podnosił na mnie ręki. Kupował zabawki, karmił i ubierał. W końcu nie musiałem jeść resztek po kotach, nie szorowałem podłóg, nikt na mnie nie krzyczał i miałem ciepłe łóżko. Wszystko mi zobojętniało, a to, co mi robił, nie było wcale takie nieprzyjemne, w porównaniu z przeszłością. Czułem się prawie… wyjątkowy.

Sanji opatulił rękami ramiona, które zaczęły drżeć. Nie zauważył nawet, że popiół zaraz spadnie mu z papierosa. Nie wierzył, ze można zrobić coś takiego małemu dziecku. Walczył ze wzbierającymi mdłościami i obrzydzeniem. Nie znając tego mężczyzny poczuł do niego nienawiść tak wielką, że niekontrolowanie się zatrząsł. Law miał utkwiony wzrok w czymś przed sobą i nie widział burzy emocji, jaka się w nim rozszalała.

– Tak spędziłem u niego cztery lata. Po tym czasie jednak coś się zmieniło. Przestał się hamować i pozwalał sobie na znacznie więcej. Już tego nie kontrolował. Był silniejszy. Na swój sposób próbowałem sobie radzić. Nie byłem w stanie go powstrzymać, więc ulegałem, by mniej bolało. Nie podobało mu się to. W pewnym momencie przestałem mu wystarczać. Cieszyłem się, że mogę odetchnąć i nie zastanawiałem się nad tym wiele. Ale on znudził się i chciał więcej – Law przerwał na chwile i wypalił do końca papierosa, sięgając po następnego. Odpalił go szybko, jakby bojąc się, że zaraz nie będzie w stanie kontynuować.

– Zaczął zwracać uwagę na dziecko z sąsiedniego podwórka. Była to zagraniczna, bogata rodzina. Coś go opętało. Nim się spostrzegłem, zrobił się z niego potwór. Porwał im dziewczynkę.

Sanji przełknął ślinę, przypominając sobie zdjęcie. Był wstrząśnięty całą historią i czuł, że to wcale nie jest najgorsza jej część. W głosie Lawa rozbrzmiewało coraz więcej emocji. Sam ledwo był w stanie usiedzieć na miejscu. Odłożył wypalonego peta i zastanawiał się, czy zniesie więcej. Nie miał jednak wyboru, bo Law kontynuował.

– Również zamknął ją ze mną na strychu. Była to pierwsza, nowa osoba, którą ujrzałem od bardzo długiego czasu. Nazywała się Lami. Strasznie płakała. W przeciwieństwie do mnie, miała dom i kochającą rodzinę, która jej szukała. Niestety jej krzyki i opór go podniecały. Wiedziałem, że to było złe, więc za pierwszym razem się za nią wstawiłem. Wtedy po raz pierwszy mnie uderzył i związał, gdy się szarpałem. Błagała go, by przestał, ale bezskutecznie – tu pierwszy raz jego głos się załamał. Sanji dusił się z niekontrolowanych nerwów.

– Po tych razach, gdy nas zostawiał… dużo rozmawialiśmy. Próbowałem ją przekonać, by się tak nie wyrywała, że tak jest tylko gorzej, ale ona nie chciała mnie słuchać. Była bardzo silna... – Spojrzał na Sanjiego z jakimś błyskiem w oczach – Opowiadała piękne historie o swoich rodzicach… że na pewno nas znajdą i uratują. Wierzyła, że to tylko zły sen i rano się z niego wybudzimy. Tuliła się do mnie i cicho śpiewała… – zawahał się.

Sanji schował twarz w ramionach.

– Wtedy jej przysiągłem… że ją ochronię. Za wszelką cenę. Była taka krucha i delikatna. Taka niewinna. – Spojrzał wymownie na Sanjiego. – Ale byłem… strasznie głupi… – Zamilkł na dłużej, by znaleźć siły na dalszą część. – Nie przeżyła kolejnego razu. – Zaciągnął się fajką, a czerwony żar zjadł większość papierosa.

Blondyn pokręcił głową. To było zbyt okropne, zbyt okrutne. Law jednak nie skończył.

– Gdy ją ode mnie wyszarpnął, w ręce został mi jedynie jej srebrny łańcuszek. – Spojrzał na szkatułkę i zamyślił się – Byłem związany, nie miałem jak jej pomóc. Do dziś słyszę… – urwał i westchnął urywanym oddechem, rezygnując z dokończenia zdania. – Zamęczył ją, skurwiel, na śmierć. Udusił na moich oczach. – Znów zaciągnął się dymem, coraz ciężej panując nad głosem – Ten zwyrol nawet nie zabrał jej ciała. Leżałem z nią w pokoju cały dzień. Miała może z dziesięć lat i… – umilkł i spojrzał na niego – tak samo złote włosy, jak ty. I oczy, jak wzburzone morze. Cholernie ją przypominasz.  

Sanji zamarł, bojąc się, że to właśnie usłyszy. Odwzajemnił obłąkane spojrzenie, nie mogąc poskładać myśli. To było tak cholernie popieprzone i smutne. Law kontynuował.

– Wtedy, na plaży… śpiewałeś tę samą piosenkę, co ona w dzień przed swoją śmiercią. Dziwne, nie? – Zaśmiał się nerwowo.

Sanji niekontrolowanie usłyszał w głowię tę melodię, która teraz zmroziła go do szpiku kości. Miał ochotę zawyć, ale wziął się w garść i położył dłoń na kolanie mężczyzny, chcąc dodać mu otuchy, której też sam potrzebował. Law jakby odrobinę się rozluźnił i ocknął z tych wspomnień. Zaczął mówić spokojniej, zdając sobie sprawę, że przesadził. Dłoń blondyna drżała delikatnie.

– Po prostu… to mnie przerasta – Law zakończył szorstko, odwracając wzrok.

Blondyn zaczynał w końcu rozumieć, kawałek po kawałku, dlaczego nie są w stanie do siebie dotrzeć. To był mur, którego sam w życiu nie przeskoczy, jeżeli ktoś nie otworzy mu drzwi. Serce ścisnęło mu się boleśnie, gdy sobie to uświadomił.

To wszystko bardzo go przytłoczyło. Nie wiedział, co powiedzieć, by wyciągnąć Lawa z tej ciemności. Był sam przeciwko całej tej przeszłości. Nie miał żadnego punktu zaczepienia, bo mężczyzna tak naprawdę nie chciał mu go stwarzać.

Spróbował sobie choć minimalnie wyobrazić, przez co przeszedł.

Doświadczył tyle bólu… jako małe dziecko. Był wykorzystywany, stracił bliską osobę i złamał daną jej obietnicę... Pomyślał, że sam nigdy by się po czymś takim nie pozbierał. Prawdopodobnie był dla niego jedynie źródłem bolesnych wspomnień.  Nie chciał się do nikogo zbliżać, by znów się nie przywiązać. Dlatego sprowadził uczucia i cielesność na najniższą półkę. Nawet teraz, po tym co przeżyli, chciał go tylko od siebie odsunąć.

Sanji poczuł, że wzbiera w nim szloch, bo dopiero teraz tak naprawdę wszystko zrozumiał. Jak mógł być… takim głupim egoistą.

– Kocham cię – wyszeptał.

Law spojrzał na niego, jakby dopiero teraz go zauważył. Nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Choć wzrok przepełniony miał smutkiem i paniką, wypełniło go coś rozczulonego. Niedowierzanie i zawstydzenie przemknęło przez sekundę po jego twarzy i Sanji w końcu to zobaczył.

To, czego mu właśnie brakowało.

Wiedział, że oczekiwał od niego czegoś, czego nie mógł mu dać. To Law pierwszy potrzebował usłyszeć te słowa. To on na nie pierwszy zasługiwał. By mógł uwierzyć, że ma również do nich prawo i że mogą być prawdziwe. Sanji zapragnął go schować przed całym światem, cofnąć czas, by nigdy ten koszmar ich nie spotkał. Gdyby tylko to było możliwe…

Law zaśmiał się nerwowo, próbując sobie poradzić z samym sobą i zapanować nad sytuacją.

– Nie jestem pieprzonym księciem na koniu. Znajdź sobie innego.

– Kocham cię – powtórzył Sanji uparcie. – Nie ważne, co powiesz, nic już tego nie zmieni. Przeszłość nie ma dla mnie znaczenia. Przykro mi, że ci ją przypominam. – Nie potrzebował usłyszeć tego samego. Nie mógł tego wymagać. Chciał, by Law po prostu to wiedział. - Ale nią nie jestem...

Mężczyzna złagodniał, widząc jego upór i poddał się, zmieszany. Wziął go w ramiona i przytulił mocno, zmuszając do położenia na pościeli. Serca biły im jak oszalałe.

– Ty idioto… – powiedział Law cicho i czule, ręką gładząc plecy Sanjiego, który przymknął oczy, ukojony tym dotykiem.

Sanji wtulił się mocniej w ciepłe ciało. Opuściły go wszystkie siły. Odprężył się i zamknął oczy.

Proszę, nie oddawaj mnie, pomyślał cicho, skulony. Niech ta noc nigdy się nie kończy…

Sen zabrał ich oboje.

 

Następny rozdział

1 komentarz:

  1. Hej świetne opowiadanie bardzo mi się podoba
    galaxa2

    OdpowiedzUsuń