Anime/Manga: One piece
Gatunek: yaoi, komedia
Pairing: MarcoxAce, KidxLaw, + ewentualnie to co się urodzi xD
Wokół panował gwar i gorączka.
Tłum ludzi przeciskał się wpadając na siebie i głośno mówiąc by przekrzyczeć
hałas przejeżdżających na dworcu pociągów. Komunikaty z megafonów niewyraźnie
zapowiadały kolejne maszyny wtaczające się na perony.
- Najważniejsze, że masz gacie na
zmianę, hahahaha!
Wielka łapa opadła na jego ramię,
działając jak młotek na gwóźdź. Ace myślał, że zaraz złamią mu się nogi w
kolanach.
- Super… dziadku… że informujesz
o tym… cały peron…- Wyjęczał przez zaciśnięte zęby i zaciskał oczy modląc się,
żeby już go wpuścił do pociągu.
- No ale serio nie rozumiem, po
co ci taka wielka walizka? No chyba nie masz ich tam stu par? Wyglądasz z nią
jak baba.
- Dziadku, rozmawialiśmy o tym.
Mogę już iść?
- No jak już zdałeś te poprawki
to leć. Masz mi tylko mieć oko na Luffy’ego!
- Czemu mówisz to tylko mi, a nie
Sabo? On też jest jego bratem.
Skrzywił się, gdy zgromił go
potępieńczy wzrok i uśmiechnął się słodko, robiąc migiem w tył zwrot, wioząc
walizkę jak najostrożniej.
- Ace…
Zatrzymał się czując, jak pot
spływa mu po plecach, a serce podskakuje do gardła.
- Bawcie się dobrze.
- Dzi-dzięki! To pa!
Wtaskiwał swój wielki bagaż na
stopnie czując, że chyba zaraz pęknie mu jakaś kość.
Rozległ się gwizd, a drzwi się
zasunęły. Portgas machał jeszcze swojemu dziadkowi zza okna, gdy pociąg zaczął
ruszać i gdy zniknął mu z oczu, odetchnął z ulgą.
- Matko, Boże, Jezu, dzięki wam…
Zadowolony i uśmiechnięty zaczął
spacer po korytarzu w poszukiwaniu wolnego miejsca. Pociąg jechał na totalne
zadupie więc i jego jakość też nie przekraczała trzeciej klasy. Na szczęście było to wprost proporcjonalne do
ilości pasażerów dlatego w komforcie wybierał sobie tymczasowych lokatorów.
Pierwszy przedział odpadał bo z siedzeń łypały na niego dwa groźne shitsu należące do podejrzanie ładnie uśmiechającej się staruszki i za
żadne skarby nie chciał mieć z nimi nic do czynienia. Uważał że to małe i
wredne stworzenia które tylko czekają by wygryźć ci oczy. W kolejnym siedziała
stara gruba baba i płaczące dziecko z matką co go zdecydowanie odrzuciło. W
trzecim kłóciła się jakaś młoda para i nawet nie próbował otwierać drzwi.
Kolejny był za nudny, wszyscy czytali albo spali, w następnym coś
śmierdziało… Ręka mu już odpadała od ciągnięcia tej walizki. Ostatecznie
wróciłby pewnie na korytarz koło kibla, gdyby nie ostatni przedział.
Stanął jak wryty.
Siedział tam tylko jeden
mężczyzna. Podpierał brodę na dłoni i wyglądał za okno, wzrokiem błądząc wśród
leśnej roślinności. Promienie ciepłego słońca świeciły mu w twarz, przez co
musiał mrużyć swoje ciemne, zmęczone oczy. Mężczyzna miał wygolone boki głowy,
za to czubek pokrywały intensywnie blond kosmki nastroszone w każdą stronę.
Miał na sobie białą koszulę podwiniętą do połowy łokcia i dekolt rozpięty na
trzy guziki. Prezentował się pod nią zarys intensywnie niebieskiego tatuażu,
przez co Ace musiał aż przełknąć ślinę. Miał na sobie jeszcze dżinsy do pół
łydki i dziwnie wykrojone sandały. W uszach świeciły srebrne koła. Zwrócił też
uwagę na ładnie umięśnione ręce obwieszone skórzanymi opaskami i jednym
rzemykiem z koralikami.
