Mokry język przejechał mu po szyi
i zaczepił płatek jego ucha. Jęknął i pociągnął palcami za zielone kosmki.
Odgiął się w tył gdy ostre zęby chwycił jego skórę przy obojczyku, a silne
dłonie przyciągnęły jego biodra bliżej. Przypierał go do ściany tak mocno, że
czuł wrzynające się w plecy drzazgi chropowatej boazerii. Korytarz do kibla w
klubie może nie był najbardziej romantycznym miejscem na takie rzeczy, ale
szczerze- było im wszystko jedno. Dzisiaj chciał się zabawić i zastąpić czymś
nikotynowy głód. Całowali się głęboko, sięgali dłońmi pod ubranie, drażniąc
wrażliwe miejsca. Ludzie mijali ich obojętnie zbyt pijani, lub zaabsorbowani
własnym życiem. Spodnie nagle zrobiły się strasznie niewygodne i ciasne. Sanji
ocierał się o Zoro kocimi ruchami i czuł, jak tamten twardnieje przy każdym jego
dotyku. Uśmiechnął się pod nosem i poddawał ogarniającemu pożądaniu. Gdy
zastanawiał się jak daleko mają do toaletowej kabiny, nagle coś zawibrowało w
kieszeni.
Olał to i chwycił palcami twardy
tyłek. Język tańczył w jego ustach, w których rozpływał się przyjemny gorzki
alkoholowy posmak. Po dłuższej chwili jednak, telefon zaczął go rozpraszać.
Wibrował nieprzerwanie po kilka razy, psując nastrój. Zdecydował się go
wyciągnąć i wyłączyć, ale zanim to zrobił, kątem oka dostrzegł kilka literek na
wyświetlaczu.
Łowca.
Oderwał się od Zoro jak oparzony
i bez słowa zaczął biec w stronę wyjścia. Odebrał, ale w tym hałasie nic nie
słyszał. Serce waliło mu jak młotem i gdy wypadł na mroźne powietrze, o mało
nie zakręciło mu się w głowie.
- Halo?- Sapnął i zmierzwił
rozczochrane włosy.
Po drugiej stronie pikał jedynie
sygnał przerwanego połączenia.
Drżał.
Ręka która trzymała telefon miała
ochotę cisnąć nim o ziemię. Nim jednak to zrobił, dostrzegł widniejącą
wiadomość.
02.01.2015 00.23 Łowca
„Dasz mi jeszcze jedną szansę?”
***
- Sanji?
Mężczyzna poderwał się, gdy drobna
dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Tak, Nami-san?
- Bujasz w obłokach?- Uśmiechnęła
się i pacnęła go w czoło segregatorem. - Na to będziesz miał czas po pracy. No
chyba, że chcesz mi zaraz opowiedzieć?- Jej oczy zabłysły, głodne nowości.
- To nic nowego nie usłyszysz
niestety - odparł wymijająco z delikatnym, przepraszającym uśmiechem. Nie lubił
kłamać, ale nie miał ochoty się zwierzać teraz komukolwiek.
- No jak chcesz. W każdym razie…- pogrzebała w swoim dekolcie i wyciągnęła zza ramiączka stanika małe
pudełeczko - Masz.- Postawiła mu na biurko paczkę jego ulubionych fajek.- Nie
wiem, co ty odwalasz, ale zapal w końcu. Biedny Chopper do teraz ma traumę z
rana jak go zbeształeś za krzywy krawat - pokazała mu język.
Oj tak, wiedział, że jest
nerwowy, ale sam sobie to piekło zafundował. Nie był jej nawet w stanie
odpowiedzieć tylko patrzył na Black Devil’e i westchnął.
Cholernie chciało mu się palić.
Ciało go paliło od wczorajszego
spotkania, a w mózgu panował chaos, związany z ostatnią wiadomością. Żałował,
że dłużej nie zastanowił się nad odpowiedzią tylko od razu się zgodził na
kolejne spotkanie. Nadal miał nadzieję, że może jednak… Łowca w końcu okaże się
tym właściwym dla niego człowiekiem. Nadal czuł wstyd, gdy oznajmił wczoraj
Zoro, że powinni wracać. Glon nie wyglądał na zadowolonego, choć nic takiego
nie powiedział. Bez słowa opuścili klub i rozstali się przy najbliższym rogu,
rzucając sobie jedynie krótkie „cześć”. Nie miał jednak czasu na wyrzuty sumienia.
