sobota, 13 czerwca 2020

Za kulisami 9


- Mówię do ciebie, szczeniaku. - Jin klepnął maknae, który go nie słuchał. - Nie wyspałeś się, czy co?
Jimin patrzył, jak twarz Jungkooka purpurowieje, a obok Tae krztusi się pitą przed chwilą wodą. Zaśmiał się, przypominając sobie ich miny, gdy całe BTS pochylało się nad nimi, rozkoszując tym, jak uroczo spali w swoich ramionach. Obudzili się z takim przerażeniem, jakby nie pamiętali, że w ogóle razem zasnęli. Zastanawiał się, co by było, gdyby tak leżał z Yoongim… Zawstydziła go ta myśl.
Cały dzień upłynął w trasie i większość albo spała, albo siedziała na telefonach. Kookie pokonując poranne zażenowanie, próbował nawet zagadać jakoś Tae, ale ten ciągle pisał wiadomości na komórce. Urządzenie wciąż wibrowało sygnalizując przychodzące do niego wiadomości. Co prawda nie mieli tutaj żadnej prywatności, ale liczył na to, że chłopak poświęci mu jednak więcej uwagi. Zazdrośnie patrzył na telefon zastanawiając się, z kim tak żywo wymienia wiadomości. Wiedział, że V jest lubiany wśród innych gwiazd, miał kilku naprawdę dobrych znajomych, ale nie przypominał sobie, by z kimś spoza zespołu potrafił rozmawiać prawie całe popołudnie. Maknae naburmuszył się i przysiadł do Jimina, który czytał komiks. Jin obserwował ich dwójkę od dłuższego czasu i dochodząc do jednomyślnych wniosków, uśmiechnął się lekko.

- Z kim tam tak romansujesz, co? Kookie jest zazdrosny – rzucił hyung do zdziwionego Tae, który jakby się ocknął.
- Wcale nie jestem! - Młodszy szybciej krzyknął niż pomyślał i gdy cała szóstka na niego spojrzała, zrobił się purpurowy.
Tae wyszczerzył się i chowając telefon, rzucił się na Kookiego, przyciskając go do materaca.
- Ej, ja tu czytam! - Park odwrócił się do nich plecami i przewrócił stronę.
- Jesteś zazdrosny? - Tae zaczął łaskotać maknae i próbował zmusić go do kapitulacji.
- Zostaw… mnie! - Młodszy śmiał się i szarpał. - Jimin-ah, ratuj!
- Jego w to proszę nie mieszać. - Suga zajadał się orzeszkami i grał w grę na telefonie.
Jimin aż wyjrzał znad kartek komiksu, zdziwiony tym komentarzem.
- Jaka ta młodzież żywa… - westchnął Jin.
- Nie wypowiadaj się, jakbyś miał zaraz umierać - szturchnął go Hobi.
Gdy sytuacja się uspokoiła, Tae położył się koło maknae i zamknął oczy. Kookiemu głupio było przez tą bezsensowną przepychankę i nie podobało mu się, że Jin z taką łatwością go sprowokował. Powinien lepiej się pilnować. Najgorsze było to, że naprawdę chciał wiedzieć, z kim V tak nieustannie pisze.
- Hobi, nie masz dla nas żadnych gier na tą nudą podróż?
Wszyscy zamarli ze zgrozy, lecz niepotrzebnie, bo Hoesok nawet tego nie słyszał, leżąc już na swoim łóżku i słuchając muzyki w słuchawkach. Odetchnęli z ulgą posyłając gromy śmiejącemu się Jinowi.
Obiad zjedli na zajeździe stacji benzynowej i zaraz potem wylądowali już u celu. Dotarli do finału swojej podróży. Do domu Świętego Mikołaja.
Z uśmiechem powitali przewodników wyglądających jak elfy i ruszyli za nimi do groty cudów. Choć każdy z nich zarzekał się, że dzieckiem już nie jest, teraz nie mieli najmniejszych obiekcji, by się do tego przyznać. Dotykali wszystkich dekoracji, robili zdjęcia lampkom, tańczyli na scenie do świątecznych piosenek. Jedną z atrakcji było stworzenie własnego mini mikołaja z papieru i waty. Mogli pozostawić po sobie ślad w tym magicznym miejscu i przyjrzeć się swemu dziełu, które zawisło na ścianie jednego ze świątecznych domków. Przygód nie było końca. Do ostatnich należało napisanie przez nich listów do Świętego Mikołaja. Każdy dostał pióro i zasiadł przy kałamarzu. Przekrzykiwali się, oznajmiając sobie nawzajem, co zawrą w swoich wiadomościach. Jimin siedział jednak cicho. Kilka razy zaczynał na nowo i zasłaniał ramieniem swoją kartkę, wstydząc się tego, co napisał. Ostatecznie dokończył list w samotności. V za to tak bardzo zapisał kartę, że nie było na niej ani odrobiny wolego miejsca.
Potem mieli też trochę czasu, by rozejrzeć się po zimowym miasteczku. Przechadzali się uliczkami i przyglądali kolorowym światełkom. W pewnym momencie zatrzymali się przy szybie, za którą znajdowało się pomieszczenie wykute z lodu. Jimin zadumał się chwilę nad rzeźbionymi, lśniącymi meblami i zastanawiał się, ile par kurtek musiałby nosić w takim iglo. Nim się spostrzegł, część kolegów się rozeszła i został sam na sam z Yoongim, który również nad czymś dumał. Ich spojrzenia nagle się spotkały i zmieszali się, nie wiedząc co powiedzieć.
Jimin musiał przyznać, że oczy Sugi chyba nigdy nie przestaną go przyciągać. Nawet teraz, gdy wstydzili się swoich myśli bardziej niż kiedykolwiek, nie był w stanie odwrócić od nich wzroku, podziwiając każdą kolorową iskierkę, która zatańczyła na ciemnej tęczówce. Wcale nie musiał mieć na sobie super ciuchów, w które ubierali ich na koncerty, ani makijażu, ani zrobionej fryzury. Nie musiał też się ciągle uśmiechać, czy być wesołym. Kochał tę prawdziwość i tutaj, w tym miejscu, poczuł znacznie bardziej jej autentyczność. Jimin chciał go zapytać, co napisał w swoim liście, a także o wiele innych rzeczy. Suga to wyczuł, bo poruszył się niespokojnie. Już otwierał usta, lecz ostatecznie zrezygnował. Powodem był elfi przewodnik, który zakłócił ich prywatność, przechodząc obok nich i wskazując palcem na sufit. Zniknął za rogiem z chochlickim uśmiechem.
Ich wzrok padł na ogromną jemiołę.
Spłonęli rumieńcem. Suga tym bardziej wycofał się w tył, wlepiając wzrok w podłogę.
- Wracajmy do reszty.
Jimin poczuł, jak jego chłodne słowa przeszywają go do kości. Nie miał pojęcia skąd to się wzięło. Jeszcze wczoraj wydawało mu się, że może wszystko się jakoś ułoży.
Suga odwrócił się i już chciał odejść, ale Park wyciągnął dłoń i chwycił go za ramię.
- Hyung… Proszę… Powiedz mi cokolwiek.
Chłopak zadrżał i zgarbił się jak karcony psiak.
- Przepraszam Jimin… Przepraszam, ale nie mogę.
Wyrwał mu się i odszedł. Zostawił go z bolącym sercem i jeszcze większą niepewnością. Cała magia i urok miejsca uleciała, swoim ciepłem potęgując rozpacz i samotność w jakiej właśnie tonął. Nie był w stanie nawet zapłakać. Emocje z niego wypłynęły i ciężkimi jak głazy stopami powłóczył za resztą kolegów, przywdziewając na usta jeden ze swoich najbardziej fałszywych uśmiechów.

