niedziela, 15 października 2017

Było ciepłe lato 4



Obudził ich huk wystrzału. Każdy podskoczył na swoim łóżku, a Ace z niego spał, twarzą prosto na deski.
- Ja pierdole… - jęknął, podnosząc się z ziemi i jednym okiem patrząc za brudną szybę okna. Ledwie świtało.
- Wstajemy, Panienki!
Na środku placu stał Smoker we własnej osobie i paląc wielkie cygaro, wypinał swoją umięśnioną klatę, którą opinała biała bokserka. Na szyi połyskiwały mu srebrne nieśmiertelniki, a na nogach prezentowały się pięknie wypolerowane, wojskowe buty. W szerokich spodniach moro wyglądał jak prawdziwy żołnierz.
- Ruchy, bando maminsynków! – Darł się, groźnie patrząc na cały rząd męskich domków.
- Czy on postradał zmysły? – Sabo doczłapał do Portugasa, owinięty w kocyk, z ledwością rozklejając powieki.
- Czy to był wystrzał z broni? – Sanji w panice zaczął ubierać dresowe spodnie.
Ace stwierdził, że pierdoli i wyszedł na zewnątrz w piżamie, przeciągając się i ziewając. Tylko nieliczni, tacy jak Black, przebrali się naprędce.
- Do szeregu, ale już, leniwe kluchy!
Każdemu od tego wrzasku pękały bębenki. Do trójki z pokoju dołączył Zoro, Law i ciągnięty na wpół żywy Luffy. Każdy wyglądał, jakby przeżył atak tornado.
- Ciebie jeszcze rozumiem, że jesteś w ubraniu, ale młody? – Sabo kiwnął na brata.
- Nie przebrał się do spania. – Zoro wzruszył ramionami. Był spocony, prawdopodobnie po porannej rozgrzewce. Przyszły doktor miał za to na sobie jedwabistą, szarą piżamę. Już dało się odczuć, że dzień nie będzie należał do najchłodniejszych, więc strój nie robił żadnej różnicy.
Opiekun zaczął ich liczyć. Po tych, co nie wstali, wchodził do pokoju i wylewał na nich wiadro zimnej wody. Niektórzy obozowicze byli w szoku, inni głośno się śmiali.
- Co, chcesz wzywać mamusie, mięczaku?! – Pluł na pierwszorocznego, aż mu żyłki wyszły na skroni.
Gdy już wszystkich wykurzył z ciepłych pościeli, zaczął ich lustrować od góry do dołu. Zatrzymał się oczywiście przy Luffym.
- A ty co, wieszak jesteś?! Stań jak człowiek!
Piegowaty patrzył jak Zoro puszcza jego brata, który składa się w harmonijkę i pada u stóp zdegustowanego Smokera. Na zwieńczenie tego wszystkiego żołądek chłopaka wydał tak przerażające dźwięki, jakby dokonywał żywota.
Opiekun długo się na niego darł, ale ostatecznie na nogi postawiła go dopiero wzmianka o jedzeniu, które miało czekać ich w międzyczasie.
- Macie zadanie na dzisiaj, które zostawiły wam wasze „kochane koleżanki”.
Chłopacy unieśli w zdziwieniu brwi.
- Macie podzielić się na cztery grupy! Na tych co się ubrali i na idiotów w piżamach! Dalej! Nie ma czasu!
Nastał powolny marsz żywych trupów.
- Co stoicie jak osinowe kołki? Rozdzielać się do grup! Czy ja dobrze widzę? To nie stój galowy! – Wskazał na Sabo, Lawa i Ace’a. – Ale migiem! Już jesteśmy spóźnieni przez wasze ślimaczenie. – Warknął Smoker, łypiąc na nich spode łba. Nie mieli wyboru. Zoro, Sanji i Luffy poczłapali w drugą stronę, nie szczędząc wściekłych komentarzy w kierunku prowadzącego.
- O matko… czy tam jest Kid? Ja nie chcę! Nie zdzierżę go! Ace, ja…
Piegowaty strzelił bratu w twarz, dzięki czemu chłopak od razu się opamiętał.
