- No to baw się tam dobrze - szepnął mu Shanks do ucha i lekko klepnął w tyłek.
- Hej! Opamiętaj się, jesteśmy na
stacji! - syknął piegowaty, purpurowiejąc po czubki uszu, co zostało
skomentowane głośnym śmiechem. Tłum ludzi mijał ich falami, wysypując się z
pociągów. Powietrze było mroźne i zapowiadało spóźniającą się zimę.
- Nie spinaj się tak, nikt nie
widział - potarmosił go po włosach i poprawił torbę na ramieniu.
- Mógłbyś mi ją w końcu oddać?-
Ace wystawił rękę wyczekująco, ale nie doczekał się zwrotu swojej własności.
Wkurzało go to, że momentami wyglądają jak ojciec z synem, który odprowadza go
na wycieczkę szkolną. Czerwonowłosy jednak nie dał się przekonać.
- Jakoś musisz mi się dawać
rozpieszczać.
- Wolałbym w inny sposób i gdzie
indziej…- Szybko jednak pożałował swoich słów, bo wzrok jego szefa zapłonął
chęcią natychmiastowego wcielenia tego w życie. – Już nie ważne…- Odwrócił
twarz zawstydzony własnym stwierdzeniem.
Przeciskali się przez
podróżujących, którzy wybierali się do rodzinnych miejscowości. Przyjemne
dźwięki sygnałów i szum maszyn wprowadzał obecnych w magiczny nastój podróży.
Ace uwielbiał ten klimat i cieszył się, że zobaczy dziadka, nawet jeśli za nim
w dzieciństwie nie przepadał.
- Będziesz tęsknił? - Zapytał
infantylnie Shanks, gdy znaleźli już dobry peron.
- Dziecko z ciebie? To tylko dwa
dni. – Prychnął, udając irytację. Mocniej naciągnął szalik i schował ręce w
kieszenie. Zobaczył już swój pociąg i coś przekręciło mu się w żołądku.
- Nie będziesz?! - Udał
przerażenie, aż kilka osób się obejrzało.
- No będę, będę! Do cholery…-
Wyrwał mu torbę i ukrył twarz, by nie dać temu staremu prykowi
satysfakcji z jego miny. – Idź już!
- Jeszcze mamy chwilę.-
Uśmiechnął się ciepło i go zatrzymał, obracając do siebie.
Stali chwilę w ciszy, nie wiedząc, jakie słowa dobrać na pożegnanie . Wagony się zapełniały, a maszyniści zaczęli szykować się do
odjazdu.
- To ten… Do zobaczenia.- Bąknął
Ace.
- Będę dzwonił. Tylko odbieraj.-
Powiedział ciepło i poprawił mu sterczący kosmyk włosów.
- Tak, tak…- Piegowaty poczuł
dziwną presję. Serce zaczęło mu walić jak młotem. Zacisnął mocniej palce na pasku torby. Wiedział, że ten drugi wcale tego od niego nie oczekuje, ale
chciał to zrobić. Tak bardzo, że olał ludzi tłoczących się wokół nich.
Szybko wspiął się na palce i
cmoknął zaskoczonego Shanksa w policzek, rzucając krótkie „na razie”. Wskoczył
do pociągu nie odwracając się za siebie i pokonywał korytarze, szukając swojego
miejsca. Twarz go paliła i modlił się, by nie było wielu świadków tego
incydentu.
Rozsunął drzwi swojego przedziału
i zobaczył znajome mordy. Zmarnowany padł na swoje miejsce i machnął ręką na
braterskie spojrzenia.
- Ace! No ile można! Myślałam, że
nie zdążysz.- Westchnął Sabo i popukał w szkiełko zegarka. Zrobił miejsce bratu
na torbę i odetchnął z ulgą.
- Zatrzymało go buzi, buzi~- Zacmokał
Luffy i zaraz musiał się bronić przed kuksańcem starszego.
- Buzi, buzi?- Zapytał blondyn,
zupełnie nie rozumiejąc.
- Ty mały… Ani słowa!- Ace
próbował dobrać się do śmiejącego mu się w twarz barta.
- A nie mówiłem?- Luffy dusił się
ze śmiechu i siłował ze starszym.- Że z nim skończysz?- Zapytał Ace’a
tajemniczo, a ten w końcu odpuścił i obrażony oraz nadąsany klapnął na swoje
siedzenie koło Sabo, dając za wygraną. Nienawidził, kiedy młodszy prawił mu
kazania, a jeszcze bardziej, gdy się one sprawdzały.
- Jak to? !– Blondyn pomrugał
kilka razy i zaczął szarpać piegowatego.- Ale z
kim?!
- Musiałeś poruszać ten temat?-
Syknął Ace, znów wstydząc się jak
czternastoletnia panienka.
- Jak to z kim? Z Shanksem.- Luffy
zdążył odpowiedzieć, zanim piegowaty kazał mu zakneblować usta. Teraz mógł
tylko już wzruszyć ramionami i wywinąć oczami, gdy Sabo dopadł szyby.
- Coooo?! Był tu?! Odprowadził
go? Serio?- Rozglądał się po peronie, wychylając się za okno jak surikatka z
nory - Nie wkręcacie mnie? To w ogóle legalne? – zapytał szczerze
zainteresowany, co najmłodszy przypieczętował tylko głośniejszą dawką śmiechu,
a Ace większym fochem.
- Nie drzyj się tak... - syknął Portgas.
- Może załatwi nam podwyżki.-
Luffy nie miał zamiaru przestawać mu dokuczać.
- Jak zaraz się nie przymkniesz,
to wylecisz na najbliższej stacji. – Oburknął mu, a potem zwrócił się do
drugiego.- A weź ty się lepiej zabierz się za Koalę, jak nie chcesz przegrać
zakładu.
- Żebyś wiedział, że do tego
tobie jest bliżej!- Sabo pokazał mu język i zajął miejsce, uśmiechając się chytrze.
– Chociaż nie sądziłem, że wyprzedzisz mnie w miłosnych podbojach.
- Zamknij się - Zniósłby
wszystko, ale nie komentarze własnego rodzeństwa, które tylko dobitniej
uświadamiały mu, że od dłuższego czasu miało rację.
- Nie spinaj się tak braciszku -
Luffy szturchnął Ace’a nogą. – Tak się tylko przecież droczę.
- A weźcie się powieście - wycedził w wełniany szalik,
wzbudzając w nich jeszcze większą dawkę wesołości.
- Jaki czerwony…- Sabo zaczął się
chichrać i również oberwał.
Gdy do przedziału weszło kilka
osób, Ace postanowił dumnie zlać ich komentarze i sięgnął po telefon. Od razu
otworzył nadesłanego sms’a.
01/01/2015 12.35 Same Kłopoty
„Hipokryta. Kocham Cię! ( ´ ▽ ` ).。o♡”
Tym razem musiał jeszcze bardziej
zapaść się w szalik. Ciepło rozlewało się po jego wnętrzu i nie mógł
powstrzymać uśmiechu, który skutecznie ukrył.
…
Powaliła już na matę trzeciego
przeciwnika. Była w wyśmienitej formie. Od dawna nie wychodziło jej wszystko
tak dobrze. Dumna z siebie rozejrzała się po reszcie niezdecydowanych twarzy
osób, które klęczały przy macie. Większość zrezygnowała w rzucaniu jej wyzwań,
ale jedno spojrzenie dalej było harde.
Uniosła brew i czekała. Pan
milczek nie wahał się dużej i wstając, wszedł na ring. Większość wciągnęła
głośno powietrze. Nie był to codzienny widok. Koala spięła się podekscytowana. Po
fali szeptów, zaległa grobowa cisza. Rob Lucci przyjął w końcu czyjeś wyzwanie
i najwyraźniej nie miał zamiaru żartować. Dziewczynie to schlebiło i kłaniając
się na wstępie, ledwo trzymała nerwy na wodzy. Emocje tylko dodały jej sił.
- Panie przodem.- Powiedział z
wyższością, co nieco ją rozeźliło. Uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Zaatakowała. Już nacierała, gdy
po samej jego postawie poznała, że nie ma szans. Lekko się wycofała i
spróbowała od innej strony. Z zaskoczeniem również musiała się powstrzymać. Wiedziała,
że nie przebije się przez obronę i również ryzykowała przyparciem do maty. Tym
razem ona musiała być czujna, gdy nastąpił kontratak. Zareagowała błyskawicznie
przez co jej przeciwnikowi zrzedła mina. Udawało im się od czasu do czasu
złapać za judoke, lecz nigdy skutecznie. Zaczynały rozlegać się słowa uznania.
Koali pot zaczął spływać z czoła i trudniej łapało się oddech. Szybciej się
męczyła, lecz starała nie dać za wygraną. Musiała znaleźć jedynie jedną lukę w
obronie.
W końcu ją dostrzegła. Rzuciła
się na czarnowłosego przekonana o swojej wygranej. Jej radość jednak nie trwała
długo.
W ułamku sekundy leżała już na
plecach na macie, dociskana do podłoża przez umięśnione ciało. Czerwieniąc się
po czubki uszu, kilka centymetrów od jej twarzy patrzyły na nią czarne jak
węgiel oczy. Było w nich coś nieokreślonego, dziwnego. Nie wiedziała, co to
było dokładnie, ale była zbyt przytłumiona goryczą porażki, by to odczytać. W
końcu się odsunął i wyciągnął do niej rękę.
- Nieźle.- Pochwalił ją, co nieco
zrekompensowało jej tą gorycz.
- Brawo!- Przyklaskali im koledzy a oni pokłonili się sobie z szacunkiem.
Druga runda również nie była
łatwa. Koala nieco uspokoiła oddech, by lepiej panować nad ruchami i
skoncentrowała się głównie na obronie. Musiała uratować honor. Czarne oczy
wwiercały się w nią, będąc ciekawe, co tym razem wymyśli. Chciała
wykorzystać pełnię swych możliwości i nową umiejętność. Wykonała
kilka ruchów, skutecznie odwracając uwagę przeciwnika od tego właściwego. Nie musiała
nawet używać dużo siły zakładając dźwignię i lekko przekręciła zszokowanego Lucciego
na matę.
Ekscytacja oglądających sięgnęła
zenitu. Koala znalazła się w gronie, któremu udało się powalić na łopatki
najlepszego zawodnika. Ba, pierwszą kobietą! Być może nie brał jej wcześniej na
poważnie, ale po czymś takim w końcu nie będzie jej dawał forów. Pomagając
wstać mężczyźnie czuła cholerną satysfakcję. On nie wyglądał na zadowolonego
ale uznał jej zwycięstwo.
Znów przyjęli pozycję do walki. Rozpoczęło się ostatnie starcie.
Tym razem nie trwało to długo. Być
może ekscytacja z wygranej nieco przytłumiła jej zmysły, bo nim cokolwiek udało
jej się zrobić, mężczyzna podciął jej nogi, a ona padła na ziemię, tracąc
oddech. Nie potrafiła nawet dostrzec jego ruchów czy jakkolwiek zareagować. Jej
podziw przykrył poczucie porażki więc z pełnym szacunkiem oddała mu pokłon i
zwycięstwo. Do takiej precyzji i reakcji jeszcze trochę jej brakowało. Nie
potrafiła jednak zapomnieć, że jedno starcie wygrała. To jej wystarczyło.
Zgrzana, podeszła do wolnej
ławeczki i usiadła, szukając w torbie ręcznika i wody. Sięgając po nie
dostrzegła, że w kieszeni jeansów świeci się jej telefon. Mimo, że nie była w
nastroju do rozmów, rozpromieniła się, widząc na wyświetlaczu przewieszonego
przez stół biurowy Sabo. Zdjęcie jego wypadku krążyło po całej firmie i aż się
prosiło, by wstawić je jako główne kontaktowe.
- Halo?- Zapytała, biorąc łyka
płynu i dalej szukając ręcznika.
- O, nie sądziłem, że odbierzesz.
Nie masz treningu? – Zapytał szczerze zdumiony. Słyszał w tle okrzyki walki.
- To po co dzwonisz skoro wiesz,
że nie odbiorę? - Uśmiechnęła się.
- Chciałem zobaczyć, jak wielką
posiadam zdolność przyciągania.
Zaśmiała się na ten tandetny
flirt i w duchu poczuła się dopieszczona.
- Jak wielu dzisiaj powaliłaś?-
Zapytał szczerze zainteresowany.
- Wystarczająco, by czuć się
usatysfakcjonowana. – Odpowiedziała dumnie i rozłożyła wygodniej na ławce,
dając za wygraną jeśli chodziło o ręcznik. Kątem oka dostrzegła idącego w jej
stronie Lucciego.- A tobie jak mija
podróż?- Zrobiło jej się niezręcznie
czując na sobie parę stalowych oczu, które przyglądały jej się intensywnie. Mężczyzna
przysiadł niedaleko i również zaczął czegoś szukać w swoich rzeczach.
- Już jesteśmy na miejscu. Luffy
robi istną tragedie, bo marzyło mu się lepić bałwana, a pogoda specjalnie
zgotowała mu słoneczne popołudnie.
- Cały on - zaśmiała się i z
radością słuchała opowieści. Sabo zdecydowanie potrafił poprawić jej nastrój.
- Słuchaj… Może chciałabyś wybrać
się ze mną gdzieś jutro?- Zapytał trochę speszony, na co dziewczyna delikatnie
się zarumieniła.
- Nie miałeś być dłużej u dziadka?
- Urwę się wcześniej.
- Nie miałeś być dłużej u dziadka?
- Urwę się wcześniej.
- Hym... a co pan proponuje? - Delikatnie
przygryzła wargę, nie zdając sobie sprawy, że ma ochotę z nim dłużej flirtować.
- Taka mała niespodzianka. -
Odchrząknął i śmielej zaczął ją podchodzić czując, że może sobie pozwolić - Ale
musisz ciepło się ubrać.
- Znowu? Ile ty tego tam jeszcze
masz?- Zapytała udając złość, choć w duszy promieniała. Nigdy nie spotkała na
swojej drodze kogoś, kto tak wytrwale zabiegał o jej względy i był do tego pomysłowy.
Przekomarzała się z nim chwilę i zaczęła
pakować rzeczy do torby. Podtrzymując telefon jedynie ramieniem dostrzegła
nagle, że w jej stronę ktoś coś jej podaje. Zaskoczona spojrzała na Lucciego,
który wręczał jej czysty ręcznik. Bez krępacji przysunął się do jej wolnego
ucha i wyszeptał w nie kilka słów.
- Chcesz jeszcze poćwiczyć?
Nagle nie była w stanie słuchać
głosu po drugiej stronie linii, tylko zarumieniona przyjęła zawiniątko, mrugając
niezrozumiale kilka razy. Mężczyzna uśmiechnął się do niej tylko kącikiem ust i
odszedł, pozostawiając w jej głowie mętlik.
- Halo? Jesteś tam?- Zapytał
Sabo.
- T-tak, tak, przepraszam.- Odpowiedziała,
choć serce waliło jej jak młotem - Wybacz, muszę wracać na trening - Czując jak
rosną w niej wyrzuty sumienia, szybko dodała - Zadzwonię jeszcze do
ciebie!
- Nie ma sprawy, baw się dobrze! -
Odparł wesoło i się rozłączył.
Dziewczyna odłożyła telefon i po
paru głębszych wdechach, poszła za czarnowłosym mężczyzną. Jak do tej pory nie widziała, by pan snob okazał komuś zainteresowanie. Odprowadzona przez
niejedno zazdrosne spojrzenie, nie miała nic przeciwko przyjąć kilka lekcji od
swojego sportowego ideału.
…
- Chyba odstawienie papierosów ci
nie służy, co? - Zapytał rozbawiony Zoro, patrząc na roztrzęsionego blondyna.
- Nie wiem, o co ci chodzi -
Oburzył się i nerwowo rozglądał dookoła.
Noga mu latała i by zająć czymś ręce, ładował sobie do ust słone paluszki.
- Już trzeci raz masz odruch
strzepywania tytoniu do popielniczki - Prychnął i wskazał na rękę Sanjiego, która
wisiała nad kubkiem i strącała okruszki do środka.
Dopiero teraz się zorientował, że
rzeczywiście to robi. Prychnął rozdrażniony i odstawił jedzenie, wiercąc się na siedzeniu. Podparł się łokciami o boki kanapy i
kolejny raz westchnął. Zaciągnięcie Zoro do klubu było aktem desperacji. Nie
mógł usiedzieć na miejscu, a reszta jego znajomych wyjechała spędzać czas
rodzinnie poza miastem. Tylko ten glon siedział jak on, sam, więc postanowił
się odezwać i szczerze zdziwiła go akceptacja zaproszenia. Wybrał najmniej inwazyjne miejsce, lecz nie przewidział, że akurat trafią na wieczór z elektroniczną muzyką. Łeb mu od niej pękał. Do tego jaskrawe światła neonów dodatkowo go drażniły. Chciał udawać
twardziela, że dzielnie znosi odwyk od nałogu, lecz w takim miejscu gdzie dym
wypełniał pomieszczenia, ciało cierpiało jeszcze bardziej. Już kilka razy
złapał się na tym, że wącha obcych ludzi którzy wrócili z „dotlenienia się”.
- W ogóle to nie masz przyjaciół,
że musiałeś pisać do mnie? - Zapytał Roronoa. - Czy nie mogli
cię już znieść w tym stanie?
- Odezwała się dusza towarzystwa.
Powinieneś być mi wdzięczny, że ktoś chce się z tobą widzieć.
- Łohoho, jaka gwiazda się
znalazła. Cieszę się, że dostąpiłem tego zaszczytu - Nie wyglądał na urażonego.
Sanji dopił drinka dwoma haustami. Przynajmniej dzięki rozmowie i alkoholu
zapominał o chęci palenia. Właściwie to miał ochotę na jeszcze parę rzeczy, i zastanawiał się, czy jest na tyle pijany, by powiedzieć to na głos. Postanowił zmienić
temat, zatrzymując wzrok na złotej ozdobie w uchu mężczyzny.
- Czemu nosisz te kolczyki? Nikt
ci nie powiedział, że są pedalskie?
- Nawet jeśli, to na pewno
słyszałem takich uwag mniej niż ty - Odgryzł się.- Odwal się od nich. Lubię je.
- Nie mówiłem, że są złe -
Wzruszył ramionami.- Byłem ciekaw tylko, czemu trzy.
Zoro spojrzał w bok i znów
umoczył usta w alkoholu.
- Dostałem w prezencie.
- Od dziewczyny?- Sanji podparł
się na łokciach i wyszczerzył złośliwie - Czy chłopaka?
- A może ja też zadam jakieś
pytanie? – Uniósł zaciekawiony brew.
- W ogóle skąd wniosek, że
zdradzam się wyglądem. Dbanie o siebie nie musi mieć nic wspólnego z moją
orientacją - Udał, że nie usłyszał pytania.
- Nie chodzi o wygląd, ale o to,
jak działasz na ludzi.
- Czyli mówisz, że poderwał cię
mój urok osobisty? - Zapytał zadziornie, choć w duszy był zaskoczony tym
wyznaniem.
- Nie powiem, kto pierwszy
zaczął - Wytknął mu z pobłażaniem pierwszy pocałunek.
- Nie wyglądałeś, jakby ci się
nie podobało - Sanji wzruszył ramionami by wyglądało że wcale nie jest podekscytowany.
- A tobie tak bardzo, że chcesz
powtórki? - Zapytał z wyższością i upił łyk złotego napoju, uśmiechając się zniewalająco znad szklanki.
Sanji przełknął ślinę. Zachowywał się jak napalony nastolatek i wkurzało go to, że dał glonowi satysfakcję ze swojej uległości.
- Fakt, że tutaj jesteś, sugeruje to samo - Uśmiechnął się kątem ust. Wymowność tego spotkania mówiła sama za siebie i już nie miał wątpliwości, jak to się skończy. Z nerwów nieświadomie znów chciał sięgnąć do marynarki po papierosa. Jęknął.
- No zapal sobie - Zaśmiał się Zoro i z pewną wdzięcznością przejął temat, również próbując odnaleźć się w sytuacji - Wymięknij po jednym dniu - Obojgu zaczynało się robić naprawdę gorąco.
- Nie śpieszy mi się do przyznania tobie racji.
- Czyżby?
- Nie myśl sobie, że jak mnie raz zaliczyłeś, to będę ci padał do stóp - Pokazał mu język.
- A szkoda - szepnął - choć to drażnienie się z tobą też jest podniecające.
Sanjiemu zrobiło się sucho w gardle, gdy tak otwarcie to usłyszał.
- Ciekawy masz gust- Przysunął się i sięgnął po piwo Zoro, celowo się o niego ocierając. - Jeszcze masz jakieś interesujące hobby? Prócz alkoholu?- Upił mu łyk na złość. Flirtował mimowolnie skoro grali w otwarte karty.
- Skoro tyle o mnie wiesz, to
oświeć mnie bardziej w tej kwestii - Zoro wyjątkowo tym razem nie dał się sprowokować. Zaczął jednak głaskać go po ramieniu, co wywołało w blondynie falę dreszczy. W ciemnym koncie na szczęście nikt nie zwracał na nich uwagi.
- Okej… - Wziął głębszy wdech i
mrużąc oczy, przyjrzał uważniej Roronorze. Musiał przysunąć się bliżej, bo w tym hałasie ledwo co siebie słyszeli. - Więc uważam, że jesteś leniwym
glonem, który tylko śpi i funkcjonuje na zasadzie fotosyntezy. – Wyszczerzył
zęby w uśmiechu widząc zmarszczone w gniewie brwi. Alkohol już nieco zdołał go rozluźnić do
swobodniejszych wypowiedzi.- No i ewentualnie jesteś dobry w łóżku.- Dodał niespodziewanie nawet dla samego siebie.
- Ewentualnie?- Zapytał z wyrazem rozbawienia.- Twoja mina mówiła mi co innego.
Siedzieli obok siebie, tak blisko, że czuli na sobie swoje oddechy.
- Chcesz powiedzieć, że to był szczyt twoich możliwości?- Oddał zadziorny uśmiech.
- Chcesz się przekonać?- Prychnął Zoro rozbawiony jego stanem. Zdenerwowanie w jego głosie jednak było wyczuwalne.
Sanji nie miał zamiaru udawać, że chce jedynie przegadać cały wieczór. Cel spotkania był oczywisty i
jego rozmówca raczej nie miał problemu z odczytaniem intencji. Przynajmniej choć raz w życiu. Z jednej strony
czuł się podle, tak bardzo dając się ponieść własnej samotności, by zniżać się
spotkań z kimś, za kim nawet nie za bardzo przepadał, a z drugiej… Nic nie miał
do stracenia. Ich relacje się nie zmieniły, obojgu najwyraźniej się to podobało,
po co się przejmować na zapas? Przecież to tylko fizyczność.
- To idziemy do mnie czy do
ciebie? - Zapytał najluźniej jak potrafił. Serce jednak zadrgało z niepokoju. Robił
coś nie do końca zgodnego z samym sobą.
- Nie owijasz w bawełnę. – Zoro spoważniał,
choć palcami sięgnął dyskretnie do szyi Sanjiego, który zadrżał.
- No chyba nie będziemy udawać,
że mamy o czym rozmawiać - szybko chwycił znów za szklankę, by ukryć drżenie
rąk. Zaczął pić, nie będąc w stanie spojrzeć na swojego rozmówcę.
Po tym nastała dłuższa cisza, a
następnie rozbawione prychnięcie.
- Wreszcie jakieś konkrety - Odebrał mu piwo i odstawił je na blat z lekkim trzaskiem.
- No chyba, że przyszedłeś tutaj
przedyskutować wzrastające obroty naszej firmy i…- Udawał zmianę tematu, ale
szybko zostało mu to przerwane. Alkohol już bardziej szumiał mu w głowie.
- Nie - przyciągnął go do siebie – Inne rzeczy zdecydowanie lepiej nam wychodzą.- Szepnął
mu na ucho, a Sanji przymknął oczy.
- No proszę, w czyś się
zgadzamy - Zaśmiał się dla rozluźnienia i przejechał nosem po szyi mężczyzny.
Podniecenie rozładowywało w nim napięcie.
W pewnym momencie się pogubił,
komu tak właściwie bardziej chciał zrobić na złość. Gdy połączył usta z tymi
drugimi i zachłannymi, nie chciał już o niczym myśleć. Utonęli w kakofonii narwanych
dźwięków i tłumu tańczących ludzi, oddając się cichym pocałunkom i błądzeniem dłoni pod materiałami cienkich koszulek.
...
Spóźniony prezent na Mikołajki^^’ Dziękuję za cierpliwość:*
I okulary Zoro będą! Obiecuję! xD
..........................................................
OdpowiedzUsuńA gdzie seksy? Ej no. Czekam na nie w kolejnym rozdziale. Zosany. Seksy. Proszę. W rekompensacie za te okulary ;x
Shanks jest kochany, a ten sms był uroczy ;D Czekam też na rozwój sytuacji z Lawem i Luffym, chociaż wkurza mnie, że dla Sanjiego czasu nie miał a dla Luffyego ma ;x Także pisz pisz, ja tu się pobulwersuję i go pohejtuje hyhy (rymy rymy)
Na pewno się powtarzam, ale kocham Zosany twojego autorstwa. Po prostu uwielbiam i czekam na więcej!
Ach no tak. Były plusy... a teraz minusy!
Rozdziały za krótkie i zdecydowanie zbyt rzadko dodawane. Także ten, to by było na tyle jeśli chodzi o to co mam do zarzucenia ;D
A te okulary Zoro to jak blizna w opowiadaniu "Przypadek czy przeznaczenie" xddd Tak mi się skojarzyło xd
Btw. założę klub walczący o Zosankowe seksy!
Weny! <3<3<3
Mr.Prince
Krótkie? x,D Dżizas.... Ja ledwo to potrafię naprodukować przez tydzień wśród całego zajebania życiem xD A co do takich rzeczy jak okulary i blizny to jestem zapominalska xD A rozdział z Drrr będzie dzisiaj, tylko go kończę. Zapalenie gardła i gorączka nie ułatwiają sprawy przy chodzeniu do pracy xD
UsuńKobieto jak ja bardzo cię kocham <3 ta scena z Ace i Shanks była świetna ale Luffy jak dogadał Ace hahaha padłam więcej takich scen błagam. Co do Zoro i Sanji mrauł cud miód i maliny ale żeby przerwać w takim momencie? ;-; jak mogłaś ;-; życzę dużo weny =) no i mam nadzieję że konwent się udał =)
OdpowiedzUsuńW następnym rozdziale to wynagrodzę;D chociaż odrobinę xD Taaaaaaak, konwent był super:D Teraz tylko czekam na Pyrkon^^
UsuńTo teraz opowiadania będą pojawiały się w poniedziałki?
OdpowiedzUsuńJestem max chora i stąd opóźnienie T^T
Usuń