Po ostatniej
zabawie wszystkim śniły się koszmary. Całowali w nich obślizgłe żaby, swoje
babcie, marmurowe posągi albo któregoś z menadżerów. Nikt jednak z nikim się
tym nie podzielił, chcąc jak najszybciej o wszystkim zapomnieć. Rano spakowali
się i opuścili prom, by zdążyć pożegnać się z Rapmonem, który musiał niestety
powrócić do Korei. Finlandia zaskoczyła ich bardzo świeżym, mroźnym powietrzem.
Musieli nawet założyć czapki, bojąc się przeziębienia, którego, jak na razie, udało
im się uniknąć.
Kiedy znaleźli
się na autobusowym dworcu, wszystkim zrobiło się bardzo smutno. Chłopcy mocno to
przeżywali. Nie lubili rozdzielać się w takich okolicznościach. W końcu
najlepsza zabawa była jeszcze przed nimi.
- Nie
sądziłem, że do tego kiedyś dojdzie.
- Ani ja.
- Jesteśmy
zgubieni.
Jin i Rapmon patrzyli sobie w oczy, a reszta BTS przyglądała
się temu ze ściśniętymi sercami.
- Miej na nich
oko.
- Dam sobie
radę. Dbaj o siebie.
Wymienili
braterski uścisk dłoni, który trwał zdecydowanie dłużej niż u pozostałych.
- Będziemy za
tobą tęsknić - przyznał Hobi.
- Za mną, czy
za moim angielskim?
- I to, i to.
Zaśmiali się
krótko i pomachali mu, gdy opuszczali dworzec.
Od teraz
musieli radzić sobie sami.
Tak jak
podejrzewali, zrozumieć coś po angielsku było im trudno. Trafili na bardzo miłą
obsługę, która tłumaczyła im, co i jak mają robić, mieszkając w wypożyczonym kamperze,
ale momentami potrafili tylko bezradnie kiwać głowami. Mieli w nim spędzić kilka
nocy i przemieszczać się powoli w kierunku Laponii i Rovaniemi, miasta Świętego
Mikołaja, które było celem ich podróży. Wszyscy się z tego śmiali, ale równocześnie
byli podekscytowani tym, że będą mogli zwiedzić to miejsce i własnoręcznie napisać
listy do brodatego dziadka. Był to kawał drogi, ale nikt się tym nie zraził, po
prostu cieszyli się przygodą.
Samochód był
bardzo fajnie zorganizowany. Na dzień miał ustawione dwa stoliki, przy których
bez problemu mieściła się cała szóstka, a w nocy można było zamienić je na
łóżka. Kolejne znajdowało się nad kokpitem kierowców i dwa z jednym piętrowym
na końcu auta. Jak na tylu chłopa, przestrzeni nie było za wiele, ale nie
narzekali, bo na promie było jej jeszcze mniej. Każdy zajął sobie jedną z
szafek, lokując w niej swój bagaż. Pierwsze co zrobili, to przebrali się i
rozsiedli przy stole. Kookie znów został osaczony przez Tae, który zajął
miejsce obok niego. Naprzeciwko usiedli Jin i Hobi, a po przeciwległej stronie
Jimin i Suga.
Już w
pierwszych pięciu minutach od odjazdu, zaczął się mały raban. Niepozamykane
szafki zaczęły się otwierać i trzaskać, podobnie jak drzwi od łazienki.
Jedzenie i sprzęty pospadały z blatów. Po uprzątnięciu bałaganu, by zabić
sześciogodzinną podróż, zaczęli grać w karty oraz śpiewać własne piosenki,
przekręcając słowa lub drąc się w niebogłosy. Kamperem obok jechała ich ekipa
filmowa, więc czasem machali do niej przez okno.
Wspólne
robienie kolacji czekało ich dopiero późnym wieczorem, dlatego po drodze
zatrzymali się zjeść jakiś szybki obiad i zrobić jeszcze szybsze zakupy w
pobliskim markecie. Gdy byli już w środku, zaczęli się wygłupiać i porównywać
Kookiego do psa. Młody podchwycił zabawę i podawał łapę albo dawał się głaskać.
Problem
pojawił się, gdy V też chciał go trochę pomęczyć i nadużywał zabawy. Maknae ostatecznie
odepchnął jego dłoń, która chciała podrapać go za uchem. Widział w oczach Tae,
że tym drobnym gestem go skrzywdził. To już nie był pierwszy raz, gdy mu na coś
nie pozwalał, mimo że reszta zespołu bez problemu mogła go dotykać. Był to
jakiś element samoobrony i nie był w stanie traktować go na równi z innymi. Za
dużo niewyjaśnionych rzeczy wisiało między nimi w powietrzu i żaden z nich nie
wiedział, jak o nich rozmawiać.