***

Ich podróż dobiegła końca. Świetnie się bawili, jedli niesamowite rzeczy, widzieli piękne miejsca, podejmowali wyzwania i musieli radzić sobie z codziennymi problemami bez niczyjej pomocy. Przeżyli wiele cudownych momentów, pogłębili swoją przyjaźń, nauczyli się wielu nowych rzeczy i wracali z energią oraz pomysłami na nową muzykę. Ze smutkiem żegnali Europę, ale świadomi tego, co ich czeka w Korei, czuli podekscytowanie. Tak jak przewidzieli, na odpoczynek mieli tylko jeden dzień, który wykorzystali, by wypakować rzeczy i przyzwyczaić się do różnicy czasowej. Nadszedł czas na pracę nad filmowymi nagraniami i zupełnie nowym konceptem. Ledwo rozkleili oczy, a już wysłali ich do wizażystów i stylistów, oślepiając blaskiem świateł i kamer, które wodziły za ich ruchami do nowego teledysku i reklamówek. Kiedy pierwszy raz spotkali się na planie filmowym, nie mogli przestać nadziwić się jak bardzo się zmienili.
- Ale jesteśmy seksowni!
- Elegancko.
- Łoooo!!! V, jak dobrze ci w blondzie!
- Jimin ma świetną kreację…
- Jin za to wygląda jak urocza, różowa owieczka.
- Ej! Zazdrościsz mi po prostu mej przystojności!
Podziwiali się w lustrzanych odbiciach i komplementowali bez końca.
Park był szczególnie zdenerwowany, bo pierwszy raz farbował włosy na taki kolor. Chciał całkowitej zmiany. Musiał przyznać, że srebrne kosmki idealnie współgrały z jego twarzą i ubraniem. Bardzo łechtały go komentarze kolegów, ale szczególnie zależało mu tylko na jednym, którego oczywiście nie otrzymał. Suga rzucił mu spojrzenie tylko raz, a potem pogrążył w dalszej konwersacji z Jinem i Rapem. Przełknął ślinę, podziwiając idealną sylwetkę w dopasowanej marynarce i białą skórę, której odcień tylko uwydatniły jego czarne jak noc włosy. Chciał mu powiedzieć, jak świetnie wygląda w nowej stylizacji, ale ostatnie wydarzenia bardzo nadszarpnęły ich przyjaźń, za którą cholernie tęsknił. Starał się tego nie okazywać, ale jego wrażliwa natura i uczucia wciąż dawały o sobie znać, więc posyłał raperowi niekontrolowane, przeciągłe spojrzenia, szybko odwracając wzrok, gdy zostawał na nich przyłapywany. Próbował skupić się na swojej roli, którą musiał odegrać przed kamerami do teledysku. Na szczęście scenariusz był wciągający i cała grupa z przyjemnością poddawała się swojej pracy. Bardzo ekscytował się i jednocześnie stresował scenami, które mieli zagrać razem. W pierwszym ujęciu teledysku Yoongi zasłaniał mu twarz dłonią. W innej oboje klęczeli w pustym pokoju naprzeciwko siebie, gdzie Suga patrzył na niego intensywnie, a następnie zakrywał mu oczy czarną, aksamitną chustą. Serce biło mu wtedy jak szalone, pragnąc absurdalnie nieprzyzwoitych rzeczy. Nie mógł uwierzyć, że jest w stanie zachowywać się przy nim naturalnie, śmiać się i dotykać go, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Przez to, co przeżywał wewnętrznie, bardzo wczuwał się w teledysk i piosenkę. Swoje pragnienia mógł uzewnętrznić w tańcu i swoich spojrzeniach, robiąc fenomenalne wrażenie na całym zespole i przełożonych. Był to jednocześnie jego żywioł i prawdziwe tortury. Wiedział, że tylko to go może teraz uratować.