- Uspokój się i nie rób wiochy.
- Masz rację, to było żałosne, sorry. – Sabo odsapnął, doprowadzając się do porządku.
Trafalgar schował tylko głębiej ręce w kieszenie. Czerwonowłosy również nie był zachwycony z tego przydziału. Jako jeden nie miał na sobie góry ubrania. Prezentował dumnie swój nagi, umięśniony tors. Law przeciągnął po nim leniwie wzrokiem.
- Świetnie, panienka, mięczak i dureń. – czerwonowłosy skomentował ich trójkę. Miał lekkie limo pod okiem, po ich ostatniej bójce.
- Łał, ale znasz rzeczowników… brawo. – Ace zaczął mu klaskać. – Jak jeszcze byś się określił? Pajac? Głąb? Frajer?
Słyszeli, jak zęby Eustassa niebezpiecznie zgrzytają. Nie miał ze sobą nikogo ze swojej paczki, więc poziom zagrożenia z jego strony znacznie się zmniejszył.
- Dzisiejszą misją są podchody! Każda z grup ruszy w innym kierunku. Po drodze czekają zadania, nagrody, pułapki i w końcu meta. O ile takie niedojdy jak wy zdołają do niej dotrzeć, nie gubiąc się po drodze.
Wyjątkowo jego wzrok zatrzymał się dłużej na Zoro. Ace zastanawiał się, czy Sanji nie przywiąże się czasem z nim sznurkiem. Żałował, że nie będzie tego świadkiem. Po wykrzyczeniu ostatnich zdań, każda z czterech ekip wyszła do lasu. Wyglądali trochę śmiesznie, niektórzy poubierani byli w przesłodzone piżamki. Gdy oddalili się znacznie od Smokera, każdy odetchnął i zaczął żywo gawędzić. Ci, co szli na przedzie, wypatrywali kopert z zadaniami. Weteranów wyjazdu już to nie bawiło, więc zostali trochę z tyłu, niestety również Kidem.
- Co za cioty… Nawet mamusie ich do snu ubierają.
- Nie możesz zobaczyć, czy cię nie ma z przodu? – Warknął Sabo, choć w duchu śmiał się dalej z piżamy Sanjiego.
- I vice versa. – zmierzył ich groźnie. Jego czerwona grzywka opadała mu miękko na czoło.
Nie pozabijali się tylko dlatego, że każdy myślami jedną nogą był jeszcze w łóżku.
Ace wychał świeże powietrze i przeciągał się, ziewając nieustannie. Ptaki ćwierkały tak zawzięcie, że gdyby miał kaca, powystrzelałby je z zimną krwią. Słoneczko zaczęło przygrzewać i tworzyć piękne łuny światła, przesączające się pomiędzy masywnymi, drewnianymi pniami. 
- Jest pierwsza koperta!
Krzyknął ktoś z przodu. Grupka zbiła się w kupę i każdy przysłuchiwał się czytanemu zadaniu.
- Hej chłopaki! – zaczęli czytać.-  My tu niżej podpisane balbalbalbalblabla…- pominęli część i przeszli do sedna. - Zamieńcie się ubraniami… CO?!
Wszyscy spojrzeli po sobie i po swoich strojach.
- Sabo, dawaj spodnie. – Ace już swoje ściągał, zanim reszta ogarniała się z myśleniem.
- Nie chce twoich! Już ja widziałem, co z nimi robisz przed snem!
- Wolisz takie obce?!
Skoczyli w krzaki szybko się przebierać i świecić gołymi tyłkami.
Law za to stał jak kołek, mając nadzieję, że ten durnowaty obowiązek go jakoś ominie.
- Rozbieraj się.
Spojrzał za zdziwieniem na Kida.
- Słucham?
- Dobrze słyszałeś.
- Wybierz sobie inną ofiarę, ode mnie się odpierdol. – Wskazał na pierwszego lepszego gościa.
Eustass i tak ruszył w jego stronę. Law cofnął się niepewny o kilka kroków.
- Chcesz znowu w mordę? – Trafalgar był gotowy do bójki.
- Ściągaj ciuchy, bo ci je podrę. Po za tym, nie mam zamiaru całego wieczora odbębniać za to kary!
