Ace był tak zmęczony ostatnimi
egzaminami, całą tą akcją w pociągu i nielegalnym przemytem alkoholu, że odpadł
jako pierwszy. Wypił może… z dwa piwa? Jak kamień usnął i obudził się na dźwięk
mrożącego krew w żyłach budzika.
Szamocząc się w pościeli spadł na
ziemię. Odezwały się głosy jego przyjaciół.
- Nie… proszę nie…
- Czemu te śniadania są o 8 rano…
Portgas rozkleił oczy, które
poraziły promienie słońca. Opatulony jeszcze w kołdrze zaczął się wić w stronę
łazienki.
- Wyłączcie to gówno…
- Który idiota wziął na budzik
śmiech jakiejś laleczki z horroru, co? Prawię się posrałem ze strachu…- Jęknął
Sabo i przekręcił się na drugi bok.
Ace czuł się jak robak. Robak
którego przydepnięto butem.
- To niesprawiedliwe że mam kaca…-
mruknął do siebie.
Łyknął sobie zdrowo z kranu i
przemył twarz. Zobaczył się w lustrze i próbował ułożyć swoje loczki, które
sterczały na każdą stronę.
- Ale niesamowite że dalej jestem
przystojny…
- Wypad z łazienki narcyzie.-
Sanji zwlókł się z łóżka i zaczął szykować sobie rzeczy.
- Co to jest, do cholery?!- Ace
aż przetarł oczy, wskazując na pidżamę przyjaciela, który chciał go wykurzyć.
- Coś ci się nie podoba?
- Ona jest w pieprzone króliczki!
Nastąpiła chwila ciszy. Sabo
również podniósł głowę z poduszki. Aż zmrużył oczy by lepiej się przyjrzeć.
- Serio jest w króliczki. Różowe.
Sanji wyglądał, jakby zaraz miał dostać
drgawek z wściekłości. Zrobił się cały czerwony.
- To piżama od mojej matki. Radzę wam
przemilczeć temat.- wycedził przez zęby.
- Okej, okej, nie pytam.
Ace uniósł ręce w obronnym
geście, przez co puścił kołdrę i pokazał im się takim, jakim go Pan Bóg
stworzył.
- Na miłość boską, Ace! Co ty
masz z tym rozbieraniem we śnie! I wypad z łazienki!
Sanji wyrzucił go z pomieszczenia
i zamknął drzwi.
Sabo tylko westchnął i znów
schował się pod pościel błagając o jeszcze pięć minut.
***
Umyci, ziewając i przeciągając
się zmierzali już w stronę stołówki. Zaczęło się robić gwarnie gdy zewsząd
nadciągali obozowicze. Pogoda była przecudowna. Zero wiatru, jedynie ciepłe
słoneczko i zapach świeżości. Pod ich butami trzeszczała przyjemnie leśna
ściółka.
- Cześć chłopaki.
Przywitał ich Zoro, który niósł
śpiącego jeszcze Luffy’ego na barku.
- Nie mów, że go ubierałeś.- Ace
przyglądał się martwemu bratu i dostrzegł jeszcze jedną osobę, która z nimi
szła.- O, siema. My się znamy?
Przyjrzał się chłopakowi. Wczoraj
siedział już tylko z Sabo i Sanjim, więc nie miał okazji jeszcze zrobić obchodu
zapoznawczego z nowymi nabytkami.
- Trafalgar Law.
- Ace jestem. Portgas Ace.
Podali sobie dłonie.
Nowy miał trochę ciemniejszą
karnację, taki latynoski typ urody. Czarne, krótko przycięte włosy, w
uszach kolczyki, a na dłoniach, które do połowy włożone były w kieszenie
dżinsowych nakrapianych spodni, widniały wzory tatuaży. Ace pokiwał z uznaniem
głową. Całkiem dobra dupa, ale niestety nie jego gust.
- Czaaaaaad, dużo ich masz?-
Pochylił się by lepiej widzieć literki na palcach.
- Trochę.
Ace miał jakąś chorą manie na ozdabianie
własnego ciała. Chętnie sam by sobie coś wytatuował… Może na ramieniu? Tak, na
pewno na ramieniu. Myślał o jebnięciu sobie na nim swojego imienia. A co. Jak samouwielbienie, to już po całości.
- To nowy. Jest pierwszy raz.
Luffy go wytrzasnął z pociągu. Jesteśmy teraz we trójkę w pokoju.
