czwartek, 11 maja 2017

Było ciepłe lato 1



Tytuł: Było ciepłe lato
Anime/Manga: One piece
Gatunek: yaoi, komedia
Pairing: MarcoxAce, KidxLaw, + ewentualnie to co się urodzi xD



Wokół panował gwar i gorączka. Tłum ludzi przeciskał się wpadając na siebie i głośno mówiąc by przekrzyczeć hałas przejeżdżających na dworcu pociągów. Komunikaty z megafonów niewyraźnie zapowiadały kolejne maszyny wtaczające się na perony.
- Najważniejsze, że masz gacie na zmianę, hahahaha!
Wielka łapa opadła na jego ramię, działając jak młotek na gwóźdź. Ace myślał, że zaraz złamią mu się nogi w kolanach.
- Super… dziadku… że informujesz o tym… cały peron…- Wyjęczał przez zaciśnięte zęby i zaciskał oczy modląc się, żeby już go wpuścił do pociągu.
- No ale serio nie rozumiem, po co ci taka wielka walizka? No chyba nie masz ich tam stu par? Wyglądasz z nią jak baba.
- Dziadku, rozmawialiśmy o tym. Mogę już iść?
- No jak już zdałeś te poprawki to leć. Masz mi tylko mieć oko na Luffy’ego!
- Czemu mówisz to tylko mi, a nie Sabo? On też jest jego bratem.
Skrzywił się, gdy zgromił go potępieńczy wzrok i uśmiechnął się słodko, robiąc migiem w tył zwrot, wioząc walizkę jak najostrożniej.
- Ace…
Zatrzymał się czując, jak pot spływa mu po plecach, a serce podskakuje do gardła.
- Bawcie się dobrze.
- Dzi-dzięki! To pa!
Wtaskiwał swój wielki bagaż na stopnie czując, że chyba zaraz pęknie mu jakaś kość.
Rozległ się gwizd, a drzwi się zasunęły. Portgas machał jeszcze swojemu dziadkowi zza okna, gdy pociąg zaczął ruszać i gdy zniknął mu z oczu, odetchnął z ulgą.
- Matko, Boże, Jezu, dzięki wam…
Zadowolony i uśmiechnięty zaczął spacer po korytarzu w poszukiwaniu wolnego miejsca. Pociąg jechał na totalne zadupie więc i jego jakość też nie przekraczała trzeciej klasy. Na szczęście było to wprost proporcjonalne do ilości pasażerów dlatego w komforcie wybierał sobie tymczasowych lokatorów. Pierwszy przedział odpadał bo z siedzeń łypały na niego dwa groźne shitsu należące do podejrzanie ładnie uśmiechającej się staruszki i za żadne skarby nie chciał mieć z nimi nic do czynienia. Uważał że to małe i wredne stworzenia które tylko czekają by wygryźć ci oczy. W kolejnym siedziała stara gruba baba i płaczące dziecko z matką co go zdecydowanie odrzuciło. W trzecim kłóciła się jakaś młoda para i nawet nie próbował otwierać drzwi. Kolejny był za nudny, wszyscy czytali albo spali, w następnym coś śmierdziało… Ręka mu już odpadała od ciągnięcia tej walizki. Ostatecznie wróciłby pewnie na korytarz koło kibla, gdyby nie ostatni przedział.
Stanął jak wryty.
Siedział tam tylko jeden mężczyzna. Podpierał brodę na dłoni i wyglądał za okno, wzrokiem błądząc wśród leśnej roślinności. Promienie ciepłego słońca świeciły mu w twarz, przez co musiał mrużyć swoje ciemne, zmęczone oczy. Mężczyzna miał wygolone boki głowy, za to czubek pokrywały intensywnie blond kosmki nastroszone w każdą stronę. Miał na sobie białą koszulę podwiniętą do połowy łokcia i dekolt rozpięty na trzy guziki. Prezentował się pod nią zarys intensywnie niebieskiego tatuażu, przez co Ace musiał aż przełknąć ślinę. Miał na sobie jeszcze dżinsy do pół łydki i dziwnie wykrojone sandały. W uszach świeciły srebrne koła. Zwrócił też uwagę na ładnie umięśnione ręce obwieszone skórzanymi opaskami i jednym rzemykiem z koralikami.