- Co? Jesteś jakiś chory!
Był już bardzo blisko i wyciągał łapy z zamiarem uskutecznienia swojej groźby. Trafalgar poddał sytuację szybkiej analizie. Doszedł do wniosku, że skoro weterani obozu bez zająknięcia zamieniali się ubraniami, musiało być w tym coś na rzeczy. Do tego nie chciał zadzierać z psychopatą, więc zaczął rozpinać guziki koszuli. Niestety zapomniał o jednej rzeczy. Z każdym kolejnym rozchyleniem materiału, widać było coraz większą część jego tatuażu, który rozciągał się na całej klatce piersiowej. Wśród zgromadzonych zaczęła zapadać pełna podziwu cisza. Dopiero gdy Law zdjął górę ubrania, zdał sobie sprawę, że wszyscy na niego patrzą.
- Jesteś z jakiejś pieprzonej yakuzy?
Law wywrócił oczami i zganił się w myślach za własną głupotę. Nie miał już niestety teraz wyjścia. Uspokoił się na tyle, na ile pozwalała mu samokontrola, robiąc przy okazji tajemniczy wyraz twarzy.
- Kto wie?
Ace prychnął, ale również był pod wrażeniem tego, co Trafalgar skrywał pod koszulką. Co jeżeli jego rodzina naprawdę zadaje się z gangsterami? Jakie można mieć z tego profity?
- Starzy cię za to nie zajebali? – Zapytał Sabo wkładając ostatnią część ubrania i przyglądając się czarnym zawijasom.
- Pewnie mają go w dupie, byle by tylko dobrze się uczył. – Prychnął Eustass, choć w jego wzroku czaiło się coś dziwnego. – Typowy, bogaty paniczyk.
- Czyżbyś też miał doświadczenie? – Odgryzł się Law, oddając mu koszulę. Nie rozumiał czemu w ogóle bierze udział w tej durnej zabawie. Był zdziwiony, że chłopak mu nie odpyskował.
Portgas był w szoku, jak Law potrafił zagiąć Kida. Ich dwie paczki zawsze obrzucały się pierwszymi lepszymi wyzwiskami, ale dopiero na tym wyjeździe przybrało to poważniejsze tony. Ta dwójka zdecydowanie coś do siebie miała, ale dla Ace’a była to za ciężka rozkmina na taki poranek.
Przedsięwzięcie dotyczące zamiany się odzieniami z wykorzystaniem pobliskich krzaków w końcu doszło do skutku i mogli ruszać w dalszą drogę. Niektórzy nie zastosowali się do instrukcji, uznając, że to zadanie jest na nich za durne. Law nieustannie przyciągał spojrzenia, przez co czuł jeszcze gorzej i żałował, że się ostatecznie nie przeciwstawił. Kid nie omieszkał ukazywać na każdym kroku satysfakcji, że demaskował jego sekret. Na dodatek cienkie i szeleszczące spodnie Eustassa go denerwowały. Musiał cały czas trzymać ręce w kieszeniach, żeby mu nie zjechały do kolan. Szorstki materiał drażnił jego skórę. Pocieszał się jedynie tym, że jego jedwabna piżama mocno opinała się na tyłku Kida, sprawiając, że wyglądał naprawdę komicznie. Przez chwilę nawet zatrzymał się wzrokiem na nim trochę dłużej, niż powinien. Szybko pokręcił głową i podjął rozmowę z Sabo i Ace’m
Nagle w lesie rozległ się mrożący krew w żyłach krzyk. Pobliskie ptaki odleciały przerażone, prując ku niebu.
- Co to, kurwa, było? – Zapytał Kid, wymieniając spojrzenia z innymi członkami ekipy.
- Nie ma się czym przejmować!- Sabo zaczął zaganiać stado, by ruszyli do przodu. – Idziemy dalej! Pamiętajcie, że po drodze czeka nas grill!
Ace za to dławił się z tyłu ze śmiechu, rozpoznając właściciela ów wrzasku.

***

- ZABIERZ TO ZE MNIE! ZABIERZ!
- Zamknij ryj! Co się dzieje?!
Zoro dopadł Sanjiego i chwytając go za kołnierz, zaczął nim potrząsać, by się uspokoił.
- Jest tu jeszcze?! Powiedz, że nie! POWIEDZ! – szarpał się blondyn, nerwowo oglądając każdą część ubrania.
- Ale co, do cholery?!
Nagle oboje to zauważyli. Wielkiego, tłustego pająka, siedzącego na ramieniu Sanjiego.
Zoro o mało nie wybuchły bębenki w uszach i nie złamał kręgosłup, kiedy chłopak wskoczył mu na ramiona, drąc się jak zarzynana świnia. Zajęło im dobre kilka minut, zanim doprowadzili się do ładu i wrócili na ścieżkę, która prowadziła ich dalej przez różne zadania. Sanji szedł za nimi jak szmaciana lalka, będąc całkowicie pozbawionym mózgu przez wywołany przed chwilą szok. Jedyne co był w stanie ogarniać to próba pilnowania glona, który znów chciał zbaczać do lasu. Wiedział, że to prowadzi do spotkań z insektami, a nie miał ochoty na kolejny horror.
- To już tu? Kiedy ten grill? Dlaczego tak długo idziemy? Zoro, jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeść! Czemu idziemy tak wolno?! – Jęczał Luffy, biegnąc na samym przedzie. Reszta ledwo za nim  nadążała. – Chodźcie szybciej!
- Hej, zatrzymaj się, cymbale! Mamy zadanie do wykonania! – Warknął w przód Apoo, machając do niego kopertą.
- Co tym razem? – Zapytał Killer.
- Ściągamy buty…
Reszta jęknęła z niezadowolenia.
- Za co… - Sanji patrzył z obrzydzeniem na ściółkę i na idącego po niej, barwnego żuka gnojaka. – Nie! Nie ma opcji. – Spojrzał na Zoro. – Masz mnie wziąć na barana!
- Co? Chyba kpisz.
- Przez ciebie wylądowałem w pajęczynie, chyba należy mi się jakaś rekompensata.
- Znajdź sobie innego jelenia. Już wystarczy, że nikt się ze mną nie wymienił ubraniem.
Roronoa odwrócił się od niego, uznając dyskusję za zakończoną i ściągnął buty.
Sanji przygryzł wargę.
- Dobra, oddam ci jedno swoje piwo. – powiedział z bólem.
- Dwa.
- Jedno albo wcale.
- No to idziesz bez butów.
- Dobra! Dwa!
- No i trzeba było tak od razu.
Zoro uśmiechnął się i kucnął, zapraszając na swoje plecy.

***
Po godzinie trafili w końcu na obozowisko gdzie mogli się najeść. Spoceni i brudni mieli nadzieję, że nic gorszego ich już nie czeka, ale się mylili. Czekało ich oblanie się woda z wiader, kwiczenie jak zarzynane świnie, malowanie się szminką, owijanie papierem toaletowym i robienie bukietów z mijanej wcześniej łąki.
- Jestem… wykończony… - Jęknął Ace, człapiąc na samym końcu.
- Wyglądamy jak jakieś niedorobione zombie… - Sabo patrzył na ich nowy image, żałując, że nie może zrobić zdjęcia Eustassowi.
- Rozumiem, że mamy to nieść do samego końca? – Law zaczynał dostawać jakiegoś uczulenia od trzymanych w ręce kwiatów.
- Niestety. 
Portgas jęczał i powłóczył nogami, modląc się o koniec tej męki. Szli zdecydowanie dłużej niż na ostatnich obozach i już mu się nudziło. Wolał chyba robić w stajni.
Nagle stało się coś niespodziewanego. Jego ciało oplotły od tyłu dwie silne ręce. Nim zdążył krzyknąć, ktoś zakrył mu usta szmatką. Był za daleko by ktoś to dostrzegł. W sekundę znalazł się w krzakach, szarpiąc się bezskutecznie.
- Ciiii… przestań się wyrywać
Usłyszał znajomy, gorący szept przy uchu. Dreszcz przeszył jego ciało, które spięło się z ekscytacji.
- Nie wydaj żadnego dźwięku.
Uścisk zelżał, a usta już miał wolne.
- C-co j-jest? –Zapytał cicho, oglądając się za siebie.
Twarz jego i Marco dzieliły milimetry. Poczuł jak gorąco zalewa jego całe ciało.
- Zobaczysz.
Mężczyzna kazał mu iść przed siebie. Kierował go trzymaną na ramieniu ręką. Coraz bardziej oddalali się od grupy, która nadal nie zauważyła jego zniknięcia.
- Dokąd idziemy?
Ace nie był pewny czy to ma być część dzisiejszych podchodów, czy jakieś chore fantazje jego opiekuna. Serce tak głośno mu biło, że nie był w tanie usłyszeć przez to nawet własnych myśli.
- Nic ci nie powiem.
Słyszał po jego tonie głosu, że jest rozbawiony.
Nie musiał jednak długo czekać na nowe atrakcje.
- Dobra, teraz załóż to.
Marco obszedł go i dał mu płócienny worek.
- Na co?
- Na głowę.
Ace pomrugał oczami.
- To żart?
- A gdzież tam.
Blondyn dodatkowo pokazał mu wyjęte zza pleców liny. To dla Portgasa było za dużo.
- Mam dać ci się związać?
- Właśnie tak.
- Jesteś tak zboczony, czy to część zabawy?
- Jedno nie wyklucza drugiego.
Ace przełknął ślinę. Nie potrafił stwierdzić, czy Marco żartuje czy mówi poważnie.
- A jak wolisz, żebym miał ręce? Z przodu, za sobą, nad głową? – zaprezentował, starając się udawać rozluźnionego i zamaskować swoje zdenerwowanie.
Chyba trochę go zbił z tropu, bo przez chwilę blondyn wyglądał, jakby nie wiedział co zrobić. Potem zaszedł go od tyłu i chwycił jego dłonie, powoli je krępując.
- Bądź grzeczny.
Ace ledwo ustał na nogach. Był już tak podniecony, że nie wierzył, że nie było tego widać w jego danych od Sabo dresach. Dotyk mężczyzny go palił, każde zetknięcie ich skóry wywoływało prąd, który łaskotał najintymniejsze części jego ciała. Żałował tylko, że musi wyglądać żałośnie z umorusaną twarzą szminką, papierem toaletowym na szyi i lekko mokrawym ubraniu.


Zastanawiał się, czy Marco celowo się z niego nabija, naśmiewając się z ich pierwszego spotkania, czy go najzwyczajniej w świecie prowokuje. Z dwóch tych możliwości zdecydowanie łatwiej uwierzyć by mu było w pierwszą opcję, ale była ona u ludzi tak rzadka, że skłaniał się ku tej drugiej. W większości faceci reagowali agresją, obrzydzeniem lub wycofywali się, byleby nie mieć z nim nic wspólnego. Niestety teraz zupełnie nie potrafił wyczuć, jakie intencje ma jego opiekun. Nie narzekał jednak, bo przeżywał teraz istną ekstazę, pomieszaną z dreszczykiem niepewności.
- Czy mam się bać?
- Kto wie.
W końcu, gdy był porządnie związany, dostał na głowę worek i dziękował za to w duchu, że może ukryć swoją szczerzącą się jak u psychopaty mordę.
Przeszli jeszcze kawałek, a on dawał się potulnie prowadzić. Mężczyzna pilnował, by na nic nie wpadł, lub by nie pokaleczył nóg o wystające korzenie. Wykonywał jego instrukcje, ciesząc się na każdą jak dziecko. Niestety trwało to krócej, niż by chciał.
- Bardzo dziękujemy za dostarczenie jeńca.
Ace uniósł brew, próbując rozpoznać kobiecy głos.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Rozległy się zachwycone westchnienia.
Poczuł niemal fizyczny ból, gdy silne dłonie puściły jego ramiona.
- No! To teraz pod drzewo mi z nim!
Stawiał na Bonney.
Dziewczyny dodatkowo przywiązały go do jednego z pni i biegały wokół, tworząc coś na kształt ołtarza. Wywnioskował z krzyków, że jest ich chyba z dziesiątka. Siedział cicho nasłuchując, czy Marco dalej jest w pobliżu, ale nic nie wychwycił. Nie nudził się, rozmyślając wciąż, jak cudowny był jego dotyk. Być może była to jedyna okazja, by tego zaznać. Wyobraźnia podsuwała mu brutalne obrazy tego, jak inaczej mogło się potoczyć ich spotkanie w lesie. Wstydził się tego, a jednocześnie doprowadzało go to do białej gorączki.
- Idą! Niech każda zajmie swoje miejsce!
Jak dobrze, to właśnie on guzdrał się najbardziej ze wszystkich

***
- Ha, ha, ha! Widzę że nie wszyscy z was spełniali nasze rozkazy! – Krzyknęła Nami, siedząc na przedzie kobiecej grupy. Każda z dziewczyn miała na sobie długie do ziemi, czarne peleryny. Ich twarze były trupioblade, a niektóre nawet skrywały się za maskami. Włosy miały potargane, z wplecionymi piórami lub koralikami. Przed nimi paliło się ognisko, a obok do drzewa przywiązany był szarpiący się na wszystkie strony Luffy. Całość dekoracji była upiorna, zupełnie jakby znaleźli się na sabacie czarownic i wtargnęli na niego nieproszeni.
Sanji i Zoro spojrzeli na pierwszorocznych, którzy grzali się nadal w swoich ciuchach i butach. Wiedzieli co czeka tych, którzy byli nieposłuszni.
-  Na szczęście wasze ofiary w postaci bukietów, które spłonęły w ogniu, łagodzą nasz gniew! Pozwolimy wam wykupić więźnia. Niestety reszty nie darujemy.
- No i co na zrobicie? Zagrozicie nam kolejną porcją szminki? – Zakpił Buggy, który teraz na serio wyglądał jak klaun. Był jednym z grupy, która uważała całą zabawę ze bezsens i nie zastosowała się do zadań. Do tego głośno to manifestował, wyśmiewając każde po kolei. Grupa Luffy’ego i Kida znała konsekwencje, których również doświadczyli na pierwszych obozach, dlatego w milczeniu patrzyli i wytrzymali każde tortury, związane z pokłonami, jak i również wysławianiem okrutnych dla nich koleżanek. Wiedzieli jednak, że każdy musi przejść to piekło na własnej skórze, by schować w tym momencie dumę do kieszeni.
- Nie.
Jedna z dziewczyn wstała. Była wyższe niż inne. Wszyscy wstrzymali oddech. Zrzuciła z głowy kaptur i zdjęła maskę, odsłaniając śmiertelnie poważną twarz. Nico Robin była przerażająca w każdym tego słowa znaczeniu.
- Będziecie cały wieczór pomagać pani Dadan w kuchni.
Ci, co wygrali w tym momencie życie, spojrzeli na przegrywów szczerząc się do nich równie przerażająco, co ich pani opiekun.