- O kurwa.
Rzadko kto robił na nim takie
wrażenie i nie to, że koleś był jakiś hiper przystojny. Po prostu… miał w sobie
coś intrygującego. Coś czego Ace dawno już w nikim nie widział. Idealnie jego
typ. Pokiwał z uznaniem głową i bez wahania wszedł do środka, zwracając na
pasażera swoją uwagę i wyrywając go z zamyślenia.
- Siema, wolne? – Zapytał,
ponętnie opierając się o framugę.
Nieznajomy mruknął twierdząco i
tracąc nim zainteresowanie, znów spojrzał na okno.
Ace westchnął zasmucony, że jego
zacna i zarazem przystojna osoba nie zrobiła żadnego wrażenia. Usiadł
naprzeciwko blondyna, dyskretnie dalej go obczajając i oblizał usta.
Tak, Portgas był stuprocentowym
gejem. No i samotnym od dłuższego czasu i wrażliwym na każdy przystojny obiekt
w zasięgu wzroku. Nawet jeśli większość społeczeństwa była hetero. Bo przecież
może patrzeć, prawda?
Rozlokował się wygodnie
zostawiając walizkę na ziemi i zdjął skórzaną kurtkę.
Próbował odgadnąć ile może mieć
lat. Miał dość poważne rysy twarzy ale zmarszczek się nie doszukał. Mógł być w sumie w jego wieku, ewentualnie niewiele starszy. Luźny strój tym bardziej go w tym utwierdzał. Nie miał ze sobą wiele bagażu, wyglądał jakby tylko jechał spędzić gdzieś miło weekend.
Początkowo tylko go obserwował
kątem oka, przez większą część drogi odpisując najpierw na pierdyliard sms’ów
od znajomych, którzy wyczekiwali jego przyjazdu. Zżarł pierwszą od miesiąca
paczkę chipsów doprowadzając współpasażera do szewskiej pasji, dzięki temu
mając okazję bić się z nim na spojrzenia. Na ostatni etap podróży poczuł misję
zagadania do nieznajomego. No bo miał przegapić taką okazję? Przecież nie
zaszkodzi luźna konwersacja? Czując przypływ pewności siebie i korzystając ze
swej flirciarskiej natury, zagaił o pierwsze co przyszło mu do głowy.
- Mogę lekko uchylić? Gorąco tu
trochę…- Wskazał na okno, wachlując się swoją czarną bokserką. W sumie nie
skłamał.
- Jasne.
Mężczyzna odchylił się do tyłu i
olewając prężnie napinające się mięśnie ramion Ace’a, sięgnął do swojej
sportowej torby wyciągając z niej książkę.
Plus dziesięć do hetero, pomyślał
i opadł na siedzenie.
- Ciekawa?- wskazał brodą na
tomiszcze i przeczesał palcami swoje kruczoczarne włosy do tyłu.
Nieznajomy wydawał się
niezadowolony z faktu, że mu przerwano i uśmiechnął się sztucznie jednym
kącikiem ust.
- Owszem.
Znów cisza.
Rozmowny jak pogodynka.
- A o czym jest?
Brew mężczyzny niebezpiecznie
drgnęła. Ace posłał mu swój śnieżnobiały uśmiech.
- O psycholu który mordował
zaczepiających go w pociągu ludzi.- Również się uśmiechnął.
Och, cóż za brutalne poczucie humoru.
- Aż zadrżałem ze strachu.-
Szepnął, dalej się szczerząc.
Mężczyzna znów spuścił wzrok na
tekst, ale po chwili go uniósł czując, że Portgas dalej na niego patrzy.
Jego urok osobisty nigdy nie
zawodził.
- Coś jeszcze?
- Co masz wytatuowane?
Blondyn sięgnął do guzika swojej
koszuli i delikatnie się poprawił, najwyraźniej przez przypadek się tylko z nim
ujawniając. Nie był zachwycony, że się z tym zdradził, ale udawał rozbawionego.
- Tajemnica.
Uchuchu. Teraz to już w ogóle się nakręciłem.
