niedziela, 31 maja 2020

Za kulisami 8


Po ostatniej zabawie wszystkim śniły się koszmary. Całowali w nich obślizgłe żaby, swoje babcie, marmurowe posągi albo któregoś z menadżerów. Nikt jednak z nikim się tym nie podzielił, chcąc jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Rano spakowali się i opuścili prom, by zdążyć pożegnać się z Rapmonem, który musiał niestety powrócić do Korei. Finlandia zaskoczyła ich bardzo świeżym, mroźnym powietrzem. Musieli nawet założyć czapki, bojąc się przeziębienia, którego, jak na razie, udało im się uniknąć.
Kiedy znaleźli się na autobusowym dworcu, wszystkim zrobiło się bardzo smutno. Chłopcy mocno to przeżywali. Nie lubili rozdzielać się w takich okolicznościach. W końcu najlepsza zabawa była jeszcze przed nimi.
- Nie sądziłem, że do tego kiedyś dojdzie.
- Ani ja.
- Jesteśmy zgubieni.
Jin i  Rapmon patrzyli sobie w oczy, a reszta BTS przyglądała się temu ze ściśniętymi sercami.
- Miej na nich oko.
- Dam sobie radę. Dbaj o siebie.
Wymienili braterski uścisk dłoni, który trwał zdecydowanie dłużej niż u pozostałych.
- Będziemy za tobą tęsknić - przyznał Hobi.
- Za mną, czy za moim angielskim?
- I to, i to.
Zaśmiali się krótko i pomachali mu, gdy opuszczali dworzec.
Od teraz musieli radzić sobie sami.

***

Tak jak podejrzewali, zrozumieć coś po angielsku było im trudno. Trafili na bardzo miłą obsługę, która tłumaczyła im, co i jak mają robić, mieszkając w wypożyczonym kamperze, ale momentami potrafili tylko bezradnie kiwać głowami. Mieli w nim spędzić kilka nocy i przemieszczać się powoli w kierunku Laponii i Rovaniemi, miasta Świętego Mikołaja, które było celem ich podróży. Wszyscy się z tego śmiali, ale równocześnie byli podekscytowani tym, że będą mogli zwiedzić to miejsce i własnoręcznie napisać listy do brodatego dziadka. Był to kawał drogi, ale nikt się tym nie zraził, po prostu cieszyli się przygodą.
Samochód był bardzo fajnie zorganizowany. Na dzień miał ustawione dwa stoliki, przy których bez problemu mieściła się cała szóstka, a w nocy można było zamienić je na łóżka. Kolejne znajdowało się nad kokpitem kierowców i dwa z jednym piętrowym na końcu auta. Jak na tylu chłopa, przestrzeni nie było za wiele, ale nie narzekali, bo na promie było jej jeszcze mniej. Każdy zajął sobie jedną z szafek, lokując w niej swój bagaż. Pierwsze co zrobili, to przebrali się i rozsiedli przy stole. Kookie znów został osaczony przez Tae, który zajął miejsce obok niego. Naprzeciwko usiedli Jin i Hobi, a po przeciwległej stronie Jimin i Suga.
Już w pierwszych pięciu minutach od odjazdu, zaczął się mały raban. Niepozamykane szafki zaczęły się otwierać i trzaskać, podobnie jak drzwi od łazienki. Jedzenie i sprzęty pospadały z blatów. Po uprzątnięciu bałaganu, by zabić sześciogodzinną podróż, zaczęli grać w karty oraz śpiewać własne piosenki, przekręcając słowa lub drąc się w niebogłosy. Kamperem obok jechała ich ekipa filmowa, więc czasem machali do niej przez okno.
Wspólne robienie kolacji czekało ich dopiero późnym wieczorem, dlatego po drodze zatrzymali się zjeść jakiś szybki obiad i zrobić jeszcze szybsze zakupy w pobliskim markecie. Gdy byli już w środku, zaczęli się wygłupiać i porównywać Kookiego do psa. Młody podchwycił zabawę i podawał łapę albo dawał się głaskać.
Problem pojawił się, gdy V też chciał go trochę pomęczyć i nadużywał zabawy. Maknae ostatecznie odepchnął jego dłoń, która chciała podrapać go za uchem. Widział w oczach Tae, że tym drobnym gestem go skrzywdził. To już nie był pierwszy raz, gdy mu na coś nie pozwalał, mimo że reszta zespołu bez problemu mogła go dotykać. Był to jakiś element samoobrony i nie był w stanie traktować go na równi z innymi. Za dużo niewyjaśnionych rzeczy wisiało między nimi w powietrzu i żaden z nich nie wiedział, jak o nich rozmawiać.
Yoongi prawie wcale się nie odzywał. Nikt się do tego nie przyczepił sądząc, że jest najzwyczajniej w świecie zmęczony lub myśli nad słowami nowej piosenki, co było u niego częste. Tylko Jimin znał prawdziwy powód i czuł, jak ciężar odpowiedzialności go przytłacza. Jak długo będą w stanie tak funkcjonować? Teraz są na wakacjach, ale gdy wrócą do Korei, taka sytuacja nie będzie tolerowana. Nie chciał go unikać ani uciekać, lecz nie potrafił znaleźć wyjścia z tej opresji. Sam uśmiechał się sztucznie i próbował bawić z innymi, ale i tak ciągle się zamartwiał.
Zajechali na camping dopiero późnym wieczorem. Niestety zaczęło padać, co trochę utrudniło im robienie grilla. Krzątali się po aucie, cały czas na siebie wpadając. Rozstawili krzesła i ruszt pod niewielkim daszkiem i zaczęli gotować. Dodatkowo przeszkadzał im brak światła na zewnątrz, a powolne rozpalanie węgielnych kamieni naprawdę irytowało. Patrzyli w płomienie i na mięso, przełykając cieknącą im z ust ślinkę.