***

Kookie ocierał pot z czoła i oglądał kolejny fragment nagrania. Przygryzł wargę, czując jak blond włosy łaskoczą jego ucho. Tae stał za nim i podpierając się jego boków patrzył mu przez ramię na obraz monitora. Bardzo dobrze zdawali sobie sprawę, jak ciężko będzie im wytrwać do wieczora. Maknae był wystawiony na prawdziwą próbę, gdy były kręcone ujęcia z nagimi plecami V. Wyobrażał sobie piszczące fanki i coś się w nim gotowało. Nie chciał, by to było pokazywane. Jednak według kontraktu ich ciała należały do wytwórni, więc nie mieli nic do gadania. Chronili ich prywatność, ale równocześnie mogli ich jej pozbawić w każdej chwili. Im silniej płonął ogień miedzy nim a Tae, tym mocniej Kookie pragnął go tylko dla siebie. Atmosfera wokół przypominała gęsty, słodki płyn, którego ciepłe prądy otulały jego skórę. Naciskały na jego klatkę piersiową i otumaniały, wodząc jego zmysły na pokuszenie. Gorąco i smak słonego potu w ustach trochę przywracały go do porządku i przypominały, że jest w pracy.
Nagrania zakończyły się bardzo późno. Gdy wsiedli do auta, nie byli w stanie ruszyć nawet palcem. Rozsiedli się i przymknęli oczy, nie mając siły siebie nawet otworzyć ust, aby coś powiedzieć.
Kookie zajął ostatnie miejsce, mając cichą nadzieje, że Tae do niego dołączy i nie zwiódł się. Pomimo, że siedzeń była trójka, reszta zespołu zajęła przednie fotele. Światło przygasło, a samochód ruszył cicho. Byli niedostępni dla świata zewnętrznego dzięki czarnym szybom. Po tym, jak wszyscy zamilkli nie potrzeba im było wiele. Wystarczyło ciepło drugiego ramienia. Potrzeba bliskości drugiej osoby, przelanie frustracji z całego dnia, ukojenie zmęczonych mięśni było jak miód na jego zszargane nerwy. Ich splecone ze sobą palce dłoni wyrażały właśnie to wszystko i Kookie przymknął oczy, chowając twarz w zagłębienie szyi chłopaka, który przyciągnął go do siebie i głaskał czule po włosach. Trwali tak chwilę, nie odzywając się do siebie. Napięcie między nimi znów rosło i Kookie czuł, jak z podniecenia robi mu się sucho w ustach. Wargi Tae błądziły niebezpiecznie blisko jego szczęki, co rusz muskając jego skórę. Przeszył go dreszcz spowodowany obawą przed nakryciem, ale przekrzywił głowę i oddał pocałunek, tonąc w ciemności drugich tęczówek. Zlekceważył właśnie wszystko, o czym przypominał sobie cały dzień. Był bezbronny wobec uczucia, które coraz żywiej i natarczywiej upominało się o swoje.

***

Jimin siedział skulony na swoim siedzeniu i patrzył prosto na przysypiającego Sugę, który znajdował się po drugiej stronie auta. Dzieliło ich przejście między fotelami, ale dla niego było ono jak przepaść. Widział jak bardzo jest zmęczony i oddałby wiele, by móc dać mu zasnąć w swoich ramionach. Poprawiłby jego zmierzwione włosy, zsuwający się z ramion koc, wyszeptał kilka miłych słów. Ta potrzeba była tak silna, że musiał zaciskać palce na materiale spodni, by nie wstać i jej nie spełnić.
Yoongi przyłapał go na jednym z tego typu spojrzeń, więc szybko odwrócił twarz, która spłonęła rumieńcem. Czuł na sobie jego wzrok jeszcze chwilę. Bał się ich kolejnej konfrontacji. A jeżeli całkowicie przestaną rozmawiać?
Nagle zawibrował mu telefon. Wyciągnął go niespiesznie i spojrzał na ekran.

Słodki Kamień
Świetnie dzisiaj wypadłeś

Park nie mógł uwierzyć w czytane słowa, które pokazywał mu jasny wyświetlacz w ich prywatnej konwersacji. Palce zaczęły mu drżeć. Co powinien odpisać? Czy się obrazi? Niepewnie wystukał kilka słów i wysłał, zaraz potem żałując.

ChimChim
Dziękuję. Tobie super w czarnych włosach.

Mimo, że od kolejnej wiadomości nie dzieliła ich nawet minuta, on myślał, że to cała wieczność. Bał się na niego spojrzeć.

Słodki Kamień
Nie tak dobrze, jak Tobie w srebrnych

Jimin ukrył twarz w kolanach. Serce mu znów przyspieszyło. Przecież on go doprowadzi do szaleństwa! Czemu mu to robi? Z jednej strony go odrzucał, a z drugiej dawał nadzieję. O co w tym wszystkim chodziło? Niepewnie pisał dalej. Nie wiedział, czy dobrze robi.

ChimChim
Czy moglibyśmy dzisiaj pogadać?

Tym razem nie wdusił jednak przycisku wyślij wiadomość. Za bardzo się bał. Zagryzł wargę i wyłączył telefon, chowając go do kieszeni. Spojrzał za okno, marząc tylko o tym, by zasnąć. Był zmęczony i smutny.
Nim jednak zamknął powieki w odbiciu szyby coś przykuło jego uwagę. Coś na tylnym siedzeniu auta. Wytężył wzrok i wstrzymał oddech. Z początku nie uwierzył, ale gdy tylko jego umysł przypisał temu konkretne słowa i znaczenie, skamieniał. Był świadkiem czegoś, czego nie powinien. Gorąco uderzyło w jego policzki, gdy podglądał niczego nieświadomych przyjaciół. Nagle uleciała z niego rozpacz, a zastąpiło to uczucie niedowierzania, lęku i podekscytowania. Jego głowę zalało setki pytań.
Jak wiele wydarzyło się między nimi od czasu debiutu?
Czyżby nie był sam?
Kto o nich wie?
Co dzieje się z ich zespołem?
Czy nadal są przyjaciółmi?
Czy wszystko będzie dobrze?
Kiedy ostatnio wszyscy ze sobą szczerze rozmawiali?
Nie pamiętał.