Mierzyli się wzrokiem i Ace
próbował zgadnąć, kiedy koleś nie wytrzyma i każe mu się zamknąć.
- Ace jestem.- Wyciągnął do niego
dłoń.
- Marco.- Niechętnie oddał uścisk
i wymownie spojrzał na zegarek.
Portgas poczuł przyjemny prąd, który
przeszył jego kręgosłup. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu chciał podtrzymać
rozmowę. Jego wadą było to, że czasem nie potrafił odpuścić nawet w tak
oczywistych sytuacjach. W końcu raz się żyje, nie? Najwyżej zdąży zwiać, bo
niewiele mu zostało do jego stacji.
Przeciągnął się i zarzucił ręce
na oparcie fotela, prężąc się jak kot. Brew Marco powędrowała do góry jakby
dopiero teraz zarejestrował jego zagrywki. Uwagę mężczyzny przykuła również
wielka walicha.
- To najniezbędniejszy prowiant.-
Poklepał napięty materiał i przyłożył palec do ust dając do zrozumienia, że tez
ma tajemnice.
- Nie wątpię.- Zażartował
sceptycznie i nagle zdawało się, że złapał zainteresowanie bo zamknął książkę,
odkładając ją na bok i pochylił się do przodu podpierając brodę na dłoni i znów
mu się przyglądając.- Pewnie daleka podróż?
- Nie, niestety zaraz wysiadam.
Jak na zawołanie z głośniczków
zapowiedzieli jego stację.
Marco szeroko się uśmiechnął. Ace
uznał, ze wygląda jeszcze bardziej seksownie niż wcześniej.
- A taki przystojniak jak ty
dokąd zmierza?- Wypalił stwierdzając, ze i tak nic przecież nie traci. Aż mu się
gorąco zrobiło i udając obojętność, zaczął się powoli zbierać.
Blondyn wydawał się coraz
bardziej rozbawiony. Nagle też wstał i zapiął torbę.
- Ty… też tu wysiadasz?
Pociąg zaczął zwalniać. Cisza się
przedłużała, a w oczach Marco zatańczyły wesołe ogniki.
O kurwa.
Trochę go zamurowało ale wymowne
milczenie mężczyzny i wyjście na korytarz raczej mówiły samo za siebie. Do tego
nie było innej możliwości jak ta, że oboje w takim razie wybierają się na ten sam obóz
bo nic innego na tym zadupiu się nie znajdowało. Mieszanka ekscytacji i
zdenerwowania przelewała się przez niego i już czuł, że w tym roku będą to na
pewno niezapomniane wakacje. Najwyraźniej po ciężkiej serii ciężkich egzaminów w końcu miało go spotkać jakieś szczęście.
Pociąg się zatrzymał, a oni
wyszli na mały peron. Właściwie to Ace ledwo wytaskał swoją walizkę przez
malutkie drzwi i wypadł na niego zziajany. Czuł na swoich plecach rozbawiony
wzrok, ale dzielnie dał sobie radę. Po za tym teraz poczuł prawdziwą misję
poderwania seksownego jegomościa więc nie było chwili na jakąkolwiek słabość.
Pociąg odjechał zostawiając ich
samych. Portgas dopiero teraz rozejrzał się wokół siebie i przymknął na chwilę
oczy.
W nozdrza od razu uderzyła go woń
świeżego lasu. Dookoła ćwierkały ptaki, a przez gęste, szumiące korony drzew
przedzierało się ciepłe słońce, grzejąc mu skórę. Wiał lekki ciepły wiatr
zapowiadający nadchodzące upały, rozwiewając mu kręcone włosy. Nie mogła im się
trafić lepsza pogoda. Zachwycił się urokiem pozamiejskiej sielanki i ruszył za
Marco, który zdążył go już zostawić w tyle.
Stacja była niewielka. Prócz
peronu i małego, ceglanego domku dookoła otaczał ich iglasty las. Kawałek od
nich znajdował się prowizoryczny szlaban dla ścieżki dla pieszych, by uważali
przy przechodzeniu przez tory. Ścieżka była wąska i piaszczysta, schodząca dość
stromo w dół, przez co Ace miał spore problemy i ciężko było mu dotrzymać kroku
nowemu koledze.
- Coś podobnego... że razem
będziemy na obozie.- Mówił stękając i jęcząc przy każdej przeszkodzie i
wystającym konarze. Blondyn nie raczył jednak spowolnić kroku, ale wydawało mu
się, że go słucha.- To twój pierwszy raz? Nie widziałem cię rok temu. Może
trafimy do tego samego pokoju? Co ty na to?
Marco dopiero teraz się odwrócił
i zaczął przyglądać zdyszanemu chłopakowi.
Bokserka kleiła mu się do skóry,
ale dalej starał się wyglądać oszałamiająco napinając swe umięśnione ramiona.
- Dasz sobie radę?- Podejrzanie
spojrzał na walizkę z której dochodziły dziwne odgłosy.
- Jasne, co to dla mnie.- Sapnął
i zaserwował swój hollywodzki uśmiech.- To... co z tym pokojem? Skoro oboje
jesteśmy spóźnieni to pewnie wszystko już jest pozajmowane. Obiecuję nie
zgwałcić cię pierwszej nocy.- Zatrzymał się i puścił mu oczko.
Nastąpiła chwila ciszy. Marco pomrugał
kilka razy i poprawiając ramiączko od torby, poszedł dalej udając, że nie
słyszał. Dostrzegł jednak u niego nikły uśmiech i ciche prychnięcie.
- Dajesz Portgas, dopóki ci nie
przywali, masz szansę. - Szepnął do siebie i w końcu trafił na bardziej równe
podłoże przez co łatwiej było mu iść.
W sumie nie był zły że koleś go
wyprzedził. Miał zajebisty widok na jego tyłek. Oblizał spierzchnięte usta i
spróbował wyrównać z nim krok. Biegł za nim praktycznie do samego obozu
próbując go zagadywać na wszelkie sposoby. Jego milczenie lub półodpowiedzi nawet mu nie
przeszkadzały
W końcu ujrzeli recepcję i za nią
drewniane szeregowe domki. Wszystkie budynki były ustawione według litery „U”
gdzie jedna strona przeznaczona była dla kobiecej części obozowiczów, a druga
dla męskiej. Wewnątrz kompleksu było miejsce na ogniska, przy których zawsze
zbierali się wieczorami obozowicze i grając na gitarach, zajadali kiełbaski. Młodzież
spacerowała ścieżkami wzdłuż budynków w kierunku jeziora, które znajdowało się
dosłownie za ośrodkiem. Plaża była
przestronna, znajdowało się na niej nawet boisko do siatkówki i zaraz obok
niewielka przystań z żaglówkami. Już się nie mógł doczekać aż wypełni
formalności i w kąpielówkach rzuci się z pomostu do wody. Ze stołówki dochodziły smaczne zapachy zwiastujące obiad i Ace już poczuł jak na samą myśl cieknie
mu ślinka. Z radością wspominał posiłki uroczej Makino i wierzył, że w tym roku
będą równie pyszne. Kawałek obok znajdowała się też stadnina z końmi, którymi
codziennie zajmowała się na przemian jedna z wyznaczonych przez opiekunów grup.
Nawet perspektywa wczesnych poranków wywołana wojskowym terrorem zupełnie go
nie zniechęcała. W końcu był to obóz sportowo-rekreacyjny. Z oddali próbował
rozpoznać kogoś znajomego, ale niestety jego paczka najwyraźniej już musiała
bawić się nad wodą. W końcu dotarli do drzwi głównego budynku i przekroczyli
próg recepcji.
Przywitał ich drewniany hol na
którego ścianach wisiały różne malowidła dzikich zwierząt oraz repliki
myśliwskich broni. Zapach skórzanych kanap, stary brzęczący telewizor, kurz
unoszący się w powietrzu, stukanie antycznego zegara w kącie przypominało Ace’owi
ostatni czas tutaj i poczuł gęsią skórkę na myśl, że spędzi tu kolejny
najlepszy miesiąc swojego życia. I kto wie… może jakąś przygodę?
Znów się podjadał, zaśliniony wpatrując
jak krowa na malowane wrota, gdy Marco przeczesał palcami swoją złotą grzywę.
- Witamy w Littre Garden…- Odezwała
się znudzona dziewczyna za ladą, która żując cukierka przeglądała jakieś szarlatańskie
czasopismo, nie racząc ich nawet spojrzeniem. Miała długie do pasa kręcone
włosy w kolorze różowej gumy balonowej, ostry makijaż, kolczyk w nosie, a ze
słuchawek które miała założone luźno na szyi leciał hardcorowy metal. Ubrana była w czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu i krótką kraciastą spódniczkę
sięgającą jej ledwo do kolan. – Czym mogę służyć?
- Siema Perona, my po klucze.-
Ace wyszczerzył się, gdy wielkie oczy dziewczyny zwróciły się na niego.- Mam
nadzieję, że nie ominęło nas wiele? Daj nam coś wolnego, najlepiej z dala od
tej rozwrzeszczanej bandy plebsu.- Mrugnął jej porozumiewawczo, dając oczne
sygnały na stojące obok niego ciacho, chcąc zasugerować co ma na myśli.
Dziewczyna nie zdążyła się nawet
zastanowić i zerknęła na gościa, momentalnie się podrywając.
- Dzień dobry panu!- Ukłoniła się
grzecznie i wyciągnęła komplet uszykowanych wcześniej kluczy.- Miło pana znowu widzieć. Zapraszam na
prawo na piętro. Pokój już gotowy. Proszę się tu tylko podpisać.- Wyciągnęła
papiery.
- Dziękuję, coś jeszcze?-
Powiedział Marco i odebrał potrzebne rzeczy.
- Wszystko. Życzę udanego pobytu.
Perona pożegnała go swoim słodkim
uśmiechem i spojrzała na kolegę, gdy zostali sami.
- Rany boskie, co ci jest?
Ace właśnie przechodził załamanie
nerwowe. Nagle cała magia obozu i świetlanych wakacji prysła jak bańka mydlana.
- Czy to… to… czy on…?
- Nowy opiekun. Zamiast tego
skurwiela Lucciego. Ledwo po studiach, odjebuje praktyki. Całkiem spoko, choć
wygląda na nudziarza.- Wzruszyła ramionami jakby ją to mało obchodziło.- Niby
mówią, że fajna dupa, ale ja tam nie wiem z której strony.
Ace chciał umrzeć.
- Mam… przejebane.
- Zawsze masz przejebane, żadna
nowość.
- Nie, teraz na serio.
- Ta, ta… - Straciła nim
zainteresowanie i wróciła do gazety.- Chłopaki mają klucze, Sanji wszystko
ogarnął. A teraz won, czytam zajebisty artykuł o zombie.
Portgas skręcił również w prawe skrzydło,
omijając łukiem schody na górę, które prowadziły do pomieszczeń dla kadry. Snując
się jak cień długim otwartym na dwór korytarzem, mijał drzwi do pokoi, nie pamiętając
nawet, czy pytał który jest jego.
- Ace! Chłopaki! Ace przyjechał!
Coś ciężkiego wskoczyło mu
znienacka na plecy i powaliło na deski, robiąc straszny hałas. Piegowaty nawet
nie miał siły się podnosić gdy niecierpliwe ręce jego młodszego barta szarpały go za
ubranie.
- Coś ty taki na wpół martwy?
Jakiś but przekręcił jego głowę
tak, że mógł spojrzeć na otaczających go ludzi.
- O, cześć Sanji, cześć Luffy,
cześć Zoro, cześć Sabo, cześć Koala.
- To na pewno Ace?- Jego
najstarszy brat przekrzywił głowę, patrząc na znajdującą się przed nim kupę
nieszczęścia.
- Mam nadzieję, że masz towar? –
Sanji dopadł do jego kieszeni i zaczął macać go publicznie w bardzo dziwnych miejscach.
- Walizka kretynie. Nie widzisz że
to zaraz wybuchnie?- Zoro wskazał na napięty zamek i odebrał rączkę od
zdychającego Ace’a.
- Jak zaraz nie dostanę fajki to
ja wybuchnę i skopię ci te zagloniałe dupsko!
- To na pewno bezpieczne? – Jako jedyna
dziewczyna w towarzystwie rozgadała się z niepokojem, bojąc się ujrzeć kogoś
z opiekunów i przytuliła do ramienia Sabo, który uspokajająco pogłaskał ją po
głowie.
- Pomóżcie mi go wtaszczyć do
pokoju.
Sanji z Luffym chwycili go pod
boki i unieśli do pionu.
- Kurna stary, weź się w garść, w
końcu mamy wakacje!
Wszyscy byli jednak bardziej
przejęci nielegalną akcją, którą po kryjomu przeprowadzali.
Władowali się do jednego z
pomieszczeń i zamknęli drzwi. Zoro stanął na czatach. Walizka została
rozbebeszona, na podłodze wylądowały kolorowe butelki, puszki i cała zgrzewka
papierosów.
- Szacun, przywiozłeś nawet
więcej niż ustalaliśmy!
- Ale będą imprezyyyy!- Luffy
zatarł ręce.
- Dobra robota!- Sanji klepnął
Ace’a w ramię i dopiero teraz zobaczył jaki jest blady.- Ej, co jest?
- Sanji… mam kłopoty.
Chłopak nachylił się do niego
trochę już wystraszony.
- Kurna, co jest? Nakryli cię?
- Nie wiem.
Tym razem oboje zbledli.
- Gadaj.
Ace nabrał powietrza i też zaczął
szeptać, kiedy reszta dzieliła flaszki.
- Jechałem pociągiem z takim ciachem. No mówię
ci, rżnąłbym jak królik na wiosnę… Zacząłem go podrywać, od tak, czemu nie,
fajna dupa…
- Konkrety, Portgas!
- Okazało się, że to nasz nowy
opiekun. Całą drogę leźliśmy tutaj. Byłby idiotą gdyby nie domyślił się co jest
w walizce. Do tego powiedziałem mu, że go nie zgwałce… jeszcze…
- Otwierałeś to przy nim?
- Nie… ale boże, Sanji, jakie on
ma oczy…
- Mówiłeś co masz w środku?
- Nie, ale ten tatuaż na piersi
na pewno musi mieć zajebisty… myślisz, że…
- Panowie, jest sprawa.
Sanji olał zrozpaczonego przyjaciela
i zwrócił się do kolegów.
- Trzeba ten towar dobrze ukryć.-
Powiedział odpalając jedną z fajek i zaciągając się z przyjemnością. Reszta
pokiwała mu twierdząco, każdy mając już na myśli jakąś kryjówkę.
Ace westchnął i padł ciężko na
łóżko. Jego głównym problemem teraz był interes między jego nogami, który nie dopuszczał
do siebie gróźb kastracji za niesubordynacje.
***
- Czy ty zawsze musisz coś
odwalić?- Zapytał Sanji, kiedy zostali sami z Sabo w ich pokoju.- Rany, połowa
z nas jest prawie pełnoletnia, a tu
dalej taki rygor…
- W pociągu zaliczyłem z nim w
myślach ze dwadzieścia pozycji…- Portgas jęczał w poduszkę.- Umrę marnie.
- Co ci odjebało?- Sabo patrzył z
niepokojem na brata.
- To, co tobie nie grozi. Ty masz
w czym zanurzyć.- Wymamrotał piegowaty.
- Ej, tylko z takimi tekstami nie
przy Koali!- Zaczerwienił się starszy, upychając na siłę ciuchy pod którymi
schowali alkohol.
- A tak po za tym, jak się wam
układa?
Starszy brat tylko uśmiechnął się
pod nosem i pokazał kciuk w górę. Odkąd byli parą Ace dostrzegł, że
zdecydowanie chłopak wypoważniał. Może on sam tez powinien? Jeszcze cofnie się
do rozwoju Luffy’ego i co?
Przyjrzał się znajomym ścianom.
Pokój był prosto urządzony, trzy drewniane łóżka ze śmieszną pościelą w
ogrodowe kwiaty, jedna przestronna szafa dla całej trójki, półki nocne i obśrupane
drzwi do łazienki z rozpadającym się prysznicem, mini umywalką i kiblem z latającą klapą. Jak za dawnych,
dobrych czasów.
- Myślicie, że mam może jakieś
szanse?- Ace znów schował twarz w poduszce.
- Rozumiem, że i tak będziesz go
podrywał?- Sabo westchnął ciężko. – Co to w ogóle za Marco? Pierwsze słyszę.
- Oczywiście że będzie.- Odparł
Sanji z przekonaniem, czytając rozpiskę organizacyjną obozu.- Jutro rano jest
zbiórka powitalna na jadalni. Przydzielą nam opiekunów. Ciekawe czy jest jeszcze ktoś nowy w tym roku. Obyśmy dostali kogoś w porządku. Jak znowu to
będzie Spadam, to słowo daję, utopię gnoja.
- Przecież zdarzają się takie
wakacyjne romanse. Prawda?- Ace kontynuował swój lament.- Boże, co ja mu
nagadałem… A jak to heteryk?
- Heteryk, czy homo, w jego
zawodzie to nieetyczne.
- Przestań, bo tym bardziej
będzie próbował.- Powiedział Sabo znając zapędy brata.
- Skąd miałem wiedzieć, że będzie
tu pracował!
- Koleś ma przejebane.
- No.
- Hej, dzięki, że przynajmniej
mam wasze wsparcie.
- Przestań jęczeć jak stuletnia
dziewica czekająca na królewicza. Jest pełno zajebistych okazów piękności na
tym obozie.- otworzył okno i nabrał w płuca świeżego powietrza. - Ach… czujecie
to? To zapach świeżych, atrakcyjnych kobiet czekających by paść w me ramiona!-
Sanji wychylił się i pomachał grupce dziewczyn idących przy domkach naprzeciwko.
Popatrzyły na niego dziwnie i poszły dalej.
- Zaczyna się.- Bracia
przewrócili oczami, choć Ace pomyślał, że w sumie znalazł się w nie lepszej
sytuacji, niż jego eroprzyjaciel.
Zastanawiał się, czy podrywanie
opiekuna to rzeczywiście jakieś przestępstwo.
Uśmiechnął się pod nosem.
Od kiedy przejmuje się takimi
rzeczami?
Łoboziu, to mam przesrane, zaczynam kolejne opowiadanie:D No ale co obiecałam, to musi zostać spełnione. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie gwarantuję żadnej systematyczności. Co będzie to będzie:D Miłego czytania!
<3 uwielbiam czekam na następne
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNo powiem ci, że się zacnie zaczyna. XD Z początku, kiedy zauważyłam w parach Marco x Ace, to jakaś na wstępie zniechęcona byłam, chyba przez to, że wcześniej nie miałam żadnych pozytywnych odczuć w stosunku do tej pory. No ale - pomyślałam - może będzie to jakaś świeża odskocznia od ZoSan, w którym ciągle się zaczytuję. I co? I się nie zawiodłam! W twoim wykonaniu to się po prostu cudnie czyta. ^0^
OdpowiedzUsuńCo do samej treści - Ace mnie po prostu powalił. Parsknęłam śmiechem jak głupia w momencie, gdy wyszło, że Marco to opiekun, a biedny Portagas miał ochotę umrzeć, bo już zdążył to i tamto przy nim palnąć. X'D W ogóle dialogi same w sobie prezentują się nienagannie; wyważone, zabawne, brzmiące bardzo naturalnie. ^ ^
Bardzo dobry pomysł na to opko miałaś, wykonanie też z pewnością będzie cud-miód, także czekam na następne rozdziały, czytać będę z pewnością, choć nie wiem, czy zawsze uda mi się skomentować. x'D
Weny i czasu na pisanie życzę! ;)
Fajnie, że zachęciłam :D Dziękuję, będę ciężko pracować :D x,D
UsuńŚwietnie się zapowiada kyaaaa najbardziej czekam na kidlaw ale główna para tez wydaje się spoko chociaż nigdy zbyt mocno nie paringuje acea z kimkolwiek (szkoda ze nie są na obozie harcerskim)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w harcerstwie więc byłoby to dla mnie trudne. Tutaj mogę ciut improwizować^^ Ale cieszę się! :)
Usuń