Yoongi prawie
wcale się nie odzywał. Nikt się do tego nie przyczepił sądząc, że jest
najzwyczajniej w świecie zmęczony lub myśli nad słowami nowej piosenki, co było
u niego częste. Tylko Jimin znał prawdziwy powód i czuł, jak ciężar
odpowiedzialności go przytłacza. Jak długo będą w stanie tak funkcjonować?
Teraz są na wakacjach, ale gdy wrócą do Korei, taka sytuacja nie będzie
tolerowana. Nie chciał go unikać ani uciekać, lecz nie potrafił znaleźć wyjścia
z tej opresji. Sam uśmiechał się sztucznie i próbował bawić z innymi, ale i tak
ciągle się zamartwiał.
Zajechali na
camping dopiero późnym wieczorem. Niestety zaczęło padać, co trochę utrudniło
im robienie grilla. Krzątali się po aucie, cały czas na siebie wpadając.
Rozstawili krzesła i ruszt pod niewielkim daszkiem i zaczęli gotować. Dodatkowo
przeszkadzał im brak światła na zewnątrz, a powolne rozpalanie węgielnych
kamieni naprawdę irytowało. Patrzyli w płomienie i na mięso, przełykając
cieknącą im z ust ślinkę.
Kookie w końcu
nie wytrzymał i poszedł poszukać jakiejś toalety. Deszcz dalej siąpił. W końcu
znalazł niewielki budynek z łazienkami. Po załatwieniu swoich spraw, powoli
udał się z powrotem do ich „obozowiska”.
Był trochę
przygnębiony. Nie wiedział, czy wynikało to ze zmęczenia podróżą, odłączenia się
od nich Rapmona, głodu, czy chodziło o całą tę dziwną sytuację z V.
Kiedy podniósł
głowę zobaczył go idącego w jego stronę. Zupełnie, jakby przyciągnął go
myślami. Stanęli naprzeciw siebie, schronieni przed deszczem pod dość gęsto
rosnącymi sosnami. Wokół nie było żywej duszy.
- Byłeś w łazience?
- zapytał Tae po odchrząknięciu.
- Tak, są tam -
Kookie wskazał palcem i spuszczając głowę, spróbował go wyminąć.
V chwycił go
za ramię.
- Unikasz
mnie, prawda?
Co miał mu
odpowiedzieć? Nie wiedział. Nie chciał przyznać, że się boi. Tae zupełnie nie
zdawał sobie sprawy, z czym igrają. Najgorsze w tym wszystkim było to, że
trzymanie się od niego z daleka chyba najbardziej go dobijało. Teraz też było
ciężko. Uznał jednak, że nie otworzy ust, by nie palnąć czegoś głupiego.
- Nie mogę
przestać o tobie myśleć.
Gdy Kookie
usłyszał te słowa, musiał aż zagryźć wargę. Jak miał się temu przeciwstawić?
Był bezbronny. Zacisnął powieki i zadrżał, gdy Tae odwrócił się w jego stronę.
Był za blisko. Te słowa go cieszyły i przerażały jednocześnie.
- Powiedz coś,
cokolwiek.
Udało mu się
zmusić go, by spojrzał mu w oczy. To był błąd. Na twarzy musiał mieć wypisane,
jak bardzo przegrywał tę walkę. Tae przyłożył swoje czoło do jego skroni,
czując się pewniej.
- Mogę cię
pocałować?
Wewnątrz
Kookiego toczyła się prawdziwa wojna pomiędzy tym, co powinien zrobić, a tym, czego
pragnie. Przełknął ślinę. Nie miał szans.
Zanim się
spostrzegł, kiwnął głową. Ciepły oddech owiał jego twarz, a on sam zadrżał,
pragnąc tego tak bardzo.
Ciepłe usta
delikatnie przywarły do jego warg. Otworzył je szerzej, łącząc ze sobą języki,
które zatańczyły i przelały w ich ciała ciepło, za którym obaj tak tęsknili.
Tym razem maknae się nie opierał, pozwolił pchnąć się na jednego z drzew,
oddając pocałunki, które tak bardzo przypominały mu ich pierwszy. Spokojne,
namiętne, gorące. Tae wziął jego twarz w dłonie i pieszczotliwie jej dotykał,
wodząc palcami po jego szczęce i szyi. Kookie oparł swoje o jego tors, czując
pod skórą szybsze bicie serca. To go uspokajało, odpychało wątpliwości,
pozwalało zapomnieć o całym otaczającym ich świecie. V uwielbiał go gryźć,
dlatego teraz też zahaczył zębami o jego dolną wargę, ale tylko delikatnie, by
zaraz potem possać ją chwilę i znów głęboko go pocałować. Przywarł do niego
całym ciałem, znów wkładając udo między jego nogi. Wzdychali sobie w usta,
rozkoszując się tą bliskością. Skóra paliła w miejscach, gdzie się dotykali, a
w podbrzuszu coś przyjemnie mrowiło. Ciemność nocy dawała im wystarczającą
intymność, by nie musieli obawiać się nakrycia.
Czy jego
wzbranianie się przed tym było błędem? Czy rzeczywiście robili coś złego?
Dlaczego tylko on miał się tym przejmować? A gdyby tak pozostawić to w
tajemnicy? Takie myśli pojawiały mu się pod wpływem szalejących w jego wnętrzu
emocji.
Wiedział teraz
tylko jedno. To było cholernie przyjemne i chciał tego więcej.
Długo
rozpływali się w swoich ramionach. Deszcz zaczął padać intensywniej. Przez
warstwę podniecenia zaczął przebijać się rozsądek.
- Po-powinniśmy
wracać…. - szepnął Kookie, choć wcale nie kończył go całować.
- Jeszcze chwilę.
Dłonie
błądziły po ciałach, dotykając nieśmiało ich nagich fragmentów. Pokusa
zapędzenia się dalej była ogromna. Niestety nastrój zaczęły psuć nadlatujące
komary. Czuli drobne ukłucia na łydkach. Sprowadziło ich to na ziemię.
- No już, już…
Uśmiechnęli
się, wciąż ocierając się o siebie wilgotnymi wargami.
- Śpij ze mną dzisiaj.
Kookie poczuł,
jak dreszcz podniecenia przeszywa jego ciało. Spojrzenie Tae było poważne, więc
całkowicie zgłupiał. Nie odpowiedział, nie wiedząc, co powinien zrobić. To było
niespodziewane i sama myśl napawała go to ekscytacją, to strachem. Dopiero co
zdecydował, że zaakceptuje swoje uczucie, ale to?
Skradli sobie
jeszcze kilka pocałunków, gdy V w końcu znalazł dość silnej woli, by się
odsunąć. Chłód wieczoru wziął ich brutalnie w swoje ramiona. Puścił mu oczko i
wyszczerzył się szczęśliwy, uciekając w kierunku kampera, nie zdając sobie
sprawy, w jakim stanie zostawił swojego przyjaciela. Maknae przeczesał włosy i
wypuścił z płuc powietrze. Był rozgrzany. Dotknął czerwonej twarzy i
niespodziewanie sięgnął ręką w kierunku ud i zacisnął palce na coraz mniej
komfortowym materiale spodni. Czy on naprawdę zaproponował mu to, co przeszło
mu przez myśl? Jego ciało jednoznacznie mówiło mu, czego chce, ale dalej było
to dla niego niepojęte. Nie był też dzieckiem, żeby przed tym uciekać, ale
natłok tego wszystkiego trochę go przygniótł. Był zaskoczony własną reakcją.
Skołowany, wrócił
chwilę później, by nie dać chłopakom powodów do podejrzeń. Zespół dalej walczył
z grillem, więc nawet nie zauważyli ich zniknięcia. Zaczęli pomagać w
przygotowaniach do kolacji. W jej trakcie Kookie próbował się powstrzymać, ale
jego wzrok mimowolnie łączył się ze wzrokiem Tae. Peszył go jednocześnie i
przyciągał. Nie do końca jeszcze przyswoił sens jego prośby i bardzo chciał
wiedzieć, jak chłopak sobie to wyobraża. Próbował o tym nie myśleć, poddając
się miłej atmosferze wieczoru. Jedli i pili, powoli żegnając się ze staffem.
Żartowali i wspominali sytuacje z programów i koncertów, kończąc kolację.
Wieczór przeleciał bardzo szybko. Dla Kookiego aż za szybko. Zaczęli zbierać
naczynia i śmieci, szykując się do spania.
- Coś taki
nieobecny? - krzyknął Hobi, waląc kolegę po plecach.
Kookie prawie
wypuścił z rąk brudny garnek, zastanawiając się, czy czasem nie myśli na głos.
- Je-jestem
trochę zmęczony - zaśmiał się nerwowo.
Byli coraz
bliżej kładzenia się do łóżek, a on nie był w stanie stwierdzić, czy Tae
żartował, czy rzeczywiście oczekuje, że położy się razem z nim. Był w kropce
przede wszystkim z uwagi na otaczające ich z każdej strony kamery i kolegów z
zespołu. Co oznaczało „śpij ze mną”?
Spłonął takim
rumieńcem, że zaciągnął na głowę kaptur, chcąc się schować przed całym światem.
Zaczął się wkurzać na własną wyobraźnię i Tae za to, że w ogóle mu coś takiego
powiedział. Już wystarczająco się ze wszystkim narażają, a teraz jeszcze to.
