sobota, 2 lipca 2016

Nie iGRAJ zemną 18


Ręce ślizgały mu się na kierownicy. Jeszcze kilka skrzyżowań i będą na miejscu. Koala wpatrywała się w kolorowe wystawy sklepowe za oknem, tajemniczo milcząc. Zerknął na nią kątem oka. Choć usta jej się uśmiechały, gdzieś w jej oczach dostrzegł pewien cień.
- Coś cię trapi?
Wydawała się zaskoczona jego pytaniem.
- Czyżbym tak wyglądała? - Przyjrzała mu się uważniej.
Jej wzrok go rozbrajał.
- Częściej wydajesz się nieobecna…
Uśmiechnęła się ciepło.
- Może przemęczenie…? Ostatnio w pracy mamy mały młyn.- Wzruszyła ramionami.
- A jak tam na treningach? Dają w kość?
Tym razem odwróciła się do niego zaskoczona. Zacisnął usta w wąską linie przestraszony, że może nie powinien pytać.
- Na razie mam przerwę… - Jawnie posmutniała, zaczesując nieśmiało włosy za ucho.
Zatrzymał się na czerwonym świetle, przepuszczając grupę pieszych na pasach. Przełknął ślinę.
- Przez niego?
Nie musiała mu odpowiadać. Doskonale wiedział i miał ochotę nadal wypruć temu gościowi flaki. Był też lekko zaskoczony. Koala nie była typem kobiety, która przed czymś ucieka. Tym razem jednak chyba ją to przerastało. Zawsze dużo mówiła o tych treningach, ale od felernego dnia tego niemiłego incydentu nie wspomniała o nich ani razu. Nie pokazywała może tego po sobie, ale gasła z dnia na dzień.
Zajechał pod jej dom.
- Przecież je bardzo lubiłaś - Chciał pociągnąć temat, by mu jednak odpowiedziała- Boisz się go?
- Sama nie wiem…- Spojrzała za szybę - Chyba po prostu na razie nie chcę go widzieć.
Chciał jej powiedzieć, że w takim razie pójdzie tam z nią. Chodziłby na te zajęcia tylko po to, by nie musiała się go obawiać. Zobaczyć jej uśmiech. Dzielić z nią radość. Tylko, że nie mógł jej tego obiecać. Teraz był dobry moment by powiedzieć jej o wyjeździe. 
- Może wejdziesz?
Zbiła go z tropu. Spojrzał na nią wielkimi oczami.
- To znaczy…?
- No do mnie, do środka.- Uśmiechnęła się rozbawiona jego skołowaniem.
- Ale jest późno…
- Masz jakieś plany?
- Nie, nie!
O czym on myślał! To zwykłe zaproszenie!
- Więc?
- Jasne! Chętnie! - Zareagował aż nazbyt żywiołowo i wysiadł, biegnąc otwierać jej drzwi od strony pasażera. Usłyszał jeszcze jak parsknęła śmiechem i poczerwieniał jeszcze bardziej.
Miał jej przecież powiedzieć i się zmyć! Jak to teraz ma zrobić?
Nogi miał jak z waty, gdy wchodził po schodach na jej ganek. Gdzie jego cała odwaga, z którą startował do niej na początku? Usadowiła go w salonie na kanapie i poszła zrobić coś do picia. Byli tu sami. Całkowicie sami. Tylko ona i on. Czy kiedykolwiek prócz koleżanek, zapraszała do siebie jakiegoś mężczyznę z firmy? Jakoś o tym nie słyszał.
- Chociaż tak mogę się odwdzięczyć za tę miłą podwózkę - Aż podskoczył, gdy nagle znalazła się obok i postawiła przed nim filiżanki oraz dzbanuszek pełen herbaty.  Usiadła obok na kanapie.
- Naprawdę, żaden kłopot…- Podrapał się zakłopotany po karku. Siedziała tak blisko…
Znów zapadła między nimi cisza. Obracał filiżankę w palcach próbując opanować skołowane serce. Bił się z myślami. Czy powinien jej mówić? Nawet nie wiedział na jak długo wyjeżdża. Jak mógł więc nawet jej proponować, by poczekała? Właściwie to do niczego między nimi nie doszło, są po prostu dobrymi kumplami z firmy. Ktoś nawet mówił, że romanse w biurze nie popłacają. Jeżeli wszystko popsuje?