Może tak tylko jednego?
Nieświadomie otworzył opakowanie
i wyjął papierosa. Wpatrywał się
w niego dłuższą chwilę.
Skrzywił się, gdy usłyszał głośny
śmiech Luffyego, Usoppa i Frankyego. Miał po wczoraj lekkiego kaca, co jeszcze
bardziej go rozdrażniło.
Zoro wrócił na swoje stanowisko i
rozsiadł w fotelu. Poprawił na nosie czarne oprawki okularów i pochylił do monitora,
odświeżając ekran. Że też akurat musieli mieć stanowiska praktycznie naprzeciwko
siebie. Na szczęście nie było niezręcznej atmosfery, choć dzisiaj byli wobec
siebie wyjątkowo cisi.
Zielonowłosy w końcu rzucił na
niego okiem i jego wzrok od razu powędrował na opakowanie fajek. Uśmiechnął się
jednym kącikiem ust i cicho parsknął.
- Nie zapaliłem.- Sanji schował papierosa,
marszcząc groźnie brwi.
- Jeszcze - odparł tamten triumfalnie.
Blondyn posłał mu jedynie środkowy
palec i wrócił do pracy. Literki rozmazywały mu się przed oczami i bał się, że
czołem zaraz wyrżnie w blat, taki był zmęczony.
Nagle pod jego nos ktoś postawił
kubek z czarną kawą.
- Dla mnie?- Spojrzał z wdzięcznością
na uśmiechającego się od ucha do ucha Luffyego.
- Yhm!- Mruknął wesoło i zacisnął
usta w wąską linię - Tak marnie wyglądasz, pomyślałem, że ci przyniosę.
- Dzięki.- Odpowiedział ledwo przytomnie
i sięgnął po napój.
Z lubością przystawił ciepły płyn
do ust i łyknął sobie zdrowo, zaciągając się
energetyzującym aromatem.
W następnej chwili splunął całą
zawartością na blat, oblewając swoje notatki, monitor i Zoro. Powinien się
domyślić, że było w tym coś podejrzanego.
- Co jest do kurwy…- Pluł i
kaszlał, przy akompaniamencie śmiechów reszty ekipy.- Sól? Serio?- Krzyknął i
wstał.- Już ja wam pokażę…- Zakasał rękawy i miał zamiar rzucić się na
Luffyego, który tarzał się po podłodze. Zanim jednak to zrobił chwycił go za
koszulę Zoro.
- Myślisz, że można tak pluć na
ludzi?- Warknął wściekły, zbliżając do niego swoją ociekającą kawą twarz. Szkła
jego okularów usiało kilka ciemnych kropel.
Sanji uśmiechnął się i chciał zamachnąć na
tę przystojną mordę. Do walki dołączył by się również ich szef, ale po
interwencji Nami, do końca dnia wszyscy jak trusie siedzieli na swoich
miejscach.
***
Ace westchnął, słysząc wrzaski
rudowłosej. Domyślał się, że jego brat znów coś zmalował i nie omieszkał
zachichotać pod nosem. Nie był to pierwszy raz, dlatego reszta pracowników biura
nie zawracała sobie tym głowy. Wracał do swojego działu z przerwy obiadowej
lecz zanim przekroczył próg, głęboko odetchnął. Nerwy miał napięte jak ze
stali. Zerknął jeszcze i zobaczył, czy jego były obiekt westchnień jest sam. Tym razem mu się udało.
Wszedł do środka udając
rozluźnionego i pogwizdywał sobie wesoło. Chwycił przygotowanego wcześniej
pendrive’a i skierował się w stronę biurka mężczyzny, który przeglądał akurat stertę
papierów.
- Gotowe!- Położył nośnik pamięci
na blacie i chwytając najbliższe krzesło na kółkach, przysunął się do Macro.-
Możesz sprawdzać!
Blondyn uniósł na niego swój
zmęczony wzrok i zaraz potem znów opuścił go na własne notatki.
- Okej, zaraz przejrzę. Możesz
iść.
- Ale powiedziałeś mi, że zrobisz
to po przerwie - nadąsał się - po za tym, możesz mi od razu powiedzieć, co mam
do poprawienia, nie?
- Skoro oddajesz mi coś, co
uważasz, że i tak jest do poprawy, to po co mi to dajesz? - Zapytał znudzony,
nawet na niego nie patrząc - po za tym, uwagi mogę ci wysłać mailem.