- O kurwa.
Rzadko kto robił na nim takie wrażenie i nie to, że koleś był jakiś hiper przystojny. Po prostu… miał w sobie coś intrygującego. Coś czego Ace dawno już w nikim nie widział. Idealnie jego typ. Pokiwał z uznaniem głową i bez wahania wszedł do środka, zwracając na pasażera swoją uwagę i wyrywając go z zamyślenia.
- Siema, wolne? – Zapytał, ponętnie opierając się o framugę.
Nieznajomy mruknął twierdząco i tracąc nim zainteresowanie, znów spojrzał na okno.
Ace westchnął zasmucony, że jego zacna i zarazem przystojna osoba nie zrobiła żadnego wrażenia. Usiadł naprzeciwko blondyna, dyskretnie dalej go obczajając i oblizał usta.
Tak, Portgas był stuprocentowym gejem. No i samotnym od dłuższego czasu i wrażliwym na każdy przystojny obiekt w zasięgu wzroku. Nawet jeśli większość społeczeństwa była hetero. Bo przecież może patrzeć, prawda?
Rozlokował się wygodnie zostawiając walizkę na ziemi i zdjął skórzaną kurtkę.
Próbował odgadnąć ile może mieć lat. Miał dość poważne rysy twarzy ale zmarszczek się nie doszukał. Mógł być w sumie w jego wieku, ewentualnie niewiele starszy. Luźny strój tym bardziej go w tym utwierdzał. Nie miał ze sobą wiele bagażu, wyglądał jakby tylko jechał spędzić gdzieś miło weekend.
Początkowo tylko go obserwował kątem oka, przez większą część drogi odpisując najpierw na pierdyliard sms’ów od znajomych, którzy wyczekiwali jego przyjazdu. Zżarł pierwszą od miesiąca paczkę chipsów doprowadzając współpasażera do szewskiej pasji, dzięki temu mając okazję bić się z nim na spojrzenia. Na ostatni etap podróży poczuł misję zagadania do nieznajomego. No bo miał przegapić taką okazję? Przecież nie zaszkodzi luźna konwersacja? Czując przypływ pewności siebie i korzystając ze swej flirciarskiej natury, zagaił o pierwsze co przyszło mu do głowy.
- Mogę lekko uchylić? Gorąco tu trochę…- Wskazał na okno, wachlując się swoją czarną bokserką. W sumie nie skłamał.
- Jasne.
Mężczyzna odchylił się do tyłu i olewając prężnie napinające się mięśnie ramion Ace’a, sięgnął do swojej sportowej torby wyciągając z niej książkę.
Plus dziesięć do hetero, pomyślał i opadł na siedzenie.
- Ciekawa?- wskazał brodą na tomiszcze i przeczesał palcami swoje kruczoczarne włosy do tyłu.
Nieznajomy wydawał się niezadowolony z faktu, że mu przerwano i uśmiechnął się sztucznie jednym kącikiem ust.
- Owszem.
Znów cisza.
Rozmowny jak pogodynka.
- A o czym jest?
Brew mężczyzny niebezpiecznie drgnęła. Ace posłał mu swój śnieżnobiały uśmiech.
- O psycholu który mordował zaczepiających go w pociągu ludzi.- Również się uśmiechnął.
Och, cóż za brutalne poczucie humoru.
- Aż zadrżałem ze strachu.- Szepnął, dalej się szczerząc.
Mężczyzna znów spuścił wzrok na tekst, ale po chwili go uniósł czując, że Portgas dalej na niego patrzy.
Jego urok osobisty nigdy nie zawodził.
- Coś jeszcze?
- Co masz wytatuowane?
Blondyn sięgnął do guzika swojej koszuli i delikatnie się poprawił, najwyraźniej przez przypadek się tylko z nim ujawniając. Nie był zachwycony, że się z tym zdradził, ale udawał rozbawionego.
- Tajemnica.