***

Dzień premiery każdego z solowych filmów oraz teledysku wyrył im się w pamięci bardzo dobrze. Historia i symbolika którą zawarli w przekazie oraz połączenie tego z ich wcześniejszymi piosenkami wywołały prawdziwą furorę wśród fanów. Internet huczał od wiadomości oraz teorii z tym związanych. Wytwórnia była zachwycona, a BTS pełni podziwu dla montażu i wprowadzenia tego wszystkiego w życie. Z małego zespołu, który musiał szukać fanów na ulicy, zaczęli nagle zdobywać fenomenalną sławę. Nie tylko w Korei, ale także poza jej granicami. W jednym roku zrobili tyle, ile nawet im się nie śniło. Ich ostatni odważny występ puszczano na wszystkich kanałach, zaproszenia do programów wylewały się ze skrzynek, a w internecie fanki zachwycały się bez końca, nabijając im głosy w ankietach i wyświetlenia.
Kookie jednak nie potrafił się tym w pełni cieszyć. Głownie przez brak Tae, który w ostatnich dniach ciągle wybywał na zmierzające już na szczęście do końca nagrania do dramy.  Właściwie wpadał i wypadał z dormu, ledwo zamieniając z kimkolwiek słowo. Przez to maknae chodził naburmuszony, a nawet zbywał członków zespołu, psując humor również im. Najbardziej było mu żal Jimina, którego potraktował najgorzej, gdy jako jedyny próbował zaangażować go w jakiś wspólny wypad, może nawet poza miasto. Przez to jeszcze bardziej czuł się źle. Wiedział, że nie powinien tak robić i przerażało go, jak bardzo nie był w stanie opanować swoich uczuć. Wydawało mu się, że cały zespół jest przez niego podenerwowany i zaraz ktoś na pewno zwróci na to uwagę.
Wyczekiwał zatem końca nagrań. To nie tak, że był zły, że V debiutował jako aktor. Ba, nawet chciał go zobaczyć w telewizji. Był bardzo ciekawy jego pierwszej roli. Mógłby wtedy bez żadnych ograniczeń podziwiać jego nieziemski uśmiech. Całą resztę obsady, która się wokół niego kręciła, wolał z zaciśniętymi zębami przemilczeć. 
Pewnego dnia przyszedł do nich staff. Rzadko się to zdarzało, więc cały zespół słuchał w napięciu, co mieli im do powiedzenia. Okazało się, że otrzymali srebrną kopertę. Było to zaproszenie na wielką, vipowską integrację najbardziej znanych gwiazd w Korei. Była to impreza, której nie filmowano i na którą nie wpuszczało się fotoreporterów. Coś, co uznawali jedynie za niesamowitą plotkę, nagle stało się rzeczywistością. Zostali zaliczeni do wąskiego, ważnego grona celebrytów i prawdziwie poczuli, że zaczynają mieć znaczenie w muzycznym świecie. Był to prawdziwy zaszczyt i prestiż. Oczywiście Bangtani odpowiedzieli twierdząco i od tamtej pory nie potrafili myśleć o niczym innym, jak tylko o zbliżającej się imprezie. Zastanawiali się kto tam będzie, dokąd ich zawiozą oraz co ich tam czeka. Byli pełni obaw, ale tak samo rozpierała ich ciekawość. Dni upływały powoli, dlatego w ten ważny dzień, każdy wręcz skakał z podekscytowania.
Cała siódemka nie wiedząc czego się spodziewać, ubrała się w eleganckie, dopasowane garnitury. Wsiedli do specjalnie podstawionego luksusowego samochodu, który miał ich zawieść na miejsce. Oczywiście nie było podanych żadnych szczegółów. Otoczka tajemniczości tym bardziej działała na ich wyobraźnię. W aucie podali im alkohol i przekąski, życząc udanej zabawy. Tak samo każdy z nich otrzymał specjalną bransoletkę, która miała być ich przepustką. Nie wiedzieli, czy mają się czuć jak królowie wiezieni na własne urodziny, czy też skazańcy na rzeź. Choć wytwórnia ich uspokajała, to i tak oczywistym było, że wszystkie ich obawy rozwieją się na miejscu.
Po prawie godzinnej podróży limuzyna wjechała na podziemny parking, skąd ochroniarze poprowadzili Bangtanów do przestronnej windy, mogącej pomieścić nawet dwadzieścia osób. Zestresowani przyglądali się ilości pięter, którą pokonywali w górę. Złote światło przesuwało się po cyfrach, szybko zbliżając się do najwyższej z numerem 99. Do ich uszu zaczęło dochodzić dudnienie basów, które wprawiały metalowe ściany w drżenie. Dzwonek windy cicho rozbrzmiał, a rozsuwające się drzwi ukazały im świat, który zdecydowanie wykraczał poza ich wyobrażenia. Przekraczali jego próg nie zdając sobie sprawy, że prawie wcale nie oddychają.
Otaczał ich przepych i szaleństwo. Znaleźli się w wielkim pomieszczeniu, które łączyło ze sobą wiele najróżniejszych atrakcji. Pierwsze co przykuło ich wzrok to jasno oświetlony basen, w którym nawet kąpało się kilkoro ludzi. Było to najjaśniejsze miejsce, resztę bowiem spowijał półmrok marmurowych ścieżek oświetlony jedynie kolorowymi neonami wijącymi się wzdłuż lśniących murków. Bangtani dopiero po chwili zorientowali się, że zamiast ścian, są otoczeni tropikalną roślinnością, a zamiast dachu na ich głowami znajduje się pajęczyna rusztowania połączona szkłem. Było widać przez nią rozgwieżdżone niebo. Znajdowali się w olbrzymim zimowym ogrodzie, wystrojonym w bardzo nowoczesnym, kryształowym stylu. Wszystko mieniło się lub odbijało kolory. Powietrze pachniało słodkim dymem. Prowadzeni główną alejką, nie wiedzieli na czym zawiesić oko. Dostrzegli szeroki bar, przy którym serwowano alkohol, olbrzymi parkiet do tańczenia, szeroką scenę, wymyślne dekorację i brylantowe loże. Wokół kręciły się gwiazdy muzyczne i filmowe, mierząc ich spojrzeniami. Kłaniali się uprzejmie, czując olbrzymią presję i stresując, gdy rozpoznali z kim mają do czynienia. Dziwnie się czuli, bez kręcących się wszędzie reporterów. Tutaj nikt nie śledził ich ruchów i dało się to wyczuć w sposobie zachowania celebrytów. Odetchnęli dopiero, gdy usiedli na przypisanych im miejscach, które znajdowały się gdzieś w połowie między sceną a barem. Zjadała ich prawdziwa trema. Rozglądali się, rozpoznając inne zespoły i zastanawiali, czy jest w śród nich taki, który też jest tu pierwszy raz. Znów podali im drinki oraz przekąski, życząc udanej zabawy. Nie mieli jednak apetytu, by sięgnąć po jakąkolwiek.
- Rany, naprawdę tu jesteśmy.
Hobi powachlował się ze zdenerwowania jednym z wielkich liści, które pochylały się nad ich głowami.
- Spokojnie panowie, nie macie się czym martwić.
Cała siódemka spojrzała w stronę osoby, która wyłoniła się zza rogu. Wysoki mężczyzna był ubrany mniej elegancko niż niektórzy goście. Miał zwiewną, błękitną koszulę z dość mocno wykrojonym dekoltem i czarne, dopasowane spodnie.
- Minho! Też tu jesteś!
Tae wyrwał się i przytulił przyjaciela.
- To logiczne, że Shinee nie jest tu pierwszy raz – powiedział Kookie, prychając cicho pod nosem.
Reszta zespołu uprzejmie się ukłoniła. Starszy wyjaśnił im pokrótce zasady funkcjonowania nowego miejsca. Ich lęki okazały się niesłuszne, więc nieco się odprężyli. Podobno na początku mieli ich uprzejmie powitać, a potem korzystać z atrakcji, jak im się podoba. Upewnił ich, że cokolwiek się tu dzieje, nigdy nie ujrzy światła dziennego.
- Czyli możemy robić, co chcemy? – upewnił się Rap, wcale nie będąc o tym przekonany.
- Tańczyć, pić, jeść, poznawać ludzi, kąpać się, śpiewać… Potem jest nawet wojna raperów, powinniście wziąć udział. To niezła zabawa – Minho puścił do niego oko.
- Nawet jeśli jesteśmy tu pierwszy raz? - zapytał Suga.
- Szczególnie, jeśli jesteście pierwszy raz – pochylił się do nich. Wszyscy słuchali go z uwagą. – Lepiej samemu się pokazać, niż być na siłę z tłumu wyrywanym. To taka rada.
Już wiedzieli, dlaczego czuli taką presję. Jako nowicjusze będą prawdopodobnie poddani próbie. Z różnych stron czuli wymierzone w nich celowniki i ich właścicieli, trzymających palec na spuście. Może i była to impreza pozbawiona fotoreporterów, ale na pewno nie głodnych sensacji kolegów z branży, którzy tylko czekali na rozróbę albo jakiś romans. Pewnie dla niejednego była to świetna okazja do szaleństwa. Niejeden się musiał wyłamać.
- Czy jest też reszta aktorów? – zapytał V, gdy Minho miał zamiar odchodzić.
- Tak, są przy barze, chcesz się przywitać?
- Jasne!
Chcesz się przywitać? Przedrzeźniał go Kookie w myślach i odprowadził Tae zazdrosnym wzrokiem. Rozdziawił usta w oniemieniu, gdy zobaczył, jak Minho chwyta pośladek jego hyunga i ściska jak soczystą brzoskwinię. Otrzymał w zamian solidnego kuksańca zamiast pełnego oburzenia, które maknae wręcz pragnął zobaczyć na twarzy swojego przyjaciela.
- Spójrzcie tylko – Hobi wskazał brodą w kierunku czterech dziewczyn, które przechodziły koło ich stołu, by po chwili usiąść w loży obok. Raper zagwizdał na ich widok, a wszystkie jak jeden mąż odwróciły się w ich stronę. Namjoon uderzył go karcąco w ramię, ale niepotrzebnie, bo dziewczyny zamiast się obrazić, puściły im wszystkie po całusie. Cała szóstka spurpurowiała.
- Czy to były Mamamoo?
- Ale z nich są laski…
- Dla nas za stare.
- Ej! Nie mów tego tak głośno!
- Ale widziałeś jakie miały krótkie spódniczki?!
- Niesamowite ile jest tu ludzi. – Jin wyjrzał zza ich bezpiecznych siedzeń. – Jest całe EXO, Super Junior… Widzę nawet IU… i o Jezu Big Bang! Tak niedaleko nas!
Kookie ich nie słuchał, jego wzrok wciąż powracał w kierunku baru, gdzie piątka chłopaków głośno rozmawiała, zaczepiając się i żywo gestykulując. Wyglądali na bardzo zżytych.    
Niedługo po ich przybyciu, światła przygasły i rozległ się gong powitalny, a na scenę wyszedł organizator imprezy wraz z właścicielami różnych wytwórni i innymi ważnymi ludźmi. Dojrzeli nawet swoich przełożonych i oklaskiwali innych zaproszonych gości. Całość nie trwała długo i gdy tylko życzyli im udanej zabawy, Bangtani postanowili przejść się wokół, chcąc znaleźć znajome twarze lub poznać kogoś nowego. Nie tylko chcieli tu dobrze wyglądać, ale także pokazać się z jak najlepszej strony. Nie było to wcale takie trudne, wiele ludzi podchodziło do nich samych z siebie, chcąc poznać wschodzące gwiazdy. Nieustannie się przedstawiali i kłaniali, będąc w centrum zainteresowania. Powoli się rozdzielali, każdy porwany w inną konwersację i inną część imprezy. Zagrała muzyka i zaczęło się prawdziwe szaleństwo.
Kookie średnio radził sobie w nowym towarzystwie i bardzo kurczowo trzymał się z Jiminem i Sugą. Pił drinki i potakiwał mechanicznie. Zaczęło oblegać ich coraz więcej kobiet, które pożerały go spojrzeniami. Pozbawione kamer i ludzi z zewnątrz, zachowywały się zupełnie inaczej. Wcale nie były takie nieśmiałe i niewinne jak zazwyczaj. Chłopcy nie wydawali się speszeni i podziwiał ich za chłodną postawę, ale on sam czuł, że dziewczyny wręcz oczekują od niego jakiejś adoracji czy reakcji na zaloty. Postanowił ukradkiem się wycofać, tłumacząc się byle pretekstem. Gdy uwolnił się od towarzystwa, w końcu mógł odetchnąć. Postanowił, że na trzeźwo tego nie zniesie, więc poszedł do baru, chcąc dostać więcej alkoholu. Oczywiście jego cel miał również drugie dno.
Nie mylił się, Tae dalej tam był, ale został już z nim jedynie Minho. Maknae najeżył się, widząc jak blisko siebie siedzą. Wręcz bezczelnie przerwał im cichą konwersację.
- Co tam, gołąbeczki?
Oboje wyglądali na zaskoczonych, ale raper szybko przywdział swój olśniewający uśmiech, nie komentując dziwnego przywitania.
- Siadaj z nami. Piszesz się na piwo?
Gdy Kookie kiwnął głową, machnął na kelnera, by ten doniósł jedną szklankę. Zrobili mu miejsce obok siebie.
- To nasz maknae, dopiero od niedawna może pić – wyszczerzył się Tae, czochrając młodego po włosach.
- Odezwał się najstarszy w naszej ekipie – skomentował Minho, przyglądając się temu spod przymrużonych powiek.
- I pewnie najbardziej rozgarnięty – dopiekł mu Jungkook, nic nie robiąc sobie z otrzymanego kuksańca.
- Rozumiem, że na co dzień też jest kosmitą?
- I to jakim…
- Ej!
Kookiemu nie podobało się to, jak wiele mężczyzna wiedział o Tae i jak się z nimi spoufalał. Nim się spostrzegł, zaczął z nim prowadzić słowną grę, próbując podważać jego słowa. Z boku musiało wyglądać to na przyjacielskie zaczepki, ale członek Shinee dość szybko zauważył, że maknae coś do niego ma. V wydawał się nadal beztroski i nieświadomy cichej rywalizacji swoich rozmówców.
- Kiedy będzie można zobaczyć dramę? – Kookie upił łyk piwa.
- W grudniu. Może chciałbyś przyjść na premierę?
- W domu też mamy telewizor.
- Nie skusi cię Tae na dużym ekranie?
- Mam go dosyć na żywo, podziękuję.
- Ej, Kookie! Jak możesz być taki zimny!
- Tak pięknie się do wszystkich wdzięczył… A już najbardziej uroczy był, kiedy pchał się nam wszystkim do łóżka.
- Nie zdradzaj mu fabuły!
Maknae tak mocno zacisnął palce na szklance, że o mało nie pękła. Wiedział, że mężczyzna celowo go zaczyna prowokować. Rzucił mu ostre jak brzytwa spojrzenie i już chciał coś odpowiedzieć, ale mu przerwano.
- Hej, co powiecie na karaoke? – zapytał Minho udając, że nic nie zauważył. Upił łyk piwa i obserwował rozjuszonego Kookiego.
- To mają tu nawet coś takiego?! – V aż się zapalił do nowej zabawy i chwycił młodszego za rękaw - Idziemy?!
Czy chciał czy nie chciał, musiał się zgodzić. Nie wiedział czemu, ale wydawało mu się, że to pewnego rodzaju wyzwanie. Teraz nie było odwrotu. Do tego zauważył, że mężczyzna pozwala sobie nagle na więcej. Zaczepiał Tae w nieprzyzwoity sposób, szeptał mu do ucha, nieustannie go rozbawiając, jakby pokazywał, że gra tu pierwsze skrzypce. Po prostu bezczelnie z nim flirtował. W Kookim aż się gotowało ze złości. Szedł z boku, nie reagując na zaczepki przyjaciela, który nadal nic nie zauważył.
Na miejscu było też wielu innych gości, próbując dostać się do rozstawionego namiotu, w którym znajdował się wielki ekran i mikrofony. Niektórzy pchali się do środka, inni słuchali z boku. Z głośników leciała muzyka i śpiew, czasem gorszy, czasem lepszy w zależności od stanu upojenia. Dzięki Minho udało im się dostać do przodu.
Kookie z przerażeniem obserwował, jak obgadywani są piosenkarze, którzy po wypiciu kilku głębszych, nie byli w stanie panować nad głosem. Niektórych to bawiło, innych degustowało. Biedacy chcieli się popisać, ale ostatecznie zostawali skazani na języki bezlitosnych sędziów. Nawet on sam, będąc pewnym swoich umiejętności, poczuł jak trema ściska jego gardło. Mają rzucić się na pożarcie hienom?
- Może młody coś zaśpiewa? Chciałbym usłyszeć ten anielski głos, o którym tyle słyszałem.
Kookie nie miał już żadnych wątpliwości co do zamiarów Minho. Na szczęście nie wypił tyle, by zawieść oczekiwania rozmówcy. Zmroził go spojrzeniem, przyjmując wyzwanie.
- Ma najpiękniejszy głos na świecie.
Musiał odwrócić twarz, gdy komplement wywołał na jego policzkach czerwone plamy, a jego serce wywinęło fikołka. Opanował się jednak, mając nadzieję, że nie zostało to zauważone, choć mina aktora nie pozostawiała co do tego wątpliwości. Nie musieli długo czekać, Tae swoim urokiem osobistym przekonał zgromadzonych do tego, by pozwolili Kookiemu wepchnąć się w kolejkę. Nim się spostrzegł, do ręki wciśnięto mu mikrofon i kazano wybrać piosenkę.
Gdyby nie doświadczenie na scenie, pewnie nogi by się pod nim ugięły. Ludzie siedzący na miękkich pufach obserwowali go z rozbawieniem, ale też ciekawością. Mógł liczyć teraz tylko na siebie i swój głos. Czuł też przemożną potrzebę coś udowodnić. Rzucił więc Minho kolejne wyzywające spojrzenie. Ten w odpowiedzi uniósł w zaciekawieniu brew.
Wybrał Lost Stars Adama Levine’a.
Cisza jaka zapadła po jego pierwszych wyśpiewanych słowach była niewiarygodna. Wszyscy słuchali w napięciu, zachwyceni jego głosem, który swoją wysokością wywoływał dreszcze. Oczarował publiczność i zgarnął mnóstwo braw. Był usatysfakcjonowany swoim występem i szukał w tłumie Tae, lecz ten gdzieś mu zniknął.
Znalazł go przy panelu wyboru piosenek.
Następną Tae śpiewał z Minho i nie zamieniwszy z nimi nawet słowa, musiał oddać im mikrofon. Poczuł się pominięty i odepchnięty.
Ich utwór był częściowo rapowany, a częściowo śpiewany. Nie trzeba było zgadywać kto ma którą partię. Publika była zachwycona, widząc dwóch przystojnych piosenkarzy, którzy popisywali się na scenie. Patrzyli sobie w oczy, zaczepiali się, śmiali. Występ Kookiego odszedł w zapomnienie, zastąpiony ich wykonaniem. Maknae zwalczając przemożną potrzebę odwrócenia się na pięcie i wyjścia, słuchał ich przeplatających się głosów, czując coraz większą nienawiść do intruza, który miał czelność wejść miedzy nich. Najzwyczajniej w świecie celowo ukradł mu Tae, który do tej pory śpiewał na karaoke duety tylko z nim. Nie miał żadnych wątpliwości co do ustawienia całego przedstawienia. Nie mógł się też nadziwić, dlaczego V nie zauważa, co się wokół niego wyprawia. Wzbierała w nim wściekłość.
Kiedy skończyli, publika szalała. Prosili ich o bis. Kookie jednak nie był wstanie więcej na siebie przyjąć. Ruszył do wyjścia, mając potrzebę dać ujście swojemu gniewowi.
- Hej! Dokąd idziesz?! Hej!
Słyszał za sobą głos V, ale się nie zatrzymał. Gdy był już poza namiotem skręcił w pierwszą lepszą ścieżkę i szedł przed siebie, nie wiedząc dokąd. Byle jak najdalej. Niestety usłyszał za sobą przyśpieszone kroki.
- Zostaw mnie! – krzyknął za siebie, szukając jakiegoś bezpiecznego schronienia. W zasięgu wzroku było jedynie mnóstwo roślin i drzew. Może tak wskoczyć w gąszcz?
- Zaczekaj na mnie! Dokąd idziesz?
Tae był już na tyle blisko, że musiałby biec, żeby go zgubić, a tego nie chciało mu się robić.
- Na spacer, masz z tym jakiś problem?!
Choć nie chciał, włożył w to zdanie zdecydowanie za dużo jadu. Odwrócił się do V, który wyglądał na zaskoczonego. Zatrzymali się oboje.
- Co ci jest?
- Nic.
- Odpowiedz!
- Przecież mówię!
Spanikował. Pierwszy raz na siebie krzyczeli. Nie wiedział skąd w nim tyle agresji i jak ma z tego wybrnąć.
- Wracaj tam, pewnie czekają na wasz kolejny występ.
- Kookie… Czy ty jesteś zazdrosny?
Wkurzyło go, że w jego głosie usłyszał zadowolenie. Poczuł przemożną ochotę go zranić.
- O kogoś kto flirtuje z kim popadnie? Błagam cię. – Zmierzył go, dając mu do zrozumienia, kogo ma na myśli.
Tae przestał się uśmiechać.
- Co to miało znaczyć?
- Dokładnie to, co usłyszałeś.
- Przeginasz.
- Ja przeginam?! Mamy pierwszy wieczór, który możemy spędzić razem, a ty… ty…
- No słucham, jaki masz problem?
- Jaki? Nie mów, że nie zauważyłeś.
- Czego?
- Że koleś cię podrywa, a ty mu się pchasz w łapy.
V zaniemówił przez chwilę.
- Jesteś śmieszny – prychnął z niedowierzania i oburzenia.
- Skoro tak się lubicie i piszecie codziennie, to może zmień zespół.
To był cios poniżej pasa. Tae wyglądał na wstrząśniętego. Nie wiedział, co odpowiedzieć. Kookie z kolei wiedział, że przegiął i sam nie mógł uwierzyć we własne słowa. Z zakłopotania chciał uciec.
- Nie ważne, zapomnij.
Odwrócił się na pięcie i zaczął odchodzić, chcąc naprawdę zniknąć.
Po szoku przyszedł gniew, w którym Tae podbiegł do niego i chwycił za kołnierz.
- Jak możesz…!
- I co? Uderzysz mnie?!
Nastała pełna napięcia chwila, w której żaden nie wykonał ruchu.
- Nie. – V przełknął ślinę i go puścił. Odetchnął kilka razy, próbując się opanować. Widać było, że nadal jest wściekły. – Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, ale pogadamy rano.
- Więc sobie idziesz, tak?
- Tak jak chciałeś. – Rozłożył ręce i udając obojętność, zaczął odchodzić.
Kookiego nagle oblał zimny strach. O to, że go straci, że pójdzie znowu do Minho, że coś się między nimi stanie, jeśli czegoś nie zrobi. Konsekwencje swoich słów odczuł wręcz fizycznie, przygnieciony gorzką odpowiedzialnością. Ale jego zdruzgotanie cały czas przyćmiewała wściekłość i tym postanowił się ratować.
Nim wymyślił coś rozsądnego, również chwycił Tae za ubranie i obrócił do siebie. Złączył ich usta w brutalnym pocałunku, w którym próbował przelać swoje emocje. Był prawie pewny, że tym razem V go uderzy, ale stało się coś zgoła odmiennego.
Oddał jego pocałunek z równie silną pasją.
Byli na widoku, obnażeni, każdy mógł ich zobaczyć. Zrobiło się strasznie niebezpiecznie, dlatego zeszli z głównej ścieżki i wtapiając się w mrok, schronili się wśród roślinności. Co jakiś czas słyszeli na ścieżce jakieś śmiechy czy rozmowy, ale oni oddawali się sobie, całując się namiętnie i pieszcząc przez ubranie.
Kookie czuł ich wspólny gniew na siebie, który płonął i podsycał tylko ich pożądanie. Długie dni rozłąki dały o sobie znać. Nie potrafili przestać. Byli bardzo nieostrożni. Maknae jednak dalej nie potrafił mu wybaczyć i kierowany dziwną, a zarazem podniecającą myślą sięgnął do jego paska u spodni. Niewiele się zastanawiając rozpiął go i klęknął na kolana.
- Kookie, co ty…?
Tae jednak nie dokończył zdania, bo w następnej chwili jego penis znalazł się w ciepłych ustach. Chłopak ze świstem wciągnął powietrze i zastygł, opierając się o jedno z drzew. Maknae, choć nigdy wcześniej tego nie robił, z niezwykłą łatwością i przyjemnością odnalazł się w tej roli. Swoim językiem drażnił najwrażliwsze miejsca, zahaczał zębami o delikatną skórę i zasysał się przy samym czubku. Był podniecony faktem, że doprowadził tym Tae na skraj uniesienia. To on sprawiał mu tą przyjemność. To z nim teraz był. Tylko z nim mógł robić takie rzeczy i to on miał należeć tylko do niego. Czując ucisk w gardle i palce w swoich włosach, przyjemność mieszała mu się z upokorzeniem i satysfakcją. Poruszał głową coraz szybciej.
Nie długo trwało, jak poczuł w ustach słodko kwaśny płyn i westchnienie przyjemności. Przełknął wszystko, zlizując nawet ostatnie kropelki. Był zaskoczony z jaką łatwością mu to przyszło. V doszedł w jego ustach, całkowicie obezwładniony jego posunięciem. Drżał cały, zaciskając palce na pniu drzewa. Jego spojrzenie było nieostre, jeszcze dochodził do siebie, oddychając szybko.
Kookie podniósł się z kolan i pomógł mu zapiąć spodnie. Oboje dyszeli. Tae już się nachylał, by go pocałować i być może zrobić coś równie niestosownego, ale Kookie mu nie pozwolił. Odsunął się od niego, wychwytując zdezorientowane spojrzenie. Odwrócił się i odszedł. Najzwyczajniej w świecie go zostawił, nie mówiąc ani słowa. Wyszedł z gąszczu i ruszył przed siebie, szukając wyjścia z tego beznadziejnego miejsca. Podniecenie wciąż go nie opuszczało, ale nie miało to znaczenia.
Może była to dziwna zemsta, ale bardzo satysfakcjonująca.





Kolejny rozdział

2 komentarze:

  1. Vaaaaaan, jak dawno się nie odzywałam, mimo, że co jakiś czas tu przychodzę i czytam sobie "Nie igraj ze mną"! Ale się cieszę, że nadal piszesz, chociaż przyznam się, że "Za kulisami" jeszcze nie czytałam. Postaram się jak najszybciej nadrobić i nie tylko to, myślę też, że pospamuje trochę komentarzami ❤️
    Ostatnio wróciłam też do Przypadek czy przeznaczenie i do Krwawego błękitu i do nietypowego zaklęcia i strasznie tęsknię za Zosankami od ciebie :( Planujesz może jeszcze jakieś opowiadanko z nimi w roli głównej? ZoSany od ciebie to lek na całe zło tego świata :D
    Pozdrowionka i dużo weny Van!
    Twoja (powracająca niczym syn marnotrawny) Mr.Prince!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany :D Jestem wzruszona^^ Bardzo miło Cię czytać <3 Na razie niestety z Zosankami nie, ale szykuję LawSana. Mam nadzieję że się spodoba <3 Dziękuję, że wpadłaś <3

      Usuń