- Mówię do
ciebie, szczeniaku. - Jin klepnął maknae, który go nie słuchał. - Nie wyspałeś
się, czy co?
Jimin patrzył,
jak twarz Jungkooka purpurowieje, a obok Tae krztusi się pitą przed chwilą
wodą. Zaśmiał się, przypominając sobie ich miny, gdy całe BTS pochylało się nad
nimi, rozkoszując tym, jak uroczo spali w swoich ramionach. Obudzili się z
takim przerażeniem, jakby nie pamiętali, że w ogóle razem zasnęli. Zastanawiał
się, co by było, gdyby tak leżał z Yoongim… Zawstydziła go ta myśl.
Cały dzień
upłynął w trasie i większość albo spała, albo siedziała na telefonach. Kookie
pokonując poranne zażenowanie, próbował nawet zagadać jakoś Tae, ale ten ciągle
pisał wiadomości na komórce. Urządzenie wciąż wibrowało sygnalizując
przychodzące do niego wiadomości. Co prawda nie mieli tutaj żadnej prywatności,
ale liczył na to, że chłopak poświęci mu jednak więcej uwagi. Zazdrośnie
patrzył na telefon zastanawiając się, z kim tak żywo wymienia wiadomości. Wiedział,
że V jest lubiany wśród innych gwiazd, miał kilku naprawdę dobrych znajomych,
ale nie przypominał sobie, by z kimś spoza zespołu potrafił rozmawiać prawie
całe popołudnie. Maknae naburmuszył się i przysiadł do Jimina, który czytał
komiks. Jin obserwował ich dwójkę od dłuższego czasu i dochodząc do
jednomyślnych wniosków, uśmiechnął się lekko.
- Z kim tam
tak romansujesz, co? Kookie jest zazdrosny – rzucił hyung do zdziwionego Tae,
który jakby się ocknął.
- Wcale nie
jestem! - Młodszy szybciej krzyknął niż pomyślał i gdy cała szóstka na niego
spojrzała, zrobił się purpurowy.
Tae
wyszczerzył się i chowając telefon, rzucił się na Kookiego, przyciskając go do
materaca.
- Ej, ja tu
czytam! - Park odwrócił się do nich plecami i przewrócił stronę.
- Jesteś
zazdrosny? - Tae zaczął łaskotać maknae i próbował zmusić go do kapitulacji.
- Zostaw…
mnie! - Młodszy śmiał się i szarpał. - Jimin-ah, ratuj!
- Jego w to proszę
nie mieszać. - Suga zajadał się orzeszkami i grał w grę na telefonie.
Jimin aż
wyjrzał znad kartek komiksu, zdziwiony tym komentarzem.
- Jaka ta
młodzież żywa… - westchnął Jin.
- Nie
wypowiadaj się, jakbyś miał zaraz umierać - szturchnął go Hobi.
Gdy sytuacja
się uspokoiła, Tae położył się koło maknae i zamknął oczy. Kookiemu głupio było
przez tą bezsensowną przepychankę i nie podobało mu się, że Jin z taką
łatwością go sprowokował. Powinien lepiej się pilnować. Najgorsze było to, że
naprawdę chciał wiedzieć, z kim V tak nieustannie pisze.
- Hobi, nie
masz dla nas żadnych gier na tą nudą podróż?
Wszyscy
zamarli ze zgrozy, lecz niepotrzebnie, bo Hoesok nawet tego nie słyszał, leżąc
już na swoim łóżku i słuchając muzyki w słuchawkach. Odetchnęli z ulgą
posyłając gromy śmiejącemu się Jinowi.
Obiad zjedli
na zajeździe stacji benzynowej i zaraz potem wylądowali już u celu. Dotarli do
finału swojej podróży. Do domu Świętego Mikołaja.
Z uśmiechem
powitali przewodników wyglądających jak elfy i ruszyli za nimi do groty cudów.
Choć każdy z nich zarzekał się, że dzieckiem już nie jest, teraz nie mieli
najmniejszych obiekcji, by się do tego przyznać. Dotykali wszystkich dekoracji,
robili zdjęcia lampkom, tańczyli na scenie do świątecznych piosenek. Jedną z
atrakcji było stworzenie własnego mini mikołaja z papieru i waty. Mogli
pozostawić po sobie ślad w tym magicznym miejscu i przyjrzeć się swemu dziełu,
które zawisło na ścianie jednego ze świątecznych domków. Przygód nie było
końca. Do ostatnich należało napisanie przez nich listów do Świętego Mikołaja.
Każdy dostał pióro i zasiadł przy kałamarzu. Przekrzykiwali się, oznajmiając sobie
nawzajem, co zawrą w swoich wiadomościach. Jimin siedział jednak cicho. Kilka
razy zaczynał na nowo i zasłaniał ramieniem swoją kartkę, wstydząc się tego, co
napisał. Ostatecznie dokończył list w samotności. V za to tak bardzo zapisał
kartę, że nie było na niej ani odrobiny wolego miejsca.
Potem mieli też
trochę czasu, by rozejrzeć się po zimowym miasteczku. Przechadzali się
uliczkami i przyglądali kolorowym światełkom. W pewnym momencie zatrzymali się
przy szybie, za którą znajdowało się pomieszczenie wykute z lodu. Jimin zadumał
się chwilę nad rzeźbionymi, lśniącymi meblami i zastanawiał się, ile par kurtek
musiałby nosić w takim iglo. Nim się spostrzegł, część kolegów się rozeszła i
został sam na sam z Yoongim, który również nad czymś dumał. Ich spojrzenia
nagle się spotkały i zmieszali się, nie wiedząc co powiedzieć.
