-
Ghhha! - Wrzasnął i z całej siły wymierzył cios w szczerząca się do niego
mordę. W ostatniej chwili jednak usunęła się ona z linii uderzenia, więc pięść
zanurzyła się ścianie, rozsypując dookoła tynk.
-
Fiu, mało brakowało.- Odetchnął, odskakując na bezpieczną odległość. Zwykle nie
podziwiał siły blondyna, ale teraz nastały trochę inne okoliczności.
Obaj
wpatrywali się w zagłębienie, wyczekując wytrwale. Normalnie walczyliby
dalej, lecz tej czynności przyświecał znacznie wyższy cel.
Już
po chwili zaobserwowali, jak pęknięcia powoli się regenerują.
-
Chyba muszę cię bardziej wkurzyć...- Izaya podrapał się do brodzie i nagle
poczuł szarpnięcie za koszulkę.
-
To ma być ten twój cudowny plan?!- Wrzasnął Shizuo, szarpiąc za kruche ciało. -
Może zamiast robić sobie miazgę ze swoich pięści, to jednak rozkwaszę ci mordę?!
-
Ok, ok. Wymyślimy coś innego.- Izaya uniósł ręce w obronnym geście i odwrócił
twarz w zażenowaniu, gdy kropelki śliny zbezcześciły jego policzki. Pierwotnie miał działać jedynie jak płachta na byka i wspomagać wzrost siły blondyna by ten mógł pokruszyć mury, ale gniew coraz bardziej przelewał się na czarnowłosego zamiast na tynk.
-
Niby co?! Ściany same z siebie się naprawiają, windy nie da się otworzyć, nawet
wyskakiwanie z okna nie pozwala nam się zabić. Niby jak mamy wymyślić coś
innego?!
Izaya
stwierdził, że poziom rozdrażnienia jego wroga powoli zaczyna przekraczać
dopuszczalny limit. Przebicie się na zewnątrz może nie było zbyt
inteligentne, ale w jego mniemaniu dość zabawne, a że nie wpadł na nic lepszego,
całkiem dobrze się bawił. Teraz jednak przestało mu być do śmiechu i postanowił
nieco rozluźnić atmosferę. Uwolnił się spod kleszczowego uścisku i podszedł do
radia. Włożył pierwszą lepszą płytę i nacisnął przycisk play. Wesołe nuty twista popłynęły w powietrzu, a on sam dobrał się do
szafy, zaczynając w niej grzebać. wyrzucił z niej kilka ubrań i odnalazł barwne nakrycia głowy oraz szale. Przymierzając je i owijając wokół szyi, uwiecznił swój wygląd parą przeciwsłonecznych okularów. Nie... wcale mu nie odbiło.W końcu siedzieli już tu trochę, nie jego
wina, że zniżał się do takiego poziomu. Każdy by zaczął szaleć po tygodniu
przebywania ze sobą w jednym pomieszczeniu.
-
Co ty robisz?- Zapytał zdębiały blondyn widząc, jak czarnowłosy przegląda się w niewielkim lustrze na drzwiczkach szafy i poprawia na głowie słomiany kapelusz.- Do reszty cię pojebało?
-
Możliwe.- Przyznał ze spokojem i zaczął kołysać się beztrosko, skacząc jak pięcioletnie dziecko wokół połamanego wcześniej stołu.- Nie dołączysz?
-
Oszalałeś.- Prychnął, unosząc jeden kącik ust w górę.
-
Wyluzuj.
-
Chyba wolę popatrzeć, bo takie zjawisko nie zdarza się często.- Shizuo usiadł
na kanapie i obserwował z rozbawieniem pląsy Izayi.- Choć wolałbym, byś w końcu
coś wymyślił. Bo uznam, że pozostawienie cię przy życiu było jednak błędem.
Orihara
już tak często odwracał jego uwagę od gniewu i głodu nikotynowego, że to zaczynało być
ekstremalnie irytujące. Upokarzanie się w ten sposób uwłaczało mu tak bardzo,
że ledwo się powstrzymywał przed powiedzeniem czegoś głupiego.
-
Jeśli chcesz wiedzieć, mój mózg nie próżnuje w przeciwieństwie do czyjegoś.
-
Ach taaak? To może ten wybitny mózg podzieli się swoimi mądrymi spostrzeżeniami?-
Dodał ostro, zakładając ręce na piersi.
Izaya
westchnął i zastanawiał się, czy tylko bardziej go tym nie wkurzy. W końcu jednak dał za wygraną i zaczął mówić. Po tygodniu nie był jednak zadowolony ze swoich wniosków.
Wiedział, że z
głodu nie umrą, gdyż magicznym sposobem jedzenie pojawiało się w lodówce zaraz
dnia następnego w postaci tych samych kanapek. Jedynie rutyna posiłku mogła ich zabić. Zgadywał zatem, że czas być może
jakimś sposobem prawdopodobnie się cofa, co dawało im szansę, że nie
tracą w realnym świecie ani jednego dnia. Były to jedynie przypuszczenia, ale
wolał nie myśleć, że cały tydzień przepadł im bezpowrotnie. Do tego nikt więcej do nich nie dołączył, a wątpił, by Shinra pozostawił ich samych sobie na tak długo.
Mogło być niestety też tak, że całkowicie zostali odcięci od świata i wpadli w
jakąś czasową anomalię. Jeżeli tak, mogli mieć do czynienia z jakimiś
nadprzyrodzonymi mocami, podobnymi tym do Celty. Tutaj karty tracił, bo jeśli
nie znał swojego przeciwnika, który ma specjalne asy w rękawie, mógł jedynie gdybać. Więc trafienie tutaj z Shizusiem mogło być jednocześnie i zbiegiem
okoliczności jak zaplanowanym działaniem. Nie był jednak w stanie uwierzyć, że padli ofiarą przypadku i założył, że ktoś
mógł ich w to celowo wplątać. Już sama droga dotarcia do tego
budynku wydawała mu się podejrzana. Nie wiedział tylko w jakim celu ktoś miałby ich
tutaj trzymać całą wieczność. Jeśli celem była śmierć, po co dostarczał im pożywienie? Choć popadanie w szaleństwo również mogło dawać szaloną satysfakcję... Jednak co, jeśli ktoś czegoś od nich oczekuje? To by oznaczało, że są obserwowani, a
jeśli tak, każdy ruch mógł zaważyć na tym, czy opuszczą te miejsce, czy
nie.
Gdy
znudziło mu się obracanie w rytm muzyki i monolog, padł obok na kanapę koło Shizuo. Gdy
muzyka się skończyła, zapadła między nimi martwa cisza.
-
Mówiłem wszystko wystarczająco wolno?- zapytał, gdy nie usłyszał żadnego komentarza.
-
Przestaniesz w końcu zgrywać ważniaka?- Shizuo poczerwieniał, nie chcąc przyznać, że jest pod wrażeniem.
-
Tak cię boli, że sam na to nie wpadłeś? Ale wiesz... Najprostszą rzecz zostawiłem tobie.
Choć to też mogło być za trudne...
-
Hę? Co niby miałem zauważyć? Przestań w końcu mówić zagadkami. Nie mam zamiaru ani
ochoty bawić się w twoje gierki. Mów co wiesz, albo stracę cierpliwość.- Założył ręce na piersi i miał serdecznie dość tryjumfującego kleszcza.
Izaya znów westchnął i rozłożył
wygodnie na kanapie.
-
To, że być może odpowiedzialna za tą sytuacje osoba, jest kobietą.
-
Kobietą?
- Nie zauważyłeś, że korzystasz z damskiego żelu pod prysznic? - Widząc rozeźlone oczy, stwierdził, że porzuci drażnienie lwa.- Być może mieszkanie jest przypadkowe, ale co, jeśli nie? Prosty wystrój mówi mi też, że najwyraźniej jest samotna, metraż za mały na większą ilość osób, a szczególnie mieszkanie z mężczyzną czy dziećmi. Stara panna z kotem.- Wyciągnął kilka czarnych kłaków z materiału fotela.- Do tego jest urządzone w zachodnim
stylu, co również świadczy o obcokrajowcu, chyba że to japonka z dziwnym gustem. Możliwe, że jest to tylko przypadek,
ale czy na pewno?
-
Mam dość. Zamknij się już.- Odwrócił głowę zawstydzony. Głowa go rozbolała od tych informacji.- Do czego nam to się ma niby przydać? Że niby ktoś specjalnie nas tu zamknął? Super pomocne.
-
Sam chciałeś, żebym mówił.- Uśmiechnął się chytrze.- Po za tym dobrze jest poznać swojego wroga. Kto wie, może właśnie na nas patrzy?
Po tych słowach zrobiło się niezręcznie. Siedzieli
tak chwilę w ciszy. Pomimo, że nic takiego dzisiaj nie zrobili, czuli się
zmęczeni Izayi
zamykały się oczy, gdy tak leżał i patrzył w sufit. Fascynowało go, że jego
stopy są tylko kilka centymetrów od ud Shizuo, który zamiast od niego odejść, tak
jak zwykle miał w zwyczaju, dalej zajmował swoje miejsce. Uniósł z
zaciekawieniem brew i poprawił różową chustę na szyi. Zaczęło mu się robić dziwnie gorąco i
nieco zdziwił się na to fizjologiczne zjawisko. Ok, blondyn był niczego sobie,
ale bez przesady...
Po
chwili jednak uznał, że to nie z nim jest coś je tak. Shizuo zaczął się
wiercić i coraz bardziej irytować. Rozpiął górne guziki koszuli i wstał.
Czarnowłosy
uniósł się na łokciach i przekręcił głowę.
Było
mu zdecydowanie za ciepło. Zdjął narzucone na siebie wcześniej fanty i myślał. Przez chwilę jeszcze analizował, czy aby na pewno nie jest to
wytwór jego wyobraźni, ale słowa Shizuo go przekonały.
-
Czy nie robi się tu ciut za gorąco?- Zrzucił z siebie marynarkę i zaczął wachlować leżącą na ziemi czapką
Izaye
zainteresowało nowe zjawisko. Jakieś urozmaicenie, choć wzbudzające niepokój.
Również wstał z kanapy i zaczął się przechadzać. Robiło się nieznośnie gorąco i
zaczął się dusić we własnych ubraniach. Koszulka przylepiła się do ciała, więc
chcąc nie chcąc, wolał się jej pozbyć. W spodniach również zaczęło być
niewygodnie, więc zabrał się za pasek.
-
Ej… co ty robisz?- Zapytał blondyn, zdeczka zaniepokojony.
Izaya
uśmiechnął się przebiegle, z zaskoczeniem widząc te wypieki. Cóż za nowość.
-
Jak to co? Rozbieram się. W końcu jest gorąco.- Rozpiął przed nim rozporek i
zaczął zsuwać spodnie. Zaśmiał się, gdy Shizuo odwrócił wzrok. – To twój
pierwszy raz?
-
Prosisz się o wpierdol.- Próbował zgrywać ważniaka, choć wzrok latał mu na
wszystkie strony byle nie na nagie ciało Izayi.
-
Jaki pokorny… A myślałem, że w tych sprawach również jesteś ostry. Zawiodłem
się.- Pokazał mu język i ze zdziwieniem zarejestrował, że blondyn odpowiedział
tym razem na wyzwanie.
-
Taki jesteś chętny, żeby się przekonać?- Łypnął spode łba i zaczął rozpinać
guziki koszuli. Starając się utrzymać kontakt wzrokowy, ściągał przed nim
ubrania i już po chwili stali naprzeciwko siebie w samych gaciach i założonymi
na piersi rękami. Trochę nie za bardzo wiedzieli, co powinni teraz zrobić.
Izaya
uniósł brwi i przejechał wzrokiem po całej sylwetce blondyna. Przyznał
niechętnie, że ciało miał całkiem seksowne. Sam przy nim nie prezentował się tak
efektownie. Nie zamierzał jednak pozostawać gorszy.
-
Może…?- Odpowiedział tajemniczo i drapieżnie, co znów zbiło blondyna z tropu.
Jego zdumiony wzrok był odpowiednią rekompensatą.
Zaczęli
całkiem interesującą grę.
Znów
zamilkli, starając się we własnym zakresie ulżyć sobie w cierpieniach. W pewnym
momencie temperatura chyba jednak przestała wzrastać, bo nie czuli pogorszenia,
a jedynie dyskomfort. Powietrze paliło ich płuca, przez co ciężko się
oddychało. Uczucie suchej sauny było po dłuższym czasie wyczerpujące. Chętnie
schłodziliby się pod prysznicem, ale magicznym sposobem leciała tylko ciepła
woda. Nie mając wyboru i tak ją pili, nie chcąc się odwodnić. Włosy lepiły im
się do karków, a pot spływał po rozgrzanych ciałach. Niestety w żadnej części
ich ograniczonej przestrzeni nie było chłodniej.
-
Nie wytrzymam... - Jęczał wyższy, chodząc pół nagi z kąta w kąt. Starał się nie
patrzeć na kleszcza, który opierał się zmysłowo o ścianę.- Co tu się dzieje?!
Hę?! Kto z nami tak pogrywa?! Pokaż się!
Izaya
patrzył, jak blondyn bezcelowo drze się jak ranny jelot, a on sam westchnął kolejny raz i przykucając,
otworzył małą lodówkę. Zimny powiew podziałał kojąco na jego zszarpane nerwy. W
tej temperaturze nawet nie dało się dobrze myśleć.
Zmarszczył
brwi widząc znów parę tych samych kanapek. Żołądek powoli protestował, buntując
się przed tą spożywczą rutyną.
-
Suń się. Moja kolej.- Zagrzmiał Shizuo, czając się w pobliżu.
-
Spadaj, byłem pierwszy.- Włożył ręce między kratki i przyłożył czoło i
chłodnego obramowania.
-
Powiedziałem wypad.- Chwycił ramię Izay i próbował go przewrócić do tyłu. Niski
jednak się nie dał i chwycił mocniej sprzętu.
-
Trzeba było na to wpaść wcześniej!- Zaczął się z nim szarpać, nie chcąc dać za
wygraną. Niestety w teście na siłę przegrał z kretesem. Shizuo tryumfując,
wcisnął w drzwi lodówki swoje pośladki.
Czarnowłosy
zawarczał wściekle i rzucił z powrotem na Shizuo, próbując wytargować choć
odrobinę miejsca dla siebie.
Było
to osobliwe, gdy ich wilgotne ręce splotły się w silnym uścisku, próbując jeden
drugiego odepchnąć. Izaya znał całkiem dobre taktyki wykręcania nadgarstków,
lecz nie mógł się równać z uchwytem blondyna. Brak ubrań był dodatkową
atrakcją, co nie uszło ich uwadze, gdy sparingowali się o prawo do miejsca przy
lodówce.
Nigdy
wcześniej jeszcze nie byli tak blisko siebie i w dodatku pozbawione to było
morderczych intencji. Siłowali się, owszem, lecz dalekie to było od rozcinania
skóry, czy łamania kości.
Izaya
w końcu się poddał i zziajany padł na podłogę. Zaschło mu w gardle więc
poczłapał do łazienki i szczuł Shizuo ściekającą mu po brodzie wodą. Nie musiał
długo czekać, aż blondyn sam po nią poszedł i walka o lodówkę znów zawrzała na
nowo. Kosztowało ich to więcej zachodu, niż jest warte, bo już po kilku
chwilach maszyna przestała wytwarzać odpowiedni chłód. Skończyli leżąc na
podłodze i gapiąc się w sufit.
Orihara
błagał, by to się skończyło. Miał serdecznie dość, nawet jeśli przyszło mu
pierwszy raz poznać z tak bliska swojego największego wroga. Jakimś cudem żył
do tej pory i był za to wdzięczny, ale już miał dość.
Godziny mijały, cisza rozrywała im uszy. Gdy stracili zapal do czegokolwiek, nagle zaczęło robić się... chłodniej. Początkowo myśleli, że to wytwór ich bujnej wyobraźni, ale pod wieczór temperatura zaczęła spadać. Poprawiło im to nieco samopoczucie i ożywiło.
Godziny mijały, cisza rozrywała im uszy. Gdy stracili zapal do czegokolwiek, nagle zaczęło robić się... chłodniej. Początkowo myśleli, że to wytwór ich bujnej wyobraźni, ale pod wieczór temperatura zaczęła spadać. Poprawiło im to nieco samopoczucie i ożywiło.
Izaya nie długo się jednak cieszył. Wszystko zaczęło popadać najwyraźniej w drugą skrajność, bo zadrżał i kichnął. Miał nadzieję, że wszystko wróci do
poprzedniego stanu, lecz się mylił.
Tym
razem zrobiło się niepokojąco zimno.
Ubierając
swoje wcześniejsze, suche już choć cuchnące ciuchy, był zmuszony zacząć szukać
czegoś dodatkowego w szafie.
-
Co się tu do cholery dzieje…- Shizuo poszedł w jego ślady i tym razem poczekał,
aż kleszcz wyszpera kilka bluz dla siebie, zanim sam zaczął szukać. Zabawne
było to, że wszystkie ciuchy nie dość, że damskie, to były jeszcze na niego za
małe. Chuchając sobie w dłonie i coraz intensywniej się przechadzając, próbowali się rozgrzać.
-
Ktoś się nami dobrze bawi.- Izaya spojrzał w górę będąc prawie pewnym, że nie są tu pozozstawieni sami sobie. Nie podobało mu się to ani trochę.
Następny rozdział
Następny rozdział