- Nie musisz się tak o mnie martwić - Powiedziała spokojnie, czerwieniąc się rozkosznie. - Wrócę na treningi, tylko jeszcze nie teraz. – Upiła łyk i znów podniosła uśmiechnięty wzrok. - A ty? Masz może jakieś hobby o którym nie wiem?
Z jednej strony był jej wdzięczny za zmianę tematu, a z drugiej coraz bardziej oddalał się od swojego postanowienia. Zaczęło im się rozmawiać swobodnie, śmiali się, żartowali, pili już trzecią filiżankę, a godziny upływały. Z każdą minutą wiedział, że odwleka to bez sensu.
- Sabo?
Nawet nie zorientował się, kiedy przestał jej słuchać.
- Coś się stało?
Dzieliło ich tak niewiele. Wystarczyło pochylić się delikatnie i posmakować jej ust. Była taka… nieformalna. Zupełnie inna niż w biurze czy na spotkaniach poza nim. Siedziała lekko opierając podbródek na dłoni, włosy rozpuściła i często chowała je za ucho, odsłaniając zaróżowione policzki. Nogi miała podkulone pod siebie, a spódniczka zawędrowała wyżej, odsłaniając kolana. Oczy jej lśniły i starał się skupiać na nich, a nie na dekolcie, który tak odważnie eksponowała. Zdecydowanie za bardzo go do niej ciągnęło. Serce ścisnęło mu się boleśnie.
- Wyjeżdżam.
Spoważniała i poprawiła się na kanapie.
- To znaczy?
Powiedział jej o wszystkim. O tym co robi w Stanach, dlaczego musi jechać i że nie wie kiedy wróci. Nie wiedział czy to będzie rok, dwa, czy więcej… Nawet nie potrafił na nią spojrzeć. Wyrzucił to z siebie jednym tchem.
- Och…- Tylko tyle była w stanie z siebie wydukać, choć w tym krótkim słowie wyczuł żal i zaskoczenie - Kiedy?
- Pojutrze.
- Pojutrze…
Dziewczyna przygasła zupełnie i zamilkła.
Co mogła czuć? Zupełnie nie wiedział. I postanowił, że chyba nie chce wiedzieć.
- Powinienem już pójść. Zrobiło się późno.
Patrzyła na niego zaskoczona.
Z bolącym sercem podziękował za herbatę i wstał. Poszła za nim na korytarzyk patrząc jak ubiera buty.
- Nie musisz iść - Powiedziała cicho.
W jego głowie zapanował już całkowity chaos.
- Nie wypada by mężczyzna zostawał u samotnej kobiety na noc - Zaśmiał się nerwowo chcąc zatuszować swój stres.
- Zostań.
Chwyciła go za rękę.
Był o krok od wzięcia jej w ramiona. Wydawało się nawet, że tego oczekiwała, ale nie mógł się przemóc. Pozwolił się zaciągnąć z powrotem do salonu, próbując zapanować nad nerwami.
- Obejrzyjmy może jakiś film, co byś chciał?- Zapytała drżącym głosem i kontynuowała pogawędkę zupełnie, jakby wcześniejsza rozmowa się nie odbyła.
Wymieniała różne tytuły, a on zgodził się na  pierwszy lepszy nawet go nie znając. Nie wiedział czemu właściwie go zatrzymała. Nie rozumiał dlaczego potem przysiadła się koło niego i wtuliła w pierś, obejmując go w pasie. Położyła głowę na jego barku a on instynktownie ją przyciągnął i przytulił. Ich serca waliły dziko, obijając się o żebra. Obraz na ekranie go oślepiał i zupełnie nie wiedział, co to właściwie za film. Głaskał rude włosy i wdychał jej zapach czując, jak oboje się uspokajają. Oczy zaczęły mu się kleić. Słyszał jej coraz cichszy i miarowy oddech.
- Jak mogę cię prosić, byś na mnie poczekała? - Powiedział, gdy był prawie pewny że śpi. Na wpół świadomie pocałował ją w czubek głowy. Powieki jemu samemu opadły - Serce mi tam pęknie bez ciebie - westchnął - Chciałem  z tobą zrobić jeszcze tyle ciekawych rzeczy… Tyle zobaczyć, tyle przeżyć…- Sen zabierał go powoli.- Jeszcze z nikim nigdy… nigdy…
Nie dokończył. Odpłynął. Film skończył się chwilę potem.
...