Kookie w końcu nie wytrzymał i poszedł poszukać jakiejś toalety. Deszcz dalej siąpił. W końcu znalazł niewielki budynek z łazienkami. Po załatwieniu swoich spraw, powoli udał się z powrotem do ich „obozowiska”.
Był trochę przygnębiony. Nie wiedział, czy wynikało to ze zmęczenia podróżą, odłączenia się od nich Rapmona, głodu, czy chodziło o całą tę dziwną sytuację z V.    
Kiedy podniósł głowę zobaczył go idącego w jego stronę. Zupełnie, jakby przyciągnął go myślami. Stanęli naprzeciw siebie, schronieni przed deszczem pod dość gęsto rosnącymi sosnami. Wokół nie było żywej duszy.
- Byłeś w łazience? - zapytał Tae po odchrząknięciu.
- Tak, są tam - Kookie wskazał palcem i spuszczając głowę, spróbował go wyminąć.
V chwycił go za ramię.
- Unikasz mnie, prawda?
Co miał mu odpowiedzieć? Nie wiedział. Nie chciał przyznać, że się boi. Tae zupełnie nie zdawał sobie sprawy, z czym igrają. Najgorsze w tym wszystkim było to, że trzymanie się od niego z daleka chyba najbardziej go dobijało. Teraz też było ciężko. Uznał jednak, że nie otworzy ust, by nie palnąć czegoś głupiego.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć.
Gdy Kookie usłyszał te słowa, musiał aż zagryźć wargę. Jak miał się temu przeciwstawić? Był bezbronny. Zacisnął powieki i zadrżał, gdy Tae odwrócił się w jego stronę. Był za blisko. Te słowa go cieszyły i przerażały jednocześnie.
- Powiedz coś, cokolwiek.
Udało mu się zmusić go, by spojrzał mu w oczy. To był błąd. Na twarzy musiał mieć wypisane, jak bardzo przegrywał tę walkę. Tae przyłożył swoje czoło do jego skroni, czując się pewniej.
- Mogę cię pocałować?
Wewnątrz Kookiego toczyła się prawdziwa wojna pomiędzy tym, co powinien zrobić, a tym, czego pragnie. Przełknął ślinę. Nie miał szans.
Zanim się spostrzegł, kiwnął głową. Ciepły oddech owiał jego twarz, a on sam zadrżał, pragnąc tego tak bardzo.
Ciepłe usta delikatnie przywarły do jego warg. Otworzył je szerzej, łącząc ze sobą języki, które zatańczyły i przelały w ich ciała ciepło, za którym obaj tak tęsknili. Tym razem maknae się nie opierał, pozwolił pchnąć się na jednego z drzew, oddając pocałunki, które tak bardzo przypominały mu ich pierwszy. Spokojne, namiętne, gorące. Tae wziął jego twarz w dłonie i pieszczotliwie jej dotykał, wodząc palcami po jego szczęce i szyi. Kookie oparł swoje o jego tors, czując pod skórą szybsze bicie serca. To go uspokajało, odpychało wątpliwości, pozwalało zapomnieć o całym otaczającym ich świecie. V uwielbiał go gryźć, dlatego teraz też zahaczył zębami o jego dolną wargę, ale tylko delikatnie, by zaraz potem possać ją chwilę i znów głęboko go pocałować. Przywarł do niego całym ciałem, znów wkładając udo między jego nogi. Wzdychali sobie w usta, rozkoszując się tą bliskością. Skóra paliła w miejscach, gdzie się dotykali, a w podbrzuszu coś przyjemnie mrowiło. Ciemność nocy dawała im wystarczającą intymność, by nie musieli obawiać się nakrycia.
Czy jego wzbranianie się przed tym było błędem? Czy rzeczywiście robili coś złego? Dlaczego tylko on miał się tym przejmować? A gdyby tak pozostawić to w tajemnicy? Takie myśli pojawiały mu się pod wpływem szalejących w jego wnętrzu emocji.
Wiedział teraz tylko jedno. To było cholernie przyjemne i chciał tego więcej.
Długo rozpływali się w swoich ramionach. Deszcz zaczął padać intensywniej. Przez warstwę podniecenia zaczął przebijać się rozsądek.
- Po-powinniśmy wracać…. - szepnął Kookie, choć wcale nie kończył go całować.
- Jeszcze chwilę.
Dłonie błądziły po ciałach, dotykając nieśmiało ich nagich fragmentów. Pokusa zapędzenia się dalej była ogromna. Niestety nastrój zaczęły psuć nadlatujące komary. Czuli drobne ukłucia na łydkach. Sprowadziło ich to na ziemię.
- No już, już…
Uśmiechnęli się, wciąż ocierając się o siebie wilgotnymi wargami.
 - Śpij ze mną dzisiaj.
Kookie poczuł, jak dreszcz podniecenia przeszywa jego ciało. Spojrzenie Tae było poważne, więc całkowicie zgłupiał. Nie odpowiedział, nie wiedząc, co powinien zrobić. To było niespodziewane i sama myśl napawała go to ekscytacją, to strachem. Dopiero co zdecydował, że zaakceptuje swoje uczucie, ale to?