***
- Mówię wam… wziął mnie w tym lesie jak awwww... a potem związał mówiąc, że mam się go słuchać i…
- To brzmi jak wstęp do tandetnego pornola. – Zaśmiał się Zoro, machając bez ogródek na jednego z pierwszorocznych, co biegał po sali jadalnej w kuchennym fartuszku. – Te, dokładkę ziemniaków proszę!
- Zazdrościsz i tyle. – fochnął się Ace i również skorzystał z usług czerwonego po same uszy chłopaczka.
- Jak dobrze być na tym miejscu… Do dzisiaj pamiętam jak ręce mi odpadały po obieraniu tych przeklętych kartofli. – Sabo przeciągnął się z zadowoleniem.
- Szkoda, że grupa Kida też wiedziała, co się święci. Chętnie bym przebił to ich nadęte ego. – Sanji czuł się jak młody bóg po wzięciu kąpieli i upewnieniu się, że ze strony robali nie czeka go już niebezpieczeństwo.
- Czy to w porządku nie informować nowych o tych zasadach? – Zapytał Law wiedząc, że prawie sam by się znalazł w tym gronie gdyby nie Kid. Ta myśl go denerwowała.
- Ktoś i tak musiałby pomagać. Wymyśliliby coś, już ty się nie martw.- Sabo puścił u oczko. – Nie ma co im współczuć, sami zgotowali sobie taki los. Jak chcą się słuchać takich idiotów jak na przykład Buggy, to może powinni przemyśleć swoje życie.
- Jeszcze jedna porcja! – Luffy chwycił za koszulkę przerażonego Cobiego, który właśnie koło niego przechodził.
- A-a-a-ale ja tu nie pomagam! Ja miałem buty! – wyjąkał przerażony bojąc się, że zaraz dostanie w nos.
- A! To sorka, KELNER!
- Ale wesoło jest dzisiaj! – Westchnęła Koala ze stolika obok.
- Widzę, że dobrze się bawicie. – Sabo dał jej całusa w policzek. – Jak się współpracowało z innymi wiedźmami?
- O dziwo nawet dobrze. – Przyznała Nami. Byłam w grupie z tą całą Baby 5 i dało się z nią normalnie pogadać. Bez Jewerlry jest nawet całkiem miła.
- Ja za to mogę to samo powiedzieć o Bonney.
Po słowach Vivi wszystkich przytkało.
- Świat się chyba skończy, jak się wszystkie dogadacie. – zaśmiał się Sabo.
Sanji pochylił się do Ace’a.
- A ty kuj żelazo póki gorące.
- Jesteś pewny? – Portgas był zaskoczony, że kolega tak nagle zaczął go wspierać.
- Patrzył już w tę stronę chyba ze trzy razy. Więc albo serio coś do ciebie ma albo to wyjątkowo dziwny przypadek.
Ace się tak podjadał, że o mało nie spadł z krzesła.
- Mówisz serio? – Zaczął ostrożnie rozglądać się po sali.
- Sprawdź sam. – upił łyk kompotu i pomachał brwiami.
Miał rację, Marco patrzył wprost na niego i gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, tamten uciekł wzrokiem udając, że dalej rozmawiając z resztą grona pedagogicznego.
Przybił z Sanjim dyskretną piątkę pod stołem, nie posiadając się z radości.

...
Dziękuję za wszystkie miłe słowa wsparcia i za cierpliwość:* Czas średnio mi pozwala na pisanie i do tego jeszcze wena opuściła. Normalnie wszystko naraz xD Naprawdę chciałabym więcej i częściej ale najzwyczajniej w świecie nie mogę. Więc nie obiecuję kiedy będzie następny rozdział, ale wiedzcie, że na pewno powstanie. Pisze po tak małych fragmentach, że co rusz muszę wracać i przypominać sobie, co tam napociłam. Staram się też nie spadać jakościowo, ale różnie z tym bywa, dlatego proszę o wyrozumiałość. Zajmuję się teraz różnymi innymi projektami, które chciałabym bardziej rozwinąć i wdrożyć w życie, ale co nie oznacza, że porzucam blogowanie.  Dzięki za wszystko i mam nadzieję, że do za niedługo! :*

12 komentarzy:

  1. Hej super że pojawił się rozdział zaraz biorę się za czytanie:) i nie mogę się doczekać kolejnego postaram się czekać cierpliwie:)

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. no nie to było świetne !!!! nie mogę się doczekać kolejnego !!!
    mam cichą nadzieję że nie będę musiała czekać tak długo jak na ostatni

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem przeszczesliwa!!! Ciesze się z zmienionej relacji Kida z Lawem choć na tyci tyci. Zmiana ubrań - boski pomysł gdyby Zoro i Sanji trafili na to zadanie he he. Trochę mi żal Acea że tak się dał nabrać ananasowi. Czekam na więcej Kidlawa i corazona!! Bo serio ja codziennie sprawdzam czy nie wrzuciłaś czegoś.życzę czasu i weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyszły rozdział im jeszcze bardziej zacieśni więzi xD mam nadzieję że będę miała czas jakoś go wyskrobać

      Usuń
  4. Omg umieram od tego!!!! <3 Kicham kiedy Marco jest taki skryty :33

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej jak długo jeszcze będę musiała czekać na kolejne rozdziały!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach kiedy kolejny rozdział ???

    OdpowiedzUsuń
  7. ???????????????????

    OdpowiedzUsuń
  8. 3 miesiace i nic :(

    OdpowiedzUsuń
  9. I kolejny dzień bez tego cuda :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej no kiedy kolejny rozdział ??!! jak długo jeszcze trzeba czekać ??!!!

    OdpowiedzUsuń