- Ochocho, wybraniec.- Nachylił
mu się do ucha.- Wyrazy współczucia. Mój brat tak naprawdę jest
niedorozwinięty… Jakbyś potrzebował ratunku… ała!
Sabo pociągnął go za fraki.
- Poprawka, oboje są
niedorozwinięci.
- Ty też należysz do tej rodziny!
Nowego bardzo bawiło ich
zachowanie.
Przekomarzali się wesoło, czując
już zapach dochodzący ze stołówki. Mieli wejść do środka, kiedy drogę
zagrodziło im trzech chłopaków. Zatrzymali się naprzeciw siebie.
Jeden długowłosy blondyn,
umięśniony jak bodygard, drugi wyglądający jak zdeformowane dziecko Mikela
Jacksona i trzeci płomiennowłosy obwieszony metalowymi łańcuchami, który
odezwał się jako pierwszy.
- Patrzcie, patrzcie, kogo tu
mamy… Znaleźliście sobie nową pizdeczkę do ekipy?- Wskazał na Trafalgara.
- Wal się Kid.- Sabo splunął na
ziemię.
- Co jest?
Law wydawał się zaniepokojony tą
sytuacją.
- Ci goście? – Ace kiwnął na nich
i pospieszył z wyjaśnieniem.- To trójka ofiar przemysłu gumowego.
Rudy słysząc to najeżył się i podszedł
krok bliżej chwytając go za koszulkę.
- Uważaj sobie Portgas. Mamy
jeszcze kilka nie załatwionych spraw.- Strzelił kośćmi palców.- A ty młody…-
Zwrócił się do Lawa.- Lepiej mnie zapamiętaj. Jestem Eustass Kid. I
dowiedz się, z kim lepiej się trzymać.
Zoro zrzucił na ziemię Luffy’ego,
który momentalnie się przebudził i podszedł do szefa wrogiej ekipy.
- Możemy zawsze rozwiązać to
teraz.
Ace już był gotowy żeby się prać
po mordach. Jeżeli za czymś nie tęsknił to właśnie za nimi. Chociaż widok
Killera i Appo nie drażnił go jeszcze tak bardzo, jak ryj Kid’a.
- Hej!
Wszyscy spojrzeli w kierunku
stojącej obok grupki dziewczyn.
- Ledwo żeście przyjechali i już
macie zamiar dostawać szlabany?!
- Nami! Moje słońce zaranne i
wieczorne! – Sanji padł dziewczynie do stóp i ucałował dłoń. – Oraz ma
piękności Vivi i Koalo.
Na szczęście to rozluźniło trochę
atmosferę, a do chłopaków nie przemawiało zostanie już pierwszego dnia
ukaranym, więc niechętnie się przystosowali.
- Żenada…- Eustass wywrócił
oczami i puszczając Ace’a kiwnął reszcie, by też odpuściła.- To nie koniec.
Portgas prychnął i odprowadził go
wzrokiem. Gdyby nie to, że zdecydowanie tego ranka nie był w formie to
przywaliłby mu z dyńki.
Przywitali się z dziewczynami i
wymienili kilkoma pierwszymi wrażeniami na obozie. Portugas żałował, że tyle go
ominęło przez te cholerne poprawki.
Luffy za to oczywiście nic nie
ogarnął i rozglądał się półprzytomnie. Nagle jednak jego nozdrza rozszerzyły
się jak szalone, a źrenice powiększyły.
- Co się dzieje? Czy to…?
Jedzenie!- Luffy przebił się przez tłum wchodzących na stołówkę ludzi i zniknął
im z oczu.
- Przynajmniej mamy stolik.- Sabo
podniósł kciuk w górę.
Wewnątrz panował gwar
podekscytowanych głosów. Obecnych mogło być nawet około pięćdziesiątki. Ace
przejeżdżał wzrokiem po twarzach i większości nie poznawał. Może tylko kilka
mało znaczących, które w żaden sposób z roku na rok się nie były godne
zapamiętania. Zwrócił uwagę na pewno na jeden stolik przy którym wśród szarej
masy wyróżniały się trzy dziewczyny. Jedna z nich, zielonowłosa sokolica zwana
Monet, jako jedyna skrzyżowała z nim spojrzenia i oblizała lubieżnie usta. Tej
to jakoś zawsze się bał. Miała w sobie coś dzikiego. Mało się odzywała a miał
wrażenie, że w jej mózgu tworzą się plany zniszczenia świata. Aż przeszył go
dreszcz. Druga, nosząca dziwną ksywkę Baby 5, promieniała na widok każdego
męskiego osobnika i zarzucała przy nich swoimi długimi, czarnymi lokami.
Wiedział jednak, że jej urok jest bardzo mylący i omijał ją szerokim łukiem.
Jak jej nagle odbijało potrafiła gołymi rękami złamać drewnianą dechę. Bóg
świadkiem, widział to na żywo i gały mu prawie z orbit wyleciały. No i ostatnia
dziewczyna, różowowłosa Jewelry Bonney. Ta to dopiero potrafiła się bić jak
niejeden chłop. Również doświadczył i nie poleca. Znana była z tego, że wciąż
rywalizowała z Luffy’m o to, kto potrafi zjeść więcej dokładek na stołówce.
Miała ostry język co nieszczególnie przypadło do gustu dziewczynom z ich ekipy
i Nami za każdym razem jak ją widziała miała ochotę wydrapać jej oczy. Ciężko
mu było powiedzieć czy za nimi przepada, ale na pewno wolał unikać. W końcu to
baby, ich nie zrozumiesz.
Dłużej nie miał czasu się
rozglądać bo zasiadł do stolika. Były sześcioosobowe więc wszyscy chłopacy się
pomieścili. Dziewczynom też udało się usiąść niedaleko. Talerze z jedzeniem już
czekały, więc zaczęli się zajadać. Mieli do wyboru wędliny, sery, płatki, jakiś
owoc i różnego rodzaju inne cuda, co podaje się na śniadania. Jak zwykle
tworzyły się kolejki po mleko, robiły się stosiki zużytych opakowań po maśle
oraz dżemie i co jakiś czas ktoś gdzieś wybuchał śmiechem. Ace’owi bardzo tego
brakowało.
Przez cały posiłek unikał
wzrokiem tylko jednego miejsca. Stolików dla kadry.
Jednak gdy skończyli jeść, w hali
rozległ się głos szefa obozu, bossa nad bossami, Edwarda Newgate’a, który z
resztą był dla nich zagadką bo pojawiał się tylko na otwarciu i zakończeniu
imprezy. Przezywali go białobrody i Ace nigdy tego nie pojmował, bo koleś
jedynie świecił białym wąsem. Wyobrażał sobie, że może kiedyś wyglądał jak
Święty Mikołaj i stąd to się wzięło. Zawsze bawiła go ta wizja, ale zaraz potem
czuł na sobie szatański wzrok tego dziada i doznawał wizji najgorszych świąt
Bożego Narodzenia ever.
Nie skupił się szczególnie na
jego mowie bo jego wzrok prześlizgnął się na mężczyznę, który siedział zaraz
obok.
- To ten kolo? Ten przyćpany?
Sanji go szturchnął i wskazał
brodę w kierunku Marco.
Kiwnął twierdząco i przełknął
ślinę. Dzisiaj w jego mniemaniu wyglądał jeszcze cudowniej niż wczoraj. A
liczył na to, że chociaż ciut mu przejdzie.
- Serio? On?
- Z czym masz problem?
- No bo… jakoś tak… eee…
- Wygląda jak ananas.
Wszyscy przy stoliku zaczęli
trząść się ze śmiechu, który cudem udało im się powstrzymać. Ace spojrzał na
najmłodszego brata wilkiem.
- Chuj wam w dupę. Przynajmniej
nie będę mieć konkurencji.
Obruszył się jak urażona panna.
- Nie no, jak na to jaki masz
gust, to zdecydowanie twój najlepszy traf.
- Nabijaj się dalej erotomanie.
Dla mnie to biblijny Adam.- westchnął i oparł się cierpiętniczo na obramowaniu
krzesła.- A ja jestem jego zakazanym jabłuszkiem.
- Ja pierdolę Ace, to było tak
głębokie, jak kałuża po deszczu.
- Nigdy wam już więcej nie
zaufam.
Sanji próbował go udobruchać, a w
tym samym czasie Law nachylił się do Zoro.
- O co chodzi?
- Portgas woli facetów. Ale nie
martw się, znalazł już sobie ofiarę. A jak coś, to po prostu mu jebnij. Nie
obrazi się. Po prostu taki jest.
- A.
Nowy kolega niepewnie poprawił
się na krześle, wciskając mocniej ręce w kieszenie.
Boss bossów skończył przemówienie
i usiadł. Rozległy się oklaski. Następnie głos zabrała kolejna szycha, która w
przeciwieństwie do poprzednika, była obecna na obozie cały czas i sprawowała
najwyższą władzę. Rudowłosy Shanks.
Właściwie to dzięki niemu on i
jego przyjaciele mieli okazję uczestniczyć w tym wyjeździe. Był on przyjacielem
rodziny, stąd też zaproszenia od których wszystko się zaczęło. Co prawda tutaj
zachowywali się dla siebie obco i nie chroniło ich to wcale od unikania kar,
ale i tak było zabawnie.
Shanks rozejrzał się ciepło po
sali i powitał w szczególności nowych uczestników, oraz zaczął zapowiadać
kadrę. W tym momencie wszyscy słuchali uważnie.
Na wstępie przedstawił nowych, a
mianowicie Marco. On i jeszcze jeden imieniem Donquixote Rosinante byli tutaj
ze względu na studenckie praktyki. Drugi również był blondynem i kiwnął tylko
głową, nie podnosząc się z miejsca. Oboje wyglądał jak jacyś rockowi muzycy.
- Do tego również ze względów
osobistych, musieliśmy pożegnać naszą kucharkę Makino.- dodał kierownik.
Po sali poniosło się echo zawodu.
Właściwie powstały nawet kręgi paniki.
- Cooo?! Ale jak to?!- Luffy
wydawał się zdruzgotany. Reszta też wyglądała na zaskoczonych, prócz Sanjiego.
- To wy nie wiecie?
- Czego nie wiemy?- Zoro wygiął
brew.
- Ale wy jesteście mało
spostrzegawczy…- Westchnął. – Dziecko będą mieć. Ona i Shanks.- Szepnął.
Szczeny opadły im do podłogi.
- Żartujesz?!
- Tylko nie drzeć japy! Nie
wszyscy muszą wiedzieć.
Na sali dalej panował jednak
harmider i Shanks musiał wszystkich uciszać.
- Zastępować ją będzie nowa osoba
- wskazał okienko stołówki.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę
i zamarli.
- Jezu…
Z cienia kuchni wyłoniło się
olbrzymie umięśnione cielsko. Płomiennorude włosy zalśniły gdy znalazły się w
kręgu światła. Szeroka, żabowata twarz wykrzywiona w niesmaku obdarzyła ich
nienawistnym spojrzeniem. Z szerokich ust wystawał nie odpalony jeszcze papieros,
a w uszach błyszczały złote kolczyki. Kreatura zdecydowanie nie wyglądała
sympatycznie a w porównaniu z Makino, bardziej jak jakiś górski bandyta, a nie
kucharka.
- To pani Dadan, proszę
przywitajcie ją ciepło.
- To kobieta?!- Law z Zoro
musieli zmrużyć oczy, próbując potwierdzić tę informację choć w minimalnym
stopniu.
Po burzliwych emocjach związanych
z tą szokującą informacją, nastał czas na dowiedzenie się, komu został
przydzielony jaki opiekun. Listy wywieszone były na zewnątrz więc po zakończeniu
przemówień udali się na główny dziedziniec
i tam zapoznali z selekcją i planem zajęć.
Chłopaki modlili się o to, by nie
dostać Spandama jak w zeszłym roku.
- Błagam, byle znów nie my, byle
nie my…- szeptał Sabo.
Czekali cierpliwie na swoją
kolej, aż w końcu dopchali się do tablic informacyjnych i zaczęli je
przeglądać.
Ace znalazł ich jako pierwszych.
- Mam! Więc…- zbladł nagle. – O
nie…
- NIE, JA NIE CHCĘ! NIE WYTRZYMAM
ZE SPANDAMEM! – Sabo od razu spisał ich na straty.- WOLĘ UMRZEĆ!- Skakał wokół
panikując.
- Uspokój się! Nie dlatego Ace
jęczy.- Sanji wskazał na imię i uśmiechnął się szeroko. – To jego ananas.
Portugas odszedł kawałek dalej i
położył się na ziemi.
- Chcę umrzeć… Czemu nie
urodziłem się ogórkiem…?
Chłopaki zaczęli się śmiać, ale
olali przyjaciela i szukali na liście swojego wroga.
- Nie wierzę… Patrzcie kto go
dostał… Ale jaja! Chyba los jest sprawiedliwy!- Sabo przeczytał na głos imiona
paczki Kida.
- Nie byłbym taki pewny.-
Powiedział Sanji grobowo i wszyscy nagle zdali sobie z tego sprawę.- Czuję, że
będą z tego kłopoty.
- Cóż, najważniejsze że to nie my
będziemy się z nim użerać.- Zoro wzruszył ramionami.
- Oby ananas nie był gorszy.
- Wszystko lepsze byle nie
Spadam.
- To co robimy jako pierwsze?-
Luffy odciągnął ich uwagę na przyjemniejsze rzeczy.
- Najpierw… mamy zajęcia w stajni.
Chodźmy się przywitać z opiekunami.
- Mogę zostać? Plis?
Ace nie wiedział czy jest
bardziej podekscytowany czy zdruzgotany. Poczłapał za przyjaciółmi czując, jak
szybko bije mu serce i myśląc, że jego życie to jakiś popierdolony żart.
Już po chwili poczuli świeży
zapach siana i usłyszeli rżenie koni. Czekała ich lekcja jazdy. Jako że cała
szóstka była na obozie już któryś raz,
nie potrzebowali mieć tłumaczone po kolei co i jak dlatego już wcześniej
mieli przygotowane odpowiednie stroje i nastawienie. Zobaczyli swojego opiekuna
przed wejściem do stajni i udali się w jego stronę.
- Cześć chłopaki.- Blondyn
przywitał ich podniesioną dłonią i zmęczonym wzrokiem przejechał po ich twarzach.
Ace miał gały wlepione w ziemię bo paliły go policzki.- Jestem Marco, będę mieć
was pod swoją opieką.
Każdy się przedstawił, nawet Ace
coś tam niewyraźnie odburknął. Zerknął na niego ukradkiem ale mężczyzna patrzył
się w swoje kartki zamiast na niego.
- Rozumiem, że nie jest to wasz
pierwszy raz?- powiedział i zamknął zeszyt.- Czy muszę coś tłumaczyć?
- Mamy już wszystko obcykane.-
Sabo pokazał kciuk w górę.
Trafalgar został pocieszająco
poklepany po ramieniu.
- No to zapraszam do środka.
Przez okna pod sufitem wlewało
się ciepłe światło, w którego promieniach unosiły się drobinki kurzu. Przywitało
ich osiem zaciekawionych zwierzęcych spojrzeń. Kręcili się też inni pracownicy,
którzy mieli im pomóc w osiodłaniu.
- Koniki~! - Luffy podbiegł do
jednego ze swoich ulubionych i ten jak na zwołanie wystawił łeb z boksu, dając
się zmacać chłopakowi.- Cześć Sunny!- Złotogrzywy kasztan wydawał się również
zadowolony ze spotkania.
- Tam masz lejce i kaski.- Zoro
wskazał Trafalgarowi osobne pomieszczenie.- Miałeś do czynienia kiedyś końmi?
- Nie bardzo…- Niechętnie odebrał
osprzęt.- To co mamy robić?- Zapytał Law, nieufnie patrząc na wielkie zwierzęta
i zmarszczył nos.
- Starać się nie spaść.- Ace
puścił mu oczko.- Hejka Merry.- przeczesał grzywę jasnej klaczy ignorując
blednącego kolegę.
Law nie wyglądał na szczęśliwego
ale nic nie powiedział. Marco też dołączył, opiekunowie również uczestniczyli w
zajęciach, pilnując i instruując jak zachodziła taka potrzeba. Każdy odebrał
sobie swój komplet jeździeckiego stroju i wybrał konia. Sprawnie się uwinęli i
znaleźli się na zewnątrz w komplecie.
Marco widząc, że jedyny ze
zwierzęciem nie radzi sobie Law, podszedł do niego i pomagał wsiąść na konia.
Ace nieświadomie patrzył
wygłodniałym wzrokiem na umięśnione ręce mężczyzny i jego szczupłą talie. Z
zazdrością obserwował jak dotyka ud Trafalgara, który trząsł jak
osika i tłumaczy mu spokojnie jak powinno się ruszać i zatrzymywać.
- Tylko się nie podnieć.
Portgas podskoczył i trzepnął Sanjiego
w ramię gdy ten go mijał. Już nigdy im więcej nic nie powie. Zastanawiał się,
jak bardzo musi się hamować, skoro to tak bardzo widać. I czy w ogóle powinien.
Dalej rozmyślał nad strategią. Jakoś bawiła go ta cała sytuacja. Po za tym i
tak zrobił już z siebie idiotę więc czemu nie grać go dalej?
Wszedł na konia i sadowiąc się
wygodnie w siodle, poklepał ciepłą szyję. Spiął się odrobinę, gdy Marco i do
niego podszedł sprawdzając czy strzemiona są na odpowiedniej wysokości.
Poprawiał mu je w ciszy.
- Na pewno nie spadnę, panie
Marco? Trochę się boję. Jakieś rady?
Mężczyzna podniósł na niego
wzrok, a Ace zrobił usta w dzióbek i zamrugał zalotnie oczkami.
Najpierw facet wyglądał na
zaskoczonego, a potem o dziwo wywołało to na jego twarzy uśmiech.
- Po prostu się skup Portgas-
nagle klepnął mu Merry w tyłek, która bez ostrzeżenia ruszyła.- Na tym, na czym
trzeba.- Dodał na odchodnym.
Ace ledwo zdążył chwycić lejce.
Uspokoił konia do stepu i zaczął robić koła po ujeżdżalni. Zaśmiał się i
obejrzał znów na opiekuna, który puszczał kolejne osoby.
- No nie wiem, nie wiem… -
oblizał usta i westchnął, gdy Marco też wsiadł na konia.- Będzie ciężko…
- Ace, przestań gwałcić siodło.
- Black, prosisz się o wpierdol.-
Powiedział mu słodko, gdy się zrównali. Jego klacz zarzuciła wesoło grzywą.
- Dzisiaj pewnie nie ma co liczyć
na wycieczkę po lesie.- Blondyn spojrzał tęskno za ogrodzenie.- A tak chciałem zaimponować jakimś pannom mym wierzchowcem.
- Jak Trafalgar pierwszy raz
jedzie to wątpię. Spójrz na biedaka. Nawet Luffy’emu lepiej szło.
- On ma trochę zwierzęcą mentalność,
to w sumie się zgrywa.
Zaczęli się chichrać i
przystąpili do kłusu.
Podczas gdy reszta całkiem dobrze
się bawiła Marco wciąż użerał się z nowym. Ace’owi nawet zrobiło się ich żal,
więc po jakimś czasie ostatecznie podjechał pomóc.
- Trafciu, nie trzymaj się tak
kurczowo siodła, masz już tyle lat, że możesz się puścić… - nachylił się
delikatnie w jego stronę.- If you know what i mean…
- Bardzo zabawne, Portgas.
Law jednak nie był zachwycony i
coraz mniej mu się to podobało.
Ace próbował po swojemu go czegoś
nauczyć ale szło tylko gorzej. Koń zupełnie nie wiedział jak ma się zachowywać.
Przystawał, skręcał, to chciał się zrywać do kłusu, to się cofał. Chłopaki
chyba nigdy nie widzieli większego beztalencia.
- Nie wierzę… Co to a być?
Wszyscy obrócili się w stronę
ogrodzenia, gdzie na belkach uwiesił się Kid z obstawą w postaci Killera i
Appo. Doszedł do nich również jeszcze jeden typek, wyglądem przypominający
wampira. Miał długie za pas proste blond włosy i wzrok zaspanego mordercy. Do
tego ciemny makijaż wokół oczu dodawał mu mroczności.
- To cyrk, czy on udaje?-
Czerwonowłosy wskazał na purpurowego Trafalgara.
- Ej, odwal się od niego!- Luffy
zareagował agresywnie, podjeżdżając Sunny’m dość energicznie.- Co znowu masz za
problem, co?
- Ja? Żaden, po prostu trafiłem na
niezły kabaret. Panienka uczy się jeździć!
Wytatuowane palce zacisnęły się
mocno na skórzanych lejcach.
- Uchu, jaśnie pani się
zdenerwowała…- Kid oparł podbródek na dłoni, mierząc się z nowym na spojrzenia.
- Wyświadcz nam przysługę i
zobacz czy cię nie ma na dnie jeziora.- Sabo ledwo trzymał konia na wodzy.
- Mogę mu jebnąć? Plissss.- Ace
szarpnął Zoro za koszulkę. Glon również był na granicy cierpliwości.
- Hej.
Dopiero teraz przypomnieli sobie,
że nie są tu sami.
- Z tego co wiem, wasze zajęcia
nie powinny się jeszcze skończyć.- Marco patrzył na intruzów spode łba i nie
musiał nawet podnosić głosu, by wszyscy się opamiętali. – Opiekun wie, gdzie
jesteście?
- Tsy.- Eustass prychnął, nie
rozpoznając jeszcze nowego prowadzącego. Wycofał się nieznacznie, udając
niewiniątko.- Mogliśmy uwinąć się szybciej, nie?
- W takim razie może zajmiecie się
stajnią, skoro wam się nudzi? Jest dużo łajna do przerzucenia.
Grupa Marco zacisnęła usta w
dzióbki, zszokowani że tak młody prowadzący nie ma problemu w radzeniu sobie z
narwanymi nastolatkami. Zwykle większość patrzyła na ich ostre kłótnie z boku,
albo wszystkim dawała szlabany. Ale żeby stawać po ich stronie? Wymienili się
rozbawionymi spojrzeniami.
- Boszszsz… Aż mnie ciary
przeszły.- Ace był wniebowzięty.
- Ma tę moc.- Prychnął Sabo,
widząc rozanieloną twarz brata.
Grupa Kida dość pokrętnie się
wymigała i odeszła ze wzrokiem zapowiadającym zemstę. Nie było to jednak
na tę chwilę ważne.
Marco odprowadził ich poważnym
wzrokiem, a potem zwrócił się do Law’a.
- To nie jest obowiązek, nie
musisz uczestniczyć w tych zajęciach, jeżeli nie chcesz. Możemy już na dziś
skończyć.
- Nie.
Spojrzeli na kolegę pełni
zdziwienia. W oczach czarnowłosego zapłonęła determinacja.
- Jeszcze ten idiota cofnie swoje
słowa.
Luffy się zaśmiał.
Ace coś czuł, że ciekawie
zapowiada się ich mała wojna.
Następny rozdział
....
Wszystkich koniolubców przepraszam za tak nieumiejętne opisy xD Jak się ktoś zna, może udzielać mi cennych rad. Ja na konikach jeździłam w gimnazjum i średnio to pamiętam szczerze powiem.
Następny rozdział
....
Wszystkich koniolubców przepraszam za tak nieumiejętne opisy xD Jak się ktoś zna, może udzielać mi cennych rad. Ja na konikach jeździłam w gimnazjum i średnio to pamiętam szczerze powiem.
Aaaaa kidlaw kidlaw kidlaw to bardz tęsknilam po sercu w klatce! Spandam to jak marco taki wychowawca grupy? Juz myślałam że doflamingo będzie kucharką. Czemu kid zawsze jest tym złym? To mnie smuci bo jestem jego fanką i jeszcze to ze dostał bęcki od kaidou eeh. Czekam na kontynuacje tylko kiedy?
OdpowiedzUsuńtak, tak, Marco będzie jest ich opiekunem :) Doflamingo jako kucharka xDDD dobre! Kid to taki niegrzeczny chłoptaś ale ma dobro w serduszku ;D ale wszystko w swoim czasie! W mandze też ubolewam T^T Kaido do piachu!!! Rozdział się pisze!
UsuńWreszcie doczekałam się Rosinante w jakimkolwiek opowiadaniu <3
OdpowiedzUsuńMusiałam go tu wepchnąć, musiałam! :D
UsuńPragnę.
OdpowiedzUsuńWięcej.
Rosinante.
Dawaj mi go tu (/'u')/
I najlepiej żeby miał pogaduchę z Law'em
I taki matczyny instynkt XD
Mózgu zwolnij...
No i tak...
MARCO MA TĘ MOC XD
a dam! :D Dziękować!
UsuńWymiękłam przy Ananasie xD...no jeszcze trochę a udusiłabym się ze śmiechu. Cudowne:D.
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieje że będzie coś z Rosinante jeszcze:D.
No cóż mogę jeszcze rzec...rozdział zajebiaszczy i czekać na następny:D
Ciesze się, że dostarczam humoru^^ Piszę dalej! W końcu życie na to pozwala!
UsuńO ja. Dawno się tak śmiałam podzas czytania ff. Genialne. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńDzięki! :D Buziaki!
UsuńA Marco zarucha Ace'sa? xD tak kontrolnie... Kocham to opowiadanie
OdpowiedzUsuńCzy zarucha? To oczywista oczywistość! :D
UsuńWitam świetne opowiadanie nie mogę się doczekać kolejnych części
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Dziękuję :D Procuję w pocie czoła!
Usuńok nic nie zostaje jak czekać
OdpowiedzUsuń