Skradli sobie jeszcze kilka pocałunków, gdy V w końcu znalazł dość silnej woli, by się odsunąć. Chłód wieczoru wziął ich brutalnie w swoje ramiona. Puścił mu oczko i wyszczerzył się szczęśliwy, uciekając w kierunku kampera, nie zdając sobie sprawy, w jakim stanie zostawił swojego przyjaciela. Maknae przeczesał włosy i wypuścił z płuc powietrze. Był rozgrzany. Dotknął czerwonej twarzy i niespodziewanie sięgnął ręką w kierunku ud i zacisnął palce na coraz mniej komfortowym materiale spodni. Czy on naprawdę zaproponował mu to, co przeszło mu przez myśl? Jego ciało jednoznacznie mówiło mu, czego chce, ale dalej było to dla niego niepojęte. Nie był też dzieckiem, żeby przed tym uciekać, ale natłok tego wszystkiego trochę go przygniótł. Był zaskoczony własną reakcją.
Skołowany, wrócił chwilę później, by nie dać chłopakom powodów do podejrzeń. Zespół dalej walczył z grillem, więc nawet nie zauważyli ich zniknięcia. Zaczęli pomagać w przygotowaniach do kolacji. W jej trakcie Kookie próbował się powstrzymać, ale jego wzrok mimowolnie łączył się ze wzrokiem Tae. Peszył go jednocześnie i przyciągał. Nie do końca jeszcze przyswoił sens jego prośby i bardzo chciał wiedzieć, jak chłopak sobie to wyobraża. Próbował o tym nie myśleć, poddając się miłej atmosferze wieczoru. Jedli i pili, powoli żegnając się ze staffem. Żartowali i wspominali sytuacje z programów i koncertów, kończąc kolację. Wieczór przeleciał bardzo szybko. Dla Kookiego aż za szybko. Zaczęli zbierać naczynia i śmieci, szykując się do spania.
- Coś taki nieobecny? - krzyknął Hobi, waląc kolegę po plecach.
Kookie prawie wypuścił z rąk brudny garnek, zastanawiając się, czy czasem nie myśli na głos.
- Je-jestem trochę zmęczony - zaśmiał się nerwowo.
Byli coraz bliżej kładzenia się do łóżek, a on nie był w stanie stwierdzić, czy Tae żartował, czy rzeczywiście oczekuje, że położy się razem z nim. Był w kropce przede wszystkim z uwagi na otaczające ich z każdej strony kamery i kolegów z zespołu. Co oznaczało „śpij ze mną”?
Spłonął takim rumieńcem, że zaciągnął na głowę kaptur, chcąc się schować przed całym światem. Zaczął się wkurzać na własną wyobraźnię i Tae za to, że w ogóle mu coś takiego powiedział. Już wystarczająco się ze wszystkim narażają, a teraz jeszcze to.
Przyjął zatem najlepszą strategię. Po sprzątaniu najszybciej jak potrafił, przebrał się w dresy i pomimo, że wcześniej wylosowali łóżka, na których będą spać, wskoczył bezczelnie na górne piętro.
- Osz ty gnojku. - Jin wziął się pod bok i wyciągnął w jego stronę palec. - Widzę, że prosisz się o porządne lańsko!
- Matka, wyluzuj - Hobi również wskoczył obok maknae i poklepał pościel.- We trójkę też się zmieścimy.
- Hej! A ja?! - Tae słysząc to, wyskoczył z łazienki półnagi i ze szczoteczką w ustach. Chciał dopchać się do drabinki, ale Jin go odepchnął, zajmując należyte mu miejsce.
- Spadaj smarku, idź dalej szorować ząbki. Ty masz go cały czas, daj się i nam nim nacieszyć.
Kookie udawał niewiniątko i nic nie powiedział, kiedy Jin razem z J-Hopem położyli się obok i zaczęli go macać.
- Nasz słodki maknae…
- Ma taką gładką skórę…
- I twarde mięśnie…
- Tak ładnie pachnie…
- Co wam odjebało? - Zaczął się śmiać, ale nie strącił z siebie oplatających go rąk i nóg. To było przyjemne, ale zupełnie inne, niż wtedy, kiedy robił to z Tae.
Jego myśli przerwały palce V, które pomacały go po włosach. Odchylił się w tył i spojrzał w ciemne tęczówki.
- Następnym razem mi nie uciekniesz - szepnął mu przy uchu i odwrócił się, wracając do łazienki.
Kookie zastanawiał się, czy V był na niego zły. Nie miało to jednak dla niego znaczenia, bo w tej chwili czuł nieopisaną ulgę, że ma jeszcze czas pomyśleć nad jego słowami. Zamknął oczy i był wdzięczny chłopakom, że zrobili dla niego ten ochronny kokon. Dzięki otaczającemu go ciepłu szybko zasnął.

***

Poranek był bardzo zimny. Jimin aż się wzdrygnął, opuszczając duszne wnętrze kampera. Wstał pierwszy. Nie mógł już dłużej wytrzymać przewracania się z boku na bok, musiał rozprostować kości. Przeciągnął się, próbując naciągnąć bolące mięśnie i wkładając głęboko ręce w kieszenie kurtki, podreptał na plażę. Niebo było szare i wiał lekki wiatr. Chmury zapowiadały deszcz, ale nie przejął się tym. Zatrzymał się przy samej wodzie i zapatrzył w fale, wdychając świeże powietrze. Bryza chłodziła jego opuchnięte po nocy policzki. Przetarł oczy i postanowił usiąść okrakiem na dość solidnym, leżącym pniu drzewa. Spokojny szum wody koił jego umysł. Wsłuchał się w niego i w rytm swojego bijącego serca. Było mu przyjemnie. Dawno nie miał okazji pobyć tylko sam ze sobą i o niczym nie myśleć. Specyfika ich pracy zmuszała do ciągłego kontaktu z ludźmi, występów, programów… Nie chciał narzekać, lubił to, ale czasami odrobina samotności była mu potrzebna.
