sobota, 5 marca 2016

Nie iGRAJ ze mną 14



Czuł,  jakby mu połamano wszystkie kości. W ustach miał Saharę, kark i krzyż bolały go niemiłosiernie, a oczy jak na złość nie chciały się rozkleić. Zastanawiał się, czy od jego zaśnięcia nie minęło przypadkiem jedynie pięć minut. Całą siłą woli rozchylił powiekę i zdziwił, gdy oślepiła go jasność. Chciał się przekręcić i delikatnie sturlał się z ciała, na którym leżał. Twarda podłoga nie ukoiła obolałych mięśni lecz odrobinę uzmysłowiła mu, gdzie się znajduje.
No tak, przecież oni wczoraj…
Poderwał się na klęczki i zamarł, widząc rozświetlone biuro, cienie pracowników za matową szybą ich gabinetu i wielki zegar, wskazujący za pięć minut rozpoczęcie pracy.
- O kurwa…
Jeszcze chyba nigdy tak szybko nie otrzeźwiał. Spojrzał na swoje pół nagie ciało, jeszcze chwilę temu okryte jedynie marynarką i na glona, który leżał rozłożony na podłodze i smacznie chrapał.
- Wstawaj! - syknął  i z całej siły walnął Zoro w brzuch.
Mężczyzna zgiął się wpół, brutalnie wybudzony i kaszląc, przekręcił się na bok.
- Cholera, cholera, cholera…!
Blondyn biegał nerwowo po pokoju, próbując  zlokalizować swoje ubrania. Spodnie znalazł, skarpetki, buty i marynarkę też, lecz nigdzie nie widział reszty.
- Gdzie ona jest?!
Nie miał czasu martwić się Zoro, który dopiero co podniósł się z podłogi i nie za wiele chyba jeszcze rozumiał. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, która jest godzina i nerwowo zaczął  zapinać guziki swej rozpiętej koszuli. Miał ułatwione zadanie bo on w przeciwieństwie do Sanjiego nie zrzucał wczoraj z siebie ciuchów.
Jak to możliwe, że nie słyszeli hałasów z zewnątrz? Przecież w biurze było już pełno ludzi. To cud, że nikt ich jeszcze z ekipy nie nakrył.
- Widzisz ją?! - Sanji szarpnął mężczyznę, dalej nerwowo rozglądając się dookoła.
- Co?
- Koszulę, moją koszulę!- Rozkładał bezradnie ręce, lecz nagle zamarł.
Widział jak po drugiej stronie drzwi zaczyna rysować się sylwetka szczupłej, rudej kobiety, która niebezpiecznie szybko zbliżała się do klamki.
- Cholera by to!
Sanji chwycił pierwszą lepszą rzecz, która mu się nawinęła pod rękę i w ostatniej chwili na siebie założył.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Nami, zatrzymując się w pół kroku. Ze zdziwieniem patrzyła na dwóch stojących przed nią mężczyzn. Wytrzeszczyła oczy, błądząc nimi po przerażonych twarzach i sylwetkach, nie omieszkując pominąć bałaganu na podłodze oraz niechlujnej garderoby obojga panów.
Cisza przeciągała się, a kobieta wyglądała, jakby trybiki w jej głowie aż dymiły się od dedukcji.
Sanji przełknął ślinę. Nie było opcji, by sobie o niczym nie pomyślała. Co prawda mogli gorzej trafić, ale i tak nie było kolorowo. Nie uśmiechało mu się jej teraz tego tłumaczyć, ale dziki błysk w jej oku zdradzał, że nic z tych rzeczy go nie ominie.
Nami odchrząknęła i podeszłą do swojego biurka, nie próbując nawet ukryć uśmiechu.