Ace zazgrzytał zębami, ale zaraz
się uspokoił. Nie miał w zwyczaju się poddawać. Coraz bardziej wkurzało go
nastawienie do niego Marco. Wcześniej to zlewał, ale teraz inaczej na to
patrzył.
- A co tam u Monet? Jak przygotowania
do ślubu?- Zapytał, choć jego ton pozostawiał wiele do życzenia.
- Całkiem sprawnie - odparł
równie lodowato - dlaczego pytasz?
- Bo dalej mam na twoim punkcie
obsesję i marzę, żeby wam się rozpadło - odparł sarkastycznie, choć mina
blondyna nieźle go rozbawiła - daj spokój. Wiem, że często zachodziłem ci za
skórę, ale odpuść trochę… Już nie będę wpierdalał ci się w życie.
Zapadła między nimi dłuższa
cisza.
- Czyżby? Po ostatnim takim twoim
zapewnieniu…
- Nie przypominaj mi…-
Poczerwieniał po czubki uszu. Żałował, że czasem nie można wymazywać pamięci.
Wspomnienie gdy rok temu go pocałował pod jemiołą na progu domu było żywe aż do teraz. Tak samo jak wielkie limo pod okiem. – Wiem… że
wszystko zepsułem. Gdyby nie moja upartość, może dalej chciałbyś być moim
przyjacielem…- Ace’owi załamał się głos - Po prostu wtedy… a nie ważne...-
Wzruszył ramionami, jakby to miało cokolwiek tłumaczyć. – Ale teraz chcę, żebyś
był szczęśliwy… z tą całą Monet…- Jej imię dalej ciężko przechodziło mu przez
usta.
Marko się zaśmiał. To trochę rozluźniło atmosferę. Popatrzył na
niego z pewnym rozczuleniem i litością. Ace nienawidził tego spojrzenia.
- Coś knujesz?- Zapytał
podejrzliwie, zakładając ręce na piersi.
- Jeeeeny… zaraz że knuję…-
Prychnął zawstydzony - Po prostu sprawdź mi to sprawozdanie i będę mógł iść do
domu - Chciał jak najszybciej stąd wyjść. Może i zaczął lokować uczucie w kimś
innym, ale to nie oznaczało, że tak szybko pozbędzie się słabości do Marco. Przynajmniej się starał.
Blondyn dalej spoglądał na niego podejrzliwie,
ale w końcu uległ. Ze zdziwieniem spostrzegł, że piegowaty pierwszy raz go
słucha, a nie wpatruje się w niego jak w malowane grota. Uśmiechnął się pod
nosem zadowolony z jego pracy. Miał cichą nadzieję, że może chłopak w końcu dorósł.
***
Koali dobrze zrobił jeszcze jeden
dzień wolnego. Była naładowana pozytywną energią. Chociaż ubolewała, że wesołą
twarz Sabo ujrzy dopiero wieczorem. Była bardzo ciekawa, dokąd tym razem ją
zabierze. Całe popołudnie i na treningu myślała, co założyć na taką okazję.
Była gotowa poświęcić wygodę i przywdziać jakąś sukienkę, nawet kosztem
zmarznięcia.
Nagle oprzytomniała i dokończyła mycie
włosów. Dziś na treningu nieźle zaszalała z Luccim i zostało jej mało czasu na
dotarcie do domu i uszykowanie się. Wyskoczyła spod prysznica i naprędce
osuszała się ręcznikiem. Błyskawicznie podsuszyła swoje krótkie włosy i zerknęła
na zegarek.
Już ta godzina?!
Niedbale wrzuciła wszystko do
torby i wybiegła na zewnątrz w rozpiętej kurtce. Chłodne powietrze uderzyło w
jej twarz, gdy zbiegała po schodach z przewieszoną na ramieniu sportową torbą.
- Może podwieźć?- Usłyszała nagle
i zatrzymała się, o mało się nie przewracając.
Robb siedział w czarnym aucie i
wychylał się do niej z okna. Uśmiechnęła się do niego promiennie i nie
pogardziła zaproszeniem. W końcu trochę się śpieszyła a im wcześniej będzie w
domu, tym więcej będzie miała czasu na spokojne przygotowanie. Wsiadła wesoła
do luksusowego samochodu i zapięła pasy.
- Z nieba mi spadłeś. –
Wyszczerzyła się. Wzrok mężczyzny ją obezwładniał.
Droga upłynęła im przyjemnie,
choć właściwie to Koala ciągle opowiadała, jak to u nich w firmie wszystko
wygląda. Nim się spostrzegła, już była pod domem.
- O rany, jak szybko! Dobrze jest
mieć takie cacko.- Poklepała siedzenie.- To może wpadniesz na kawę? Tak w
ramach podziękowania? Przy okazji oddam ci twój ręcznik.- Zaproponowała
spontanicznie wiedząc, że ma teraz o wiele więcej czasu, niż myślała. Po za tym,
to była jedyna okazja, by poznać mężczyznę bliżej. Zwykle był chłodny i
niedostępny, a chciała, by w końcu się na kogoś w grupie otworzył.
- Z przyjemnością.- Powiedział i
pomógł jej wyjść z samochodu.
Poprowadziła go na schody swojego
uroczego domku. Zbudowany trochę na starojapoński styl, miał piękny ogródek i
ganek, z mnóstwem powyginanych iglaków. Odziedziczyła go po dziadkach i dbała o
niego w wolnych chwilach, będąc dumna, że posiada najładniejszą działkę w
okolicy.
Zaprosiła mężczyznę do domu i
zrzucając buty w przedpokoju, mówiła dalej.
- Rozgość się w salonie.-
Wskazała ręką miękkie kanapy - Pijesz czarną, czy z mlekiem? Słodzisz? –
Zapytała znikając w kuchni i wstawiając wodę.
Na początku chciała wyjąć zwykłe
kubki ale pomyślała, że dla gościa tak nie wypada i spróbowała sięgnąć do
kredensu z filiżankami. Były trochę wysoko i nawet na palcach było jej ciężko którąkolwiek zdjąć.
Nagle poczuła nieokreślony chłód.
Nad jej ręką pojawiła się męska dłoń i sama sięgnęła zastawę, stawiając ją obok. Lucci zaszedł ją od
tyłu i przyparł do blatu nim zdążyła cokolwiek zrobić.
Odwróciła się do niego speszona i
odchrząknęła. Był zdecydowanie za blisko.
- Dziękuję...- Szepnęła ostrożnie i
chciała go wyminąć – ale poradziłabym sobie.- Położyła mu dłoń na piersi,
chcąc go nieco odsunąć. Niestety ani drgnął. Zaśmiała się nerwowo i odgarnęła kosmyk włosów za ucho - Co robisz?
- Taka piękna kobieta nie powinna
się męczyć.- Podparł się ramionami po obu jej stronach i nie spuszczał z niej
chłodnego spojrzenia. Nie podobało jej się to. Woda w czajniku zabulgotała.
- Przepraszam, zaraz zagotuje się
woda - Szepnęła z coraz mniejszą pewnością siebie.
- To może poczekać.
Oblał ją zimny strach. To stało się w ułamku sekundy. Nie była w
stanie nic zrobić, gdy jej usta zakryły te drugie, chłodne i bezwzględne. Fala
paniki przeszyła jej ciało, gdy zdała sobie sprawę, jak głupia była zapraszając
go do siebie. Mogła chociaż przez chwilę pomyśleć. Próbowała się wyrwać i
strzelić mu w twarz, ale tamten skutecznie ją powstrzymał, krępując jej dłonie. Czajnik ucichł, gdy czerwony guzik odskoczył.
Zachciało jej się płakać. Była z
nim sama, nie miała nawet jak wołać o pomoc. Chciała jakoś się oswobodzić
używając jednego z chwytów z treningu, ale mężczyzna był od niej silniejszy.
- Przestań!- Krzyknęła i próbowała wyrwać z silnego uścisku - Puszczaj mnie!
- Daj spokój, nie zgrywaj niewiniątka.
- Ty zadufany w sobie…- Stęknęła
i zdusiła szloch, gdy wsunął zimne palce pod jej bluzkę.
- Grasz niedostępną? Lubię
takie.- Uśmiechnął się i znów pochylił, by złączyć ich usta.
Koala zamknęła powieki i zagryzła
wargi. Łzy przelały się z kącików jej oczu i popłynęły po policzkach. Przecież była tylko słabą kobietą. Znowu to
się jej przytrafiało. Kolejny palant chcący ją jedynie wykorzystać. Dała
się podejść jak łatwa owieczka. A przecież był dla niej taki miły. Już nawet
nie miała siły się bronić, tylko tonęła w tym upokorzeniu i wstydzie.