Jimin musiał
przyznać, że oczy Sugi chyba nigdy nie przestaną go przyciągać. Nawet teraz,
gdy wstydzili się swoich myśli bardziej niż kiedykolwiek, nie był w stanie
odwrócić od nich wzroku, podziwiając każdą kolorową iskierkę, która zatańczyła
na ciemnej tęczówce. Wcale nie musiał mieć na sobie super ciuchów, w które
ubierali ich na koncerty, ani makijażu, ani zrobionej fryzury. Nie musiał też
się ciągle uśmiechać, czy być wesołym. Kochał tę prawdziwość i tutaj, w tym
miejscu, poczuł znacznie bardziej jej autentyczność. Jimin chciał go zapytać,
co napisał w swoim liście, a także o wiele innych rzeczy. Suga to wyczuł, bo
poruszył się niespokojnie. Już otwierał usta, lecz ostatecznie zrezygnował.
Powodem był elfi przewodnik, który zakłócił ich prywatność, przechodząc obok
nich i wskazując palcem na sufit. Zniknął za rogiem z chochlickim uśmiechem.
Ich wzrok padł
na ogromną jemiołę.
Spłonęli rumieńcem.
Suga tym bardziej wycofał się w tył, wlepiając wzrok w podłogę.
- Wracajmy do
reszty.
Jimin poczuł,
jak jego chłodne słowa przeszywają go do kości. Nie miał pojęcia skąd to się
wzięło. Jeszcze wczoraj wydawało mu się, że może wszystko się jakoś ułoży.
Suga odwrócił
się i już chciał odejść, ale Park wyciągnął dłoń i chwycił go za ramię.
- Hyung… Proszę…
Powiedz mi cokolwiek.
Chłopak
zadrżał i zgarbił się jak karcony psiak.
- Przepraszam
Jimin… Przepraszam, ale nie mogę.
Wyrwał mu się
i odszedł. Zostawił go z bolącym sercem i jeszcze większą niepewnością. Cała
magia i urok miejsca uleciała, swoim ciepłem potęgując rozpacz i samotność w
jakiej właśnie tonął. Nie był w stanie nawet zapłakać. Emocje z niego wypłynęły
i ciężkimi jak głazy stopami powłóczył za resztą kolegów, przywdziewając na
usta jeden ze swoich najbardziej fałszywych uśmiechów.
***
Ich podróż
dobiegła końca. Świetnie się bawili, jedli niesamowite rzeczy, widzieli piękne
miejsca, podejmowali wyzwania i musieli radzić sobie z codziennymi problemami
bez niczyjej pomocy. Przeżyli wiele cudownych momentów, pogłębili swoją
przyjaźń, nauczyli się wielu nowych rzeczy i wracali z energią oraz pomysłami
na nową muzykę. Ze smutkiem żegnali Europę, ale świadomi tego, co ich czeka w
Korei, czuli podekscytowanie. Tak jak przewidzieli, na odpoczynek mieli tylko
jeden dzień, który wykorzystali, by wypakować rzeczy i przyzwyczaić się do
różnicy czasowej. Nadszedł czas na pracę nad filmowymi nagraniami i zupełnie
nowym konceptem. Ledwo rozkleili oczy, a już wysłali ich do wizażystów i
stylistów, oślepiając blaskiem świateł i kamer, które wodziły za ich ruchami do
nowego teledysku i reklamówek. Kiedy pierwszy raz spotkali się na planie
filmowym, nie mogli przestać nadziwić się jak bardzo się zmienili.
- Ale jesteśmy
seksowni!
- Elegancko.
- Łoooo!!! V,
jak dobrze ci w blondzie!
- Jimin ma
świetną kreację…
- Jin za to
wygląda jak urocza, różowa owieczka.
- Ej!
Zazdrościsz mi po prostu mej przystojności!
Podziwiali się
w lustrzanych odbiciach i komplementowali bez końca.
Park był
szczególnie zdenerwowany, bo pierwszy raz farbował włosy na taki kolor. Chciał
całkowitej zmiany. Musiał przyznać, że srebrne kosmki idealnie współgrały z
jego twarzą i ubraniem. Bardzo łechtały go komentarze kolegów, ale szczególnie
zależało mu tylko na jednym, którego oczywiście nie otrzymał. Suga rzucił mu
spojrzenie tylko raz, a potem pogrążył w dalszej konwersacji z Jinem i Rapem. Przełknął
ślinę, podziwiając idealną sylwetkę w dopasowanej marynarce i białą skórę,
której odcień tylko uwydatniły jego czarne jak noc włosy. Chciał mu powiedzieć,
jak świetnie wygląda w nowej stylizacji, ale ostatnie wydarzenia bardzo
nadszarpnęły ich przyjaźń, za którą cholernie tęsknił. Starał się tego nie
okazywać, ale jego wrażliwa natura i uczucia wciąż dawały o sobie znać, więc
posyłał raperowi niekontrolowane, przeciągłe spojrzenia, szybko odwracając
wzrok, gdy zostawał na nich przyłapywany. Próbował skupić się na swojej roli,
którą musiał odegrać przed kamerami do teledysku. Na szczęście scenariusz był
wciągający i cała grupa z przyjemnością poddawała się swojej pracy. Bardzo
ekscytował się i jednocześnie stresował scenami, które mieli zagrać razem. W
pierwszym ujęciu teledysku Yoongi zasłaniał mu twarz dłonią. W innej oboje
klęczeli w pustym pokoju naprzeciwko siebie, gdzie Suga patrzył na niego
intensywnie, a następnie zakrywał mu oczy czarną, aksamitną chustą. Serce biło
mu wtedy jak szalone, pragnąc absurdalnie nieprzyzwoitych rzeczy. Nie mógł
uwierzyć, że jest w stanie zachowywać się przy nim naturalnie, śmiać się i
dotykać go, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Przez to, co przeżywał
wewnętrznie, bardzo wczuwał się w teledysk i piosenkę. Swoje pragnienia mógł
uzewnętrznić w tańcu i swoich spojrzeniach, robiąc fenomenalne wrażenie na całym
zespole i przełożonych. Był to jednocześnie jego żywioł i prawdziwe tortury. Wiedział,
że tylko to go może teraz uratować.