Z odległości zaczęły dochodzić do niego odgłosy kroków. Ktoś się zbliżał, a on modlił się, by to przypadkiem nie był Yoongi. Gdy dzieliło ich ledwie kilka metrów, prawie zerwał się do biegu, byleby tylko nie musieć znów stanąć z nim sam na sam twarzą w twarz.
- Mogę się przysiąść?
Z ulgą wypuścił powietrze i spojrzał na Hobiego, który stał koło niego w kurtce z naciągniętym na głowę i mocno związanym kapturem. Gdyby nie powaga sytuacji, Jimin pewnie wybuchnąłby śmiechem.
- Nie strasz mnie tak…
J-Hope usiadł obok niego i westchnął.
- Jak się spało?
- Zgadnij.
Jimin dalej miał mu za złe ostatnią zabawę. Nie potrafił się jednak na niego gniewać, więc ton jego głosu miał jedynie smutne zabarwienie.
- To co w końcu ci powiedział?
- A co miał powiedzieć?
Raper zmarszczył brwi.
- Czyli… jednak tego nie zaakceptuje?
- Nie, ale…
- Czyli macie szansę?
- Nie!
- Więc na czym stanęło? Co on myśli o was?
- Nie ma żadnych nas… Kazałem mu o wszystkim zapomnieć…
J-Hope przetrawił na spokojnie jego słowa, a następnie głęboko westchnął.
- Czy ty mu w ogóle dałeś dojść do głosu?
- Hyung, proszę cię… To do niczego nie prowadzi. Wiedziałem to od zawsze.
- Skąd możesz być tego taki pewny?
Chwilę milczeli. Park skubał korę drewna, czując, jak wypełnia go smutek i palą policzki. Nawet nie chciało mu się udzielać odpowiedzi.
- A jeżeli powiem ci, że możesz się mylić?
Jimin zamarł. Spojrzał na Hobiego z nadzieją, ale po chwili odzyskał zdrowy rozsądek.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Czy kiedykolwiek dopuszczałeś do siebie inny scenariusz? Dlaczego z góry zakładasz, że wiesz, jaką decyzję podejmie?
Nigdy tego nie rozważał. Wiedział jednak, że nie miało to większego sensu. Hoesok wyczytał to w jego spojrzeniu i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Oboje jesteście idiotami.
- Dzięki, to naprawdę mi pomogło.
Jimin spuścił głowę, gotowy rozpłakać się jak małe dziecko. Miał dosyć. Serdecznie dosyć zabawy jego uczuciami.
Poczuł jak dwie dłonie chwytają jego policzki i unoszą w górę. Zamazany obraz nieco się poprawił. Szczere oczy patrzyły na niego ciepło, próbując dodać otuchy.
- Naprawdę daj mu trochę czasu - powiedział. - Zrozum, że ty przerobiłeś już ten temat na milion sposobów, a on miał na podjęcie decyzji kilka sekund. Założyłeś, że to wszystko jest skazane na porażkę. Możesz nie wierzyć, w to co mówię, ale… kto wie? Wszystko jest możliwe.
Jimin pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się…
Słowa Hobiego do niego nie trafiały, ale wiedział, że zapamięta je bardzo dobrze.
- Kochasz go, prawda?
Gorąco i silny ucisk w jednej chwili oplotły jego klatkę piersiową tak mocno, że nie był w stanie wydobyć głosu. Nigdy nie powiedział tego na głos i tym razem też nie potrafił, ale słysząc to tak głośno i wyraźnie, wiedział że nigdy przed tym nie ucieknie. Przyjaciel widząc, co musi przeżywać, przytulił go, a on trząsł się w jego ramionach.
- Boję się myśleć, co teraz będzie.
- Wszystko się ułoży.
Siedzieli tak chwilę, słuchając skrzeku mew. Jimin zaczął zastanawiać się nad tym, co usłyszał. Myślał też o tym, co powiedział mu Yoongi. To prawda, że odtrącił jego próby wyjaśnienia mu własnych uczuć, ale przecież dobrze wiedział, co miał mu do powiedzenia? Co jeżeli jednak zbyt pochopnie to wszystko ocenił? Był tym wszystkim taki przerażony, bo wiedział, że nawet najmniejsza iskierka nadziei może sprawić, że będzie cierpiał jeszcze bardziej. Tak bardzo, że naprawdę nie będzie w stanie tego znieść. Jednak po tym wszystkim, co Hobi hyung mu właśnie powiedział, zdobył się na odwagę i podjął ważną decyzję. Muszą jeszcze raz o tym porozmawiać. Chociażby po to, by zacząć znów normalnie funkcjonować.
- O wilku mowa.
Jimin obrócił się w kierunku, gdzie zerkał Hobi i zamarł, widząc, że Yoongi patrzy na nich z daleka, gdy się przytulają.
- Ciekawe, czy gotuje się z zazdrości. - Hoesok zachichotał.
- Przestań! - Odepchnął go trochę za mocno i wstał. - W-wracajmy!
Podreptał z powrotem cały czerwony, ale Sugi nie było już w polu widzenia.

***

Tego dnia mieli zaplanowaną rowerową wycieczkę. Pogoda nadal się nie poprawiła i znów kropił deszcz. Jednak Bangtani po tylu godzinach jazdy autem z przyjemnością zawtórowali czemuś, co w końcu wymagało trochę wysiłku.
Na miejscu dali im cały osprzęt, mapy i pozwolili wybrać rowery.
Suga próbował zapiąć sobie kask, ale nie mógł trafić w odpowiednie miejsce. Męczył się z nim, a Jimin patrzył na to przez dłuższą chwilę, walcząc sam ze sobą. Dzięki rozmowie z Hobim nabrał odwagi, by spróbować poprawić ich relacje. Reszta członków zespołu była zajęta sobą i tylko dzięki temu był w stanie się przełamać. Wnętrze żołądka wywróciło mu się do góry nogami, gdy wyciągnął dłonie i zaskakując tym Sugę, wyręczył go w kłopocie. Przez kilka sekund wytworzyło się między nimi napięcie nie do opisania. Teraz każde takie zbliżenie odczuwał jako coś niestosownego, nawet jeżeli wcześniej to było normalne. Poczuł się strasznie głupio, że w ogóle coś zrobił.
- Dziękuję - bąknął Yoongi i uciekł wzrokiem.
Jimin odetchnął trochę. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przeszkodziły mu wrzaski kolegów, więc odpuścił. To i tak nie było czas i miejsce. Był dumny i jednocześnie naprawdę zdziwiony, że był w stanie to zrobić.
Obejrzeli mapę i zaplanowali trasę. Byli podekscytowani. Przyczepili kamerki do rowerów i ruszyli. Jimin wiedział, że pomimo tej całej uczuciowej afery, będzie ten czas bardzo miło wspominał. Chyba jeszcze nigdy aż tyle nie działo się w jego życiu. Tutaj miał swobodę, której dawno nie czuł w Korei. Dlatego rozkoszując się wiatrem przyjemnie muskającym jego policzki, chciał cieszyć się wycieczką.
- Łał, umiesz tak bez trzymanki?
Popatrzył z zazdrością na V, który jechał swobodnie i machał sobie rękami przed sobą w układ jednej z piosenek.
- Dziadek mnie nauczył.
Sam spróbował, ale nie był w stanie oderwać drugiej dłoni od kierownicy. Nagle wszyscy postanowili go naśladować i jedynie Kookiemu się udało.
- Ten dzieciak ma zdecydowanie za wiele talentów - westchnął Jin, poddając się we własnych staraniach. Jadąc za ich dwójką, uśmiechnął się do siebie.
 Po drodze zatrzymywali się na zdjęcia, podziwiali widoki, nawet zagrali z miejscowymi dzieciakami w piłkę. Nie wszyscy oczywiście, Suga i Jin woleli pośmiać się z boku.
Później niestety rozpadało się bardziej. Musieli nawet przerwać przez to wycieczkę. Staff zaczął kombinować, co wymyślić im w zamian, więc wysłał ich do knajpy, by mogli się w tym czasie ogrzać i coś zjeść. Bangtani czekali cierpliwie, rozkoszując się miejscowym jedzeniem. Obawiali się, że będą musieli wrócić do kampera. Na szczęście los był dla nich łaskawszy, mając w okolicy całkiem ciekawą propozycję.
- Sauna?! Ale czad! - podniecił się Hoesok.
- To się wygrzejemy! - Jin aż rozpłynął się na samą myśl.
- I rozbierzemy - pomachał starszemu brwiami sugestywnie.
Gdy reszta to usłyszała, niekontrolowanie przełknęła ślinę.

***
W kamperze wszyscy szybko przebrali się w stroje kąpielowe i tuptając jak stado pingwinów, przemknęli z auta do budynku, w którym mieściło się spa. Był to niewielki, drewniany domek stojący nad samym jeziorem. Taras zalewały promienie zachodzącego słońca, a w okolicy nie było żywej duszy. Widok był przecudny. Chłopcy zachwycali się nim, czując się odrobinę lepiej. Staliby tak nawet dłużej, ale lekki podmuch wiatru szubko zagonił ich do środka, gdzie mogli skorzystać z gorącej sauny.
- Te, kosmita, szlafrok masz na lewą stronę - Jin poprawił młodszego kolegę, nie ukrywając wesołości.
Tae nawet nie zwrócił na to uwagi, udając że go nie słyszy.
- Nie wiem czy powinniśmy pozwalać mu przebierać się w jednym pomieszczeniu z Kookim… W końcu chciał go…
Hobi pisnął, gdy dostał strzał ręcznikiem w odsłoniętą łydkę.
- Uważaj, bo będziesz następny - V pokazał mu język.
- Mi cnotę może odebrać tylko Jimin. - J-Hope aż chwycił się z przejęcia za klatkę piersiową.
Park uderzył go, buracząc się z oburzenia. Kątem oka dostrzegł poważną twarz Sugi i ciężko przełknął ślinę.
- Już nie udawaj świętego. Widziałem, gdzie twoje ręce wędrowały pod kołdrą na naszym maknae! - Jin wyciągnął do niego oskarżycielski palec.
- A matka nie powinna się całować z ojcem na oczach dzieci!
- Sam to zainicjowałeś!
Jungkook zastanawiał się, czy ich rozmowy w szatni kiedykolwiek będą na przyzwoitym poziomie.
Z przyjemnością weszli do dusznego i gorącego pomieszczenia. Powietrze paliło w nos od temperatury i olejku. Usiedli na ciepłych deskach i razem ze staffem dalej kręcili Bon Voyage. Kookie przez całe nagrania bardzo się powstrzymywał, by przypadkiem nie mieć jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z Tae. Niestety chłopak jako pierwszy usiadł koło niego. Gdy tylko ich skóra się ze sobą stykała, przechodziły go przyjemne dreszcze. Zresztą rozsiadł się tak, że nie był w stanie nigdzie schować swoich nagich łydek. Ciężko mu było się skupić na programie, gdy widział ściekające po jego szyi kropelki potu. Chciał się jakoś od tego oderwać, więc wsłuchał się w rozmowę, jaką prowadzili koledzy.
- Powinniśmy popływać w jeziorze?
- Przecież jest zimno.
- Dopiero co się wygrzaliśmy… Nie każcie nam wychodzić…
- To wycieczka dla młodych i nieustraszonych młodych mężczyzn. Czyżbyście TCHÓRZYLI?
- Hoesok. Jeszcze jedno słowo o wyzwaniach, a…
- Właśnie! Przegrany będzie musiał iść do jeziora.
Na nieszczęście ich staff to podchwycił.
- Skończysz w piekle J-Hope. W piekle.
Stanęło na tym, że mieli chodzić parami. Łaskawie dali im jeszcze z kilka minut, by oswoili się z wyzwaniem. Jiminowi zaczęło się kręcić w głowie od gorąca i położył głowę na kolanach J-Hope’a. Nie trwało to długo, ale znów wydawało mu się, że robi coś nie tak.
Zaczęły się gry, w których mieli decydować, kto padnie ofiarą lodowatej wody. Pierwszymi byli Jimin i Tae. Kookie o tym zadecydował i patrzył z satysfakcją, jak biedacy idą za zewnątrz. Reszta podreptała za nimi.
- Tylko za rękę macie się trzymać! - upomniał ich Hobi.
- Świetnie…
Jungkook spojrzał z zaskoczeniem na chowającego się za nim Sugę. Ten zrobił wielkie oczy, zdziwiony, że powiedział coś takiego na głos.
- Coś się stało? - zapytał szeptem, gdy kamery zwrócone były na przegrańców.
- Nie, wszystko dobrze.
Dawno nie widział, żeby Yoongi się tak zarumienił. Przez chwilę myślał, że się źle czuje i chciał to zgłosić, ale Suga przytrzymał go za rękaw.
- Jest ok.
Jego poważny i nieznoszący sprzeciwu ton głosu powstrzymał go, ale nie rozwiał wątpliwości. Potem się rozchmurzył, więc maknae mu trochę odpuścił. Na wszelki wypadek miał go na oku, choć przedstawienie przed domkiem również było bardzo absorbujące.
Spad był znaczny i dwójka Bangtanów musiała schodzić ostrożnie, by się nie przewrócić albo co gorsza nie ześlizgnąć. Kookie nie spodziewał się, że widok tak nieporadnego Tae go rozczuli.
- Nawet kamerzysta jest odważniejszy od was! - Jin przyklasnął jednemu facetowi z ich ekipy, który dla lepszego ujęcia zajął miejsce w wodzie.
Nie chcieli być gorsi, więc ściskając się mocno za dłonie, wbiegli do jeziora.
Po szoku termicznym i wyśmianiu ich przez przyjaciół, czym prędzej wrócili do środka zaczynając drugą rundę. Zabawa tym razem trwała dłużej i nie mogli wyłonić przegranego. W pewnym momencie Jimin się pomylił myśląc, że przyłapał na tym kogoś innego. Gdy uświadomili mu, że wraca do jeziora, prawie zapłakał.
- Musisz wybrać sobie kolegę, który wesprze cię w niedoli.
- I wybierz mądrze - dodał Tae, posyłając mu wymowne spojrzenie.
Park za to zaczął bić się z myślami. W pierwszym odruchu chciał wziąć Hobiego. Oczy świeciły mu się tak, jakby nawet sam chciał wleźć z nim do tej wody. Ale siedzący obok niego Suga kusił go znacznie bardziej. To trwało tylko kilka sekund, a w jego głowie rozegrała się mała wojna, w której wygrało sięgniecie ręką po dłoń leżącą koło niego.
Gdy reszta ich oklaskiwała, nie był w stanie nawet spojrzeć na swojego hyunga, który równie mocno odwzajemniał uścisk. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak dobrą decyzję podjął. Przy samym brzegu, gdy reszta miała z nich niezły polew, obojgu tak udzielił się humor, że nie mogli ze śmiechu ustać na nogach. Jeden klapek Yoongiego wylądował w wodzie, tak jak stopa rapera.
- Zimna, nie chcę! Zabiję cię, Park!
Suga uśmiechał się tak pięknie, że był gotów nawet zginąć z jego rąk, które teraz tak kurczowo trzymały się jego koszulki. Oboje ześlizgnęli się po grząskim gruncie i jak połamani zanurzyli się po sam czubek głowy. Ich wesołości nie było końca, zupełnie jakby ich wcześniejsze rozmowy nie miały miejsca. Wszyscy wyli w niebogłosy. Przez to samo musieli również przechodzić Jin, Kookie i Hobi, więc po zaliczeniu przez wszystkich lodowatego chrztu, pozwolili im wskoczyć do gorącego jacuzzi, które stało na tarasie chatki.
- Chyba ogłuchłem…- westchnął Jin. - Przez wrzaski Hoesoka.
- Darłeś się równie głośno - zauważył Kookie i dostał chlustem wody w twarz.
Potem zaczęła się mała bitwa, w której każdy próbował komuś uformować z piany gniazdo na głowie. Tae zrobił się nawet na Świętego Mikołaja. Wszyscy bawili się bardzo dobrze. Jiminowi spadł kamień z serca, kiedy zobaczył, że nadal może śmiać się z Yoongim równie głośno jak wcześniej. Choć w żołądku dalej czaił się niepokój, który muskał go swoimi zimnymi językami.
Po kąpieli wszyscy mieli się wysuszyć i zebrać przed domkiem, by nagrać kilka kolejnych scen na VLive. Park opuścił ciepłe wnętrze i opatulony w ręcznik szedł w kierunku stojącego nad wodą samotnego Sugi. Serce waliło mu jak oszalałe, ale tym razem się nie zatrzymał.
