Czuł, jakby mu połamano wszystkie kości. W ustach
miał Saharę, kark i krzyż bolały go niemiłosiernie, a oczy jak na złość nie
chciały się rozkleić. Zastanawiał się, czy od jego zaśnięcia nie minęło
przypadkiem jedynie pięć minut. Całą siłą woli rozchylił powiekę i zdziwił, gdy
oślepiła go jasność. Chciał się przekręcić i delikatnie sturlał się z ciała, na
którym leżał. Twarda podłoga nie ukoiła obolałych mięśni lecz odrobinę
uzmysłowiła mu, gdzie się znajduje.
No tak, przecież oni wczoraj…
Poderwał się na klęczki i zamarł,
widząc rozświetlone biuro, cienie pracowników za matową szybą ich gabinetu i
wielki zegar, wskazujący za pięć minut rozpoczęcie pracy.
Jeszcze chyba nigdy tak szybko
nie otrzeźwiał. Spojrzał na swoje pół nagie ciało, jeszcze chwilę temu okryte jedynie
marynarką i na glona, który leżał rozłożony na podłodze i smacznie chrapał.
- Wstawaj! - syknął i z całej siły walnął Zoro w brzuch.
Mężczyzna zgiął się wpół,
brutalnie wybudzony i kaszląc, przekręcił się na bok.
- Cholera, cholera, cholera…!
Blondyn biegał nerwowo po pokoju,
próbując zlokalizować swoje ubrania.
Spodnie znalazł, skarpetki, buty i marynarkę też, lecz nigdzie nie widział reszty.
- Gdzie ona jest?!
Nie miał czasu martwić się Zoro,
który dopiero co podniósł się z podłogi i nie za wiele chyba jeszcze rozumiał.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, która jest godzina i nerwowo zaczął zapinać guziki swej rozpiętej koszuli. Miał
ułatwione zadanie bo on w przeciwieństwie do Sanjiego nie zrzucał wczoraj z
siebie ciuchów.
Jak to możliwe, że nie słyszeli
hałasów z zewnątrz? Przecież w biurze było już pełno ludzi. To cud, że nikt ich
jeszcze z ekipy nie nakrył.
- Widzisz ją?! - Sanji szarpnął
mężczyznę, dalej nerwowo rozglądając się dookoła.
- Co?
- Koszulę, moją koszulę!-
Rozkładał bezradnie ręce, lecz nagle zamarł.
Widział jak po drugiej stronie
drzwi zaczyna rysować się sylwetka szczupłej, rudej kobiety, która
niebezpiecznie szybko zbliżała się do klamki.
- Cholera by to!
Sanji chwycił pierwszą lepszą
rzecz, która mu się nawinęła pod rękę i w ostatniej chwili na siebie założył.
Drzwi otworzyły się, a w nich
stanęła Nami, zatrzymując się w pół kroku. Ze zdziwieniem patrzyła na dwóch
stojących przed nią mężczyzn. Wytrzeszczyła oczy, błądząc nimi po przerażonych
twarzach i sylwetkach, nie omieszkując pominąć bałaganu na podłodze oraz
niechlujnej garderoby obojga panów.
Cisza przeciągała się, a kobieta
wyglądała, jakby trybiki w jej głowie aż dymiły się od dedukcji.
Sanji przełknął ślinę. Nie było
opcji, by sobie o niczym nie pomyślała. Co prawda mogli gorzej trafić, ale i
tak nie było kolorowo. Nie uśmiechało mu się jej teraz tego tłumaczyć, ale
dziki błysk w jej oku zdradzał, że nic z tych rzeczy go nie ominie.
Nami odchrząknęła i podeszłą do
swojego biurka, nie próbując nawet ukryć uśmiechu.
Blondyn musiał natychmiast opuścić pomieszczenie. Wyszedł, nerwowo zaczesując
grzywkę na połowę twarzy, by nikt go nie rozpoznał. Jeżeli ktokolwiek widział
go w takim stanie, to jedynie ściany jego sypialni. Pierwszy raz mu się coś
takiego zdarzyło, że był tak nieprzygotowany do roboty. Ciężko było się dziwić, skoro
nawet z niej wczoraj nie wyszedł, ale… cóż. Musiał przyznać, że wczorajszy
wieczór był niesamowity i w ogóle, ale…
Te ręce obejmujące go w pasie,
głaszczące jego kark… Usta przemierzające linię jego szczęki, całujące skroń…
Zacisnął palce na swoich ramionach, gdy przeszył go dreszcz. Wpadł do łazienki
i odetchnął, gdy okazało się, że nikogo w niej nie ma. Stanął przed lustrem i
odkręcił zimną wodę. Solidnie chlupnął sobie nią w twarz, przemywając ją kilka
razy. Następnie spojrzał w swoje marne oblicze i skrzywił, gdy zobaczył
wyciągnięty sweter Zoro, który był za duży i odsłaniał mu blady obojczyk. Wyglądał
w nim jak niedożywione dziecko, choć musiał przyznać, że był całkiem fajny w
dotyku… i pachniał nieziemsko.
Przejechał dłonią po włosach,
zaczesując je do tyłu i przymknął oczy.
Mimowolnie się uśmiechnął. Od
kiedy był taki nierozsądny?
Podskoczył, gdy ktoś z impetem
wszedł do łazienki.
- Co to było to przed chwilą?!- Nami
zgarnęła go za szmaty i pchnęła na ścianę - I nie wciskaj mi kitu…- Uniosła
przed jego oczy jego pognieciony krawat i koszulę, przez co jego żołądek wywinął nieprzyjemnego
fikołka. Nie miał już czego ukrywać.
Westchnął i odwrócił zawstydzony
wzrok.
- To co widziałaś.
- Pierdzielisz, sypiacie ze
sobą?! - Szepnęła podeskcytowana, ale zaraz potem spoważniała.- a co z Łowcą?
Spodziewał się tego. Wzruszył
ramionami i nie był w stanie jej odpowiedzieć. Szczerze, to nawet zdążył o nim
zapomnieć, ale teraz… Żal rozpełzł się zimnym lodem po jego
ciele.
Nami przysiadła na blacie i
lepiej mu się przyjrzała.
- Hej… co się dzieje?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem -
Głos mu się załamał. Żałował, że nie może tu zapalić. Przy niej nie mógł się
powstrzymać z ukrywaniem emocji.
- Czy wy coś razem… z Zoro?
- My? Proszę cię… Znasz nas… Cały
czas drzemy na siebie koty - prychnął, nie potrafiąc sobie tego wyobrazić - Nie
ma mowy, żeby było z tego coś więcej.
- Więc jak do tego doszło?
Myślisz, że jak to cały czas wyglądało z boku? Lecieliście na siebie odkąd
pierwszy raz usiadłeś przy jego biurku!
Był zdziwiony jej wypowiedzią i reakcją. Jakby powiedziała coś najbardziej oczywistego na świecie. Nie przypominał sobie, by żywiła wobec
zielonowłosego jakieś przyjacielskie uczucia. Myślał bardziej, że ich wyśmieje,
albo każe mu trzymać się od Zoro z daleka. W końcu razem pracują. Nigdy nie brała strony glona, więc był odrobinę skonsternowany. Do tego nigdy nie mówił
jej, że Zoro mu się podoba. Gdzieś miał przecież swoją godność.
- Nie rozśmieszaj mnie - prychnął, by ukryć zawstydzenie.
- Sanji - chwyciła jego twarz w
dłonie, a on spojrzał w jej poważne oczy - Nie powiem, jestem dość zaskoczona
tym, co dzisiaj widziałam, ale może w końcu zabierz się za coś, co masz na
wyciągniecie ręki, a nie sięgaj po coś, co możliwe za bardzo sobie
wyidealizowałeś. Nie ma ludzi idealnych, ale myślę, że Zoro to dobry facet. I
jest tutaj, przy tobie, a nie tchórzy przed spotkaniem.
Zatkało go, nie miał pojęcia co
powiedzieć. Często potrafiła swoimi wywodami zwalić go z nóg ale tym razem
całkowicie go rozwaliła. Wspierała wcześniej jego kontakt z Łowcą, więc co się
nagle stało? O wszystko by ją podejrzewał, tylko nie o to. Widziała chyba też niezdecydowanie odbijające się w jego
błękitnych oczach i dodała mu swoim uśmiechem otuchy.
- Tylko najpierw zakończ to, co
rozpocząłeś, bo nie da ci to spokoju – Roześmiała się i go przytuliła - Nie
martw się, nikomu nie powiem co tutaj zaszło. Może lepiej zostań w tym swetrze, a koszulę schowaj, bo wygląda jakbyś ją wyjął psu z gardła - Puściła mu oczko - No i zróbmy też coś z tym.
- wskazała na włosy - Z seksem ci do twarzy, ale uchrońmy jakieś niewinne dusze przed tym nieziemskim
widokiem. – Zachichotała i dźgnęła go w bok.
Również się zaśmiał i pokręcił głową. Możliwe, że dzisiaj wróci mu
humor, chociaż sweter glona chyba sobie przywłaszczy…
***
- Nie wierzę… - Westchnęła, widząc
tę kilometrową kolejkę.
- Nigdy tam nie dojdziemy…
- Chryste, moje kiszki…
- Czy ona się chociaż przesuwa?
Sabo miał ochotę cicho zachlipać,
ale zachował godność stojąc obok kobiety swoich marzeń. Dookoła rozlegały się
niezadowolone jęki, nerwowe przystępowanie z nogi na nogę i wychylanie się w
nadziei dojrzenia końca swojej męki.
Pracownicza stołówka zwykle była
miejscem, gdzie umierały ludzkie marzenia. Najpierw na samym początku, gdy człowiek
zdawał sobie sprawę, że nie zaspokoi głodu tak szybko, jakby chciał, i potem,
gdy już stał przy ladzie i nie dorwał najlepszych kąsków. Co prawda smaczność
potraw zależała od pewnych czynników, które również dziś wpłynęły na smak jedzenia, ale było jeszcze
coś, czym słynął ten przybytek. I co chyba najbardziej łamało ludzkie serca…
- Coś nie pasuje?!- Wysoki sopran
przedarł się przez szum rozmów, które momentalnie ucichły - Jak się nie podoba
to wypad!
Długowłosa kobieta o
nadprzeciętnych gabarytach, opiętych pod przyciasnym fartuszkiem zmierzyła
lodowatym wzrokiem mężczyzn, którzy nieustraszeni, dzielnie trwali, chcąc móc chociaż spojrzeć na piękność wydającą im
posiłki. Nawet jeśli znali już jej temperament, nie byli w stanie odmówić sobie
podziwiania swojego wizualnego ideału.
- Rany… kiedy wraca Luffy…
Przecież ona nas pozabija…- Jęknęła Koala i oparła się czołem o ramię Sabo,
które przeszył ciepły prąd. Zastanawiała się nawet, czy w ogóle będzie coś
jadalnego i żałowała, że nie zamówiła czegoś na wynos tak jak niektórzy
bardziej ogarnięci. Zarumieniła się, gdy zdała sobie sprawę, że przez rozmowy z Sabo ostatnio mniej kontaktowała z rzeczywistością.
Prawdą było, że odkąd Monkey
trafił do szpitala, na stołówce toczyło się istne piekło. Ich piękność, Boa
Hancock, wymachiwała chochlą jak szalona, a jej pomocnice paliły innych żywcem
tym swoim wężowym wzrokiem. Może i urodą olśniewały, ale za to charakterek
miały z piekła rodem. Starały się tylko wtedy, gdy czarnowłosy zaszczycił ich
progi swoimi stopami. I nie tylko jedzenie było wtedy smaczne. Dzięki dobremu
dogadywaniu się Luffyego z tą diablicą mieli wtyki i dostawali porcje bez
kolejki. Również nadprogramowe. Chłopak mógł do niej chodzić po milion razy, a
ona bez mrugnięcia okiem wydawała mu talerze, trzepocząc swoimi długimi rzęsami,
nawet jeśli to było wbrew zasadom. Zakochana po uszy nie widziała świata poza
ich szefem, gotowa zrobić wszystko, by ten choć przez chwilę na nią spojrzał.
- Może zjemy po pracy?- Zapytała
dziewczyna, nie licząc dziś na żaden cud.
Sabo czuł się w obowiązku
zdobycia pożywienia dla swej ukochanej, dlatego podjął decyzję.
- Zajmij miejsce, ja załatwię
resztę.- Powiedział najbardziej męskim głosem, jaki udało mu się wykrzesać i
ruszył dzielnie do przodu. Wśród tłumu rozległy się przytłumione poszeptywania
i podziw dla śmiałka, który chciał zadrzeć z panią tego przybytku.
Koala powstrzymywała się, żeby
nie wybuchnąć śmiechem i obserwowała swojego szalonego adoratora. Zarumieniła
się lekko i z podziwem oraz uznaniem dla starań, dopingowała go w niemożliwym.
W końcu też zabrała się za szukanie stolika oraz znajomych twarzy i nagle
dostrzegła Robin. Ruszyła w jej kierunku.
- Już masz swoją porcję?-
Zapytała zszokowana i rozglądała się dookoła.- A reszta waszej ekipy?
- Już zrezygnowała. Woleli
zamówić jedzenie niż czekać.- Uśmiechnęła się, choć w jej błyszczących oczach
skrywała się tajemnica jej sukcesu.
- Okej, nie będę pytać. –
Zachichotała i usiadła. Zwróciła swój wzrok ponownie na blondyna, który
pertraktował z Hancock. – Obstawiamy, czy mu się uda?
- Uda mu się - Puściła jej oczko
i pałaszowała danie.
Koala nie do końca była
przekonana aż do momentu, gdy przed nią został postawiony talerz. Rozdziawiła
usta i odebrała od blondyna sztućce.
- Jak to zrobiłeś?!
- Użyłem oczywiście swojego
męskiego wdzięku.- Teatralnie zarzucił grzywą i usiadł, do końca nie zdradzając
dziewczynie tajemnicy swojego sukcesu nawet, gdy nalegała. Nie rozumiał czemu nie chciała uwierzyć w zwyczajny urok osobisty. Gdy był czas na odnoszenie naczyń, Robin
nachyliła się do niego, gdy rudowłosa nie patrzyła i zaczęła szeptać.
- Co tym razem sprzedałeś?
- Zdjęcie w kąpieli,
jak Luffy miał pięć lat - mruknął i zrobił załamaną minę - Jak ja to, kurwa,
zakoszę od dziadka, to będę martwy - Jęknął, ale humor szybko mu wrócił, gdy
zobaczył uśmiech swojej miłości. – no, ale dla pewnych rzeczy warto.
Robin nie mogła się napatrzeć na
tę dwójkę, która wspólnie opuściła stołówkę. W głębi serca bardzo im
kibicowała, dlatego szybko ich dogoniła i kładąc dłonie na ramionach,
zatrzymała na chwilę.
- Co powiecie na łyżwy w
najbliższym czasie?
- Och tak! Łyżwy! – Koala zareagowała
żywo i podskoczyła, klaszcząc w dłonie.
Sabo niestety jednak pobladł.
***
- Nie, nie wsadzisz tego we mnie.
- Owszem, więc przestań pajacować.
- Nie.
- W takim razie zrobię to siłą.
- Nie i koniec!- Krzyknął Luffy, tonąc jak najbardziej w materac.
Law westchnął. To już nawet nie było wrażenie. On pracował z dzieckiem.
- Nie będzie bolało. Tylko się
rozluźnij - Nachylił się ku niemu i gdy prawie mu się udało, został zdzielony w
skroń - Do cholery! – Chwycił się za głowę i spojrzał na przykrytego po sam czubek
głowy prześcieradłem Luffyego. – Chcesz mnie zabić?!
- Nie słyszałeś, że zły dotyk
boli przez całe życie?- Wymamrotał chłopak.
- Powiedziałem, że zrobię to
szybko. Wypinaj się i miejmy to za sobą - Powiedział, choć policzki go już
paliły.
- Shishishi, chciałbyś - Spod
białego materiału wysunął się tylko język.
Trafalgar odłożył z trzaskiem strzykawkę
na metalową podstawkę i przetarł twarz. Tego
już było za wiele, nie dość że serce mu wysiądzie to jeszcze nerwy. Już miał
ochotę spasować z dzisiejszym zastrzykiem i załamał się jeszcze bardziej, gdy
za kotarką dostrzegł wychylającą się twarz swojego współpracownika.
- Jak się miewa dzisiaj nasz
pacjent? - Zapytał Bepo, szczerząc się jak głupi do sera.
Law miał ochotę go zabić.
Podejrzewał, że stał za drzwiami już od jakiegoś czasu i słyszał całe zejście.
- Zdrowo! - Krzyknął Luffy i na
dowód własnych słów uniósł swe ramiona w górę, ukazując pełnię sił. Niestety zaraz potem chwycił się za klatkę
piersiową i opadł na poduszki.
- Widzisz? Dlatego trzeba słuchać
doktora - Zaśmiał się białowłosy i pacnął go lekko teczką w łeb.
- On nie leczy, on mnie katuje -
Poskarżył się cierpiący, ukrywając przebiegły błysk w oku który nie umknął
uwadze zirytowanego Trafalgara.
- Szkoda… - Westchnął mężczyzna i
bokiem zwrócił do swojego przełożonego - Czyli rozumiem, że ten zestaw
chrupiących skrzydełek w twoim gabinecie jest do wzięcia?
- Kurczaki?! - Luffy poderwał się na
klęczki, zupełnie jakby cudownie ozdrowiał i obejrzał za wychodzącym
pielęgniarzem - Jedzenie?!
Law wykorzystał szansę i
odsłaniając nieznacznie rąbek spodenek, błyskawicznie zanurzył igłę.
W całym szpitalu dało się słyszeć
przerażający i mrożący krew w żyłach krzyk.
- Mordują! - Darł się Luffy, nawet
gdy ostry przedmiot już dawno został od niego zabrany. – Nie masz serca!
- Nie przesadzaj. Pięciolatki
lepiej to znoszą - Law zdjął lateksowe rękawiczki i z pokerową twarzą zabrał
narzędzia. Ruszył do wyjścia, posyłając przyjacielowi po fachu mrożące
krew w żyłach spojrzenie. Choć w głębi duszy chciało mu się śmiać, gdy za nim
dalej leciała wulgarna wiązanka.
- Skąd ja mu teraz wytrzasnę
chrupiące skrzydełka, co? Nie przestanie o tym nawijać do końca świata -
Mruknął, lecz dostał kuksańca w bok. Zaskoczony spojrzał na Bepo, który tylko
pomachał brwiami.
- Fajne ma pośladki?
- Zamknij się.
Spłonął rumieńcem i wyprzedził
mężczyznę, który znał go chyba lepiej niż on sam siebie.
Kolejny rozdział
Kolejny rozdział
...
Boziuuuuuuuuuuuuu. Wen umarł. Reanimuję go xD ale chyba słabo mi idzie. Wybaczcie, że tyle trzeba teraz czekać i nie obiecuję, że wrócę w najbliższym czasie do systematyczności :( Dziękuję za taki żywy udział w ankiecie :D Już widzę, że jedno opowiadanie przoduje i nawet mnie cieszy, że właśnie ono zostało wytypowane^^ Myślałam, że więcej zagląda tu fanów Durarary, a tu proszę. Teraz będę pracować nad zakończeniem "W potrzasku"! Życzcie mi szczęścia xD
Nie mogę się już doczekać aż Sanji się dowie kto jest tak naprawdę łowcą, i coś przeczuwam, że będzie niemała awantura :D
OdpowiedzUsuńA co do Luffyego i Lawa coraz bardziej podoba mi się ten flirt który jak sądzę wygra Luffy no ale czekam na kolejną część.
Życzę dużo weny <3333
Hana/Szermierz
Luffy taki kochany <3 flirtuje z Lawem. Bepo też świetny. A Sanji jak sie dowie ty chyba zabije Zoro na miejscu XD. Powodzenia w reanimacji weny życzę.
OdpowiedzUsuńSiemaneczko, życzę szybkiego powrotu twej weny bo bosko piszesz a to opowiadanko podoba mi się w szczególności . ♡:3 :*
OdpowiedzUsuńZaglądam tu po 5 razy na dzień w nadzieje że może jakimś sposobem będzie następny rozdział.
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie należy do moich ulubionych i aż się nie mogę doczekać zakończenia.
Życzę szybkiego odzyskania weny :)
Nie no, początek sceny z Luffy'm i Lawem mnie rozwalił! xDD Rozdział świetny, historia posuwa się na przód w odpowiednim tempie, są humorystyczne (jak to OP xD) wstawki, więc można się pośmiać, najbardziej interesuje mnie jak się rozwinie relacja Zoro i Sanji'ego, zwłaszcza, kiedy blondyn dowie się o Łowcy. *^* No i brakuje mi Ace'a i Shanksa!
OdpowiedzUsuńŻyczę powrotu weny, moja ostatnio umarła na ponad dwa miechy (dzięki temu nie komentowałam, bo nawet tego nie potrafiłam ogarnać) ;_; Także powodzenia w pisaniu życzę oraz masy zajebistych pomysłów tak jak do tej pory!
Pozdrawiam. :)