***
Kookie ocierał
pot z czoła i oglądał kolejny fragment nagrania. Przygryzł wargę, czując jak
blond włosy łaskoczą jego ucho. Tae stał za nim i podpierając się jego boków patrzył
mu przez ramię na obraz monitora. Bardzo dobrze zdawali sobie sprawę, jak
ciężko będzie im wytrwać do wieczora. Maknae był wystawiony na prawdziwą próbę,
gdy były kręcone ujęcia z nagimi plecami V. Wyobrażał sobie piszczące fanki i
coś się w nim gotowało. Nie chciał, by to było pokazywane. Jednak według kontraktu
ich ciała należały do wytwórni, więc nie mieli nic do gadania. Chronili ich
prywatność, ale równocześnie mogli ich jej pozbawić w każdej chwili. Im silniej
płonął ogień miedzy nim a Tae, tym mocniej Kookie pragnął go tylko dla siebie.
Atmosfera wokół przypominała gęsty, słodki płyn, którego ciepłe prądy otulały
jego skórę. Naciskały na jego klatkę piersiową i otumaniały, wodząc jego zmysły
na pokuszenie. Gorąco i smak słonego potu w ustach trochę przywracały go do
porządku i przypominały, że jest w pracy.
Nagrania
zakończyły się bardzo późno. Gdy wsiedli do auta, nie byli w stanie ruszyć
nawet palcem. Rozsiedli się i przymknęli oczy, nie mając siły siebie nawet
otworzyć ust, aby coś powiedzieć.
Kookie zajął
ostatnie miejsce, mając cichą nadzieje, że Tae do niego dołączy i nie zwiódł
się. Pomimo, że siedzeń była trójka, reszta zespołu zajęła przednie fotele.
Światło przygasło, a samochód ruszył cicho. Byli niedostępni dla świata
zewnętrznego dzięki czarnym szybom. Po tym, jak wszyscy zamilkli nie potrzeba
im było wiele. Wystarczyło ciepło drugiego ramienia. Potrzeba bliskości drugiej
osoby, przelanie frustracji z całego dnia, ukojenie zmęczonych mięśni było jak
miód na jego zszargane nerwy. Ich splecone ze sobą palce dłoni wyrażały właśnie
to wszystko i Kookie przymknął oczy, chowając twarz w zagłębienie szyi
chłopaka, który przyciągnął go do siebie i głaskał czule po włosach. Trwali tak
chwilę, nie odzywając się do siebie. Napięcie między nimi znów rosło i Kookie
czuł, jak z podniecenia robi mu się sucho w ustach. Wargi Tae błądziły
niebezpiecznie blisko jego szczęki, co rusz muskając jego skórę. Przeszył go
dreszcz spowodowany obawą przed nakryciem, ale przekrzywił głowę i oddał
pocałunek, tonąc w ciemności drugich tęczówek. Zlekceważył właśnie wszystko, o
czym przypominał sobie cały dzień. Był bezbronny wobec uczucia, które coraz
żywiej i natarczywiej upominało się o swoje.
***
Jimin siedział
skulony na swoim siedzeniu i patrzył prosto na przysypiającego Sugę, który
znajdował się po drugiej stronie auta. Dzieliło ich przejście między fotelami,
ale dla niego było ono jak przepaść. Widział jak bardzo jest zmęczony i oddałby
wiele, by móc dać mu zasnąć w swoich ramionach. Poprawiłby jego zmierzwione
włosy, zsuwający się z ramion koc, wyszeptał kilka miłych słów. Ta potrzeba
była tak silna, że musiał zaciskać palce na materiale spodni, by nie wstać i
jej nie spełnić.
Yoongi
przyłapał go na jednym z tego typu spojrzeń, więc szybko odwrócił twarz, która
spłonęła rumieńcem. Czuł na sobie jego wzrok jeszcze chwilę. Bał się ich
kolejnej konfrontacji. A jeżeli całkowicie przestaną rozmawiać?
Nagle
zawibrował mu telefon. Wyciągnął go niespiesznie i spojrzał na ekran.
Słodki
Kamień
Świetnie
dzisiaj wypadłeś
Park nie mógł
uwierzyć w czytane słowa, które pokazywał mu jasny wyświetlacz w ich prywatnej
konwersacji. Palce zaczęły mu drżeć. Co powinien odpisać? Czy się obrazi?
Niepewnie wystukał kilka słów i wysłał, zaraz potem żałując.
ChimChim
Dziękuję. Tobie
super w czarnych włosach.
Mimo, że od
kolejnej wiadomości nie dzieliła ich nawet minuta, on myślał, że to cała
wieczność. Bał się na niego spojrzeć.
Słodki
Kamień
Nie tak
dobrze, jak Tobie w srebrnych
Jimin ukrył
twarz w kolanach. Serce mu znów przyspieszyło. Przecież on go doprowadzi do
szaleństwa! Czemu mu to robi? Z jednej strony go odrzucał, a z drugiej dawał
nadzieję. O co w tym wszystkim chodziło? Niepewnie pisał dalej. Nie wiedział,
czy dobrze robi.
ChimChim
Czy moglibyśmy
dzisiaj pogadać?
Tym razem nie
wdusił jednak przycisku wyślij wiadomość.
Za bardzo się bał. Zagryzł wargę i wyłączył telefon, chowając go do kieszeni.
Spojrzał za okno, marząc tylko o tym, by zasnąć. Był zmęczony i smutny.
Nim jednak
zamknął powieki w odbiciu szyby coś przykuło jego uwagę. Coś na tylnym
siedzeniu auta. Wytężył wzrok i wstrzymał oddech. Z początku nie uwierzył, ale
gdy tylko jego umysł przypisał temu konkretne słowa i znaczenie, skamieniał. Był
świadkiem czegoś, czego nie powinien. Gorąco uderzyło w jego policzki, gdy
podglądał niczego nieświadomych przyjaciół. Nagle uleciała z niego rozpacz, a
zastąpiło to uczucie niedowierzania, lęku i podekscytowania. Jego głowę zalało
setki pytań.
Jak wiele
wydarzyło się między nimi od czasu debiutu?
Czyżby nie był
sam?
Kto o nich
wie?
Co dzieje się
z ich zespołem?
Czy nadal są
przyjaciółmi?
Czy wszystko
będzie dobrze?
Kiedy ostatnio
wszyscy ze sobą szczerze rozmawiali?
Nie pamiętał.
***
Dzień premiery
każdego z solowych filmów oraz teledysku wyrył im się w pamięci bardzo dobrze.
Historia i symbolika którą zawarli w przekazie oraz połączenie tego z ich
wcześniejszymi piosenkami wywołały prawdziwą furorę wśród fanów. Internet
huczał od wiadomości oraz teorii z tym związanych. Wytwórnia była zachwycona, a
BTS pełni podziwu dla montażu i wprowadzenia tego wszystkiego w życie. Z małego
zespołu, który musiał szukać fanów na ulicy, zaczęli nagle zdobywać fenomenalną
sławę. Nie tylko w Korei, ale także poza jej granicami. W jednym roku zrobili
tyle, ile nawet im się nie śniło. Ich ostatni odważny występ puszczano na
wszystkich kanałach, zaproszenia do programów wylewały się ze skrzynek, a w
internecie fanki zachwycały się bez końca, nabijając im głosy w ankietach i
wyświetlenia.
Kookie jednak
nie potrafił się tym w pełni cieszyć. Głownie przez brak Tae, który w ostatnich
dniach ciągle wybywał na zmierzające już na szczęście do końca nagrania do
dramy. Właściwie wpadał i wypadał z
dormu, ledwo zamieniając z kimkolwiek słowo. Przez to maknae chodził
naburmuszony, a nawet zbywał członków zespołu, psując humor również im.
Najbardziej było mu żal Jimina, którego potraktował najgorzej, gdy jako jedyny
próbował zaangażować go w jakiś wspólny wypad, może nawet poza miasto. Przez to
jeszcze bardziej czuł się źle. Wiedział, że nie powinien tak robić i przerażało
go, jak bardzo nie był w stanie opanować swoich uczuć. Wydawało mu się, że cały
zespół jest przez niego podenerwowany i zaraz ktoś na pewno zwróci na to uwagę.
Wyczekiwał
zatem końca nagrań. To nie tak, że był zły, że V debiutował jako aktor. Ba,
nawet chciał go zobaczyć w telewizji. Był bardzo ciekawy jego pierwszej roli.
Mógłby wtedy bez żadnych ograniczeń podziwiać jego nieziemski uśmiech. Całą
resztę obsady, która się wokół niego kręciła, wolał z zaciśniętymi zębami
przemilczeć.
Pewnego dnia
przyszedł do nich staff. Rzadko się to zdarzało, więc cały zespół słuchał w
napięciu, co mieli im do powiedzenia. Okazało się, że otrzymali srebrną
kopertę. Było to zaproszenie na wielką, vipowską integrację najbardziej znanych
gwiazd w Korei. Była to impreza, której nie filmowano i na którą nie wpuszczało
się fotoreporterów. Coś, co uznawali jedynie za niesamowitą plotkę, nagle stało
się rzeczywistością. Zostali zaliczeni do wąskiego, ważnego grona celebrytów i prawdziwie
poczuli, że zaczynają mieć znaczenie w muzycznym świecie. Był to prawdziwy
zaszczyt i prestiż. Oczywiście Bangtani odpowiedzieli twierdząco i od tamtej
pory nie potrafili myśleć o niczym innym, jak tylko o zbliżającej się imprezie.
Zastanawiali się kto tam będzie, dokąd ich zawiozą oraz co ich tam czeka. Byli
pełni obaw, ale tak samo rozpierała ich ciekawość. Dni upływały powoli, dlatego
w ten ważny dzień, każdy wręcz skakał z podekscytowania.
Cała siódemka
nie wiedząc czego się spodziewać, ubrała się w eleganckie, dopasowane garnitury.
Wsiedli do specjalnie podstawionego luksusowego samochodu, który miał ich
zawieść na miejsce. Oczywiście nie było podanych żadnych szczegółów. Otoczka
tajemniczości tym bardziej działała na ich wyobraźnię. W aucie podali im
alkohol i przekąski, życząc udanej zabawy. Tak samo każdy z nich otrzymał specjalną
bransoletkę, która miała być ich przepustką. Nie wiedzieli, czy mają się czuć
jak królowie wiezieni na własne urodziny, czy też skazańcy na rzeź. Choć
wytwórnia ich uspokajała, to i tak oczywistym było, że wszystkie ich obawy
rozwieją się na miejscu.
Po prawie
godzinnej podróży limuzyna wjechała na podziemny parking, skąd ochroniarze
poprowadzili Bangtanów do przestronnej windy, mogącej pomieścić nawet
dwadzieścia osób. Zestresowani przyglądali się ilości pięter, którą pokonywali w
górę. Złote światło przesuwało się po cyfrach, szybko zbliżając się do
najwyższej z numerem 99. Do ich uszu zaczęło dochodzić dudnienie basów, które
wprawiały metalowe ściany w drżenie. Dzwonek windy cicho rozbrzmiał, a rozsuwające
się drzwi ukazały im świat, który zdecydowanie wykraczał poza ich wyobrażenia.
Przekraczali jego próg nie zdając sobie sprawy, że prawie wcale nie oddychają.
Otaczał ich
przepych i szaleństwo. Znaleźli się w wielkim pomieszczeniu, które łączyło ze sobą
wiele najróżniejszych atrakcji. Pierwsze co przykuło ich wzrok to jasno
oświetlony basen, w którym nawet kąpało się kilkoro ludzi. Było to
najjaśniejsze miejsce, resztę bowiem spowijał półmrok marmurowych ścieżek
oświetlony jedynie kolorowymi neonami wijącymi się wzdłuż lśniących murków.
Bangtani dopiero po chwili zorientowali się, że zamiast ścian, są otoczeni
tropikalną roślinnością, a zamiast dachu na ich głowami znajduje się pajęczyna rusztowania
połączona szkłem. Było widać przez nią rozgwieżdżone niebo. Znajdowali się w
olbrzymim zimowym ogrodzie, wystrojonym w bardzo nowoczesnym, kryształowym
stylu. Wszystko mieniło się lub odbijało kolory. Powietrze pachniało słodkim
dymem. Prowadzeni główną alejką, nie wiedzieli na czym zawiesić oko. Dostrzegli
szeroki bar, przy którym serwowano alkohol, olbrzymi parkiet do tańczenia, szeroką
scenę, wymyślne dekorację i brylantowe loże. Wokół kręciły się gwiazdy muzyczne
i filmowe, mierząc ich spojrzeniami. Kłaniali się uprzejmie, czując olbrzymią
presję i stresując, gdy rozpoznali z kim mają do czynienia. Dziwnie się czuli, bez
kręcących się wszędzie reporterów. Tutaj nikt nie śledził ich ruchów i dało się
to wyczuć w sposobie zachowania celebrytów. Odetchnęli dopiero, gdy usiedli na
przypisanych im miejscach, które znajdowały się gdzieś w połowie między sceną a
barem. Zjadała ich prawdziwa trema. Rozglądali się, rozpoznając inne zespoły i
zastanawiali, czy jest w śród nich taki, który też jest tu pierwszy raz. Znów
podali im drinki oraz przekąski, życząc udanej zabawy. Nie mieli jednak apetytu,
by sięgnąć po jakąkolwiek.
- Rany,
naprawdę tu jesteśmy.
Hobi
powachlował się ze zdenerwowania jednym z wielkich liści, które pochylały się
nad ich głowami.
- Spokojnie
panowie, nie macie się czym martwić.
Cała siódemka
spojrzała w stronę osoby, która wyłoniła się zza rogu. Wysoki mężczyzna był
ubrany mniej elegancko niż niektórzy goście. Miał zwiewną, błękitną koszulę z
dość mocno wykrojonym dekoltem i czarne, dopasowane spodnie.
- Minho! Też
tu jesteś!
Tae wyrwał się
i przytulił przyjaciela.
- To logiczne,
że Shinee nie jest tu pierwszy raz – powiedział Kookie, prychając cicho pod
nosem.
Reszta zespołu
uprzejmie się ukłoniła. Starszy wyjaśnił im pokrótce zasady funkcjonowania nowego
miejsca. Ich lęki okazały się niesłuszne, więc nieco się odprężyli. Podobno na
początku mieli ich uprzejmie powitać, a potem korzystać z atrakcji, jak im się
podoba. Upewnił ich, że cokolwiek się tu dzieje, nigdy nie ujrzy światła
dziennego.
- Czyli możemy
robić, co chcemy? – upewnił się Rap, wcale nie będąc o tym przekonany.
- Tańczyć,
pić, jeść, poznawać ludzi, kąpać się, śpiewać… Potem jest nawet wojna raperów,
powinniście wziąć udział. To niezła zabawa – Minho puścił do niego oko.
- Nawet jeśli jesteśmy
tu pierwszy raz? - zapytał Suga.
- Szczególnie,
jeśli jesteście pierwszy raz – pochylił się do nich. Wszyscy słuchali go z
uwagą. – Lepiej samemu się pokazać, niż być na siłę z tłumu wyrywanym. To taka
rada.
Już wiedzieli,
dlaczego czuli taką presję. Jako nowicjusze będą prawdopodobnie poddani próbie.
Z różnych stron czuli wymierzone w nich celowniki i ich właścicieli,
trzymających palec na spuście. Może i była to impreza pozbawiona
fotoreporterów, ale na pewno nie głodnych sensacji kolegów z branży, którzy
tylko czekali na rozróbę albo jakiś romans. Pewnie dla niejednego była to
świetna okazja do szaleństwa. Niejeden się musiał wyłamać.
- Czy jest też
reszta aktorów? – zapytał V, gdy Minho miał zamiar odchodzić.
- Tak, są przy
barze, chcesz się przywitać?
- Jasne!
Chcesz się przywitać? Przedrzeźniał go
Kookie w myślach i odprowadził Tae zazdrosnym wzrokiem. Rozdziawił usta w
oniemieniu, gdy zobaczył, jak Minho chwyta pośladek jego hyunga i ściska jak
soczystą brzoskwinię. Otrzymał w zamian solidnego kuksańca zamiast pełnego
oburzenia, które maknae wręcz pragnął zobaczyć na twarzy swojego przyjaciela.
- Spójrzcie tylko
– Hobi wskazał brodą w kierunku czterech dziewczyn, które przechodziły koło ich
stołu, by po chwili usiąść w loży obok. Raper zagwizdał na ich widok, a
wszystkie jak jeden mąż odwróciły się w ich stronę. Namjoon uderzył go karcąco
w ramię, ale niepotrzebnie, bo dziewczyny zamiast się obrazić, puściły im
wszystkie po całusie. Cała szóstka spurpurowiała.
- Czy to były
Mamamoo?
- Ale z nich
są laski…
- Dla nas za
stare.
- Ej! Nie mów
tego tak głośno!
- Ale
widziałeś jakie miały krótkie spódniczki?!
- Niesamowite
ile jest tu ludzi. – Jin wyjrzał zza ich bezpiecznych siedzeń. – Jest całe EXO,
Super Junior… Widzę nawet IU… i o Jezu Big Bang! Tak niedaleko nas!
Kookie ich nie
słuchał, jego wzrok wciąż powracał w kierunku baru, gdzie piątka chłopaków
głośno rozmawiała, zaczepiając się i żywo gestykulując. Wyglądali na bardzo
zżytych.
Niedługo po
ich przybyciu, światła przygasły i rozległ się gong powitalny, a na scenę
wyszedł organizator imprezy wraz z właścicielami różnych wytwórni i innymi
ważnymi ludźmi. Dojrzeli nawet swoich przełożonych i oklaskiwali innych
zaproszonych gości. Całość nie trwała długo i gdy tylko życzyli im udanej
zabawy, Bangtani postanowili przejść się wokół, chcąc znaleźć znajome twarze
lub poznać kogoś nowego. Nie tylko chcieli tu dobrze wyglądać, ale także
pokazać się z jak najlepszej strony. Nie było to wcale takie trudne, wiele
ludzi podchodziło do nich samych z siebie, chcąc poznać wschodzące gwiazdy.
Nieustannie się przedstawiali i kłaniali, będąc w centrum zainteresowania. Powoli
się rozdzielali, każdy porwany w inną konwersację i inną część imprezy. Zagrała
muzyka i zaczęło się prawdziwe szaleństwo.
Kookie średnio
radził sobie w nowym towarzystwie i bardzo kurczowo trzymał się z Jiminem i
Sugą. Pił drinki i potakiwał mechanicznie. Zaczęło oblegać ich coraz więcej
kobiet, które pożerały go spojrzeniami. Pozbawione kamer i ludzi z zewnątrz,
zachowywały się zupełnie inaczej. Wcale nie były takie
nieśmiałe i niewinne jak zazwyczaj. Chłopcy nie wydawali się speszeni i
podziwiał ich za chłodną postawę, ale on sam czuł, że dziewczyny wręcz oczekują
od niego jakiejś adoracji czy reakcji na zaloty. Postanowił ukradkiem się
wycofać, tłumacząc się byle pretekstem. Gdy uwolnił się od towarzystwa, w końcu
mógł odetchnąć. Postanowił, że na trzeźwo tego nie zniesie, więc poszedł do
baru, chcąc dostać więcej alkoholu. Oczywiście jego cel miał również drugie
dno.
Nie mylił się,
Tae dalej tam był, ale został już z nim jedynie Minho. Maknae najeżył się,
widząc jak blisko siebie siedzą. Wręcz bezczelnie przerwał im cichą
konwersację.
- Co tam,
gołąbeczki?
Oboje
wyglądali na zaskoczonych, ale raper szybko przywdział swój olśniewający uśmiech,
nie komentując dziwnego przywitania.
- Siadaj z
nami. Piszesz się na piwo?
Gdy Kookie
kiwnął głową, machnął na kelnera, by ten doniósł jedną szklankę. Zrobili mu
miejsce obok siebie.
- To nasz
maknae, dopiero od niedawna może pić – wyszczerzył się Tae, czochrając młodego
po włosach.
- Odezwał się
najstarszy w naszej ekipie – skomentował Minho, przyglądając się temu spod
przymrużonych powiek.
- I pewnie
najbardziej rozgarnięty – dopiekł mu Jungkook, nic nie robiąc sobie z
otrzymanego kuksańca.
- Rozumiem, że
na co dzień też jest kosmitą?
- I to jakim…
- Ej!
Kookiemu nie
podobało się to, jak wiele mężczyzna wiedział o Tae i jak się z nimi spoufalał.
Nim się spostrzegł, zaczął z nim prowadzić słowną grę, próbując podważać jego
słowa. Z boku musiało wyglądać to na przyjacielskie zaczepki, ale członek
Shinee dość szybko zauważył, że maknae coś do niego ma. V wydawał się nadal
beztroski i nieświadomy cichej rywalizacji swoich rozmówców.
- Kiedy będzie
można zobaczyć dramę? – Kookie upił łyk piwa.
- W grudniu. Może
chciałbyś przyjść na premierę?
- W domu też
mamy telewizor.
- Nie skusi
cię Tae na dużym ekranie?
- Mam go dosyć
na żywo, podziękuję.
- Ej, Kookie!
Jak możesz być taki zimny!
- Tak pięknie
się do wszystkich wdzięczył… A już najbardziej uroczy był, kiedy pchał się nam wszystkim
do łóżka.
- Nie zdradzaj
mu fabuły!
Maknae tak
mocno zacisnął palce na szklance, że o mało nie pękła. Wiedział, że mężczyzna
celowo go zaczyna prowokować. Rzucił mu ostre jak brzytwa spojrzenie i już
chciał coś odpowiedzieć, ale mu przerwano.
- Hej, co
powiecie na karaoke? – zapytał Minho udając, że nic nie zauważył. Upił łyk piwa
i obserwował rozjuszonego Kookiego.
- To mają tu
nawet coś takiego?! – V aż się zapalił do nowej zabawy i chwycił młodszego za
rękaw - Idziemy?!
Czy chciał czy
nie chciał, musiał się zgodzić. Nie wiedział czemu, ale wydawało mu się, że to
pewnego rodzaju wyzwanie. Teraz nie było odwrotu. Do tego zauważył, że
mężczyzna pozwala sobie nagle na więcej. Zaczepiał Tae w nieprzyzwoity sposób,
szeptał mu do ucha, nieustannie go rozbawiając, jakby pokazywał, że gra tu
pierwsze skrzypce. Po prostu bezczelnie z nim flirtował. W Kookim aż się
gotowało ze złości. Szedł z boku, nie reagując na zaczepki przyjaciela, który
nadal nic nie zauważył.
Na miejscu
było też wielu innych gości, próbując dostać się do rozstawionego namiotu, w
którym znajdował się wielki ekran i mikrofony. Niektórzy pchali się do środka,
inni słuchali z boku. Z głośników leciała muzyka i śpiew, czasem gorszy, czasem
lepszy w zależności od stanu upojenia. Dzięki Minho udało im się dostać do przodu.
Kookie z
przerażeniem obserwował, jak obgadywani są piosenkarze, którzy po wypiciu kilku
głębszych, nie byli w stanie panować nad głosem. Niektórych to bawiło, innych
degustowało. Biedacy chcieli się popisać, ale ostatecznie zostawali skazani na
języki bezlitosnych sędziów. Nawet on sam, będąc pewnym swoich umiejętności,
poczuł jak trema ściska jego gardło. Mają rzucić się na pożarcie hienom?
- Może młody
coś zaśpiewa? Chciałbym usłyszeć ten anielski głos, o którym tyle słyszałem.
Kookie nie
miał już żadnych wątpliwości co do zamiarów Minho. Na szczęście nie wypił tyle,
by zawieść oczekiwania rozmówcy. Zmroził go spojrzeniem, przyjmując wyzwanie.
- Ma
najpiękniejszy głos na świecie.
Musiał
odwrócić twarz, gdy komplement wywołał na jego policzkach czerwone plamy, a
jego serce wywinęło fikołka. Opanował się jednak, mając nadzieję, że nie
zostało to zauważone, choć mina aktora nie pozostawiała co do tego wątpliwości.
Nie musieli długo czekać, Tae swoim urokiem osobistym przekonał zgromadzonych
do tego, by pozwolili Kookiemu wepchnąć się w kolejkę. Nim się spostrzegł, do
ręki wciśnięto mu mikrofon i kazano wybrać piosenkę.
Gdyby nie
doświadczenie na scenie, pewnie nogi by się pod nim ugięły. Ludzie siedzący na
miękkich pufach obserwowali go z rozbawieniem, ale też ciekawością. Mógł liczyć
teraz tylko na siebie i swój głos. Czuł też przemożną potrzebę coś udowodnić.
Rzucił więc Minho kolejne wyzywające spojrzenie. Ten w odpowiedzi uniósł w
zaciekawieniu brew.
Wybrał Lost Stars Adama Levine’a.
Cisza jaka zapadła
po jego pierwszych wyśpiewanych słowach była niewiarygodna. Wszyscy słuchali w
napięciu, zachwyceni jego głosem, który swoją wysokością wywoływał dreszcze.
Oczarował publiczność i zgarnął mnóstwo braw. Był usatysfakcjonowany swoim
występem i szukał w tłumie Tae, lecz ten gdzieś mu zniknął.
Znalazł go
przy panelu wyboru piosenek.
Następną Tae śpiewał
z Minho i nie zamieniwszy z nimi nawet słowa, musiał oddać im mikrofon. Poczuł
się pominięty i odepchnięty.
Ich utwór był
częściowo rapowany, a częściowo śpiewany. Nie trzeba było zgadywać kto ma którą
partię. Publika była zachwycona, widząc dwóch przystojnych piosenkarzy, którzy
popisywali się na scenie. Patrzyli sobie w oczy, zaczepiali się, śmiali. Występ
Kookiego odszedł w zapomnienie, zastąpiony ich wykonaniem. Maknae zwalczając
przemożną potrzebę odwrócenia się na pięcie i wyjścia, słuchał ich
przeplatających się głosów, czując coraz większą nienawiść do intruza, który miał
czelność wejść miedzy nich. Najzwyczajniej w świecie celowo ukradł mu Tae, który
do tej pory śpiewał na karaoke duety tylko z nim. Nie miał żadnych wątpliwości
co do ustawienia całego przedstawienia. Nie mógł się też nadziwić, dlaczego V
nie zauważa, co się wokół niego wyprawia. Wzbierała w nim wściekłość.
Kiedy
skończyli, publika szalała. Prosili ich o bis. Kookie jednak nie był wstanie
więcej na siebie przyjąć. Ruszył do wyjścia, mając potrzebę dać ujście swojemu
gniewowi.
- Hej! Dokąd
idziesz?! Hej!
Słyszał za
sobą głos V, ale się nie zatrzymał. Gdy był już poza namiotem skręcił w pierwszą
lepszą ścieżkę i szedł przed siebie, nie wiedząc dokąd. Byle jak najdalej.
Niestety usłyszał za sobą przyśpieszone kroki.
- Zostaw mnie!
– krzyknął za siebie, szukając jakiegoś bezpiecznego schronienia. W zasięgu
wzroku było jedynie mnóstwo roślin i drzew. Może tak wskoczyć w gąszcz?
- Zaczekaj na
mnie! Dokąd idziesz?
Tae był już na
tyle blisko, że musiałby biec, żeby go zgubić, a tego nie chciało mu się robić.
- Na spacer,
masz z tym jakiś problem?!
Choć nie
chciał, włożył w to zdanie zdecydowanie za dużo jadu. Odwrócił się do V, który
wyglądał na zaskoczonego. Zatrzymali się oboje.
- Co ci jest?
- Nic.
- Odpowiedz!
- Przecież
mówię!
Spanikował.
Pierwszy raz na siebie krzyczeli. Nie wiedział skąd w nim tyle agresji i jak ma
z tego wybrnąć.
- Wracaj tam,
pewnie czekają na wasz kolejny
występ.
- Kookie… Czy ty
jesteś zazdrosny?
Wkurzyło go,
że w jego głosie usłyszał zadowolenie. Poczuł przemożną ochotę go zranić.
- O kogoś kto
flirtuje z kim popadnie? Błagam cię. – Zmierzył go, dając mu do zrozumienia,
kogo ma na myśli.
Tae przestał
się uśmiechać.
- Co to miało
znaczyć?
- Dokładnie
to, co usłyszałeś.
- Przeginasz.
- Ja
przeginam?! Mamy pierwszy wieczór, który możemy spędzić razem, a ty… ty…
- No słucham,
jaki masz problem?
- Jaki? Nie
mów, że nie zauważyłeś.
- Czego?
- Że koleś cię
podrywa, a ty mu się pchasz w łapy.
V zaniemówił
przez chwilę.
- Jesteś
śmieszny – prychnął z niedowierzania i oburzenia.
- Skoro tak
się lubicie i piszecie codziennie, to może zmień zespół.
To był cios
poniżej pasa. Tae wyglądał na wstrząśniętego. Nie wiedział, co odpowiedzieć.
Kookie z kolei wiedział, że przegiął i sam nie mógł uwierzyć we własne słowa. Z
zakłopotania chciał uciec.
- Nie ważne,
zapomnij.
Odwrócił się
na pięcie i zaczął odchodzić, chcąc naprawdę zniknąć.
Po szoku
przyszedł gniew, w którym Tae podbiegł do niego i chwycił za kołnierz.
- Jak możesz…!
- I co?
Uderzysz mnie?!
Nastała pełna
napięcia chwila, w której żaden nie wykonał ruchu.
- Nie. – V
przełknął ślinę i go puścił. Odetchnął kilka razy, próbując się opanować. Widać
było, że nadal jest wściekły. – Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale pogadamy
rano.
- Więc sobie
idziesz, tak?
- Tak jak
chciałeś. – Rozłożył ręce i udając obojętność, zaczął odchodzić.
Kookiego nagle
oblał zimny strach. O to, że go straci, że pójdzie znowu do Minho, że coś się
między nimi stanie, jeśli czegoś nie zrobi. Konsekwencje swoich słów odczuł
wręcz fizycznie, przygnieciony gorzką odpowiedzialnością. Ale jego zdruzgotanie
cały czas przyćmiewała wściekłość i tym postanowił się ratować.
Nim wymyślił
coś rozsądnego, również chwycił Tae za ubranie i obrócił do siebie. Złączył ich
usta w brutalnym pocałunku, w którym próbował przelać swoje emocje. Był prawie
pewny, że tym razem V go uderzy, ale stało się coś zgoła odmiennego.
Oddał jego
pocałunek z równie silną pasją.
Byli na
widoku, obnażeni, każdy mógł ich zobaczyć. Zrobiło się strasznie
niebezpiecznie, dlatego zeszli z głównej ścieżki i wtapiając się w mrok,
schronili się wśród roślinności. Co jakiś czas słyszeli na ścieżce jakieś śmiechy
czy rozmowy, ale oni oddawali się sobie, całując się namiętnie i pieszcząc
przez ubranie.
Kookie czuł
ich wspólny gniew na siebie, który płonął i podsycał tylko ich pożądanie.
Długie dni rozłąki dały o sobie znać. Nie potrafili przestać. Byli bardzo
nieostrożni. Maknae jednak dalej nie potrafił mu wybaczyć i kierowany dziwną, a
zarazem podniecającą myślą sięgnął do jego paska u spodni. Niewiele się
zastanawiając rozpiął go i klęknął na kolana.
- Kookie, co
ty…?
Tae jednak nie
dokończył zdania, bo w następnej chwili jego penis znalazł się w ciepłych
ustach. Chłopak ze świstem wciągnął powietrze i zastygł, opierając się o jedno
z drzew. Maknae, choć nigdy wcześniej tego nie robił, z niezwykłą łatwością i
przyjemnością odnalazł się w tej roli. Swoim językiem drażnił najwrażliwsze
miejsca, zahaczał zębami o delikatną skórę i zasysał się przy samym czubku. Był
podniecony faktem, że doprowadził tym Tae na skraj uniesienia. To on sprawiał
mu tą przyjemność. To z nim teraz był. Tylko z nim mógł robić takie rzeczy i to
on miał należeć tylko do niego. Czując ucisk w gardle i palce w swoich włosach,
przyjemność mieszała mu się z upokorzeniem i satysfakcją. Poruszał głową coraz
szybciej.
Nie długo
trwało, jak poczuł w ustach słodko kwaśny płyn i westchnienie przyjemności.
Przełknął wszystko, zlizując nawet ostatnie kropelki. Był zaskoczony z jaką
łatwością mu to przyszło. V doszedł w jego ustach, całkowicie obezwładniony
jego posunięciem. Drżał cały, zaciskając palce na pniu drzewa. Jego spojrzenie
było nieostre, jeszcze dochodził do siebie, oddychając szybko.
Kookie
podniósł się z kolan i pomógł mu zapiąć spodnie. Oboje dyszeli. Tae już się
nachylał, by go pocałować i być może zrobić coś równie niestosownego, ale
Kookie mu nie pozwolił. Odsunął się od niego, wychwytując zdezorientowane
spojrzenie. Odwrócił się i odszedł. Najzwyczajniej w świecie go zostawił, nie
mówiąc ani słowa. Wyszedł z gąszczu i ruszył przed siebie, szukając wyjścia z
tego beznadziejnego miejsca. Podniecenie wciąż go nie opuszczało, ale nie miało
to znaczenia.
Vaaaaaan, jak dawno się nie odzywałam, mimo, że co jakiś czas tu przychodzę i czytam sobie "Nie igraj ze mną"! Ale się cieszę, że nadal piszesz, chociaż przyznam się, że "Za kulisami" jeszcze nie czytałam. Postaram się jak najszybciej nadrobić i nie tylko to, myślę też, że pospamuje trochę komentarzami ❤️
OdpowiedzUsuńOstatnio wróciłam też do Przypadek czy przeznaczenie i do Krwawego błękitu i do nietypowego zaklęcia i strasznie tęsknię za Zosankami od ciebie :( Planujesz może jeszcze jakieś opowiadanko z nimi w roli głównej? ZoSany od ciebie to lek na całe zło tego świata :D
Pozdrowionka i dużo weny Van!
Twoja (powracająca niczym syn marnotrawny) Mr.Prince!
O rany :D Jestem wzruszona^^ Bardzo miło Cię czytać <3 Na razie niestety z Zosankami nie, ale szykuję LawSana. Mam nadzieję że się spodoba <3 Dziękuję, że wpadłaś <3
Usuń