Uchuchu. Teraz to już w ogóle się nakręciłem.
Mierzyli się wzrokiem i Ace próbował zgadnąć, kiedy koleś nie wytrzyma i każe mu się zamknąć.
- Ace jestem.- Wyciągnął do niego dłoń.
- Marco.- Niechętnie oddał uścisk i wymownie spojrzał na zegarek.
Portgas poczuł przyjemny prąd, który przeszył jego kręgosłup. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu chciał podtrzymać rozmowę. Jego wadą było to, że czasem nie potrafił odpuścić nawet w tak oczywistych sytuacjach. W końcu raz się żyje, nie? Najwyżej zdąży zwiać, bo niewiele mu zostało do jego stacji.
Przeciągnął się i zarzucił ręce na oparcie fotela, prężąc się jak kot. Brew Marco powędrowała do góry jakby dopiero teraz zarejestrował jego zagrywki. Uwagę mężczyzny przykuła również wielka walicha.
- To najniezbędniejszy prowiant.- Poklepał napięty materiał i przyłożył palec do ust dając do zrozumienia, że tez ma tajemnice.
- Nie wątpię.- Zażartował sceptycznie i nagle zdawało się, że złapał zainteresowanie bo zamknął książkę, odkładając ją na bok i pochylił się do przodu podpierając brodę na dłoni i znów mu się przyglądając.- Pewnie daleka podróż?
- Nie, niestety zaraz wysiadam.
Jak na zawołanie z głośniczków zapowiedzieli jego stację.
Marco szeroko się uśmiechnął. Ace uznał, ze wygląda jeszcze bardziej seksownie niż wcześniej.
- A taki przystojniak jak ty dokąd zmierza?- Wypalił stwierdzając, ze i tak nic przecież nie traci. Aż mu się gorąco zrobiło i udając obojętność, zaczął się powoli zbierać.
Blondyn wydawał się coraz bardziej rozbawiony. Nagle też wstał i zapiął torbę.
- Ty… też tu wysiadasz?
Pociąg zaczął zwalniać. Cisza się przedłużała, a w oczach Marco zatańczyły wesołe ogniki.
O kurwa.
Trochę go zamurowało ale wymowne milczenie mężczyzny i wyjście na korytarz raczej mówiły samo za siebie. Do tego nie było innej możliwości jak ta, że oboje w takim razie wybierają się na ten sam obóz bo nic innego na tym zadupiu się nie znajdowało. Mieszanka ekscytacji i zdenerwowania przelewała się przez niego i już czuł, że w tym roku będą to na pewno niezapomniane wakacje. Najwyraźniej po ciężkiej serii ciężkich egzaminów w końcu miało go spotkać jakieś szczęście.
Pociąg się zatrzymał, a oni wyszli na mały peron. Właściwie to Ace ledwo wytaskał swoją walizkę przez malutkie drzwi i wypadł na niego zziajany. Czuł na swoich plecach rozbawiony wzrok, ale dzielnie dał sobie radę. Po za tym teraz poczuł prawdziwą misję poderwania seksownego jegomościa więc nie było chwili na jakąkolwiek słabość.
Pociąg odjechał zostawiając ich samych. Portgas dopiero teraz rozejrzał się wokół siebie i przymknął na chwilę oczy.
W nozdrza od razu uderzyła go woń świeżego lasu. Dookoła ćwierkały ptaki, a przez gęste, szumiące korony drzew przedzierało się ciepłe słońce, grzejąc mu skórę. Wiał lekki ciepły wiatr zapowiadający nadchodzące upały, rozwiewając mu kręcone włosy. Nie mogła im się trafić lepsza pogoda. Zachwycił się urokiem pozamiejskiej sielanki i ruszył za Marco, który zdążył go już zostawić w tyle.
Stacja była niewielka. Prócz peronu i małego, ceglanego domku dookoła otaczał ich iglasty las. Kawałek od nich znajdował się prowizoryczny szlaban dla ścieżki dla pieszych, by uważali przy przechodzeniu przez tory. Ścieżka była wąska i piaszczysta, schodząca dość stromo w dół, przez co Ace miał spore problemy i ciężko było mu dotrzymać kroku nowemu koledze.
