piątek, 16 października 2015

Nie iGRAJ ze mną 6


                Zacisnął powieki i przekręcił na bok czując, jak całe ciało ma obolałe. Wtulił się bardziej w pościel, zasłaniając wzrok przed promieniami słońca. Delikatnie pociągnął nosem, wdychając dość specyficzny zapach, który z czymś mu się kojarzył, ale aktualnie był zbyt zaspany, by go rozpoznać. Był za to bardzo przyjemny, przez co nie miał ochoty wstawać. Pewna mieszanka męskich perfum  i… dość wyraźna świeżość. Dziwne… nie przypominał sobie, by robił pranie, pościel powinna przecież być przesiąknięta zapachem jego papierosów…
                Momentalnie otworzył oczy i zamarł. Zdał sobie sprawę, że nie dość, że to nie jest jego łóżko, to do tego nie powinien się w nim znajdować. Mózg szybko przeanalizował ostatni wieczór i zaistniałe, dość niesprzyjające okoliczności. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu, uświadamiając sobie, że znajduje się najwyraźniej w sypialni Zoro. Odkrywając, że jest sam, zerwał się i chwycił za głowę. Ból przeszył jego czaszkę, o mało nie wymuszając wymiotów. Zdecydowanie wczoraj przesadził. W każdym temacie. Przypominając sobie praktycznie każdy szczegół, schował twarz w dłoniach.
Uprawiał seks z Zoro. Tak po prostu. Oddał mu się całkowicie, nawet się nad tym nie zastanawiając. Co w niego wstąpiło?
Nie potrafił tego wyjaśnić, ale był pewien jednego. Na razie musi się stąd jak najszybciej ewakuować.
Dalej leżał w swych wczorajszych ciuchach, więc jedyne musiał ubrać buty, które leżały nieopodal. Roronoa najwyraźniej go tu przeniósł z kuchni, gdy zasnął. Jak mógł tego nie pamiętać? Za to ciepło jego ciała oraz dłoni, które badały wczoraj każdy centymetr jego skóry już tak. Zarumienił się po czubki uszu i na palcach wyjrzał z pokoju.
Miał szczęście, Luffy dalej drzemał na kanapie, a z łazienki dochodził szum puszczanej z prysznica wody. Glon się kąpał, więc droga była wolna. Nie czekając już ani chwili dłużej, ubrał się i opuścił mieszkanie. Wybiegł czym prędzej z bloku, łapiąc pierwszą lepszą taksówkę. Chciał jak najszybciej znaleźć się u siebie, umyć i najlepiej wymazać wczorajszy wieczór z pamięci. Do tego zaczęło ciążyć mu olbrzymie poczucie winy. Dopiero co poprosił Łowcę o spotkanie, a wylądował w łóżku z kolegą z pracy. Po prostu cudownie! Do tego takim, z którym siedzą twarzą w twarz za biurkiem! Jak teraz będzie wyglądała ich znajomość?
Siedząc na tylnym siedzeniu samochodu, bił się z własnymi myślami. Żałował, że się nie opanowali, chociaż z drugiej strony…
To było dziwne.
Podejrzewał, że Zoro jest raczej zainteresowany Mihawkiem, więc dlaczego wczoraj z taką łatwością poddał się jego zalotom? Raczej nie był do tego stopnia pijany, by nie wiedzieć, co robi. Fakt, pierwszy raz znaleźli się w takiej sytuacji, ale to nie powód, by zaraz trafiać ze sobą do łóżka. No i do tego kochać to się za bardzo nie kochali…
Aż się wzdrygnął, kiedy w kieszeni zawibrował telefon. Odetchnął z ulgą, gdy odkrył, że to jedynie przypomnienie o odebraniu płaszcza z pralni. Trzymając jednak komórkę w ręce, poczuł się jeszcze gorzej. Patrzył na wyświetlacz i nie potrafił się zmusić do napisania nawet jednego słowa. Nie dość, że nie dał Łowcy znać, co ze spotkaniem, to jeszcze milczał jak grób. Nie rozumiał też, dlaczego tamten się nie odzywa. Czy w ogóle się o niego martwił? A może brak odpowiedzi wcale go nie ruszył? Czy rzeczywiście powinni przekroczyć granicę, jaką do tej pory sobie wytworzyli? Nie chciał utracić czegoś bezpowrotnie a miał wrażenie, że wraz z proponowaną datą spotkania wszystko się zawali. Chociaż przecież w końcu poznać jego prawdziwe imię, zobaczyć, jak wygląda, jak się zachowuje, jak pachnie… Potarł skronie i zdobył się w końcu na odpowiedź. Pisał ją kilka razy, po czym kasował i zaczynał od początku. W tym samym czasie naprędce płacąc taksówkarzowi, szybko pokonał krótki odcinek który dzielił go od domu. Gdy znalazł się w swoim pustym mieszkaniu, oparł się o drzwi i zsunął na podłogę. Czując na sobie wciąż dotyk drugiego mężczyzny, przymknął oczy i próbował wsłuchać w swoje szybko bijące serce oraz nacisnąć potwierdzenie.
30/12/2014 10:20 Ja
„Jutro, punkt 18, centrum, fontanna na rynku. W porządku?”

Oddychał szybko, gdy patrzył na wysyłającą się wiadomość. Wiedział, że albo teraz to zrobi, albo oszaleje. W głowie mu się kręciło, gdy wspominał upojną noc i do tego przypadkowy telefon do Lawa. Miałby ochotę zapaść się pod ziemię.
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast, wywołując dziwny skręt żołądka. Czyli jutro naprawdę wszystko się zmieni.
***
Siedział już na łóżku jakiś czas, opatulony miękką jak aksamit pościelą, z której wstawił tylko dwoje czarnych jak węgiel oczu. Świergot ptaków za oknem i zapach mielonej kawy sprawił, że wybitnie się uspokoił. Wczoraj miał wrażenie, że jakaś część niego umarła, ale dzisiaj, że był to jedynie zły sen. Wątpił, by spał długo, o ile w ogóle, ale najwyraźniej tyle mu wystarczyło. Wpatrywał się w kołyszące się za oknem gołe już gałązki drzew i nie myślał praktycznie o niczym. Było mu dobrze.
- Puk, puk.- Rozległ się miły głos a potem zza framugi wyłoniła się czerwona czupryna. Shanks przekroczył próg sypialni niosąc w rękach tacę z jedzeniem i czarną kawą.- Czy ktoś może zamawiał śniadanie?
Posiłek wyglądał obłędnie pysznie. Żołądek Ace'a odezwał się, natychmiastowo.
- Masz kucharkę czy serio to sam zrobiłeś?- Zaśmiał się piegowaty, szczerze zdziwiony bardziej na to drugie.
- Wypraszam sobie. Nie jestem kulinarnym beztalenciem!- Postawił zastawę na nocnym stoliku i podał mu gorący kubek.
Ace chwycił go w ręce i postawił sobie na przyciągniętych pod brodę kolanach. Dmuchał chwilę na parującą powierzchnie i przeglądał się w niej, patrząc w swoje zaklejone jeszcze trochę oczy. Chwilę to trwało ale zmusił się do tego jednego słowa.
- Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz?- Zapytał Shanks, opychając się naleśnikiem. Wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Za to, że mi wczoraj odjebało.
Skulił się bardziej w pościeli, nie będąc w stanie spojrzeć na swojego szefa.
- Nie wiem czym się przejmujesz. Po za tym jestem przyzwyczajony.- Prychnął z rozbawieniem i poklepał przykrytą głowę.- Właściwie to możesz mi wynagrodzić to cierpienie i spędzić dzisiaj czas ze mną, co ty na to?- Zapytał entuzjastycznie, choć raczej nie oczekując pozytywnej odpowiedzi.
- Bardzo chętnie.
Zapadła dość długa cisza. Nawet Ace się nią zaniepokoił i w końcu podniósł wzrok, wychwytując zszokowane spojrzenie.
- Co? –Burknął, rumieniąc się po czubki uszu.
- N-nic… tylko nie spodziewałem się…- Shanks podrapał się po karku i odchrząknął, wyraźnie promieniejąc.- W takim razie może pójdziemy do zoo?
- A czy możemy…- Zaczął chłopak i obracając kubek w rękach, znów zapatrzył na porcelanę.- Zostać w domu cały dzień?
Nie chciał na głos przyznać, że tu czuje się bezpiecznie. Nie wyobrażał sobie wyjść poza te mury. Po za tym, w nocy wiele rzeczy w końcu przemyślał i chciał… Zobaczyć, jakim tak naprawdę człowiekiem był Shanks. Zbliżyć się trochę, pogadać, posłuchać…
- Pewnie. – Do mężczyzny chyba ledwie docierało to, co właściwie się działo. Wyglądał na podekscytowanego, przerażonego i zmartwionego zarazem. Nie potrafił tego ukryć, eksponował uczucia zupełnie niekontrolowanie i Ace miał wrażenie, że czyta z niego jak z otwartej dłoni. - Masz ochotę może na film?
Ace entuzjastycznie pokiwał głową, trochę się jednak pesząc. Wprosił się, a do tego chciał teraz zająć mu czas. No i wiedział, jakimi uczuciami darzy go gospodarz. Z jednej strony go to krępowało, ale teraz… czyżby przyciągało? Chciał zapomnieć o Marco, ale równocześnie nie mając potrzeby się odgrywać. Po prostu… Naprawdę zaczęło mu zależeć no i dostrzegł, że ma obok siebie człowieka, który będzie gotowy zrobić dla niego naprawdę wiele.
Wspólnie wybrali jakąś kiczowatą, amerykańską komedię i sadowiąc się wygodnie na łóżku, patrzyli na wiszącą na ścianie plazmę.
Ace musiał przyznać, że chata odpicowana była lepiej, niż w pracy zwykli plotkować. W sumie nie było to dziwne, ale luksus wokół był naprawdę całkiem przyjemny.  Nie żeby kiedykolwiek leciał na kasę, ale nie potrafił też nie przyznać, że jest pod wrażeniem. Film się rozpoczął, a oni leżeli na poduszkach milcząc i wpatrując w ekran. Dziwne napięcie wypełniło pokój, choć było dalekie od nieprzyjemnego.
Piegowaty czuł, jak nieokreślona trema ściska mu gardło. Nigdy wcześniej nie dopuszczał tych myśli do siebie ale teraz był im przychylny, dlatego dość długo zastanawiał się, czy się jednak odezwać, czy dalej milczeć. Przestał nawet rejestrować, o czym jest film. W końcu jednak się przemógł.
- Zimno mi.- Wykrztusił.
- Przynieść jakiś koc, bluzę?- Zapytał Shanks, zerkając na niego nieśmiało. W końcu Ace siedział pod kołdrą w samych spodniach z wczoraj.
- Nie.- Odparł krótko, bawiąc się rąbkiem pościeli.
- Tooo… Może napalę w kominku? Wtedy…
- Nie.
Shanks zmarszczył brwi, lekko zdziwiony.
- Ale…
- Zimno mi.- Powtórzył i patrzył na niego, starając się przekazać to, co tak naprawdę ma na myśli. Shanks najwyraźniej się domyślał, tylko po prostu dalej bał się to głośno zaproponować.
W końcu jednak przysunął się bliżej i nie napotykając sprzeciwu, wsunął pod pościel.
Ace szybko przylgnął do niego i obejmując w pasie, przytulił do ciepłego torsu. Oparł policzek o unoszącą się klatkę piersiową i usłyszał silne dudnienie serca pod żebrami. Nawet nie przypuszczał, jak przyjemne mogło być to uczucie. Zamknął oczy i nawet nie próbował uspokoić również przyśpieszonego oddechu. To, co się działo dla nich obojga było nowe i nie wiedzieli, co powinni teraz zrobić. Milczeli i rozkoszowali się ciepłem drugiego człowieka.
Shanks zaczął drżącymi rękami bawić się jego włosami, obracając je sobie w palcach i muskając kark. Ace'owi, któremu dawno nie okazano takiej czułości, miał ochotę znów się rozpłakać. Na szczęście tego nie zrobił, tylko musnął ustami rozgrzaną szyję, choć wiedział, że raczej nie powinien i wyszeptał ciche podziękowanie, zastanawiając się, czy tamten w ogóle je usłyszał. W końcu udało mu się zasnąć znów, tym razem nie mając jednak koszmarów.
***
Biegła ile sił w nogach, nie zważając na czerwone światła i klaksony samochodów. Pierwszy raz zdarzyło jej się zaspać na zajęcia z judo i teraz gnała jak szalona, nie potrafiąc sobie wybaczyć. Nie sądziła, że po wczoraj ledwo zwlecze się z łóżka. Do tego nogi ją bolały od niewygodnych butów.
Podwiozę cię do domu
Nasunęła mocniej szalik , zakrywając usta oraz zaróżowione policzki i w ostatniej chwili wskoczyła do metra. Na szczęście o tej godzinie już nie było tłoku, więc ze spokojem zajęła miejsce i odetchnęła.
To nie tak, że jej się podobał. Ani trochę! Wcale nie chciała tańczyć z nim trzech tańców i zdeptać go kilka razy. Nawet jeśli rzeczywiście czytali podobne rzeczy, słuchali podobnej muzyki i również lubili podróżować, to wcale nie musiało zaraz czegoś znaczyć. Czego on od niej chce? Czemu wszyscy nie mogą zostawić jej w spokoju!
Naburmuszona zerknęła nerwowo na zegarek. Już nie mogła się doczekać, aż wyżyje się na worku treningowym albo pierwszym lepszym chętnym do walki. Po przejażdżce miejskim środkiem transportu ruszyła w stronę klubu i przekraczając próg, poczuła się odrobinę lepiej. Szybko się przebierając i spinając swoje i tak krótkie włosy, wparowała na salę gimnastyczną.
Większość grupy już się rozciągała, więc dołączyła do siedzących na podłodze kolegów.
- Sorki za spóźnienie.- zaczęła rozgrzewkę i przepraszająco uśmiechnęła się do Hacka, jej trenera, który tylko pomachał do niej wyrozumiale.
Na zajęciach w końcu mogła poczuć się sobą. Zero udawania słodkiej, uroczej dziewczynki, za którą w biurze tak przepadali. Luźne ubrania, ciosy, krzyki, wszystko to pozwalało jej pozbyć się nadmiaru energii i złości, którą w sobie nosiła. Bez skrępowania mogła przypisać sobie tytuł jednej z lepszych zawodniczek i choć zawody nie były nigdy jej celem, to propozycje wyjazdów schlebiały. Lubiła tą część siebie, lecz nie za bardzo chciała się nią dzielić z innymi. Tutaj zaś czuła się jak wśród swoich i nawet wzrok mężczyzn, który zwykle jej przeszkadzał, tutaj zupełnie jej nie dokuczał. Nie tylko jednak to, że była wybitnie uzdolniona zachęcało ją do dalszych starań. Skrycie, choć na przyznała tego nawet przed samą sobą, podziwiała jednego z zawodników.
Rob Luccie.
Mężczyzna chłodny, przystojny i niezwykle silny. Nie było osoby w klubie, która potrafiłaby go pokonać. Jako jeden z nielicznych, zupełnie nie okazywał jej względów, co również ją do niego przyciągało. Czuła się zawstydzona w jego towarzystwie i z nieokreślonych powodów jej imponował. Uważała go za obiekt wręcz idealny, całkowicie poza zasięgiem. Ktoś o kim może jedynie pomarzyć. Przy nim, cała reszta samczego świata wydawała jej się szara, fałszywa i niegodna uwagi.
Tym razem jednak ów mężczyzna nie przyciągał jej uwagi.
Głowę zaprzątniętą miała wczorajszym wieczorem i czy choć chciała, czy nie chciała, wracał do niej miły ton głosu i ciekawe, ciemne spojrzenie. Mężczyzna tak różny, od jej ideału, a jednak praktycznie wywracał świat do góry nogami.
- Nie skupiasz się dzisiaj.
Wzdrygnęła się, gdy niespodziewanie koło niej pojawił się czarnowłosy mężczyzna. Otarła pot z czoła końcem rękawa i z nieukrywanym zdumieniem nie potrafiła dojść do wniosku, czemu nagle jej obiekt westchnień zamienił z nią zdanie. Nawet nie potrafiła się wysłowić, więc jedynie stała jak słup soli, gapiąc się jak krowa na malowane wrota. I to ona! Ta, która wielce stroni od mężczyzn!
- Popracuj nad równowagą, będziesz stabilniejsza.
Ciekawiło ją, dlaczego taki zaszczyt ją kopnął i z tymi myślami wróciła do prowadzonej walki z Kaku, którego natura pokrzywdziła dość długim i kanciastym nosem. Uśmiechnęła się i odgarnęła niesforne kosmki włosów za ucho.

Następny rozdział
Uf, zdążyłam :D ale teraz będę miała stresa co tydzień, czy wyrobię się z terminami. Ale przynajmniej szybciej pokończę stare historie i zacznę nowe! Taka motywacja xD I wybaczcie za tą z dupy parę na końcu, potrzebuję czarnego charakteru, a Rob OSTATECZNIE mi się jedynie wpasował. Żałuję, że nie wiemy więcej o Rewolucjonistach, to być może zastąpiłabym tę postać kimś innym, ale niestety nikt mi bardziej nie odpowiadał. Macie może lepszą propozycje na to stanowisko?;D W ogóle też już jest drugi rozdział Atramentowych więzi, jakby ktoś był ewentualnie zainteresowany^^ xD


7 komentarzy:

  1. Super. Czekam na dalszy ciąg. Co będzie za tydzień? :) Hana

    OdpowiedzUsuń
  2. I jest kolejny rozdział ;D Nie będę ukrywać, wyczekiwałam go. Strasznie wyczekiwałam. No to teraz trochę mojego komentowania:
    Jeżeli chodzi o Sanji'ego... Sądziłam, że potoczy się to trochę inaczej :/ Powiem szczerze - nie wiem jak wyobrażałam sobie jego przebudzenie w mieszkaniu Zoro, ale jakoś tak... Jakoś tak mi ta wersja nie za bardzo odpowiada. Ale jak to mówię - Twoja głowa, Twoje pomysły. Pisz dalej, może jednak w późniejszym okresie będzie to wszystko miało sens, a ja niepotrzebnie opieprzyłam Twoją pracę :D
    To teraz trochę na temat Ace'a. Spodobało mi się i to baardzo! Sądziłam, że będzie taki na "nie", jeżeli chodzi o Shanks'a, a tu coś kompletnie innego. Masz u mnie plusa ;) Spodobało mi się, że właśnie tak to wszystko napisałaś, a nie inaczej. Ace starający się wybrać pomiędzi Shanks'em a pogrążeniem się w smutku z powodu utraty Marco... Dobra, to zdanie nie miało sensu. Nie było go.

    Życzę weny kochana! Dużo czasu i czego tam jeszcze Ci trzeba do napisania kolejnej części C;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tutaj mam swoją wizję na ten temat^^ Po za tym lubię komplikować sprawy xD Więc przepraszam, jeśli zawiodłam oczekiwania:* Dziękuję i również szanuję opinię^^ Każdy przecież ma własne spojrzenie na każdy temat^^

      Usuń
  3. Ah cuudowny rozdział =) w końcu się go doczekałam xD biedny Sanji teraz nie wie co ma zrobić ja bym go tuliła i powiedziała że wszystko będzie dobrze i łowca to tak na prawdę Zoro który cię kocha i chcę cię tylko dla siebie i będziecie spędzać godziny w łóżku xD Życzę dużo weny kochana =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:* Później postaram się wynagrodzić ich cały ból xD

      Usuń
    2. Oszalałam! Naprawdę. I to przez Ciebie.
      Ale tak na serio, natknęłam się na twoje opowiadania całkiem niedawno i od tamtego czasu po nocach nie śpię i je czytam. Dziś skończyłam ten rozdział i zmuszona jestem pójść na odwyk gdyż…. nie ma więcej.
      Bardzo podoba mi się twój styl, czyta się go bardzo przyjemnie. Uwielbiam to jak wykorzystujesz wszystkie fakty z ONE PIECE. Nazwy drinków czy baru, to jest mega suuuuuuper ;).
      To opowiadanie jest moim ulubionym (inne też są fajne) ze względu właśnie na wykorzystanie treści z anime. ZoSan to mój ulubiony, aż się nie mogę doczekać dalszych losów (mam swoje teorie, pewnie jak większość, ale jeśli masz inny pomysł, niż ten oczywisty, czekam z niecierpliwością). I zaskoczył mnie paring Sanji Law, jakoś wcześniej w ogóle nie przyszedł mi do głowy. Czekam z niecierpliwością na dalsze losy.

      Usuń