Nogi mocno oplatały go w pasie. Gorący język wodził po jego szczęce, a paznokcie drapały po piersi. Zdominowany leżał na jakimś twardym podłożu. Przyjemny jęk wyrwał mu się z ust, a jego plecy wygięły się w łuk, głębiej zanurzając się w to gorące ciało, które go tak cudownie ujeżdżało. Law chciał przyciągnąć Luffy’ego bliżej, ale ręce miał związane za sobą. Pot spływał mu po żebrach i skroni. Wręcz dusił się z przyjemności. Był u kresu wytrzymałości.
Zęby zatrzymały się na jego płatku ucha i ugryzły tak mocno, że ból na chwilę przysłonił mu obraz i zaraz potem…
…się obudził.
Usiadł gwałtownie i wciągnął powietrze. Był cały mokry. Oddychał chaotycznie i schował twarz w dłoniach.
Dawno nie miał tak realistycznego snu.
Opadł na poduszki i nawet się nie zastanawiając, sięgnął do swojego jeszcze twardego penisa. Poruszał nim szybko, wciąż będąc jeszcze myślami w krainie snu. Och, jakby chciał zakosztować tego naprawdę! Oblizał spierzchnięte wargi i doszedł, wyobrażając sobie rzeczy, o których sam by siebie nie posądzał.
Luffy zdecydowanie wyzwalał w nim jakieś dzikie instynkty. Pewnie to wszystko przez to wczorajsze spontaniczne całowanie po szyi…
Leżał tak jeszcze chwilę by dojść do siebie i spojrzał na zegarek.
Zszokowany odkrył, że był spóźniony.
Zerwał się jak oparzony i poleciał pod prysznic.
W życiu mu się to chyba nie zdarzyło! Ubierał się w biegu i wyleciał na ulicę, w ostatniej chwili łapiąc taksówkę. Ostatnio chyba naprawdę za dużo myślał, skoro nawet budzika nie nastawił.
To zachodziło zdecydowanie za daleko.
Po prostu z premedytacją się męczył. Właściwie po co? Co go powstrzymywało?
Chrzanić to, że Sanji z Luffy’m pracuje, że dzieli ich różnica wieku, że coś może się spieprzyć. Już wystarczająco minęło czasu by w końcu wziął się za siebie.
Wpadł do szpitala jak burza, od razu lecąc na swój oddział.
Pech chciał, że dzisiaj miał wyjątkowo ciężki dzień. Pacjenci wzięli się nie wiadomo skąd, wszyscy coś od niego chcieli, wszystkich coś bolało. Gdyby nie Bepo to zapewne nic by nawet nie wypił. Rozdrażniło go to, bo myśli z poranka wciąż przeszkadzały mu w robocie i nie miał czasu by nawet zajrzeć do Luffy’ego.
Musiał z nim porozmawiać, po prostu musiał.
Migrena rozsadzała mu czaszkę.
Cudem udało mu się wyrwać na przerwę. Szedł rozdrażniony przez korytarz i słaniając się, wszedł do socjalnego. Na szczęście miał pomieszczenie dla siebie.
Zaklnął, uświadamiając sobie, że przecież nie załatwił sobie żadnego obiadu. Zrezygnowany opadł na krzesło i rozważał czy lepiej pożywić się w automacie na parterze, czy oszukać organizm kilkoma szklankami wody.
Nagle jego uwagę przyciągnęło leżące na blacie płaskie, kwadratowe pudełko z karteczką z jego imieniem. Ktoś mu coś zostawił? Zdziwiony podniósł wieczko.
Pierwszy raz tego dnia się uśmiechnął.
Sięgając po kawałek pizzy, jego żołądek wywinął orła ze szczęścia. Jadł ją zimną śmiejąc się w duchu z nadgryzionych wcześniej kawałków. Te ślady po zębach mogła zostawić tylko jedna osoba, która chyba bardzo walczyła z własnym głodem.
Nie było dnia, w którym ta małpa by go nie zaskakiwała.
- Nie, lepiej weź tamtą.
- Ale w tamtej wyglądam gorzej.
- I dobrze.
Ace turlał się po miękkim łóżku i zawiesił wzrok na jędrnych pośladkach stojącego przy szafie Shanksa.
- Dobrze?
- Tak, bo nikt prócz mnie nie będzie na ciebie patrzył.
Czerwonowłosy parsknął i schował do walizki jednak lepszą koszulę. Ponura mina jego chłopaka jeszcze bardziej go rozbawiła.