- Nie sądziłem, że dasz się wepchnąć do jeziora - odezwał się pierwszy, by przełamać pierwsze lody. Nogi mu drżały.
- Nie obrażaj mnie, oczywiście, że nie miałem z tym problemu.
Zaśmiali się oboje. Wokół było cicho i spokojnie. Niebo miało delikatny, szkarłatny kolor, a jezioro pięknie go odbijało. Powietrze pachniało lasem i deszczem. Było świeże i chłodne.
- Chciałbym… Chciałbym rozmawiać z tobą tak zawsze.
Yoongi spojrzał na niego, a jemu zaschło w gardle. Przez to, że raper mu nie odpowiadał poczuł się głupio i spuścił wzrok. Nie wiedział, czy to wystarczy, by wrócili do poprzedniej rozmowy. Bał się tego, co może usłyszeć, ale ciekawość i słowa Hobiego trochę go zachęciły do chociaż próby podjęcia tematu. Kiedy już myślał, że nic z tego, chłopak jednak otworzył usta.
- Ja też bym tak chciał… - Suga wziął głęboki wdech i mocniej opatulił szlafrokiem, który miał na sobie.
Jimin aż się zarumienił, gdy zobaczył go tak zawstydzonego. Musiał wziąć się w garść, jeżeli chciał zachowywać przy nim jakąś samokontrolę.
- To wszystko to moja wina. Wtedy, na statku ja… - Raper wyglądał, jakby nie był pewien, czy wypowiedzieć na głos słowa, które miał w głowie, czy jednak nie. Z tarasu domku zaczęły dochodzić głosy reszty zespołu. - Chciałem, żebyś to zrobił.
Park zapomniał jak się oddycha. Świat się dla niego zatrzymał. Czy na pewno dobrze usłyszał?
- Ale co zrobił? - pierwsze słowo wydawało się bezgłośne. Potem sens słów w niego uderzył i o mało nie zachłysnął się własnymi myślami. - Dlaczego? Zapytał tak cicho, że nie był pewny, czy chłopak w ogóle go usłyszał.
Nie udzielił mu jednak odpowiedzi. Jego spojrzenie było jednak tak intensywne, że aż wypalało mu wnętrzności. Chciał wiedzieć wszystko na raz, zaraz i miał ochotę wziąć go za rękę i uciec w miejsce, gdzie nikt by ich nie słyszał. Nie mógł jednak tego zrobić, bo podeszła do nich reszta zespołu i kamerzyści, gotowi kręcić koleją część programu.
Ciężko było mu udawać, że w ogóle kogokolwiek słucha. Czytali listy od Namjoona, który był nadal w trasie powrotnej do Korei. Ręce mu się trzęsły, więc zaciskał je mocno na obramowaniu składanego krzesła.
Co znaczyło, że wszystko jest winą Yoongiego? I dlaczego mu powiedział, że chciał… Chciał żeby go pocałował? Czy chodziło mu właśnie o to? Musiał się dowiedzieć.


***

Kolacja była skromna, z ostatniego grilla zostały im resztki i musieli zadowolić się zupkami z paczek. Po rowerowym rajdzie oraz zimnych i ciepłych kąpielach dopadło ich potworne zmęczenie. Kręcili się po kamperze jak zombie, załatwiając w łazience ostatnie sprawy i szykując się do spania. Tym razem Jungkook miał ostatnie miejsce w kolejce i prawie przysnął na korytarzu. Próbował odrzucać od siebie myśli o Tae. Nie chciał się nim martwić i postanowił, że wróci na piętrowe łóżko do chłopaków. Nie ma przecież obowiązku spełniania jego zachcianek.
Coś jednak wewnątrz niego niebezpiecznie się gotowało. Pod skórą co rusz przechodziły go zimne i ciepłe prądy, ale tłumaczył to sobie przeciągiem, który chłopacy tworzyli wychodząc na zewnątrz lub wracając do nagrzanego samochodu. Ta niewielka przestrzeń wprawiała go w lekki stan klaustrofobii, przypominając mu ich początkowe życie w małym dormie i nieustanne wpadanie na siebie przy każdej okazji.
W końcu doczekał się swojej kolejki i zamknął się w jeszcze mniejszej klitce. Odkręcił ciepłą wodę i chlusnął nią sobie w twarz.
Śpij ze mną
Kolejny dreszcz, ale tym razem na pewno nie z zimna. Mydląc sobie skórę zaczął myślami wracać do wczorajszego dnia i miękkich ust, które tak rozkosznie pieściły jego szyję. Wiedział, że nie miał już tyle silnej woli co wcześniej. Wszystko potwierdził ich wczorajszy pocałunek. Oparł czoło o lustro i przymknął oczy. Był całkowicie bezbronny.
Nie wiedział, ile siedział w łazience, ale gdy wyszedł, światło już było zgaszone. Słyszał miarowe oddechy i senne pomruki. Nie musiał więc martwić się, że znów zignoruje te trzy słowa. Może po prostu iść na górę. Zauważył jednak, że miejsca się trochę pozmieniały. Tae leżał na łóżku z tyłu auta, a nie w środku, tak jak wcześniej. Miał do niego niecały krok. Zobaczył jego profil twarzy w nikłym blasku księżyca, który przesączał się przez małe okienko. Miał zamknięte oczy. Czy spał?
Było za ciemno, by kamery mogły rejestrować ich ruchy.
