W przeddzień występów chłopacy postanowili się zrelaksować w hotelowym SPA. Sejin załatwił im prywatne masaże i sauny, gdzie mogli się odprężyć i przestać myśleć o jutrzejszym dniu. Tae i Kookie byli ostatni w kolejce do gabinetu. Siedzieli umyci w miękkich, białych szlafrokach i ręcznikach na głowach zawiniętymi w śmieszny sposób. Byli sami w wąskim korytarzu.
- Ale super. Czuję, jakbym miał kamienie zamiast mięśni.
- Oby nie było z nich krwawej plamy, gdy jakaś lina ich nie utrzyma.
Maknae westchnął.
- Dalej się będziesz o to złościł?
- Widziałeś tą wysokość! Jak mam się o ciebie nie martwić! O mału zawału nie dostałem, jak cię dzisiaj podciągali. Czemu nie możesz zrezygnować?
- Wiesz, że lubię takie rzeczy. Nie powstrzymasz mnie. Wiedziałeś cały osprzęt, nie ma szans, że mnie nie utrzyma.
Tae dalej się dąsał. Kookie denerwował się, że tak często poruszają ten temat. Chciał go jakoś udobruchać, więc rozejrzał się na boki patrząc, czy nikt nie idzie i ugryzł go w ucho.
- Tae… no nie złość się.