- Martwisz się tym?
- Ja to już wiem jak to jest na takich delegacjach…
- Nie ufasz mi?
- Nie… Tylko…- Jesteś zbyt zajebisty. Dodał w myślach i ukrył twarz w poduszce.
- Tylko co?
- Nic, idziemy pod prysznic?
Shanks uniósł jedną brew i odwrócił się udając, że przegląda jeszcze szafę.
- Dopiero co się ubrałeś.
Ace uśmiechnął się i przewrócił na plecy, patrząc na swego mężczyznę do góry nogami. Odkąd zaczęli to robić, przestali mieć jakiekolwiek skrupuły czy hamulce. Tak jak na przykład wczoraj w biurze.
- To mnie rozbierz.
- Jeszcze ci mało?- Shanks przysiadł na skraju pościeli i pogłaskał Ace’apo odsłoniętym brzuchu.
- Mamy wolne, cieszmy się nim jeszcze.
- A nie mięliśmy gdzieś jechać?
- Do wieczora jeszcze trochę czasu.- Portgas podniósł się na łokciu i ucałował wiszące nad nim usta. Podgryzł je lekko zachęcając partnera do pogłębienia pieszczoty.
Nie musiał długo czekać aż silne dłonie już przypierały jego ręce do pościeli. Westchnął z
podniecenia.
- Naprawdę chcesz jeszcze…- Zamruczał Shanks, obserwując go z góry z satysfakcją.
- Będę miał kilkumiesięczny celibat, dziwisz się?
- I co? Nie będziesz się nawet dotykał przez ten czas?- Prychnął z rozbawienia.
- Ależ będę.- Ace wyszczerzył się w białym, zawadiackim uśmiechu.- Codziennie, wypowiadając przy tym sprośnie twoje imię.
Odniósł zamierzony efekt, bo mężczyzna poczerwieniał pod kolor swoich włosów. By to ukryć, odszedł od niego i kopnął walizkę.
- Nienawidzę Dragona. Powiem, że umarłem albo coś. Wywiozę cię tymczasem na Karaiby i będziemy tam hodować palmy by się potem pod nimi kochać.
Portgas zaczął się śmiać.
- Marzą ci się palmy?  
Widział jednak, że Shanks posmutniał. Wstał i objął go od tyłu.
- Damy radę. Sam mi to powtarzałeś- Wyczuł, że partner jest spięty i coraz gorzej znosi obowiązek wyjazdu. Ace również ubolewał, ale wiedział, że teraz jego kolej na jakieś wsparcie. Bez słowa obrócił go do siebie.
- Jesteś niemożliwy…- Mężczyzna uśmiechnął się niepewnie, gdy Ace zaczął mu rozpinać spodnie.
Wplótł palce w czarne włosy i pogłaskał kciukiem po twarzy, która znalazła się na wysokości jego krocza. Postanowił już nie myśleć, wystarczająco bolała go od tego głowa, a Ace przyjemnie odpędzał od niego każde zmartwienie. Westchnął, gdy ciepły język wkradł się pod bieliznę i zaznaczył mokry ślad na penisie.
Robił mu to na środku pokoju, zaciskając dłonie na pośladkach i biorąc go całego do ust. Odgiął głowę do tyłu i przymknął oczy, rozkoszując się ciepłym wnętrzem, które zasysało się na nim zachłannie. Zaczął poruszać biodrami w rytm jego ruchów, nieznacznie przyśpieszając. Gdy sięgnął gardła, stwardniał jeszcze bardziej, a oddech przyśpieszył. Objął głowę Ace’a i na wpółświadomie z przyjemności dociskał go mocniej, starając się nie przekroczyć granic jego możliwości. Nic takiego jednak się nie działo, więc pozwalał sobie coraz bardziej,  a chłopak w odpowiedzi tylko żarliwiej go pieścił. Gdy ręce zaczęły ściskać jego jądra, mocniej szarpnął czarne włosy, nie będąc w stanie się powstrzymać.
Choć tego nie planował, doszedł w jego ustach, ledwo mogąc ustać na nogach. Przez chwilę się wystraszył, że był zbyt brutalny, ale mu przeszło, gdy zobaczył uśmiechniętego Ace’a zlizującego jego spermę z warg. Uklęknął również i złączył ich usta w żarliwym pocałunku nie przejmując się, że chłopak jeszcze nie wszystko przełknął. To co zrobił było genialne w każdym calu i choć powinno go wyciszyć, tylko bardziej rozpaliło.
- Idziemy pod prysznic.- Zarządził.
Ace rozpromieniał i od razu ściągnął koszulkę.
- I kto tu nie ma dosyć?- Ugryzł go zaczepnie w szyję.
- Nie myśl sobie, że przez ten czas dam ci jakiś wolny wieczór.- Wywarczał mu drapieżnie gdy się podnosili.
- Sex przez telefon? – Piegowaty uniósł brew, pchany w kierunku łazienki.- Już się podnieciłem… - Wyszeptał mu w usta.
Wypalił już trzecią paczkę fajek. Dawno nie był tak zesrany ze strachu. Wczoraj, gdy jeszcze byli z Nami wszystko wydawało się prostsze. Teraz  droga do pracy była jakąś męką, a drzwi firmy wrotami piekielnymi. Czemu akurat dzisiaj Ace miał wolne! Będzie miał zawał jak nic.
No i o mało nie zszedł, gdy Usopp trzepnął go tak mocno na powitanie w plecy, że zakrztusił się zaciąganym dymem. Uchroniło go to w sumie od wyjaśnień swojej wczorajszej depresji  więc kaszlał jak najdłużej, od razu chcąc zająć się zaległą robotą.
Wystarczyło jedno skrzyżowanie spojrzenia z Zoro, by serce mu prawie wybuchło. Nie stało się jednak przy tym nic niezwykłego. Nie przywitali się nawet, a atmosfera była tak gęsta, że mógłby ją ciąć nożem. Nami posyłała w ich stronę zaniepokojone spojrzenia i jakieś migowe sygnały, których Sanji nie miał ochoty nawet rozszyfrowywać.
Siedzenie naprzeciwko siebie było dla niego prawdziwym koszmarem. Do tego zachowywanie się neutralnie kosztowało go więcej, niż sądził. Z każdą godziną był bardziej rozdrażniony. Do tego mieli na głowie masę papierkowej roboty więc dochodził stres by wyrobić się ze wszystkim na czas.
Jeszcze nie podjął decyzji. W tym momencie nie był w stanie mu wybaczyć, ale nie wyobrażał sobie pozostawienia tego takim, jakim było.
- Idę po kawę.
Wstał, gdy już nie mógł wytrzymać. Nie tylko on był do tyłu z pracą, co tym bardziej go zaniepokoiło. Luffy miał wrócić na dniach i wydać nowe polecenia. Z jednej strony był tym podekscytowany, z drugiej strasznie zmęczony. Zwłaszcza po ostatnich ekscesach, które zafundowało mu życie.
Zawsze przy okazji przerwy brał stertę papierów do ksero i drukował kopie, by wspomóc tym jakoś Robin. Bardzo jej współczuł pracy z nieogarniającymi życia nerdami, które nawet nie pomyślą, że to też powinno należeć do ich obowiązków.
Gdy zalał sobie kubek czarnym płynem, podszedł do jednej z kopiarek, która mieściła się zwykle w bocznych korytarzach obstawionymi regałami. Stanął przy maszynie, słuchając odgłosów jej miarowej pracy. Zamyślił się na dłużej zapominając, że otacza go biurokracja.
Czy w tym momencie mógł szczerze powiedzieć, że nadal jest zakochany? Czy rzeczywiście był zawiedziony, czy raczej wszystko stało się prostsze?
Wiele razy próbował sobie wyobrazić Łowcę. Jaki ma kolor włosów, jak szeroko się uśmiecha, jak delikatne mogą być jego dłonie… Bardzo często nie oszukiwał się i brał pod uwagę możliwość, że wcale nie będzie to książę z bajki. Był przygotowany na różne opcje. Niepełnosprawny, otyły, pomarszczony, brzydki, niski… Wiedział, że to może być powodem tak długiego unikania spotkania. Myślał, że może koleś ma jakieś kompleksy i z tego względu odwlekał to tak długo. Nie wiedział jak by zareagował na pierwszym spotkaniu. Wierzył jednak, że więź jaka się między nimi wytworzyła sprawi, że takie rzeczy jak wygląd nie będą miały znaczenia. Był praktycznie tego pewny.
Jednak teraz…
- Sanji!
Krzyk wyrwał go z rozmyślań i nim się zorientował dlaczego ktoś go woła i po co, już leżał na podłodze. Rozległ się straszny huk, jakby waliło się pół piętra.
Siła uderzenia sprawiła, że przez chwilę nie mógł złapać oddechu. Mięśnie dopadł ostry skurcz przy wcześniejszym niespodziewanym szarpnięciu. Podniósł się z ledwością, obracając za siebie i próbując zorientować, co właściwie się stało.
W miejscu gdzie przed chwilą jeszcze stał, leżał  wielki regał przygniatając jakąś osobę.
Ludzie wstali ze swoich stanowisk i przybiegli podnosić ciężki, drewniany mebel.  Wspólnie odkopali poszkodowanego, który wygramolił się spod sterty zrzuconych segregatorów i zamiast zająć się sobą, zbliżył się do zszokowanego blondyna.
- Żyjesz?
Sanji patrzył na Zoro jak na ostatniego idiotę. Z rozciętego czoła spływała mu krew i zalewała lewe oko. Po za tym nie dopatrzył się większych obrażeń, ale i tak nie wiedzieć czemu zareagował złością.
- Co ty wyprawiasz?! Żeby rzucać się jak kretyn pod coś takiego?!
- Ja jestem kretynem?- Roronoa uniósł ze zdziwienia brwi.- To ty stałeś jak palant, gdy leciał na ciebie cały regał!
Pomrugał kilka razy i dotarło do niego, że rzeczywiście nawet się nie zorientował, że coś się dzieje.
- Dolna część drewna pękła…
Szepnął ktoś oglądając uszkodzenie.
- Nikt tego wcześniej nie zauważył?
- Był za bardzo obciążony.
- Trzeba przejrzeć inne.
Sanji się trochę uspokoił i dochodząc do siebie, odrobinę przejął się tym, że teraz to on mógłby mieć rozcięty łeb. Nie mógł jednak wydukać z siebie żadnego sensownego słowa.
- Co tu się dzieje?!- Nami wleciała jak burza i stanęła nad nimi z przerażoną miną.- Zostawić was na chwilę i zaraz coś wywijacie!
- Ale piękna, to nie tak…- Blondyn był zaskoczony jej agresją.
- Zamknij się. Idźcie do domu. Obaj! Nie mam siły już dzisiaj na was patrzeć.
- Ale…- Zaprotestowali, lecz Nami obsypała ich taką ilością przekleństw, że mieli innego wyboru jak jej posłuchać.
Oszołomieni stanęli na zewnątrz nie wiedząc co z sobą zrobić.
- Wracam tam, ta ruda kita nie będzie mi mówiła, co mam robić.- Warknął Zoro, ale Sanji chwycił go za kołnierz.
- Po pierwsze, nie będziesz tak na nią mówił, po drugie, masz cały czerwony łeb. Jedziemy do szpitala.
- Mam w dupie co ty chcesz.- Wyrwał się, ale kątem oka dostrzegł swoje odbicie w szybie budynku. Ludzie mijali go ze grozą wymalowaną na twarzach. Nie wyglądało to za ciekawie.
- Słuchaj no ty pierdolony glonie. Bierzemy taksówkę a ty masz gówno do powiedzenia w tym temacie. I nie myśl sobie że mi to odpowiada.- Zaczął rozglądać się za nadjeżdżającą taryfą.
- To  mnie zostaw. Nie chcę żadnej pomocy.- Zoro zacisnął dłonie w pięści i obrócił się na pięcie.
- Masz zostać!- Sanji znów chwycił go za koszulę.- Pieprzony bohater się znalazł!
- Co ty chrzanisz?!
 Sanji o mało nie walnął go w twarz, był taki wściekły. Prawdopodobnie by to zrobił, gdyby nie samochód, który prawie przejechał im po palcach.
Odskoczyli od czarnego BMW i zajrzeli do środka przez rozsuniętą szybę.
- Panowie do szpitala się wybierają? Co za zbieg okoliczności bo ja też. Zapraszam.
Twarz tajemniczego nieznajomego wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, obnażając zęby. Czarny wzrok mężczyzny nie tolerował żadnego sprzeciwu i Zoro z Sanjim jak potulne baranki umościli się na tyle samochodu nie do końca rozumiejąc, dlaczego go posłuchali.