- Coś podobnego... że razem będziemy na obozie.- Mówił stękając i jęcząc przy każdej przeszkodzie i wystającym konarze. Blondyn nie raczył jednak spowolnić kroku, ale wydawało mu się, że go słucha.- To twój pierwszy raz? Nie widziałem cię rok temu. Może trafimy do tego samego pokoju? Co ty na to?
Marco dopiero teraz się odwrócił i zaczął przyglądać zdyszanemu chłopakowi.
Bokserka kleiła mu się do skóry, ale dalej starał się wyglądać oszałamiająco napinając swe umięśnione ramiona.
- Dasz sobie radę?- Podejrzanie spojrzał na walizkę z której dochodziły dziwne odgłosy.
- Jasne, co to dla mnie.- Sapnął i zaserwował swój hollywodzki uśmiech.- To... co z tym pokojem? Skoro oboje jesteśmy spóźnieni to pewnie wszystko już jest pozajmowane. Obiecuję nie zgwałcić cię pierwszej nocy.- Zatrzymał się i puścił mu oczko.
Nastąpiła chwila ciszy. Marco pomrugał kilka razy i poprawiając ramiączko od torby, poszedł dalej udając, że nie słyszał. Dostrzegł jednak u niego nikły uśmiech i ciche prychnięcie.
- Dajesz Portgas, dopóki ci nie przywali, masz szansę. - Szepnął do siebie i w końcu trafił na bardziej równe podłoże przez co łatwiej było mu iść.
W sumie nie był zły że koleś go wyprzedził. Miał zajebisty widok na jego tyłek. Oblizał spierzchnięte usta i spróbował wyrównać z nim krok. Biegł za nim praktycznie do samego obozu próbując go zagadywać na wszelkie sposoby. Jego milczenie lub półodpowiedzi nawet mu nie przeszkadzały
W końcu ujrzeli recepcję i za nią drewniane szeregowe domki. Wszystkie budynki były ustawione według litery „U” gdzie jedna strona przeznaczona była dla kobiecej części obozowiczów, a druga dla męskiej. Wewnątrz kompleksu było miejsce na ogniska, przy których zawsze zbierali się wieczorami obozowicze i grając na gitarach, zajadali kiełbaski. Młodzież spacerowała ścieżkami wzdłuż budynków w kierunku jeziora, które znajdowało się dosłownie  za ośrodkiem. Plaża była przestronna, znajdowało się na niej nawet boisko do siatkówki i zaraz obok niewielka przystań z żaglówkami. Już się nie mógł doczekać aż wypełni formalności i w kąpielówkach rzuci się z pomostu do wody. Ze stołówki dochodziły smaczne zapachy zwiastujące obiad i Ace już poczuł jak na samą myśl cieknie mu ślinka. Z radością wspominał posiłki uroczej Makino i wierzył, że w tym roku będą równie pyszne. Kawałek obok znajdowała się też stadnina z końmi, którymi codziennie zajmowała się na przemian jedna z wyznaczonych przez opiekunów grup. Nawet perspektywa wczesnych poranków wywołana wojskowym terrorem zupełnie go nie zniechęcała. W końcu był to obóz sportowo-rekreacyjny. Z oddali próbował rozpoznać kogoś znajomego, ale niestety jego paczka najwyraźniej już musiała bawić się nad wodą. W końcu dotarli do drzwi głównego budynku i przekroczyli próg recepcji.
Przywitał ich drewniany hol na którego ścianach wisiały różne malowidła dzikich zwierząt oraz repliki myśliwskich broni. Zapach skórzanych kanap, stary brzęczący telewizor, kurz unoszący się w powietrzu, stukanie antycznego zegara w kącie przypominało Ace’owi ostatni czas tutaj i poczuł gęsią skórkę na myśl, że spędzi tu kolejny najlepszy miesiąc swojego życia. I kto wie… może jakąś przygodę?
Znów się podjadał, zaśliniony wpatrując jak krowa na malowane wrota, gdy Marco przeczesał palcami swoją  złotą grzywę.
- Witamy w Littre Garden…- Odezwała się znudzona dziewczyna za ladą, która żując cukierka przeglądała jakieś szarlatańskie czasopismo, nie racząc ich nawet spojrzeniem. Miała długie do pasa kręcone włosy w kolorze różowej gumy balonowej, ostry makijaż, kolczyk w nosie, a ze słuchawek które miała założone luźno na szyi leciał hardcorowy metal. Ubrana była w czarną koszulkę z logiem jakiegoś zespołu i krótką kraciastą spódniczkę sięgającą jej ledwo do kolan. – Czym mogę służyć?
- Siema Perona, my po klucze.- Ace wyszczerzył się, gdy wielkie oczy dziewczyny zwróciły się na niego.- Mam nadzieję, że nie ominęło nas wiele? Daj nam coś wolnego, najlepiej z dala od tej rozwrzeszczanej bandy plebsu.- Mrugnął jej porozumiewawczo, dając oczne sygnały na stojące obok niego ciacho, chcąc zasugerować co ma na myśli.
Dziewczyna nie zdążyła się nawet zastanowić i zerknęła na gościa, momentalnie się podrywając.
- Dzień dobry panu!- Ukłoniła się grzecznie i wyciągnęła komplet uszykowanych wcześniej kluczy.- Miło pana znowu widzieć. Zapraszam na prawo na piętro. Pokój już gotowy. Proszę się tu tylko podpisać.- Wyciągnęła papiery.
- Dziękuję, coś jeszcze?- Powiedział Marco i odebrał potrzebne rzeczy.
- Wszystko. Życzę udanego pobytu.
Perona pożegnała go swoim słodkim uśmiechem i spojrzała na kolegę, gdy zostali sami.
- Rany boskie, co ci jest?
Ace właśnie przechodził załamanie nerwowe. Nagle cała magia obozu i świetlanych wakacji prysła jak bańka mydlana.
- Czy to… to… czy on…?
- Nowy opiekun. Zamiast tego skurwiela Lucciego. Ledwo po studiach, odjebuje praktyki. Całkiem spoko, choć wygląda na nudziarza.- Wzruszyła ramionami jakby ją to mało obchodziło.- Niby mówią, że fajna dupa, ale ja tam nie wiem z której strony.
Ace chciał umrzeć.
- Mam… przejebane.
- Zawsze masz przejebane, żadna nowość.
- Nie, teraz na serio.
- Ta, ta… - Straciła nim zainteresowanie i wróciła do gazety.- Chłopaki mają klucze, Sanji wszystko ogarnął. A teraz won, czytam zajebisty artykuł o zombie.
Portgas skręcił również w prawe skrzydło, omijając łukiem schody na górę, które prowadziły do pomieszczeń dla kadry. Snując się jak cień długim otwartym na dwór korytarzem, mijał drzwi do pokoi, nie pamiętając nawet, czy pytał który jest jego.
- Ace! Chłopaki! Ace przyjechał!
Coś ciężkiego wskoczyło mu znienacka na plecy i powaliło na deski, robiąc straszny hałas. Piegowaty nawet nie miał siły się podnosić gdy niecierpliwe ręce jego młodszego barta szarpały go za ubranie.
- Coś ty taki na wpół martwy?
Jakiś but przekręcił jego głowę tak, że mógł spojrzeć na otaczających go ludzi.
- O, cześć Sanji, cześć Luffy, cześć Zoro, cześć Sabo, cześć Koala.
- To na pewno Ace?- Jego najstarszy brat przekrzywił głowę, patrząc na znajdującą się przed nim kupę nieszczęścia.
- Mam nadzieję, że masz towar? – Sanji dopadł do jego kieszeni i zaczął macać go publicznie w bardzo dziwnych miejscach.
- Walizka kretynie. Nie widzisz że to zaraz wybuchnie?- Zoro wskazał na napięty zamek i odebrał rączkę od zdychającego Ace’a.
- Jak zaraz nie dostanę fajki to ja wybuchnę i skopię ci te zagloniałe dupsko!
- To na pewno bezpieczne? – Jako jedyna dziewczyna w towarzystwie rozgadała się z niepokojem, bojąc się ujrzeć kogoś z opiekunów i przytuliła do ramienia Sabo, który uspokajająco pogłaskał ją po głowie.
- Pomóżcie mi go wtaszczyć do pokoju.
Sanji z Luffym chwycili go pod boki i unieśli do pionu.
- Kurna stary, weź się w garść, w końcu mamy wakacje!
Wszyscy byli jednak bardziej przejęci nielegalną akcją, którą po kryjomu przeprowadzali.
Władowali się do jednego z pomieszczeń i zamknęli drzwi. Zoro stanął na czatach. Walizka została rozbebeszona, na podłodze wylądowały kolorowe butelki, puszki i cała zgrzewka papierosów.
- Szacun, przywiozłeś nawet więcej niż ustalaliśmy!
- Ale będą imprezyyyy!- Luffy zatarł ręce.
- Dobra robota!- Sanji klepnął Ace’a w ramię i dopiero teraz zobaczył jaki jest blady.- Ej, co jest?
- Sanji… mam kłopoty.
Chłopak nachylił się do niego trochę już wystraszony.
- Kurna, co jest? Nakryli cię?
- Nie wiem.
Tym razem oboje zbledli.
- Gadaj.
Ace nabrał powietrza i też zaczął szeptać, kiedy reszta dzieliła flaszki.
-  Jechałem pociągiem z takim ciachem. No mówię ci, rżnąłbym jak królik na wiosnę… Zacząłem go podrywać, od tak, czemu nie, fajna dupa…
- Konkrety, Portgas!
- Okazało się, że to nasz nowy opiekun. Całą drogę leźliśmy tutaj. Byłby idiotą gdyby nie domyślił się co jest w walizce. Do tego powiedziałem mu, że go nie zgwałce… jeszcze…
- Otwierałeś to przy nim?
- Nie… ale boże, Sanji, jakie on ma oczy…
- Mówiłeś co masz w środku?
- Nie, ale ten tatuaż na piersi na pewno musi mieć zajebisty… myślisz, że…
- Panowie, jest sprawa.
Sanji olał zrozpaczonego przyjaciela i zwrócił się do kolegów.
- Trzeba ten towar dobrze ukryć.- Powiedział odpalając jedną z fajek i zaciągając się z przyjemnością. Reszta pokiwała mu twierdząco, każdy mając już na myśli jakąś kryjówkę.
Ace westchnął i padł ciężko na łóżko. Jego głównym problemem teraz był interes między jego nogami, który nie dopuszczał do siebie gróźb kastracji za niesubordynacje.

***

- Czy ty zawsze musisz coś odwalić?- Zapytał Sanji, kiedy zostali sami z Sabo w ich pokoju.- Rany, połowa z nas jest  prawie pełnoletnia, a tu dalej taki rygor…
- W pociągu zaliczyłem z nim w myślach ze dwadzieścia pozycji…- Portgas jęczał w poduszkę.- Umrę marnie.
- Co ci odjebało?- Sabo patrzył z niepokojem na brata.
- To, co tobie nie grozi. Ty masz w czym zanurzyć.- Wymamrotał piegowaty.
- Ej, tylko z takimi tekstami nie przy Koali!- Zaczerwienił się starszy, upychając na siłę ciuchy pod którymi schowali alkohol.
- A tak po za tym, jak się wam układa?
Starszy brat tylko uśmiechnął się pod nosem i pokazał kciuk w górę. Odkąd byli parą Ace dostrzegł, że zdecydowanie chłopak wypoważniał. Może on sam tez powinien? Jeszcze cofnie się do rozwoju Luffy’ego i co?
Przyjrzał się znajomym ścianom. Pokój był prosto urządzony, trzy drewniane łóżka ze śmieszną pościelą w ogrodowe kwiaty, jedna przestronna szafa dla całej trójki, półki nocne i obśrupane drzwi do łazienki z rozpadającym się prysznicem, mini umywalką i  kiblem z latającą klapą. Jak za dawnych, dobrych czasów.
- Myślicie, że mam może jakieś szanse?- Ace znów schował twarz w poduszce.
- Rozumiem, że i tak będziesz go podrywał?- Sabo westchnął ciężko. – Co to w ogóle za Marco? Pierwsze słyszę.
- Oczywiście że będzie.- Odparł Sanji z przekonaniem, czytając rozpiskę organizacyjną obozu.- Jutro rano jest zbiórka powitalna na jadalni. Przydzielą nam opiekunów. Ciekawe czy jest jeszcze ktoś nowy w tym roku. Obyśmy dostali kogoś w porządku. Jak znowu to będzie Spadam, to słowo daję, utopię gnoja.
- Przecież zdarzają się takie wakacyjne romanse. Prawda?- Ace kontynuował swój lament.- Boże, co ja mu nagadałem… A jak to heteryk?
- Heteryk, czy homo, w jego zawodzie to nieetyczne.
- Przestań, bo tym bardziej będzie próbował.- Powiedział Sabo znając zapędy brata.
- Skąd miałem wiedzieć, że będzie tu pracował!
- Koleś ma przejebane.
- No.
- Hej, dzięki, że przynajmniej mam wasze wsparcie.
- Przestań jęczeć jak stuletnia dziewica czekająca na królewicza. Jest pełno zajebistych okazów piękności na tym obozie.- otworzył okno i nabrał w płuca świeżego powietrza. - Ach… czujecie to? To zapach świeżych, atrakcyjnych kobiet czekających by paść w me ramiona!- Sanji wychylił się i pomachał grupce dziewczyn idących przy domkach naprzeciwko. Popatrzyły na niego dziwnie i poszły dalej.
- Zaczyna się.- Bracia przewrócili oczami, choć Ace pomyślał, że w sumie znalazł się w nie lepszej sytuacji, niż jego eroprzyjaciel.
Zastanawiał się, czy podrywanie opiekuna to rzeczywiście jakieś przestępstwo.
Uśmiechnął się pod nosem.
Od kiedy przejmuje się takimi rzeczami?


Łoboziu, to mam przesrane, zaczynam kolejne opowiadanie:D No ale co obiecałam, to musi zostać spełnione. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie gwarantuję żadnej systematyczności. Co będzie to będzie:D Miłego czytania!

6 komentarzy:

  1. <3 uwielbiam czekam na następne

    OdpowiedzUsuń
  2. No powiem ci, że się zacnie zaczyna. XD Z początku, kiedy zauważyłam w parach Marco x Ace, to jakaś na wstępie zniechęcona byłam, chyba przez to, że wcześniej nie miałam żadnych pozytywnych odczuć w stosunku do tej pory. No ale - pomyślałam - może będzie to jakaś świeża odskocznia od ZoSan, w którym ciągle się zaczytuję. I co? I się nie zawiodłam! W twoim wykonaniu to się po prostu cudnie czyta. ^0^
    Co do samej treści - Ace mnie po prostu powalił. Parsknęłam śmiechem jak głupia w momencie, gdy wyszło, że Marco to opiekun, a biedny Portagas miał ochotę umrzeć, bo już zdążył to i tamto przy nim palnąć. X'D W ogóle dialogi same w sobie prezentują się nienagannie; wyważone, zabawne, brzmiące bardzo naturalnie. ^ ^
    Bardzo dobry pomysł na to opko miałaś, wykonanie też z pewnością będzie cud-miód, także czekam na następne rozdziały, czytać będę z pewnością, choć nie wiem, czy zawsze uda mi się skomentować. x'D
    Weny i czasu na pisanie życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, że zachęciłam :D Dziękuję, będę ciężko pracować :D x,D

      Usuń
  3. Świetnie się zapowiada kyaaaa najbardziej czekam na kidlaw ale główna para tez wydaje się spoko chociaż nigdy zbyt mocno nie paringuje acea z kimkolwiek (szkoda ze nie są na obozie harcerskim)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie byłam w harcerstwie więc byłoby to dla mnie trudne. Tutaj mogę ciut improwizować^^ Ale cieszę się! :)

      Usuń