niedziela, 13 sierpnia 2017

Było ciepłe lato 3



            Zaczęło zmierzchać, gdy szóstka przyjaciół zasiadła przy wieczornym ognisku. Zrobiło się trochę chłodniej, a ptaki cichły, gotowe zaśpiewać dopiero na powitanie nowego dnia. Ktoś wyciągnął gitarę, ktoś zaczął śpiewać, a drewno kąsane językami ognia trzaskało raz po raz gdy spadł na nie tłuszcz z pieczonych na kijach kiełbasek.
            - Pyyyychota.- Rozpływał się Luffy, wyciągając z płomieni trzy nadziane na swój patyk, mięsne kawałki.
            - Jak dla mnie to danie jest trochę za prymitywne...- Skrytykował Sanji, choć również nie poskąpił sobie porcji.
            - Mnie tylko piwa brakuje.- Zoro zalał sobie papierowy talerzyk keczupem i ku zdegustowaniu przyszłego kucharza, utopił w tym bułkę.
            -  Tho hak ocherm obimy?
            - Ace, po pierwsze przeżuj, przełknij, a potem mów. Bo właśnie pół zawartości twojej gęby wylądowało mi na twarzy.
Portgas posłuchał Sanjiego i odezwał się po chwili.
            - To jak potem robimy? Idziemy z tym nad wodę, czy gdzieś w las?
            - Na plaży za dużo par się kręci, a w lesie...
            Wszyscy spojrzeli z niepokojem na Zoro.
            - O co chodzi?
- A może ta budka przy torach?
Zaproponował Law, a reszta z przyjemnością podchwyciła pomysł, plując sobie w brodę , że sami na to nie wpadli.
- Racja, zajebiście. To teraz czekamy do zmroku.
- Musimy tylko pilnować, by ta gnida nas przypadkiem nie zauważyła.
Kid siedział ze swoimi fanami po drugiej stronie ogniska. Zaczepiali nowe dziewczyny, które bardzo chętnie się dosiadały. Co jakiś czas wybuchali śmiechem i dość głośno wyrażali opinie na różne tematy.
- On wczoraj nie siedział z jakąś blondynką? – Zapytał Sanji, kończąc jeść.
- Pewnie już poszła w odstawkę. – Ace wzruszył ramionami, pilnując Luffyego, który ślinił się na porcję jedzenia sąsiadów. 
- A gdzie twoja blondynka?
Ace zmroził Sanjiego wzrokiem.
- Wal się, teraz wykonuję bardzo ważną czynność jaką jest jedzenie.
Portgas nie mógł się jednak opanować i szukał wzrokiem swojego bożyszcza. Niestety jeszcze się nie pojawił. Chwila nieuwagi kosztowała go rozdzielaniem warczących na siebie Bonney i Luffyego. Znani ze wszczynania absurdalnych sytuacji, zostali dla obozowiczów krótką atrakcją, w której ganiali się wokół ognia, próbując odebrać sobie jedzenie.
Potem śpiewy rozpoczęły się na dobre, ale nie było jeszcze wystarczająco późno by się urwać. Wjechały szanty i ku uciesze słuchających, zaczęła się walka na rymy. Jako że grupa Luffyego i Kida była weteranami tych wyjazdów,  ludzie zachęcili ich oklaskami do rywalizacji.
- Hej ha, kolejkę nalej, hej ha, kielichy wznieśmy, to zrobi doskonale morskim opowieściom!
Oczywiście na początku poszło bardzo ambitnie.
- Trzymaj mnie bo będę rzygał, trzymaj mnie bo będę rzygał, trzymaj mnie bo będę rzygał, trzymaj mnie bo rzygam!
- Hej ha, kolejkę nalej, hej ha, kielichy wznieśmy, to zrobi doskonale morskim opowieściom!
- Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, ja pierdole!
Sanji postanowił rozpocząć starcie i wyrwał się do dziewczyny, która trzymała się z Eustassem.
- Twa uroda mnie powala, hej słodziutka podaj rękę, nie siedź tutaj z tym idiotą i skróć moją mękę!
- Hej ha, kolejkę nalej, hej ha, kielichy wznieśmy, to zrobi doskonale morskim opowieściom!
- Może i masz ładną buźkę i koszulę nienaganną, lecz z tym co tam mieścisz w spodniach, laski nie przygarną. – Odpowiedział mu Kid pełen satysfakcji.
Zawtórował im znów refren pomieszany z wyjącymi okrzykami. Blondyn uniósł swoją zakręconą brew w górę i uśmiechnął się chytrze.
- Widzę, że pan ma kompleksy, wartość w spodniach, a nie w głowie, wybacz ale mnie nie rusza zniewaga tam na dole!
- Patrzcie państwo co za samce, serc kobiet wcale nie znają, zamiast skupić się na flirtach, się pozabijają!
Po zwrotce Bonney która zagryzła ją kiełbasą, grupka dziewczyn wybuchła głośnym śmiechem.
- Odezwała się kobieta, co jak beczka się opycha, prawi rady nam facetom, a sama ich odpycha! – Zoro nie mógł się pohamować i dostał w zamian środkowy palec, którego róż i brokat paznokcia zabiłby niejednego fana metalu.
Kolejny refren i oczekiwanie na więcej. Wybuchom śmiechu nie było końca.
- Mnie się marzy taki chłopak, co na rękach będzie nosił, kwiatem sypnie i prezentem i humorki znosił!
Baby 5 też dodała swoje trzy grosze, zadowolona ze swojej zwrotki i rozmarzona. Monet, która przy niej siedziała uroczo się zaśmiała.
- Właśnie teraz wyszło na jaw, jakie z was są egoistki, w głowie macie tylko romans i czekowe świstki!
Odezwał się z tłumu jeden chłopak z bardzo czerwonym nosem. Ace zabuczał z resztą ludu, próbując sobie przypomnieć jego imię. Buggy?
- Błagam ludzie miejcie litość, głowa mnie od tego boli, ile przecież można słuchać jak facet tak pierdoli!
Nami dostała dotychczas największe oklaski.
- Hej ha, kolejkę nalej, hej ha, kielichy wznieśmy, to zrobi doskonale morskim opowieściom! – krzyknęli obozowicze.
- Widzę, że macie tu wesoło.
Zgromadzeni przy ogniu ludzie obejrzeli się w stronę głosu i zobaczyli uśmiechniętą twarz Shanksa.
- Chce pan się dosiąść? – Portgas  poklepał pieniek obok siebie. Wszyscy zaprosili kadrę, która wyłoniła się z ciemności. Była między innymi Robin, Hina, Smoker, Corazon i Spadam. Do tego ostatniego, praktycznie nikt nie żywił sympatii wiec niektórzy przeszli na drugą stronę ogniska. Największą atrakcją był jednak Marco. Ace o mało nie zachłysnął się bułką, gdy ujrzał go w samych dresowych, luźnych i wzorzystych spodniach. Był boso. W ręku trzymał jakieś liny przytwierdzone do dwóch dziwnie uformowanych kul. Wyglądał trochę jak hipis, a tatuaż na jego piersi na tle jego bladej skóry mocno przyciągał spojrzenia. Wydawał się znudzony całą sytuacją, mimo że wszystkie oczy skierowały się na niego. Portgas słyszał jak kilka dziewczyn wciągnęło ze świstem powietrze, a inne zaczęły między sobą szeptać podekscytowane. Zazgrzytał zazdrosny zębami, choć sam nie potrafił ukryć jak bardzo ten mężczyzna rozpierdolił mu właśnie mózg.
- Przyznaj się, że ci stanął.- Szepnął Sanji.
- Wypierdalaj, Black.
- Tak się składa, że coś dla was mamy. – Czerwonowłosy wskazał na świeżaka z kadry i podprowadził go bliżej w krąg światła. – Jedyny i niepowtarzalny, taniec z ogniem!
Rozległy się zaskoczone okrzyki.
- Dobra, chyba jednak się zesram. - Przyznał Ace.
Wszyscy zrobili krąg wokół Marco, który zaczął się przygotowywać. Zakręcił w powietrzu kilka razy jedną z lin, nie przejmując się podnieconą widownią. Obracał się z wirującymi kulami i gdy stwierdził, że tyle mu wystarczy, podszedł do ogniska i podpalił materiał.
Ace tak się podekscytował, że wyrzucił jakiś młokosów z pierwszego rzędu i usadowił swe dupsko najbliżej pokazu jak się dało. Oczy miał jak wygłodniały szczeniak. Od zawsze ogień był jego słabością, a połączenie go z tym mężczyzną sprawiło tak bardzo wybuchową mieszankę, że nie wiedział, czy usiedzi na miejscu. Zagryzł wargę patrząc, jak niebieskie języki płomieni tańczą razem z tym umięśnionym i zgrabnym ciałem. Pot na jego skórze lśnił, spływając i wsiąkając w materiał szeleszczących spodni. Światło wirowało coraz szybciej, przy zachwyconych okrzykach obozowiczów. Robił to perfekcyjnie, przy okazji dobrze się bawiąc. Ace dostrzegł nikły uśmiech na jego twarzy i wstrzymał oddech, gdy na chwile ich oczy się spotkały. Zamarł zastanawiając się, jaki był to rodzaj spojrzenia. Jego serce zatrzepotało i nie chciało uspokoić się do samego końca. Rozległa się burza oklasków.
Po wszystkim był tak wypruty emocjonalnie, że poszedł usiąść pod jakimś drzewem w ciemności i obejmując ramionami swoje kolana, kiwał się na boki.
- A ty co? Dostałeś choroby sierocej?
- On mnie wykończy. Robi to specjalnie, mówię ci.
Sanji westchnął i usiadł koło niego. Dyskretnie wyjął fajki i odpalił papierosa, chowając go przed oczami opiekunów.
- Jest otoczony przez wianuszek lasek. Mam cholerne zazro.
- Uwierz mi, że ja też.
Siedzieli chwilę w ciszy, każdy zatopiony w swoich myślach. Sanji kończył fajkę, gdy nagle jego uwagę przykuły wrzaski przy ognisku. Odwrócił się w tamtym kierunku.
- Czy on się… pali?
Ace spojrzał za siebie i zmarszczył brwi.
- Czy to też ten nowy? Jak on miał… eee…
- Corazon chyba.
Zapaliła mu się jedna z nogawek spodni. Odprawiał dzikie tańce i w końcu padł na ziemię, przykryty jakimś kocem. Pożar został ugaszony choć dziewczyny dalej panikowały i również obskoczyły nowego opiekuna. Chłopakom jeszcze bardziej popsuł się humor.
- Choć, zmywamy się stąd. Czas na coś mocniejszego.
Zniknęli z pola widzenia kadry i udali się przez chaszcze, zostawiając za sobą ośrodek. Przedzierali się w ciemności, hacząc o ostre krzaki i potykając się o korzenie. Zoro, Sabo, Law i Luffy zajęli się już alkoholem, dlatego gdy dotarli, pozostało im tylko rozgościć się na deskach zakurzonego pomieszczenia drewnianej chatki. Siedzieli w ciemności nie chcąc, by ktoś z daleka mógł ich dostrzec.
- O tak, dźwięk otwieranej puszki jest ukojeniem dla mych uszu.- Roronoa z przyjemnością upił wypływającą piankę. Reszta poszła w jego ślady.
- Szkoda, że nie jest zimne. – Westchnął Ace i stuknął się z kolegami, próbując pozbyć się z głowy obrazu nagiego torsu Marco.
- Trao, jak ci się tu podoba? – Zagaił go Luffy.
Chłopak wzruszył ramionami.
- Jest spoko.
- Najlepsze przed tobą. – Sabo niespokojnie zerkał cały czas na ekran telefonu. Koala nie dawała mu wytchnienia i wypisywała milion smsów. – Czekają nas podchody, wyścigi, zwiedzanie zamku, żaglówki i impreza na plaży.
- Zamek?
- Nooo, podobno w nim straszy! – Luffemu zaświeciły się oczy.
- Świetnie się tam idzie z dziewczynami. – Sanji westchnął rozmarzony. – Padają w twe ramiona i obijają się piersiami o twój tors, a następnie…
- Oszczędź szczegółów.
Nowy chłopak wydawał się dziwnie przygnębiony. Ace stwierdził jednak, że nie będzie go przy wszystkich naciskał.Po za tym miał swoje sprawy do przemyślenia.

***

Poranek wstał jak zwykle za wcześnie. Po ostatniej nocy chłopacy znów ledwo zwlekli się z łóżek i na ostatnią chwilę doczłapali się na śniadanie, na którym zastali na talerzach szarą papkę.
- Co. To. Kurwa. Jest.
Sanjiego bolało wszystko, począwszy od wizualnej prezentacji dania, kończąc na wątpliwych walorach smakowych.
- Gdzie kolorowe kanapeczki? Gdzie szyneczka i szczypiorek, masełko? Gdzie kakao?!?!!? – Sabo zawył i padł twarzą na blat. Jego słowa zostały podsumowane burczeniem w brzuchach zgromadzonych na stołówce obozowiczów.
- Ja nie wiem, o co wam chodzi.
Luffy pałaszował swoją porcję i Ace też stwierdził, że nie będzie narzekać. Miał takiego kaca, że nawet nie miał siły patrzeć na stoliki opiekunów. Przeżuwał powoli coś co chyba miało być jajecznicą i zastanawiał się, jak przeżyje ten dzień.
Po śniadaniu postanowili wrócić jeszcze na chwilę do łóżek i ogarnąć się przed popołudniowymi zajęciami. Zapowiadał się kolejny skwarny dzień i mieli grać w siatkówkę na plaży. Nikt tym razem nie pałał do tego entuzjazmem.
Portgas przewrócił się na plecy i masował skronie. Kątem oka obserwował Sanjiego, który pindrzył się w łazience. Chyba jako jedyny z nich wszystkich wyglądał teraz najbardziej ludzko.
- Czy to jest… twoja kosmetyczka?- Wskazał na wielką torbę, która zajmowała prawie cały zlew.
- Jakiś problem?
Zoro który również udał się do ich pokoju, zajrzał do łazienki.
- Nie gadaj, że to twoje.
- O co wam, kurwa, chodzi?
- Co ty tam masz?
- Najważniejsze rzeczy. Krem do twarzy, krem do rąk, krem do nóg…
Nagle Roronoa zrobił coś tak dziwnego, że nawet Ace wytrzeszczył oczy.
- Co ty wyprawiasz, zboczeńcu?! – Pisnął blondyn, strącając ze swoich jąder rękę przyjaciela i kopiąc go w panice.
- Sprawdzam czy masz jaja. Do nich też masz krem?
- I to ja tu niby jestem gejem.- Zaśmiał się Ace i położył się z powrotem, próbując zasnąć.
Nie dama mu była jednak długa drzemka. Wyrwali go z niej jak z łona matki i wcisnęli w sportowy strój, by zaraz potem prowadzić go ku plaży. Słońce ostro dawało. Czuł jego palące promienie na karku i gorący piasek pod stopami.
Dobił go znów półnagi opiekun, który stał już na ich części boiska, mając na sobie kąpielówki i okulary przeciwsłoneczne z lustrzanymi, niebieskimi szkłami. Marco w przeciwieństwie do nich wyjątkowo tryskał energią. Portgas wbił mocniej ręce w kieszenie, wiedząc, że w krzakach kręcą się dziewczyny, które nie odrywają od niego wzroku.
- Będziemy grać w takim skwarze? A jak ktoś dostanie udaru?
Cała paczka spojrzała w kierunku, z którego dochodził piskliwy, łamiący się głos. Należał do niewysokiego chłopaka, który miał nietypowo ufarbowane włosy na różowo. Pół twarzy zakrywały mu okrągłe, wielkie okulary, które co chwile musiał poprawiać. Razem z nim stał między innymi blond włosy chłopak o wąskich oczach i okropnej urodzie. Wszyscy sklasyfikowali ich grupę na wstępie jako grono frajerów-nieudaczników, których na takie obozy wysyłali ojcowie w nadziei, że z ich synów powstanie coś sensownego.
- Nic wam nie będzie, nie jesteście przecież z cukru. – Corazon, który jako jedyny był w grubym swetrze robił z siebie niemałe widowisko.
- Prze pana, ale tak się mówi jak pada…
- Zamknij się, Coby… - Warknął jego kolega i chwycił piłkę.
- Mamy grać z… tym? – Zoro ziewnął przeciągle.
Marco uśmiechnął się i przeszedł na drugą stronę siatki, dołączając do grona kujonów.
- Nie będzie pan grał z nami? – Zapytał Luffy, powoli się rozgrzewając.
- Nie tylko ja. Wymieszamy was. – Przybił piątkę z Rosinate, który chwilę później potknął się o własne nogi i poleciał twarzą w piach. - Kara dla przegranych, wchodzicie do jeziora pół godziny po zwycięzcach.
Była to wystarczająca motywacja.
Ace trafił do drużyny z Luffym, Corazonem, Lawem, Cobym i jego anorektycznym blond włosym kolegą. Zastanawiał się, czy może być gorzej. Cały świat był przeciwko niemu, tego był pewny. Również zdjął koszulkę i stanął na pozycji serwującego. Nie miał zamiaru przegrać tego meczu. Sanji, Zoro, Sabo i Marco mieli w grupie dwóch świeżaków którzy wyglądali jakby pierwszy raz grali w siatkówkę. Może to da im jakąś przewagę choć wątpił. No i kłótnie glona z brewką też są jakąś nadzieją. Oraz poranny kac, ale ten raczej nikomu nie sprzyjał.
Piłka poszybowała w górę. Wyskoczył prężnie jak kot i posłał ja na drugą stronę boiska. Mecz się rozpoczął. Już po chwili każdy czuł, jak po plecach ścieka mu stróżka potu. Portugasa zaskoczył pozytywnie jedynie Trafalgar. Myślał, że po synalku bogatych lekarzy nie należy spodziewać się jakiejkolwiek sprawności fizycznej, ale się mylił. Jego brat bardziej bawił się niż grał, Corazon już biegał z rozbitym nosem i posiniaczonym kolanem, a blondynek ciągle ratował swojego przestraszonego kolegę. Ace sam miał problem ze skupieniem, Marco za bardzo go rozpraszał. Stanęli naprzeciw siebie pod siatką.
- Zmęczony?
Piegowaty zmierzył się z nim spojrzeniem i otarł czoło. Oblizał niekontrolowanie usta, przyglądając się kropelce potu spływającej po szyi mężczyzny.
- Czymś takim mnie nie zmęczysz.
Marco uniósł brew, uśmiechając się kącikiem ust.
Wbrew pozorom, gra szła na całkiem wyrównanym poziomie. Ace z Lawem zaczęli się zgrywać, więc ataki przechodziły coraz sprawniej. Ananas przyjmował ich najwięcej na siebie i Portgas był dumny, że do najlżejszych nie należały. Niestety decydującą piłkę przebił Sabo i zdobył tym zwycięstwo dla swojej drużyny.
- Juchuuuuu!!! – Cała szóstka poleciała jak dzika w dół plaży, gdzie wbiegając na pomost, rzuciła się do chłodnej wody.
- Ja pierdolę… - Przegrani leżeli na piasku wykończeni i zaczęli odliczać czas. Z zazdrością patrzyli jak reszta się pluska i słuchali nawzajem swoich narzekań. Najgorzej było znieść lament Luffyego. W końcu Law nie wytrzymał i poszedł na pomost, chcąc poczuć chociaż chłód bijący od jeziora. Było mu tam zdecydowanie przyjemniej i przymknął oczy, wzdychając. On też jako jeden z niewielu nie ściągnął koszulki. Jego tatuaże były aż nazbyt wyzywające, a nie chciał się nimi zbytnio popisywać. Nie potrzebował dodatkowej uwagi i najchętniej w ogóle zaszyłby się w jakimś kącie i czytał książkę. Nie rozumiał czemu rodzice tak bardzo chcieli posłać go na wakacje. Lubił się uczyć i być przede wszystkim być sam. Nie miał potrzeby „zdobywania przyjaciół”.
Przyjaciół…
Nagle coś wpadło na niego z niesamowitą siłą. Nie zdążył nawet otworzyć oczu, a już był pod wodą. Wił się w czarnej toni, obezwładniony przez silny, mięśniowy skurcz. W panice szarpał się z wodą, szukając powierzchni. Z niewysłowioną ulgą odkrył, że ma pod sobą dno. Odbił się od niego i z zaskoczeniem przebił przez taflę, łapiąc hałstem powietrze. Ktoś głośno się śmiał.
 - Co jest? Panienka nawet nie umie pływać?
Szybko otarł oczy i spojrzał na bladą twarz otoczoną płomiennymi kosmkami. Wezbrała w nim fala gniewu.
Ace, który widział wszystko z brzegu, leciał przez plażę z zamiarem zgotowania Kidowi prawdziwego piekła. Wiedział, że nie jest tam głęboko, ale kto normalny popycha tak kogoś do wody? Miał szczęście, że nie widział tego Marco, który był po drugiej stronie pomostu, nieświadomy całej sytuacji. Corazon niestety musiał udać się na stronę opróżnić pęcherz. Dołączył do niego Luffy i obaj odetchnęli widząc, że Law wypłynął na powierzchnię. Byli już dość blisko, ale zatrzymali się gwałtownie, zaskoczeni sytuacją, która zaczęła rozgrywać się na pomoście.
Trafalgar podpłynął do drabinki i wdrapał się po niej nieskładnie, ale szybko na górę.  Eustass nie wyglądał na kogoś, kto spodziewa się ataku, dlatego nie zdążył zareagować, gdy w jego stronę poleciała pięść. Dostał tak mocno, że zachwiał się i splunął krwią. Zaczęli się szarpać. Tym razem chłopacy zwrócili uwagę wszystkich dookoła.
- Jaki masz ze mną problem, co?! – Law okładał go jak dziki, również dostając z łokcia w szczękę.
- Osz ty gnoju! – Kid chciał go jeszcze kopnąć, ale nie zdążył, bo chłopak rzucił się na niego i oboje polecieli do wody. Tam również się szarpali, chwytając jeden drugiego za włosy.
- Hej! – Marco podleciał do nich najszybciej na ile pozwalała mu woda i chwytając za przemoczone ubrania, próbował ich rozdzielić. Byli jednak w takim szale, że udało mu się obezwładnić tylko jednego. Trafalgarem zajął się Sanji. W końcu się opanowali.
- Co jest z wami?! Dosyć!
Ace nie sądził, że jego bożyszcze potrafi mieć taki donośny i władczy głos. Zadrżał.
Cała ta sprawa mogła mieć poważne konsekwencje, ale dzięki temu, że było mało świadków, Ananas kazał wszystkim siedzieć cicho.

***

- Kurna, nie sądziłem, że Trafalgar potrafi się tak bić.
- I że ma takie tatuaże! Widzieliście co mu prześwitywało pod koszulką?
- To było zajebiste!
- I skrajnie nieodpowiedzialne. Shanks mógł nas zawiesić lub opiekunowie wylądowaliby na dywaniku.  A jakby im się coś stało?
- W ogóle skąd Kid się tam wziął? Zauważyliście, że dość często kręci się tam, gdzie nie powinien? My ze Spandamem mieliśmy piekło, a oni co? Sielanka!
Cała trójka siedziała w pokoju, każdy pod swoją kołdrą i przeglądała Internet w telefonach. Prócz Sanjiego każdy miał spalone plecy i teraz żałowali, że naśmiewali się z jego pedalskich kremików. Ace’owi zamykały się oczy i długo się wiercił, rozmyślając o ostatnich dniach. Zastanawiał się, czy zdobycie uwagi Marco jest w ogóle wykonalne. Patrzył z zazdrością na Sabo, który wciąż sms’ował z Koalą. Może i była momentami upierdliwa, ale ich miłość do siebie zawsze robiła na innych wrażenie. Chciał też mieć kogoś takiego. Problem w tym, że w związkach homoseksualnych graniczyło to czasem z cudem. Jego sen był przez te rozmyślania bardzo niespokojny. W urywkach swoich snów widział wirujące, płonące ananasy.
....

Łoboziu ile mnie tu nie było. Wybaczcie, miałam szał przeprowadzkowy i wyjazdowy. W każdym razie już jest dobrze i będę mogła zająć się na powrót pisaniem! Dziękuję za wytrwałość! :D

13 komentarzy:

  1. Witam nie wiem dlaczego ale nie ma komentarza co wysłałam wczoraj !!! .........
    opowiadanie ŚWIETNE Proszę dodaj szybko kolejne część ehh

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajna i świetna część. Piękna scena jak wszyscy przystojniacy bez koszulek grają se w siate a corazon zaczyna krwawić palić się i przewracać boskie. A czy Nami,Monet, Bonney,Baby5 mieszkają razem? To to chyba by było jakieś pieklo i wieczne dantejskie sceny. Oj oj Kid ty łobuzie, jak oni się w sobie zakochają?! Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z dziewczynami też coś uwzględnię, ale na razie pomysł się dopiero rodzi. Miłość roooośnie woookół nas!! xD

      Usuń
  3. O boże. :D KidxLaw to coś czego pragnę. I tatuaże Law'a :33 Moja strona yaoi się ukazuje. Mam nadzieję, że będziesz wpadała częściej, no i dziękuję za rozdział. Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama się podnieciłam Marco bez koszulki; -; nie mogę się doczekać kolejnych części

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym się obśliniła jak buldog. Piąteczka! :D

      Usuń
  5. Witam kiedy kolejny rozdział ???

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej jak długo można czekać ?!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. hej ponad miesiąc minął !!!
    kurdeee

    OdpowiedzUsuń