Następny rozdział
...
WRÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓÓCIŁAAAAAAAAAAAAAAAM!!!!!!
Kto wie ten wie, zostałam wczoraj panią magister i kosztowało mnie to wiele pracy, dlatego wiało tutaj pustkami. Był to powód zaniedbania bloga. Teraz jestem wolna i mam zamiar zebrać stąd pajęczyny i ruszyć pełną parą!  AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Rozpiera mnie energia! xDDD Przepraszam za długi czas oczekiwania. Bumbumbumbum! Dziękuję tym co zostali za wytrwałość! :D

6 komentarzy:

  1. Kochana Van jeszcze raz gratuluję ci tego mgr z przodu ! Czekałam wiernie każdego dnia aż dodasz rozdział i cieszy mnie informacja , że coś się tu ożywi :D !

    Rozdział jak zwykle świetny, mam nadzieję , że w następnym ruszy już coś bardziej z Luffym i Lawem bo na to najbardziej chyba czekam, ach no i oczywiście na pogodzenie Zosanków <3

    Dużo weny ! <3

    Szermierz

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratulacje Pani Magister, kłaniam się nisko:)
    Rozdział cudowny jak zwykle a sen Lawa taki pikantny:p
    Zoro bohater hahaha uwielbiam ich są tacy kochani.
    Pragnę więcej i więcej dlatego dużo weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Majstersztyk. Uwielbiam czytac te opowiadania, które sprawiaja ze wgapiam sie w monitor z durnowatym usmieszkiem.
    Aaah, mimo ze nie jestem zwolennikiem pairingowania Ace'a z Shanks'em, to ich watek w tym opowiadaniu jest swietny... Chyba najlepszy, choc musialabym sie podnie zaztanowic, gdyz Luffy i Law sa grozna konkurencja. Gdyby dalo sie przesylac video-relacje, przeknalabys sie ze moja rekcj na sem Law byla... no adetkwatna ❤.
    Oh Zoro jaki bochaater, jak uroczo. Cos czuje ze oni szybko sie dogadaja. Co by nie mowic, co by nie myslec o zranionym serduszku Sanjiego, jest on tak temperamentny jak Zoro. Te przeciwlegle bieguny sie dogadaja. Zapewne w swoj specyficzny sposob, ale z pewnosci tak.

    Ah i Gratulacje! ❤❤❤✌✌

    OdpowiedzUsuń
  4. O-ha-yo Księżniczko,
    Nawet sobie nie wyobrażasz jak wielką odczuwam ulgę, że nic ci nie jest i wszystko jest dobrze. Gratulacjee pani magister;D.
    Co do rozdziału, no cóż...
    CUDO, WSZYSCY BIJMY POKŁONY (jak zwykle zresztą ;3).
    Lawlu best *^*. I ten sen :"D, po prostu wymiękłam ♡♡♡.
    Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów O-hi-me-sama♡
    DUUUŻO WENY, BUZIAKÓW I UŚCISKÓW ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! Teraz znamy powód opóźnień i wybaczamy. Rozdział super, jak zawsze zresztą. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    Dużo weny życzę!! :* :*

    OdpowiedzUsuń
  6. O, Pani Magister < 3

    Tak w ogóle to jestem tu nowa. Będziesz rozdziewiczać?

    OdpowiedzUsuń