- Zostaw mnie. Zostaw, proszę- Łkała,
podejmując ostatnie bezskuteczne próby
powstrzymania mężczyzny.
Nagle coś z wielką siłą go
odciągnęło. Lucci padł na ziemię, powalony siłą ciosu w szczękę.
- Sabo…- Szepnęła zszokowana,
choć łzy przysłaniały jej większość obrazu. Już na całego się rozkleiła.
Osunęła się z emocji na podłogę. Strach, ulga i żal ściskały ją od środka.
- Chyba słyszałeś, co mówiła.-
Głos blondyna drżał z wściekłości. Ręka trzęsła się, gotowa znowu uderzyć.
Lucci otarł spływającą mu z brody
krew i splunął nią na posadzkę. Zaśmiał się i wstał, otrzepując garnitur.
- Sama się prosiła.- Prychnął i z
pogardą patrzył na Sabo, który gotowy był znów się na niego rzucić - Ale nie
kręcą mnie trójkąty- Uniósł ręce w obronnym geście, nie mając ochoty
najwyraźniej dłużej tego ciągnąć. Wyminął go najzwyczajniej w świecie i udał
się do wyjścia - Żegnam - Zostawił po sobie jedynie odgłos trzaskających drzwi.
Sabo był gotowy go zabić.
Dzieliło go od tego naprawdę niewiele, ale teraz bardziej martwił się o Koalę.
Podszedł do niej i chciał chwycić ją w ramiona.
- Wynoś się! - Krzyknęła
niespodziewanie - Nie dotykaj mnie!
- Ale…- Zdezorientowany patrzył
na jej zapłakane oblicze.
Klękał przy niej i nie wiedział,
co powiedzieć. Był zagubiony.
- Nie zostawię cię w tym stanie -
Chciał pomóc jej się podnieść, ale zrobiła to sama.
- Powiedziałam wyjdź! - Pchnęła go
i otarła zapłakaną twarz - Chcę zostać sama!
Nie wiedział, co robić. Koala
podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież.
- Wynoś się, albo zadzwonię na
policje! - Cała drżała. Nie była w stanie na niego spojrzeć. - Wszyscy jesteście
tacy sami! Zakłamani i fałszywi. Nie chcę cię widzieć! Ani ciebie, ani nikogo
innego! Nie dzwoń do mnie więcej!
Czekała długo, miała wrażenie, że
całą wieczność. Jej słowa rozbrzmiewały w cichym domu, odbijając się echem i
raniąc równie mocno, jakby były najprawdziwszym sztyletem. W końcu ciche kroki przeszły
koło niej, a ona zatrzasnęła drzwi, zamykając je na wszystkie zamki. Znów padła
na kolana i długo płakała, nie będąc w stanie się uspokoić.
Słońce rzucało coraz dłuższe
cienie w salonie, aż w końcu zrobiło się całkowicie ciemno.
W końcu uspokoiła się na tyle, by
zarejestrować, że ktoś dobija się do jej drzwi. Nie chciało jej się wstawać.
Nie chciało jej się nic.
- Koala? Jesteś tam? Wszystko w
porządku? Otwórz proszę, tu Robin.
Pukanie nie ustawało. Niesiona
uczuciem, które coraz bardziej ogarniało jej drżące ciało, w końcu uniosła się na drżących nogach i odryglowała drzwi.
- No w końcu. – Czarnowłosa chwyciła
ją w ramiona - Co się stało? Sabo do mnie dzwonił, prosił, żebym przyjechała.
Nic ci nie jest?- Chwyciła w dłonie twarz przyjaciółki.
- Robin…- Koala znów poczuła falę
płaczu, która zaczynała się na nowo.- Co ja najlepszego zrobiłam…?
No, w końcu trochę dramy xD Wiem, wiem, jestem okropna;D No ale nie może być ciągle kolorowo, bo by było nudno;p W końcu jestem zdrowa!!! To na pewno dzięki Waszym ciepłym słowom^^ Cieszę się też, że się wyrobiłam:) W ogóle to zapraszam też na czwarty rozdział Atramentowych więzi, jeśli ktoś to czyta xD Kurczę... już zaraz święta! Czego tu mogę życzyć... Zboczonych! ;D No ale tak po za tym to ciepła, najedzenia, oraz wypoczynku od codzienności:) Mam nadzieję, że każdy z Was poczuje choć iskierkę tej magii, która towarzyszyła nam w dzieciństwie^^ Trzymajcie się cieplutko i do za tydzień!;D