Nim się spostrzegł, już siedział na jego łóżku. Ciało samo go poniosło. Pozostał tak jeszcze z pięć minut, walcząc sam ze sobą, mimo tego że wiedział, że i tak jest już za późno na odwrót. Przeklinając swoje słabości, jak najdelikatniej wsunął się pod pościel i wstrzymał oddech, gdy dosięgły go drugie ramiona, przyciągając do siebie. To było tak intensywne doznanie, że z emocji prawie rozsadziło mu klatkę piersiową.
Byli niesamowicie blisko siebie. Bliżej niż zwykle. Pod pościelą grzało ich ciepło własnych ciał, równie mocno wrażliwych przez cienki materiał dresów, które mieli na sobie, jak gdyby ich w ogóle na sobie nie mieli.
- Przyszedłeś - szepnął mu Tae prosto do ucha typowym dla siebie, cichym pomrukiem.
Kookie rozpłynął się i przywarł do niego, wplatając palce w jego miękkie, jeszcze wilgotne włosy, pachnące owocowym szamponem. Poczuł język na swojej szczęce. Podniecenie jak fala przeszyło jego ciało, a on nie mógł wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. To było prawie jak tortury. Długie palce Tae dotknęły jego klatki piersiowej, zatrzymując się dłużej zaraz przy jego szaleńczo bijącym sercu. Później skradały się po mostku, przejechały po napiętych mięśniach brzucha i zahaczyły o gumkę dresów. Kookie chciał mu przeszkodzić, ale jedyne na co się zdobył, to zagryzienie zębów na jego koszulce. Gorąco uderzyło w jego policzki, a on sam spiął się, próbując nie spłonąć z zawstydzenia. Choć widzieli się już nago i przebierali się w swoim towarzystwie, również z innymi członkami zespołu, nigdy nie doświadczał przy tym takich emocji. Tae wyczuł jego zawahanie i ucałował jego skroń. Chciał go uspokoić. Potem delikatnie wsunął palce pod materiał spodni i powoli odchylił go w dół, uważnie obserwując, czy maknae mu na to pozwoli. Kookie nie śmiał się sprzeciwiać. Wiedział, że sam go sprowokował. Pragnienie bliskości z V było silniejsze niż rozsądek. Zagryzł mocno wargi, gdy poczuł dotyk na najwrażliwszej części swojej skóry. Zachłysnął się intensywnością, z jaką zalała go przyjemność.
Nikomu wcześniej nigdy na to nie pozwolił. Pierwszy raz był tak dotykany. Zastygł, skupiając się tylko i wyłącznie na dłoni V, która głaskała go jedynie, wodząc palcami to w górę to w dół. Jego penis reagował żywo na każde muśnięcie, a on sam mógł jedynie mocniej zacisnąć pięści na koszulce chłopaka i odchylić głowę, by jego ciepły język nie przestawał błądzić po jego szyi. Głos uwiązł mu w gardle i nawet miał problem z braniem oddechu. Zupełnie jakby zapomniał, jak to się robi, albo jakby ktoś nagle pozbawił go płuc.
Tea najciszej jak mógł przewrócił go na plecy i zawisł nad nim, nie przestając go dotykać. Kookie skupiał się na tym, by nie wydać za głośnego dźwięku. Wydawało mu się, że wszyscy w aucie ich słuchają. Gdy jednak chłopak wziął w garść jego trzon, niekontrolowanie, krótko jęknął.
- Ciiii…
Znów usłyszał przy uchu jego głęboki głos i dwa palce przyłożone do warg. Oczy Tae błyszczały w ciemności z podniecenia. Kookie nie był w stanie pojąć w jaki sposób to wszystko jest tak cholernie przyjemne. Półświadomie zaczął delikatnie poruszać biodrami, pragnąc intensywniejszych doznań. V znów go chwycił i zaczął poruszać dłonią, niespiesznie go pieszcząc. Podobało mu się to, jak młodszy reagował na każde muśnięcie czy pociągnięcie skóry, co potwierdzało twarde wybrzuszenie pod materiałem jego spodni, które dociskał do drżącego z podniecenia uda maknae. To zniecierpliwienie w oczekiwaniu na spełnienie aż bolało. Dlaczego tyle czasu z tym zwlekali?
Nie sądził, że sprawienie przyjemności przez kogoś innego może być tak różne i milion razy lepsze od własnych doświadczeń. Mógłby mu się w tej chwili oddać bez cienia wahania. Patrząc mu w oczy, chciał mu powiedzieć, że należy tylko do niego. Nim się spostrzegł, obnażył przed nim najgłębszy zakamarek duszy. Tae zahipnotyzowany jego wzrokiem, w końcu zaczął poruszać ręką szybciej, zaciskając dłoń mocniej u samego szczytu.
W jednej chwili cały świat pociemniał, wypełniając ten mrok słodkim jak miód, gorącym uniesieniem. Kookie doszedł, a jęk jego przyjemności stłumił głęboki pocałunek. Drżał w ciepłych ramionach, dopóki nie opuściły go ostatnie skurcze. Zakręciło mu się w głowie, gdy przypomniał sobie, jak się oddycha. Nie wiedział gdzie jest, jego świadomość ospale dryfowała pod powierzchnią rzeczywistości i wcale nie chciała do niej wracać.
V widząc do jakiego stanu go doprowadził, uśmiechnął się i położył się obok, delikatnie naciągnął mu spodnie z powrotem. Głaskał go po włosach i całował po skroni, odsyłając go w słodką krainę snów. Przyciągnął go do siebie, otaczając ramionami. Kookie nie był w stanie się poruszyć. Ciało mu przyjemnie zdrętwiało, a czułość uspokajała. Nie słyszał już nic poza swoim głośno bijącym sercem oraz dwoma słowami, które obijały się w jego głowie, a których nie odważyłby się wypowiedzieć na głos.

Następny rozdział 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz