Zacisnął
powieki i przekręcił na bok czując, jak całe ciało ma obolałe. Wtulił się
bardziej w pościel, zasłaniając wzrok przed promieniami słońca. Delikatnie
pociągnął nosem, wdychając dość specyficzny zapach, który z czymś mu się
kojarzył, ale aktualnie był zbyt zaspany, by go rozpoznać. Był za to bardzo
przyjemny, przez co nie miał ochoty wstawać. Pewna mieszanka męskich
perfum i… dość wyraźna świeżość. Dziwne…
nie przypominał sobie, by robił pranie, pościel powinna przecież być
przesiąknięta zapachem jego papierosów…
Momentalnie
otworzył oczy i zamarł. Zdał sobie sprawę, że nie dość, że to nie jest jego
łóżko, to do tego nie powinien się w nim znajdować. Mózg szybko przeanalizował
ostatni wieczór i zaistniałe, dość niesprzyjające okoliczności. Szybko
rozejrzał się po pomieszczeniu, uświadamiając sobie, że znajduje się
najwyraźniej w sypialni Zoro. Odkrywając, że jest sam, zerwał się i chwycił za
głowę. Ból przeszył jego czaszkę, o mało nie wymuszając wymiotów. Zdecydowanie
wczoraj przesadził. W każdym temacie. Przypominając sobie praktycznie każdy szczegół,
schował twarz w dłoniach.
Uprawiał seks z Zoro. Tak po
prostu. Oddał mu się całkowicie, nawet się nad tym nie zastanawiając. Co w
niego wstąpiło?
Nie potrafił tego wyjaśnić, ale
był pewien jednego. Na razie musi się stąd jak najszybciej ewakuować.
Dalej leżał w swych wczorajszych ciuchach, więc jedyne musiał ubrać buty, które leżały nieopodal. Roronoa najwyraźniej go tu przeniósł z kuchni, gdy zasnął. Jak mógł tego nie pamiętać? Za to
ciepło jego ciała oraz dłoni, które badały wczoraj każdy centymetr jego skóry
już tak. Zarumienił się po czubki uszu i na palcach wyjrzał z pokoju.
Miał szczęście, Luffy dalej
drzemał na kanapie, a z łazienki dochodził szum puszczanej z prysznica wody. Glon
się kąpał, więc droga była wolna. Nie czekając już ani chwili dłużej, ubrał się i opuścił
mieszkanie. Wybiegł czym prędzej z bloku, łapiąc pierwszą lepszą taksówkę.
Chciał jak najszybciej znaleźć się u siebie, umyć i najlepiej wymazać
wczorajszy wieczór z pamięci. Do tego zaczęło ciążyć mu olbrzymie poczucie
winy. Dopiero co poprosił Łowcę o spotkanie, a wylądował w łóżku z kolegą z
pracy. Po prostu cudownie! Do tego takim, z którym siedzą twarzą w twarz za
biurkiem! Jak teraz będzie wyglądała
ich znajomość?
Siedząc na tylnym siedzeniu
samochodu, bił się z własnymi myślami. Żałował, że się nie opanowali,
chociaż z drugiej strony…
To było dziwne.
Podejrzewał, że Zoro jest raczej
zainteresowany Mihawkiem, więc dlaczego wczoraj z taką łatwością poddał się
jego zalotom? Raczej nie był do tego stopnia pijany, by nie wiedzieć, co robi.
Fakt, pierwszy raz znaleźli się w takiej sytuacji, ale to nie powód, by zaraz
trafiać ze sobą do łóżka. No i do tego kochać to się za bardzo nie kochali…
Aż się wzdrygnął, kiedy w
kieszeni zawibrował telefon. Odetchnął z ulgą, gdy odkrył, że to jedynie
przypomnienie o odebraniu płaszcza z pralni. Trzymając jednak komórkę w ręce, poczuł
się jeszcze gorzej. Patrzył na wyświetlacz i nie potrafił się zmusić do
napisania nawet jednego słowa. Nie dość, że nie dał Łowcy znać, co ze
spotkaniem, to jeszcze milczał jak grób. Nie rozumiał też, dlaczego tamten się
nie odzywa. Czy w ogóle się o niego martwił? A może brak odpowiedzi wcale go
nie ruszył? Czy rzeczywiście powinni przekroczyć granicę, jaką do tej pory
sobie wytworzyli? Nie chciał utracić czegoś bezpowrotnie a miał wrażenie, że
wraz z proponowaną datą spotkania wszystko się zawali. Chociaż przecież w końcu poznać jego prawdziwe imię, zobaczyć, jak
wygląda, jak się zachowuje, jak pachnie… Potarł skronie i zdobył się w końcu na
odpowiedź. Pisał ją kilka razy, po czym kasował i zaczynał od początku. W tym
samym czasie naprędce płacąc taksówkarzowi, szybko pokonał krótki odcinek który
dzielił go od domu. Gdy znalazł się w swoim pustym mieszkaniu, oparł się o
drzwi i zsunął na podłogę. Czując na sobie wciąż dotyk drugiego mężczyzny,
przymknął oczy i próbował wsłuchać w swoje szybko bijące serce oraz nacisnąć
potwierdzenie.
30/12/2014 10:20 Ja
„Jutro, punkt 18, centrum,
fontanna na rynku. W porządku?”
Oddychał szybko, gdy patrzył na wysyłającą się wiadomość. Wiedział, że albo teraz to zrobi, albo oszaleje. W głowie mu się kręciło, gdy wspominał upojną noc i do tego przypadkowy telefon do Lawa. Miałby ochotę zapaść się pod ziemię.
Odpowiedź nadeszła niemal
natychmiast, wywołując dziwny skręt żołądka. Czyli jutro naprawdę wszystko się zmieni.
***
Siedział już na łóżku jakiś czas,
opatulony miękką jak aksamit pościelą, z której wstawił tylko dwoje czarnych
jak węgiel oczu. Świergot ptaków za oknem i zapach mielonej kawy sprawił, że wybitnie
się uspokoił. Wczoraj miał wrażenie, że jakaś część niego umarła, ale dzisiaj,
że był to jedynie zły sen. Wątpił, by spał długo, o ile w ogóle, ale najwyraźniej tyle mu
wystarczyło. Wpatrywał się w kołyszące się za oknem gołe już gałązki drzew i
nie myślał praktycznie o niczym. Było mu dobrze.
- Puk, puk.- Rozległ się miły
głos a potem zza framugi wyłoniła się czerwona czupryna. Shanks przekroczył
próg sypialni niosąc w rękach tacę z jedzeniem i czarną kawą.- Czy ktoś może
zamawiał śniadanie?
Posiłek wyglądał obłędnie pysznie. Żołądek Ace'a odezwał się, natychmiastowo.
- Masz kucharkę czy serio to sam
zrobiłeś?- Zaśmiał się piegowaty, szczerze zdziwiony bardziej na to drugie.
- Wypraszam sobie. Nie jestem
kulinarnym beztalenciem!- Postawił zastawę na nocnym stoliku i podał mu gorący
kubek.
Ace chwycił go w ręce i postawił
sobie na przyciągniętych pod brodę kolanach. Dmuchał chwilę na parującą
powierzchnie i przeglądał się w niej, patrząc w swoje zaklejone jeszcze trochę
oczy. Chwilę to trwało ale zmusił się do tego jednego słowa.
- Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz?-
Zapytał Shanks, opychając się naleśnikiem. Wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Za to, że mi wczoraj odjebało.
Skulił się bardziej w pościeli,
nie będąc w stanie spojrzeć na swojego szefa.
- Nie wiem czym się przejmujesz. Po
za tym jestem przyzwyczajony.- Prychnął z rozbawieniem i poklepał przykrytą
głowę.- Właściwie to możesz mi wynagrodzić to cierpienie i spędzić dzisiaj czas ze mną,
co ty na to?- Zapytał entuzjastycznie, choć raczej nie oczekując pozytywnej
odpowiedzi.
- Bardzo chętnie.
Zapadła dość długa cisza. Nawet
Ace się nią zaniepokoił i w końcu podniósł wzrok, wychwytując zszokowane
spojrzenie.
- Co? –Burknął, rumieniąc się po
czubki uszu.
- N-nic… tylko nie spodziewałem
się…- Shanks podrapał się po karku i odchrząknął, wyraźnie promieniejąc.- W
takim razie może pójdziemy do zoo?
- A czy możemy…- Zaczął chłopak i
obracając kubek w rękach, znów zapatrzył na porcelanę.- Zostać w domu cały
dzień?
Nie chciał na głos przyznać, że
tu czuje się bezpiecznie. Nie wyobrażał sobie wyjść poza te mury. Po za tym, w
nocy wiele rzeczy w końcu przemyślał i chciał… Zobaczyć, jakim tak naprawdę
człowiekiem był Shanks. Zbliżyć się trochę, pogadać, posłuchać…
- Pewnie. – Do mężczyzny chyba
ledwie docierało to, co właściwie się działo. Wyglądał na podekscytowanego,
przerażonego i zmartwionego zarazem. Nie potrafił tego ukryć, eksponował
uczucia zupełnie niekontrolowanie i Ace miał wrażenie, że czyta z niego jak z
otwartej dłoni. - Masz ochotę może na film?
Ace entuzjastycznie pokiwał
głową, trochę się jednak pesząc. Wprosił się, a do tego chciał teraz zająć mu
czas. No i wiedział, jakimi uczuciami darzy go gospodarz. Z
jednej strony go to krępowało, ale teraz… czyżby przyciągało? Chciał zapomnieć
o Marco, ale równocześnie nie mając potrzeby się odgrywać. Po prostu… Naprawdę
zaczęło mu zależeć no i dostrzegł, że ma obok siebie człowieka, który będzie gotowy
zrobić dla niego naprawdę wiele.
Wspólnie wybrali jakąś kiczowatą,
amerykańską komedię i sadowiąc się wygodnie na łóżku, patrzyli na wiszącą na
ścianie plazmę.
Ace musiał przyznać, że chata
odpicowana była lepiej, niż w pracy zwykli plotkować. W sumie nie było to
dziwne, ale luksus wokół był naprawdę całkiem przyjemny. Nie żeby kiedykolwiek leciał na kasę, ale nie
potrafił też nie przyznać, że jest pod wrażeniem. Film się rozpoczął, a oni
leżeli na poduszkach milcząc i wpatrując w ekran. Dziwne napięcie wypełniło
pokój, choć było dalekie od nieprzyjemnego.
Piegowaty czuł, jak nieokreślona
trema ściska mu gardło. Nigdy wcześniej nie dopuszczał tych myśli do siebie ale
teraz był im przychylny, dlatego dość długo zastanawiał się, czy się jednak
odezwać, czy dalej milczeć. Przestał nawet rejestrować, o czym jest film. W
końcu jednak się przemógł.
- Zimno mi.- Wykrztusił.
- Przynieść jakiś koc, bluzę?-
Zapytał Shanks, zerkając na niego nieśmiało. W końcu Ace siedział pod kołdrą w
samych spodniach z wczoraj.
- Nie.- Odparł krótko, bawiąc się
rąbkiem pościeli.
- Tooo… Może napalę w kominku? Wtedy…
- Nie.
Shanks zmarszczył brwi, lekko
zdziwiony.
- Ale…
- Zimno mi.- Powtórzył i patrzył
na niego, starając się przekazać to, co tak naprawdę ma na myśli. Shanks najwyraźniej
się domyślał, tylko po prostu dalej bał się to głośno zaproponować.
W końcu jednak przysunął się
bliżej i nie napotykając sprzeciwu, wsunął pod pościel.
Ace szybko przylgnął do niego i
obejmując w pasie, przytulił do ciepłego torsu. Oparł policzek o unoszącą się
klatkę piersiową i usłyszał silne dudnienie serca pod żebrami. Nawet nie
przypuszczał, jak przyjemne mogło być to uczucie. Zamknął oczy i nawet nie
próbował uspokoić również przyśpieszonego oddechu. To, co się działo dla nich
obojga było nowe i nie wiedzieli, co powinni teraz zrobić. Milczeli i rozkoszowali się ciepłem drugiego człowieka.
Shanks zaczął drżącymi rękami
bawić się jego włosami, obracając je sobie w palcach i muskając kark. Ace'owi,
któremu dawno nie okazano takiej czułości, miał ochotę znów się rozpłakać. Na
szczęście tego nie zrobił, tylko musnął ustami rozgrzaną szyję, choć wiedział,
że raczej nie powinien i wyszeptał ciche podziękowanie, zastanawiając się, czy
tamten w ogóle je usłyszał. W końcu udało mu się zasnąć znów, tym razem nie mając jednak koszmarów.
***
Biegła ile sił w nogach, nie zważając
na czerwone światła i klaksony samochodów. Pierwszy raz zdarzyło jej się zaspać
na zajęcia z judo i teraz gnała jak szalona, nie potrafiąc sobie wybaczyć. Nie
sądziła, że po wczoraj ledwo zwlecze się z łóżka. Do tego nogi ją bolały od
niewygodnych butów.
Podwiozę cię do domu
Nasunęła mocniej szalik ,
zakrywając usta oraz zaróżowione policzki i w ostatniej chwili wskoczyła do metra.
Na szczęście o tej godzinie już nie było tłoku, więc ze spokojem zajęła miejsce
i odetchnęła.
To nie tak, że jej się
podobał. Ani trochę! Wcale nie chciała tańczyć z nim trzech tańców i zdeptać go
kilka razy. Nawet jeśli rzeczywiście czytali podobne rzeczy, słuchali podobnej
muzyki i również lubili podróżować, to wcale nie musiało zaraz czegoś znaczyć.
Czego on od niej chce? Czemu wszyscy nie mogą zostawić jej w spokoju!
Naburmuszona zerknęła nerwowo na zegarek. Już nie mogła się doczekać, aż wyżyje się na worku
treningowym albo pierwszym lepszym chętnym do walki. Po przejażdżce miejskim środkiem transportu ruszyła w stronę klubu i przekraczając próg,
poczuła się odrobinę lepiej. Szybko się przebierając i spinając swoje i tak
krótkie włosy, wparowała na salę gimnastyczną.
Większość grupy już się
rozciągała, więc dołączyła do siedzących na podłodze kolegów.
- Sorki za spóźnienie.- zaczęła
rozgrzewkę i przepraszająco uśmiechnęła się do Hacka, jej trenera, który tylko pomachał do niej wyrozumiale.
Na zajęciach w końcu mogła poczuć
się sobą. Zero udawania słodkiej, uroczej dziewczynki, za którą w biurze tak
przepadali. Luźne ubrania, ciosy, krzyki, wszystko to pozwalało jej pozbyć się
nadmiaru energii i złości, którą w sobie nosiła. Bez skrępowania mogła
przypisać sobie tytuł jednej z lepszych zawodniczek i choć zawody nie były
nigdy jej celem, to propozycje wyjazdów schlebiały. Lubiła tą część siebie, lecz nie
za bardzo chciała się nią dzielić z innymi. Tutaj zaś czuła się jak wśród
swoich i nawet wzrok mężczyzn, który zwykle jej przeszkadzał, tutaj zupełnie
jej nie dokuczał. Nie tylko jednak to, że była wybitnie uzdolniona zachęcało ją
do dalszych starań. Skrycie, choć na przyznała tego
nawet przed samą sobą, podziwiała jednego z zawodników.
Rob Luccie.
Mężczyzna chłodny, przystojny i niezwykle silny. Nie było osoby w klubie, która potrafiłaby go pokonać. Jako jeden z nielicznych, zupełnie nie okazywał jej względów, co również ją do niego przyciągało. Czuła się zawstydzona w jego towarzystwie i z nieokreślonych powodów jej imponował. Uważała go za obiekt wręcz idealny, całkowicie poza zasięgiem. Ktoś o kim może jedynie pomarzyć. Przy nim, cała reszta samczego świata wydawała jej się szara, fałszywa i niegodna uwagi.
Rob Luccie.
Mężczyzna chłodny, przystojny i niezwykle silny. Nie było osoby w klubie, która potrafiłaby go pokonać. Jako jeden z nielicznych, zupełnie nie okazywał jej względów, co również ją do niego przyciągało. Czuła się zawstydzona w jego towarzystwie i z nieokreślonych powodów jej imponował. Uważała go za obiekt wręcz idealny, całkowicie poza zasięgiem. Ktoś o kim może jedynie pomarzyć. Przy nim, cała reszta samczego świata wydawała jej się szara, fałszywa i niegodna uwagi.
Tym razem jednak ów mężczyzna nie
przyciągał jej uwagi.
Głowę zaprzątniętą miała
wczorajszym wieczorem i czy choć chciała, czy nie chciała, wracał do niej miły
ton głosu i ciekawe, ciemne spojrzenie. Mężczyzna tak różny, od jej ideału, a jednak praktycznie wywracał świat do góry nogami.
- Nie skupiasz się dzisiaj.
Wzdrygnęła się, gdy niespodziewanie
koło niej pojawił się czarnowłosy mężczyzna. Otarła pot z czoła końcem rękawa i
z nieukrywanym zdumieniem nie potrafiła dojść do wniosku, czemu nagle jej
obiekt westchnień zamienił z nią zdanie. Nawet nie potrafiła się wysłowić, więc
jedynie stała jak słup soli, gapiąc się jak krowa na malowane wrota. I to ona!
Ta, która wielce stroni od mężczyzn!
- Popracuj nad równowagą,
będziesz stabilniejsza.
Ciekawiło ją, dlaczego taki
zaszczyt ją kopnął i z tymi myślami wróciła do prowadzonej walki z Kaku,
którego natura pokrzywdziła dość długim i kanciastym nosem. Uśmiechnęła się i
odgarnęła niesforne kosmki włosów za ucho.
Następny rozdział
Następny rozdział
…
Uf, zdążyłam :D ale teraz będę
miała stresa co tydzień, czy wyrobię się z terminami. Ale przynajmniej szybciej
pokończę stare historie i zacznę nowe! Taka motywacja xD I wybaczcie za tą z
dupy parę na końcu, potrzebuję czarnego charakteru, a Rob OSTATECZNIE mi się jedynie
wpasował. Żałuję, że nie wiemy więcej o Rewolucjonistach, to być może
zastąpiłabym tę postać kimś innym, ale niestety nikt mi bardziej nie odpowiadał.
Macie może lepszą propozycje na to stanowisko?;D W ogóle też już jest drugi rozdział
Atramentowych więzi, jakby ktoś był ewentualnie zainteresowany^^ xD
Super. Czekam na dalszy ciąg. Co będzie za tydzień? :) Hana
OdpowiedzUsuńTeraz na zmianę będzie Durarara z One Piece'm^^
UsuńI jest kolejny rozdział ;D Nie będę ukrywać, wyczekiwałam go. Strasznie wyczekiwałam. No to teraz trochę mojego komentowania:
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o Sanji'ego... Sądziłam, że potoczy się to trochę inaczej :/ Powiem szczerze - nie wiem jak wyobrażałam sobie jego przebudzenie w mieszkaniu Zoro, ale jakoś tak... Jakoś tak mi ta wersja nie za bardzo odpowiada. Ale jak to mówię - Twoja głowa, Twoje pomysły. Pisz dalej, może jednak w późniejszym okresie będzie to wszystko miało sens, a ja niepotrzebnie opieprzyłam Twoją pracę :D
To teraz trochę na temat Ace'a. Spodobało mi się i to baardzo! Sądziłam, że będzie taki na "nie", jeżeli chodzi o Shanks'a, a tu coś kompletnie innego. Masz u mnie plusa ;) Spodobało mi się, że właśnie tak to wszystko napisałaś, a nie inaczej. Ace starający się wybrać pomiędzi Shanks'em a pogrążeniem się w smutku z powodu utraty Marco... Dobra, to zdanie nie miało sensu. Nie było go.
Życzę weny kochana! Dużo czasu i czego tam jeszcze Ci trzeba do napisania kolejnej części C;
No tutaj mam swoją wizję na ten temat^^ Po za tym lubię komplikować sprawy xD Więc przepraszam, jeśli zawiodłam oczekiwania:* Dziękuję i również szanuję opinię^^ Każdy przecież ma własne spojrzenie na każdy temat^^
UsuńAh cuudowny rozdział =) w końcu się go doczekałam xD biedny Sanji teraz nie wie co ma zrobić ja bym go tuliła i powiedziała że wszystko będzie dobrze i łowca to tak na prawdę Zoro który cię kocha i chcę cię tylko dla siebie i będziecie spędzać godziny w łóżku xD Życzę dużo weny kochana =)
OdpowiedzUsuńDzięki:* Później postaram się wynagrodzić ich cały ból xD
UsuńOszalałam! Naprawdę. I to przez Ciebie.
UsuńAle tak na serio, natknęłam się na twoje opowiadania całkiem niedawno i od tamtego czasu po nocach nie śpię i je czytam. Dziś skończyłam ten rozdział i zmuszona jestem pójść na odwyk gdyż…. nie ma więcej.
Bardzo podoba mi się twój styl, czyta się go bardzo przyjemnie. Uwielbiam to jak wykorzystujesz wszystkie fakty z ONE PIECE. Nazwy drinków czy baru, to jest mega suuuuuuper ;).
To opowiadanie jest moim ulubionym (inne też są fajne) ze względu właśnie na wykorzystanie treści z anime. ZoSan to mój ulubiony, aż się nie mogę doczekać dalszych losów (mam swoje teorie, pewnie jak większość, ale jeśli masz inny pomysł, niż ten oczywisty, czekam z niecierpliwością). I zaskoczył mnie paring Sanji Law, jakoś wcześniej w ogóle nie przyszedł mi do głowy. Czekam z niecierpliwością na dalsze losy.