Blondyn musiał natychmiast opuścić  pomieszczenie. Wyszedł, nerwowo zaczesując grzywkę na połowę twarzy, by nikt go nie rozpoznał. Jeżeli ktokolwiek widział go w takim stanie, to jedynie ściany jego sypialni. Pierwszy raz mu się coś takiego zdarzyło, że był tak nieprzygotowany do roboty. Ciężko było się dziwić, skoro nawet z niej wczoraj nie wyszedł, ale… cóż. Musiał przyznać, że wczorajszy wieczór był niesamowity i w ogóle, ale…
Te ręce obejmujące go w pasie, głaszczące jego kark… Usta przemierzające linię jego szczęki, całujące skroń… Zacisnął palce na swoich ramionach, gdy przeszył go dreszcz. Wpadł do łazienki i odetchnął, gdy okazało się, że nikogo w niej nie ma. Stanął przed lustrem i odkręcił zimną wodę. Solidnie chlupnął sobie nią w twarz, przemywając ją kilka razy. Następnie spojrzał w swoje marne oblicze i skrzywił, gdy zobaczył wyciągnięty sweter Zoro, który był za duży i odsłaniał mu blady obojczyk. Wyglądał w nim jak niedożywione dziecko, choć musiał przyznać, że był całkiem fajny w dotyku… i pachniał nieziemsko.
Przejechał dłonią po włosach, zaczesując je do tyłu i przymknął oczy.
Mimowolnie się uśmiechnął. Od kiedy był taki nierozsądny?
Podskoczył, gdy ktoś z impetem wszedł do łazienki.
- Co to było to przed chwilą?!- Nami zgarnęła go za szmaty i pchnęła na ścianę - I nie wciskaj mi kitu…- Uniosła przed jego oczy jego pognieciony krawat i koszulę, przez co jego żołądek wywinął nieprzyjemnego fikołka. Nie miał już czego ukrywać.
Westchnął i odwrócił zawstydzony wzrok.
- To co widziałaś.
- Pierdzielisz, sypiacie ze sobą?! - Szepnęła podeskcytowana, ale zaraz potem spoważniała.- a co z Łowcą?
Spodziewał się tego. Wzruszył ramionami i nie był w stanie jej odpowiedzieć. Szczerze, to nawet zdążył o nim zapomnieć, ale teraz… Żal rozpełzł się zimnym lodem po jego ciele.
Nami przysiadła na blacie i lepiej mu się przyjrzała.
- Hej… co się dzieje?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem - Głos mu się załamał. Żałował, że nie może tu zapalić. Przy niej nie mógł się powstrzymać z ukrywaniem emocji.
- Czy wy coś razem… z Zoro?
- My? Proszę cię… Znasz nas… Cały czas drzemy na siebie koty - prychnął, nie potrafiąc sobie tego wyobrazić - Nie ma mowy, żeby było z tego coś więcej.
- Więc jak do tego doszło? Myślisz, że jak to cały czas wyglądało z boku? Lecieliście na siebie odkąd pierwszy raz usiadłeś przy jego biurku!
Był zdziwiony jej wypowiedzią i reakcją. Jakby powiedziała coś najbardziej oczywistego na świecie. Nie przypominał sobie, by żywiła wobec zielonowłosego jakieś przyjacielskie uczucia. Myślał bardziej, że ich wyśmieje, albo każe mu trzymać się od Zoro z daleka. W końcu razem pracują. Nigdy nie brała strony glona, więc był odrobinę skonsternowany. Do tego nigdy nie mówił jej, że Zoro mu się podoba. Gdzieś miał przecież swoją godność.
- Nie rozśmieszaj mnie - prychnął, by ukryć zawstydzenie.
- Sanji - chwyciła jego twarz w dłonie, a on spojrzał w jej poważne oczy - Nie powiem, jestem dość zaskoczona tym, co dzisiaj widziałam, ale może w końcu zabierz się za coś, co masz na wyciągniecie ręki, a nie sięgaj po coś, co możliwe za bardzo sobie wyidealizowałeś. Nie ma ludzi idealnych, ale myślę, że Zoro to dobry facet. I jest tutaj, przy tobie, a nie tchórzy przed spotkaniem.
Zatkało go, nie miał pojęcia co powiedzieć. Często potrafiła swoimi wywodami zwalić go z nóg ale tym razem całkowicie go rozwaliła. Wspierała wcześniej jego kontakt z Łowcą, więc co się nagle stało? O wszystko by ją podejrzewał, tylko nie o to. Widziała chyba też  niezdecydowanie odbijające się w jego błękitnych oczach i dodała mu swoim uśmiechem otuchy.
- Tylko najpierw zakończ to, co rozpocząłeś, bo nie da ci to spokoju – Roześmiała się i go przytuliła - Nie martw się, nikomu nie powiem co tutaj zaszło. Może lepiej zostań w tym swetrze, a koszulę schowaj, bo wygląda jakbyś ją wyjął psu z gardła - Puściła mu oczko - No i zróbmy też coś z tym. - wskazała na włosy - Z seksem ci do twarzy, ale uchrońmy jakieś niewinne dusze przed tym nieziemskim widokiem. – Zachichotała i dźgnęła go w bok.
  Również się zaśmiał i pokręcił głową. Możliwe, że dzisiaj wróci mu humor, chociaż sweter glona chyba sobie przywłaszczy…
***
- Nie wierzę… - Westchnęła, widząc tę kilometrową kolejkę.
- Nigdy tam nie dojdziemy…
- Chryste, moje kiszki…
- Czy ona się chociaż przesuwa?
Sabo miał ochotę cicho zachlipać, ale zachował godność stojąc obok kobiety swoich marzeń. Dookoła rozlegały się niezadowolone jęki, nerwowe przystępowanie z nogi na nogę i wychylanie się w nadziei dojrzenia końca swojej męki.
Pracownicza stołówka zwykle była miejscem, gdzie umierały ludzkie marzenia. Najpierw na samym początku, gdy człowiek zdawał sobie sprawę, że nie zaspokoi głodu tak szybko, jakby chciał, i potem, gdy już stał przy ladzie i nie dorwał najlepszych kąsków. Co prawda smaczność potraw zależała od pewnych czynników, które również dziś  wpłynęły na smak jedzenia, ale było jeszcze coś, czym słynął ten przybytek. I co chyba najbardziej łamało ludzkie serca…
- Coś nie pasuje?!- Wysoki sopran przedarł się przez szum rozmów, które momentalnie ucichły - Jak się nie podoba to wypad!
Długowłosa kobieta o nadprzeciętnych gabarytach, opiętych pod przyciasnym fartuszkiem zmierzyła lodowatym wzrokiem mężczyzn, którzy nieustraszeni, dzielnie trwali, chcąc  móc chociaż spojrzeć na piękność wydającą im posiłki. Nawet jeśli znali już jej temperament, nie byli w stanie odmówić sobie podziwiania swojego wizualnego ideału.
- Rany… kiedy wraca Luffy… Przecież ona nas pozabija…- Jęknęła Koala i oparła się czołem o ramię Sabo, które przeszył ciepły prąd. Zastanawiała się nawet, czy w ogóle będzie coś jadalnego i żałowała, że nie zamówiła czegoś na wynos tak jak niektórzy bardziej ogarnięci. Zarumieniła się, gdy zdała sobie sprawę, że przez rozmowy z Sabo ostatnio mniej kontaktowała z rzeczywistością.
Prawdą było, że odkąd Monkey trafił do szpitala, na stołówce toczyło się istne piekło. Ich piękność, Boa Hancock, wymachiwała chochlą jak szalona, a jej pomocnice paliły innych żywcem tym swoim wężowym wzrokiem. Może i urodą olśniewały, ale za to charakterek miały z piekła rodem. Starały się tylko wtedy, gdy czarnowłosy zaszczycił ich progi swoimi stopami. I nie tylko jedzenie było wtedy smaczne. Dzięki dobremu dogadywaniu się Luffyego z tą diablicą mieli wtyki i dostawali porcje bez kolejki. Również nadprogramowe. Chłopak mógł do niej chodzić po milion razy, a ona bez mrugnięcia okiem wydawała mu talerze, trzepocząc swoimi długimi rzęsami, nawet jeśli to było wbrew zasadom. Zakochana po uszy nie widziała świata poza ich szefem, gotowa zrobić wszystko, by ten choć przez chwilę na nią spojrzał.
- Może zjemy po pracy?- Zapytała dziewczyna, nie licząc dziś na żaden cud.
Sabo czuł się w obowiązku zdobycia pożywienia dla swej ukochanej, dlatego podjął decyzję.
- Zajmij miejsce, ja załatwię resztę.- Powiedział najbardziej męskim głosem, jaki udało mu się wykrzesać i ruszył dzielnie do przodu. Wśród tłumu rozległy się przytłumione poszeptywania i podziw dla śmiałka, który chciał zadrzeć z panią tego przybytku.
Koala powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć śmiechem i obserwowała swojego szalonego adoratora. Zarumieniła się lekko i z podziwem oraz uznaniem dla starań, dopingowała go w niemożliwym. W końcu też zabrała się za szukanie stolika oraz znajomych twarzy i nagle dostrzegła Robin. Ruszyła w jej kierunku.
- Już masz swoją porcję?- Zapytała zszokowana i rozglądała się dookoła.- A reszta waszej ekipy?
- Już zrezygnowała. Woleli zamówić jedzenie niż czekać.- Uśmiechnęła się, choć w jej błyszczących oczach skrywała się tajemnica jej sukcesu.
- Okej, nie będę pytać. – Zachichotała i usiadła. Zwróciła swój wzrok ponownie na blondyna, który pertraktował z Hancock. – Obstawiamy, czy mu się uda?
- Uda mu się - Puściła jej oczko i pałaszowała danie.
Koala nie do końca była przekonana aż do momentu, gdy przed nią został postawiony talerz. Rozdziawiła usta i odebrała od blondyna sztućce.
- Jak to zrobiłeś?!
- Użyłem oczywiście swojego męskiego wdzięku.- Teatralnie zarzucił grzywą i usiadł, do końca nie zdradzając dziewczynie tajemnicy swojego sukcesu nawet, gdy nalegała. Nie rozumiał czemu nie chciała uwierzyć w zwyczajny urok osobisty. Gdy był czas na odnoszenie naczyń, Robin nachyliła się do niego, gdy rudowłosa nie patrzyła i zaczęła szeptać.
- Co tym razem sprzedałeś?
- Zdjęcie w kąpieli, jak Luffy miał pięć lat - mruknął i zrobił załamaną minę - Jak ja to, kurwa, zakoszę od dziadka, to będę martwy - Jęknął, ale humor szybko mu wrócił, gdy zobaczył uśmiech swojej miłości. – no, ale dla pewnych rzeczy warto.
Robin nie mogła się napatrzeć na tę dwójkę, która wspólnie opuściła stołówkę. W głębi serca bardzo im kibicowała, dlatego szybko ich dogoniła i kładąc dłonie na ramionach, zatrzymała na chwilę.
- Co powiecie na łyżwy w najbliższym czasie?
- Och tak! Łyżwy! – Koala zareagowała żywo i podskoczyła, klaszcząc w dłonie.
Sabo niestety jednak pobladł.
***
- Nie, nie wsadzisz tego we mnie.
- Owszem, więc  przestań pajacować.
- Nie.
- W takim razie zrobię to siłą.
- Nie i koniec!- Krzyknął Luffy, tonąc jak najbardziej w materac.
Law westchnął. To już nawet nie było wrażenie. On pracował z dzieckiem.
- Nie będzie bolało. Tylko się rozluźnij - Nachylił się ku niemu i gdy prawie mu się udało, został zdzielony w skroń - Do cholery! – Chwycił się za głowę i spojrzał na przykrytego po sam czubek głowy prześcieradłem Luffyego. – Chcesz mnie zabić?!
- Nie słyszałeś, że zły dotyk boli przez całe życie?- Wymamrotał chłopak.
- Powiedziałem, że zrobię to szybko. Wypinaj się i miejmy to za sobą - Powiedział, choć policzki go już paliły.
- Shishishi, chciałbyś - Spod białego materiału wysunął się tylko język.
Trafalgar odłożył z trzaskiem strzykawkę  na metalową podstawkę i przetarł twarz. Tego już było za wiele, nie dość że serce mu wysiądzie to jeszcze nerwy. Już miał ochotę spasować z dzisiejszym zastrzykiem i załamał się jeszcze bardziej, gdy za kotarką dostrzegł wychylającą się twarz swojego współpracownika.
- Jak się miewa dzisiaj nasz pacjent? - Zapytał Bepo, szczerząc się jak głupi do sera.
Law miał ochotę go zabić. Podejrzewał, że stał za drzwiami już od jakiegoś czasu i słyszał całe zejście.
- Zdrowo! - Krzyknął Luffy i na dowód własnych słów uniósł swe ramiona w górę, ukazując pełnię sił.  Niestety zaraz potem chwycił się za klatkę piersiową i opadł na poduszki.
- Widzisz? Dlatego trzeba słuchać doktora - Zaśmiał się białowłosy i pacnął go lekko teczką w łeb.
- On nie leczy, on mnie katuje - Poskarżył się cierpiący, ukrywając przebiegły błysk w oku który nie umknął uwadze zirytowanego Trafalgara.
- Szkoda… - Westchnął mężczyzna i bokiem zwrócił do swojego przełożonego - Czyli rozumiem, że ten zestaw chrupiących skrzydełek w twoim gabinecie jest do wzięcia?
- Kurczaki?! - Luffy poderwał się na klęczki, zupełnie jakby cudownie ozdrowiał i obejrzał za wychodzącym pielęgniarzem - Jedzenie?!
Law wykorzystał szansę i odsłaniając nieznacznie rąbek spodenek, błyskawicznie zanurzył igłę.
W całym szpitalu dało się słyszeć przerażający i mrożący krew w żyłach krzyk.
- Mordują! - Darł się Luffy, nawet gdy ostry przedmiot już dawno został od niego zabrany. – Nie masz serca!
- Nie przesadzaj. Pięciolatki lepiej to znoszą - Law zdjął lateksowe rękawiczki i z pokerową twarzą zabrał narzędzia. Ruszył do wyjścia, posyłając przyjacielowi po fachu mrożące krew w żyłach spojrzenie. Choć w głębi duszy chciało mu się śmiać, gdy za nim dalej leciała wulgarna wiązanka.
- Skąd ja mu teraz wytrzasnę chrupiące skrzydełka, co? Nie przestanie o tym nawijać do końca świata - Mruknął, lecz dostał kuksańca w bok. Zaskoczony spojrzał na Bepo, który tylko pomachał brwiami.
- Fajne ma pośladki?
- Zamknij się.
Spłonął rumieńcem i wyprzedził mężczyznę, który znał go chyba lepiej niż on sam siebie.

Kolejny rozdział
...
Boziuuuuuuuuuuuuu. Wen umarł. Reanimuję go xD ale chyba słabo mi idzie. Wybaczcie, że tyle trzeba teraz czekać i nie obiecuję, że wrócę w najbliższym czasie do systematyczności :( Dziękuję za taki żywy udział w ankiecie :D Już widzę, że jedno opowiadanie przoduje i nawet mnie cieszy, że właśnie ono zostało wytypowane^^ Myślałam, że więcej zagląda tu fanów Durarary, a tu proszę. Teraz będę pracować nad zakończeniem "W potrzasku"! Życzcie mi szczęścia xD

5 komentarzy:

  1. Nie mogę się już doczekać aż Sanji się dowie kto jest tak naprawdę łowcą, i coś przeczuwam, że będzie niemała awantura :D
    A co do Luffyego i Lawa coraz bardziej podoba mi się ten flirt który jak sądzę wygra Luffy no ale czekam na kolejną część.

    Życzę dużo weny <3333


    Hana/Szermierz

    OdpowiedzUsuń
  2. Luffy taki kochany <3 flirtuje z Lawem. Bepo też świetny. A Sanji jak sie dowie ty chyba zabije Zoro na miejscu XD. Powodzenia w reanimacji weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Siemaneczko, życzę szybkiego powrotu twej weny bo bosko piszesz a to opowiadanko podoba mi się w szczególności . ♡:3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaglądam tu po 5 razy na dzień w nadzieje że może jakimś sposobem będzie następny rozdział.
    To opowiadanie należy do moich ulubionych i aż się nie mogę doczekać zakończenia.
    Życzę szybkiego odzyskania weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie no, początek sceny z Luffy'm i Lawem mnie rozwalił! xDD Rozdział świetny, historia posuwa się na przód w odpowiednim tempie, są humorystyczne (jak to OP xD) wstawki, więc można się pośmiać, najbardziej interesuje mnie jak się rozwinie relacja Zoro i Sanji'ego, zwłaszcza, kiedy blondyn dowie się o Łowcy. *^* No i brakuje mi Ace'a i Shanksa!
    Życzę powrotu weny, moja ostatnio umarła na ponad dwa miechy (dzięki temu nie komentowałam, bo nawet tego nie potrafiłam ogarnać) ;_; Także powodzenia w pisaniu życzę oraz masy zajebistych pomysłów tak jak do tej pory!
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń