Law nie sądził, że tak miło uda
mu się spędzić sylwestra. Na nowy rok wrócił na oddział i razem z przyjaciółmi
obżerali się przyniesionym przez Vergo ciastem. Zawsze bawiło go to, że taki
poważny człowiek potrafił tyle czasu spędzić w kuchni. Dowody tego zawsze nosił
na twarzy w postaci przyklejonych okruszków, lub innych cudów spożywczych. Cesar
również uraczył ich swym wypiekiem, ale na szczęście każdemu udało się go
dyskretnie pozbyć. Dziwnie wyglądający lukier przypomniał wszystkim ostatnie
ekscesy żołądkowe i tym razem woleli sobie je darować. Doflamingo nawet pozwolił mu wrócić do pracy, widząc znaczną
poprawę. Tek kilka dni dobrze mu zrobiło, ale zdecydowanie się za tym stęsknił.
Za szpitalnymi salami, zapachem dezynfekcji i piskiem gumowych butów na
linoleum. Wiedział, że to nienormalne, ale najwyraźniej po to się urodził, by
przebywać w takim miejscu. Dlatego ubierając się dziś do pracy, czuł prawdziwy
przypływ energii.
- Doktorze Trafalgar! Jak dobrze
Pana znów widzieć! - Jego kumpel Bepo rzucił się na niego, miażdżąc go swoim
wielkim cielskiem.
- Ciebie też miło widzieć.- Law
poklepał go po plecach, odchrząkując wymownie.- Dużo było pracy, jak mnie zabrakło?
- Och, daliśmy radę!- Machnął
ręką i odwrócił, by nie było dłużej widać jego ciemnych obwódek pod oczami - Za
to Pan wygląda na wypoczętego! – Włączył czajnik, robiąc im obojgu kawę.
Mężczyzna poczuł wyrzuty sumienia, że przez niego musieli zostać z tym sami.
- W sam raz na dzisiejsze
zabiegi - Odparł sadowiąc się wygodnie w swoim skórzanym fotelu i przeglądając
listę zaplanowanych operacji. Wszystkie były w miarę przyjemne i
nieskomplikowane. Doflamingo najwyraźniej się postarał, żeby przypadkiem nie
stał przy stole zbyt długo. Cóż, lepsze to, niż nic na pierwszy dzień pracy. Z
wdzięcznością przyjął kubek z ciemnym napojem i pogadał jeszcze chwilę z Bepo,
który relacjonował mu najświeższe nowinki z oddziału. Nie mieli jednak na to
zbyt wiele czasu, bo przerwała im Monet, śmiało pukając do gabinetu.
- Pacjent na szóstce jest
przygotowywany do narkozy. Czy możemy go już przewozić do sali operacyjnej?
- Tak, już zaraz tam będę.
Dziękuję - Wstał i rozruszał zastane kości barku. W końcu szykował mu się interesujący dzień.
***
Wczorajszy wieczór do teraz nie dawał mu spokoju. W nocy nie mógł
zasnąć, roztrząsając wciąż i wciąż tę samą sytuację. Leżąc w łóżku mordował czarnowłosego
mężczyznę na różne sposoby i dalej nie był usatysfakcjonowany. Najgorsze było
jednak to, że nawet nie wiedział, jak się nazywa.
Stwierdził, że zrobi wczoraj
Koali niespodziankę. Zwolnił się wcześniej z pracy i podjechał po nią na
trening, czekając w swoim może nie za bardzo ekskluzywnym, ale poczciwym autku.
Odrobinę się spóźniała, ale nie minęła chwila, a już ją ujrzał w drzwiach.
Radosną, uśmiechniętą, z zaróżowionymi policzkami i na wpół mokrymi włosami.
Była piękna. Najpiękniejsza kobieta jaką do tej pory udało mu się spotkać w
życiu. Nie dość tego, była do tego inteligentna, pewna siebie, ciekawa i do
tego naprawdę przyjemnie im się rozmawiało. Istny ideał. Może przesadzał, ale cóż mógł poradzić na magiczne zakochanie?
Dlatego jak wielkie było dla
niego zdziwienie, gdy zanim zdążył ją zawołać, ona wsiadła do czarnego
mercedesa prowadzonego przez nieznanego mu mężczyznę.
Nie chciał wyciągać pochopnych
wniosków, ale poczuł się odrobinę niezręcznie. Do tego jak jakiś szpieg jechał
za nim całą drogę, aż pod dom Koali. Nie był z tego powodu dumny i tym bardziej
nie chciał układać sobie w głowie jakiś spiskowych teorii, dlatego postanowił,
że po prostu przeczeka ten czas w samochodzie. W końcu był niezapowiedzianym
gościem i trochę głupio by wyszło. Nie mógł jednak usiedzieć w aucie dlatego
wysiadł i oparł o karoserię. Zachmurzył się, porównując do siebie dwie maszyny
i przez narastającą zazdrość, nie mógł się opanować, by chociażby nie zerknąć
do środka mercedesa. Zdając sobie sprawę, że niżej upaść już nie mógł, nagle
usłyszał stłumiony krzyk.
Zaniepokoił się odrobinę i
stwierdził, że jedynie tylko zerknie pod pretekstem, że się martwił. Z szybko
bijącym sercem, wszedł na teren posesji i bez trudu zajrzał przez wielkie okno salonu, gdzie nie spodziewał się na
pewno ujrzeć takiej sceny. Najpierw zalało go przeogromne uczucie bólu, lecz w
następnej chwili zdał sobie sprawę, że nie jest to tym, za co miał na pierwszy
rzut oka. Po policzkach jego ukochanej spływały łzy.
Bez zastanowienia dopadł
wejściowych drzwi. Prawdziwym szczęściem były otwarte, a on wleciał do kuchni
gotowy rozszarpać obcego mężczyznę. Sadząc mu w szczękę cios jeszcze nigdy nie
był sobie tak wdzięczny za swoją wścibskość. Co by się stało, gdyby go tu nie
było? Kim w ogóle był ten człowiek i dlaczego dobierał się do Koali? Pytania
tłukły się w jego głowie, a wszystko działo się tak szybko… Nie zdążył mu nawet
porządnie nakopać, a on najzwyczajniej w świecie się wycofał.
Widząc w jakim stanie jest
dziewczyna, serce mu się ścisnęło. Dałby jej wszystko, czego tylko pragnęła,
byleby już nigdy nie widzieć jej zapłakanej.
Jakże więc wielkie było jego zdziwienie, gdy
nie pozwoliła mu się nawet dotknąć. Jej słowa ugodziły go mocno i do teraz
obijały się w jego głowie, napawając lękiem.
Co teraz będzie?
Stał w biurze przed wejściem do
pokoju i nie mógł się przemóc, by przekroczyć próg. Może jednak wszystko źle
zinterpretował? Zrobił coś źle? Dobrze, że zadzwonił wczoraj po Robin. Dzięki
temu wiedział, że wszystko jest w porządku, ale teraz… Niczego nie był pewny. W
tych chwilach sam chciałby być przy niej i szczerze nie spodziewał się
odtrącenia. Czy powinien przeprosić? W końcu pojawił się w jej domu jak
włamywacz, do tego przyłożył obcemu mężczyźnie… Czy rzeczywiście powinien? Może jednak sobie coś ubzdurał? Ale
ona płakała! Nie mógł postąpić inaczej!
Dlatego stwierdzając, że zrobiłby
to samo tak czy inaczej, wszedł do pokoju. Przywitali go współpracownicy, ale
jego obchodziła tylko jedna osoba, siedząca naprzeciwko jego biurka.
Dziś wyglądała już dobrze.
Umalowana, uczesana, w dobrze dopasowanym, wizytowym stroju. Miała spuszczony
wzrok i nawet go nie podniosła, kiedy przechodził. Rzucając jej krótkie i
nerwowe „cześć”, nieśmiało mu odpowiedziała.
Usiadł na swoim miejscu skonsternowany
i pełen niepokoju. Tak bardzo chciał z nią porozmawiać. Nie patrzyła na niego,
choć nerwowo zerkała na jego biurko.
W końcu opuścił wzrok na coś, co
tak zaprzątało jej uwagę i dostrzegł fioletową kopertę.
Zdziwiony, sięgnął po wiadomość w
niej zawartą i odczytał kilka ładnie napisanych słów, zakończonych uroczym
serduszkiem.
„Przepraszam… Dasz się zaprosić
na kawę po pracy♥? Należą Ci się pewne wyjaśnienia…”
Fala ulgi o mało go nie
rozsadziła. Starając się zachować powagę i nie wydrzeć jak dziki ze szczęścia, spojrzał
na rumianą twarz dziewczyny, której lśniące, granatowe oczy patrzyły na niego
błagalnie.
Mrugnął do niej tylko twierdząco
i pławił w jej delikatnym uśmiechu.
Do końca dnia trzymało go niesamowite
napięcie oczekiwania. Gdy oboje się ubierali i wychodzili z biura, wręcz go to
rozrywało. Wyszli na zewnątrz, ciesząc się też z pierwszego śniegu
w tym roku. Spadał delikatnie jak puch i osiadał pięknymi gwiazdkami na szalu dziewczyny. Gdy spojrzeli sobie w oczy z zamiarem udania się do
jakiejś najbliższej kawiarni, niespodziewanie zadzwonił telefon.
- Przepraszam, tylko odbiorę.-
Powiedział do zakłopotanej dziewczyny. – Halo?
Jednak jego mina zrzedła bardzo
szybko. Koala najpierw zła, że ktoś im przerwał, zaniepokoiła się bladą miną
chłopaka. Gdy skończył rozmawiać, nie miała wątpliwości, że stało się coś nieprzyjemnego.
- Przepraszam, będziemy musieli
przełożyć nasze spotkanie.- Powiedział do niej poważnym tonem.
***
- Nie wydaje ci się, że to ciasto
ma trochę dziwną konsystencję?- Zapytał Ace, opierając się seksownie o blat i
zaglądając do miski.
- Skądże - Mruknął niezbyt
zadowolony ze swojego dzieła Shanks. – Jest idealne, tylko przez kogoś mi się trochę
proporcje pomyliły - Ugniatał kupę kleistej mazi i próbował ratować sytuację.
- Ale czy ja coś robię? - Zapytał
niewinnie piegowaty, bawiąc się rąbkiem fartuszka, pod którym miał tylko
spodnie.
Oczywiście, że robił to celowo.
Pławił się w pożądliwym spojrzeniu i bawiło go, jak Shanks zamiast dwóch jajek
dodał cztery, zagapiony na jego tyłek. Poczynił wszelkie przygotowania do tego
miłego wieczoru, choć jego szef uparł się, że punktem kulminacyjnym będzie
upieczenie pierniczków, które potem wspólnie udekorują. Ace przyjął to do
wiadomości z dużym westchnieniem, gdyż wydłużyło to okres oczekiwania na to, aż
w końcu usiądą z lampką wina i będą mogli oddać fizycznym przyjemnością.
A był gotowy iść na całość.
Wiedział, że to nie będzie
proste. Czerwonowłosy za bardzo go szanował i kochał, by w ogóle proponować tak
szybkie lądowanie w łóżku, ale na Boga! Są dorośli, a Ace był wyjątkowo
spragniony jego dotyku i bliskości. Ufał mu, był gotowy mu oddać całego siebie.
Shanks był dla niego tak czuły i delikatny, że za każdym razem wzbudzał w jego
brzuchu falę motyli. Nikt jeszcze nigdy taki dla niego nie był, i nietrudno
było mu to zacząć odwzajemniać. Zwłaszcza, że przyciąganie działało też w drugą
stronę.
- Może ci pomóc? - Oparł brodę na
jego ramieniu i objął go w pasie.
- Ty będziesz pomagał mi
wykrawać – odparł mężczyzna najbardziej opanowanym tonem, na jaki było go
stać.
- W takim razie skontroluję,
czy jest dobre - Nim tamten go powstrzymał, udało mu się skraść niewielki
kawałek i umieścić go w ustach.
Szubko jednak go wypluł.
- Słone!- Popatrzył na
zdziwionego Shanksa i zaczął się śmiać.
- No nie!- Krzyknął starszy i
chwycił białe opakowanie - To nie cukier?!
- Hahaha!- Usiadł na stole i
zgiął się w pół - Ja rozumiem, że mój młodszy brat mógł coś takiego odwalić…
ale ty?
- Ja ci dam się nabijać! Gdyby
nie ty i ten cholerny fartuszek!- Wskazał na niego oskarżycielsko palcem.
- To może…- Odchrząknął i wczuł
się w rolę speszonej dziewczynki. – Go ze mnie zdejmiesz?
Źrenice Shanksa rozszerzyły się na moment, przejeżdżając pożądliwie po całej
jego sylwetce. Widać, że walczył ze sobą, by się na niego nie rzucić. Ace’a to
cholernie kręciło.
Niestety tą wyuzdaną chwilę
przerwał dzwonek telefonu. Ostre dźwięki ACDC i głośne wibracje zwróciły ich
uwagę na komórkę piegowatego.
- Niech dzwoni.- Powiedział do
czerwonowłosego, ale ten podszedł chociaż zerknąć na ekran.
- Chyba miałbyś kłopoty, gdybyś
olał ten telefon. Jesteś pewny?- Zapytał z wyszczerzem i wytarł oblepione
ciastem ręce w ścierkę, by podać mu aparat.
Ace się skrzywił, ale odebrał komórkę,
zdziwiony widząc zdjęcie osoby dzwoniącej.
- Rany… Przecież rozmawialiśmy
niedawno….- Jęknął, i nacisnął zieloną słuchawkę.
Już po pierwszym zdaniu zamarł i
wlepił w Shanksa przerażone spojrzenie. Mężczyzna bez słowa rozpoznał błysk
niepokoju w czarnych oczach i gdy tylko rozmowa się zakończyła, chciał znać szczegóły.
- Szykuj auto.- Szepnął Ace
słabym głosem.
***
Bardzo dobrze pamiętał ten dzień.
Prawie rok temu, popchnięty za namową swojego przyjaciela, postanowił szukać
szczęścia w internecie. Uważał że to idiotyczny pomysł, ale dla świętego
spokoju, w końcu założył to cholerne konto i nadał sobie durny nick.
Łowca.
Pomimo, że wcale nie brał tego na
poważnie, dostarczyło mu to całkiem dużo rozrywki. Pisał z nieszczęśliwymi
ludźmi, lub takimi, co to byli bardzo chętni na szybki numerek. Olewał ich albo
odpisywał ostro, nie mając zamiaru poświęcać im więcej uwagi. W niektóre
rozmowy wkręcał się bardziej, w inne mniej, ale nikt nie zainteresował go na
tyle, by w ogóle się nim przejmował.
Do czasu.
To było naprawdę niesamowite, że
na tak wielkim świecie i kraju, jakim jest Japonia, trafił właśnie na niego.
Mr. Prince od razu go przyciągnął
chociażby swoim idiotycznym nickiem. Różnił się trochę od innych internautów,
rozmowa z nim była prawdziwą przyjemnością. Być może dlatego, że wśród całej
tej zgrai wydawał się najbardziej autentyczny. Nie szczędzili sobie szczerości
i to też mu się w nim podobało. Niczego nie oczekiwał, o nic nie prosił, nic
nie narzucał. Po prostu… był.
Nie angażowałby się w to tak czy
siak. Nie uważał osób poznanych w internecie za wartych uwagi, lecz pewnego
dnia wszystko się zmieniło.
Gdy tak naprawdę udało mu się
poznać prawdziwą tożsamość Mr. Prine’a. Jakże wielkie było wtedy jego zdziwienie,
gdy okazało się, że każdego dnia praktycznie siedzą naprzeciwko siebie…
Zoro pamiętał do dziś, jak ujrzał
niechcący wyświetlacz telefonu Sanjiego. Jego nick i końcówka rozmowy tylko go
upewniła w tym odkryciu. Serce biło mu jak szalone, kiedy kilka razy jeszcze
upewniał się, czy to aby na pewno nie pomyłka. Wszystko jednak wskazywało na
to, że naprawdę rozmawiał z własnym kolegą z pracy.
Dopiero wtedy zaczęła się
prawdziwa zabawa. Niesiony ciekawością i chęcią dokuczenia, udając kogoś, kim nie jest, zaczął się
nim bardziej interesować. I nim się spostrzegł, poznał tego człowieka bardziej,
niż teraz właściwie chciałby znać. Zamiast obiektu do drwin, jakim darzył go do
tej pory, stał się dla niego zupełnie kimś innym. Pracując z nim na co dzień w
pracy nie byłby w stanie choć w minimalnym stopniu go rozszyfrować. Widział go jako niedostępnego, chłodnego i zadufanego w sobie modela. Za to w wiadomościach Sanji mówił mu o
wszystkim. O swoich obawach, lękach, radościach, słabościach oraz o tym, jak bardzo pewien
glon wkurza go w pracy. Nigdy nie przypuszczał, że w takiej formie będą w
stanie stać się dla siebie tak bliscy. Wcześniej nie zdawał sobie z tego
sprawy, ale teraz go to przerażało. Zbudował z nim tę relację na fikcji i nie było
już sposobu, by jakkolwiek to odkręcić.
-Wiesz, że on tam czeka?- Z
zamyślenia wyrwał go szorstki głos.
- Nie trzeba było do niego
pisać.- Odparł chłodno Zoro, mierząc się na spojrzenia z siedzącym naprzeciwko
niego Mihawkiem.
- Najwyższy czas, żeby poznał
prawdę. Jak długo jeszcze chcesz to ciągnąć?
- Nie rozumiesz.- Pokręcił głową
i przejechał dłonią po zmęczonej twarzy.- Taka osoba jak Łowca nie istnieje.
Nie jestem taki. Nie mam jego przeszłości, nie zachowuję się w ten sposób.
Wszystko co robiłem było stworzone tylko po to, by mi ufał i się zwierzał. Cała ta znajomość
jest oparta na kłamstwie - Powiedział, znów odpływając
myślami.- Więc musi zapomnieć.
- I topić smutki w twoich
ramionach tak? Jakież to szlachetne - Upił łyk piwa, doprowadzając Zoro do
furii.
- Więc mam mu wszystko powiedzieć?
Jak ty sobie to wyobrażasz? Już wolę, żeby znienawidził i zawiódł się na Łowcy.
Jeśli to, co teraz się dzieje, da mi jakąś szansę… To spróbuję.- Dodał wkurzony
i opadł znów na fotel. Nie powiedział jednak na głos, jak bardzo się bał. Głupi
żart mógł zaprzepaścić jedyną iskierkę nadziei na to, że w jakiś sposób w
końcu coś się między nimi zacznie. Pragnął tego tak bardzo, że nie wiedział, co robić.
- Dlatego pozwolisz mu tam
zamarznąć, tak?- Zapytał Mihawk.
- Nie będzie długo czekał.
Żałował, że wczoraj zostawił
telefon w biurze. Nie sądził, że jego przyjaciel sam weźmie sprawy w swoje ręce
i zadzwoni do Sanjiego.
- Skąd możesz to wiedzieć?
Myślisz, że po tym, jak zawiedzie się na kolejnej osobie będzie chciał budować
nowy związek?
- Słuchaj, nie wiem co będzie,
tak? - Odparł zdruzgotany.- Ale za nic w świecie nie może poznać prawdy.
Rozumiesz? Nie teraz, kiedy… kiedy...
- Może wcale cię nie znienawidzi.
- Nie znasz go.
- A ty go znasz? Myślisz, że już
wszystko o nim wiesz? – Powiedział widząc, jak bardzo wkurza tym
zielonowłosego - Uważaj, żebyś nie poczuł się za pewnie. Dałem ci szansę, która
może jeszcze na ciebie czeka. Możesz biec do niego i powiedzieć mu to teraz. Potem
będzie tylko trudniej.
Zoro się wahał. Wiedział, że tamten ma rację. Choćby i bardzo
chciał, to jednak był zbyt przerażony. Zdawał sobie sprawę, że Sanji nie zrozumie. Nie pojmie
tego i nie będzie się liczyło, co tak naprawdę skrycie do niego czuje. Będzie
ważne tylko to, jak bardzo go oszukał. Ze wszystkiego najbardziej nie chciał,
by blondyn się zawiódł, a tego był praktycznie pewny.
Nagle rozległ się dźwięk dzwonka
do drzwi.
Popatrzyli na siebie zaskoczeni,
ale w końcu Zoro poszedł otworzyć. Zamarł, kiedy zobaczył niespodziewanego
gościa.
- Hej… Przyszedłem oznajmić, że
przegrałem zakład - Powiedział Sanji, mocno zaciągając się papierosem,
następnie chuchając dymem do sufitu. Nie wyglądał najlepiej- Co teraz ze mną
zrobisz?
Mihawk stanął za Roronoą, co
nieco speszyło blondyna.
- Przepraszam, przeszkadzam?-
Zapytał odrobinę skonsternowany i już chciał się wycofywać, kiedy sokolooki go
zatrzymał.
- Właśnie wychodzę - Chwycił
kurtkę i zarzucił ją na ramiona, a przed opuszczeniem mieszkania, szepnął
jeszcze Zoro do ucha.- Powiedz mu - i zniknął w windzie, zostawiając ich sam na sam.
Zielonowłosy przepuścił Sanjiego
w drzwiach i zamknął je drżącą ręką. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek się tak
stresował. Nie spodziewał się, że blondyn przyjdzie prosto do niego. Czy się
domyślał? Czy to jedynie przypadek?
- Coś do picia?- Zapytał, ciężko
znosząc panującą między nimi ciszę.
- Herbata byłaby mile widziana -
Gość rozsiadł się wygodnie na kanapie i utkwił wzrok gdzieś za oknem, widząc
rzeczy których Zoro nie mógł dojrzeć. Nie przestawał palić, nie przejmując się,
czy podoba się to właścicielowi czy nie.
Obserwował jego zmarniały profil,
cienie pod oczami i mokre od stopniałego śniegu włosy. Poczuł okropne wyrzuty
sumienia. W końcu sam doprowadził go do takiego stanu. Zanim mu przyniósł
gorący napój, poszedł jeszcze po ręcznik do łazienki i rzucił mu na głowę.
- Prosisz się o chorobę?- Siadając
koło niego, zaczął go wycierać i zdziwił, kiedy wywołało to cichy śmiech.
- Urocze - Jedno oko mężczyzny
uśmiechało się do niego ciepło, choć tak naprawdę nosiło w sobie przerażający ból. Zoro poczuł
się jeszcze gorzej - Mogę... zostać na noc?- Zapytał bez ogródek.W tych słowach była wręcz zawarta prośba.
Roronoa zamarł, lecz jego serce przyśpieszyło.
Przypomniał sobie słowa Mihawka i zagryzł wargę, ciężko odrzucając pokusę. Chciał
go wziąć w ramiona. Chciał całować i dotykać jak nigdy dotąd. Chciał by oczy,
które na niego patrzą nie widziały w nim krótkiego zamiennika na jeden wieczór. Do jakiego stanu go doprowadził, by w ogóle proponował mu coś takiego? Uwolniłby go od tego cierpienia i może stał się dla niego kimś ważnym. Choć ten jeden raz. Niestety dobitnie zdawał sobie sprawę, jakie realne zdanie ma na jego temat osoba, która tak głęboko zagościła w jego skamieniałym sercu.
- Sanji…- Wypowiedzenie jego
imienia zaskoczyło blondyna i zabrzmiało niewiarygodnie poważnie.- Muszę ci
coś powiedzieć - Razem z tymi słowami zdał sobie sprawę, że zaraz nie będzie
miał odwrotu. Chciał je cofnąć, ale było już za późno.
Rozległ się dźwięk telefonu.
Z niewysłowioną ulgą od razu po
niego sięgnął, widząc w nim jedyną deskę ratunku. Co mu strzeliło do łba, żeby
jednak wyznawać prawdę?! To się nie mogło udać!
- Shanks? No mów. - Zapytał do słuchawki pełen ulgi i
uciekł od Sanjiego wzrokiem. Słuchał w milczeniu i nagle wstał.
- Co jest?- Zapytał blondyn nie
wiedząc, co się dzieje.
Zoro się rozłączył i trwał chwilę
w ciszy. Był skołowany. Jego spojrzenie nie mówiło nic dobrego.
- Luffy miał wypadek. Jest w szpitalu.
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! :D Postanowienia na przyszły rok zrobione? Pełni nowej energii macie siłę stawiać czoła nowym przeciwnościom losu? No ja mam nadzieję! Obecnie jestem na wypizdowie z moją kochaną gromadką zjebów i mam nadzieję, że wy również spędzacie ten czas z kochanymi przez was ludźmi:3 Oraz piąty rozdział Atramentowych więzi^^
No nie żeby tak skończyć rozdział? No jak tak można?! Co do niego to bardzo mi się podobał =) do tego Zoro taki słodki zagubiony chłopiec któru nie wie co zrobić xD Wspaniły pomysł na to masz a ja naprawdę już myślałam że Łowca to nie Zoro a tu proszę xD Życzę dużo weny w tym nowym roku i duuuużo ZoSan xD
OdpowiedzUsuń:*:*:* Twoje komentarze zawsze mnie cieszą, dziękuję^^
UsuńWiedziałam, że to Mihawk wysłał tego smsa! Pisałam, że jest "swatką" ! Ja jasnowidz ^^
OdpowiedzUsuńJejku i znowu zrobiło mi się szkoda Sanjiego, biedny, pewnie długo czekał... Nie dziwię się Zoro, że nie chce się przyznać. No, ale prawda pewnie i tak wyjdzie na jaw, jestem bardzo ciekawa reakcji Sanjiego.
Zgadzam się z Sanii, Zoro był naprawdę słodki, ale to dobrze. Cieszę się, że kocha naszego blondyna :)
Nie zdziwi cię to, jeśli napiszę, że czekam na seksy?
Naprawdę uwielbiam twoje opowiadania ;D Są świetne, przyjemnie się czyta i zawsze mam ochotę na więcej. Nie ukrywam, że "Przypadek czy przeznaczenie", "Nietypowe zaklęcie" i "Krwawy błękit" czytałam kilka razy ;D Coś czuję, że do "Nie igraj ze mną" również powrócę jeszcze nie raz.
Bardzo proszę o kolejne Zosankowe opowiadanie!
Wybacz, że ostatnio nie komentowałam ;/ Poprawię się :D
Dużo weny w nowym roku, chęci do pisania i Zosanków!
Mr.Prince
xD seksy będą~ muszą być xD łoooo miło mi bardzo^^ Zosany nigdy się u mnie nie skończą;D Dzięki za ciepłe słowa:*
UsuńWitaj kochana:)
OdpowiedzUsuńPonieważ jest nowy rok i nowe postanowienia uznałam że w końcu trzeba być bardziej aktywnym. Już jakiś czas czytam twoje opowiadanka głównie z OP i wprost cię uwielbiam:) Kocham "nietypowe zaklęcie".
Piszesz tak ciekawie że nawet coś czego nigdy bym nie przeczytała czytam z największą radością.
"Nie igraj ze mną" jest cudowne a nie lubię OP w normalnym świecie:P
Również dzięki tobie zdecydowałam się zacząć pisać swoje pierwsze opowiadanie z OP bo jakoś pomimo ze kocham to anime nigdy nie mogłam się przemóc :)
Dobra... Rozdział wspaniały całe szczęście że "łowca" to Zoro bo już się bałam. Kocham ZoSanki:)
Luffy w szpitalu jej w końcu coś się zacznie dziać między nim a Lawem. Chyba nie doczekam się kolejnego rozdziału:) Dużo weny w tym roku i w ogóle.
Pozdrawiam
No to tylko mnie to cieszy^^ Na pewno kiedyś do Ciebie zajrzę! Pisz, tego nigdy za mało:) Dzięki:*
Usuń