Przyjął zatem
najlepszą strategię. Po sprzątaniu najszybciej jak potrafił, przebrał się w
dresy i pomimo, że wcześniej wylosowali łóżka, na których będą spać, wskoczył
bezczelnie na górne piętro.
- Osz ty
gnojku. - Jin wziął się pod bok i wyciągnął w jego stronę palec. - Widzę, że
prosisz się o porządne lańsko!
- Matka,
wyluzuj - Hobi również wskoczył obok maknae i poklepał pościel.- We trójkę też
się zmieścimy.
- Hej! A ja?! -
Tae słysząc to, wyskoczył z łazienki półnagi i ze szczoteczką w ustach. Chciał dopchać
się do drabinki, ale Jin go odepchnął, zajmując należyte mu miejsce.
- Spadaj
smarku, idź dalej szorować ząbki. Ty masz go cały czas, daj się i nam nim nacieszyć.
Kookie udawał
niewiniątko i nic nie powiedział, kiedy Jin razem z J-Hopem położyli się obok i
zaczęli go macać.
- Nasz słodki
maknae…
- Ma taką
gładką skórę…
- I twarde
mięśnie…
- Tak ładnie
pachnie…
- Co wam
odjebało? - Zaczął się śmiać, ale nie strącił z siebie oplatających go rąk i
nóg. To było przyjemne, ale zupełnie inne, niż wtedy, kiedy robił to z Tae.
Jego myśli
przerwały palce V, które pomacały go po włosach. Odchylił się w tył i spojrzał
w ciemne tęczówki.
- Następnym
razem mi nie uciekniesz - szepnął mu przy uchu i odwrócił się, wracając do
łazienki.
Kookie
zastanawiał się, czy V był na niego zły. Nie miało to jednak dla niego
znaczenia, bo w tej chwili czuł nieopisaną ulgę, że ma jeszcze czas pomyśleć
nad jego słowami. Zamknął oczy i był wdzięczny chłopakom, że zrobili dla niego ten
ochronny kokon. Dzięki otaczającemu go ciepłu szybko zasnął.
***
Poranek był
bardzo zimny. Jimin aż się wzdrygnął, opuszczając duszne wnętrze kampera. Wstał
pierwszy. Nie mógł już dłużej wytrzymać przewracania się z boku na bok, musiał
rozprostować kości. Przeciągnął się, próbując naciągnąć bolące mięśnie i
wkładając głęboko ręce w kieszenie kurtki, podreptał na plażę. Niebo było szare
i wiał lekki wiatr. Chmury zapowiadały deszcz, ale nie przejął się tym. Zatrzymał
się przy samej wodzie i zapatrzył w fale, wdychając świeże powietrze. Bryza
chłodziła jego opuchnięte po nocy policzki. Przetarł oczy i postanowił usiąść
okrakiem na dość solidnym, leżącym pniu drzewa. Spokojny szum wody koił jego
umysł. Wsłuchał się w niego i w rytm swojego bijącego serca. Było mu
przyjemnie. Dawno nie miał okazji pobyć tylko sam ze sobą i o niczym nie
myśleć. Specyfika ich pracy zmuszała do ciągłego kontaktu z ludźmi, występów,
programów… Nie chciał narzekać, lubił to, ale czasami odrobina samotności była
mu potrzebna.
Z odległości
zaczęły dochodzić do niego odgłosy kroków. Ktoś się zbliżał, a on modlił się,
by to przypadkiem nie był Yoongi. Gdy dzieliło ich ledwie kilka metrów, prawie
zerwał się do biegu, byleby tylko nie musieć znów stanąć z nim sam na sam
twarzą w twarz.
- Mogę się
przysiąść?
Z ulgą
wypuścił powietrze i spojrzał na Hobiego, który stał koło niego w kurtce z
naciągniętym na głowę i mocno związanym kapturem. Gdyby nie powaga sytuacji,
Jimin pewnie wybuchnąłby śmiechem.
- Nie strasz
mnie tak…
J-Hope usiadł
obok niego i westchnął.
- Jak się
spało?
- Zgadnij.
Jimin dalej miał
mu za złe ostatnią zabawę. Nie potrafił się jednak na niego gniewać, więc ton
jego głosu miał jedynie smutne zabarwienie.
- To co w
końcu ci powiedział?
- A co miał
powiedzieć?
Raper
zmarszczył brwi.
- Czyli…
jednak tego nie zaakceptuje?
- Nie, ale…
- Czyli macie szansę?
- Nie!
- Więc na czym
stanęło? Co on myśli o was?
- Nie ma
żadnych nas… Kazałem mu o wszystkim
zapomnieć…
J-Hope przetrawił
na spokojnie jego słowa, a następnie głęboko westchnął.
- Czy ty mu w
ogóle dałeś dojść do głosu?
- Hyung,
proszę cię… To do niczego nie prowadzi. Wiedziałem to od zawsze.
- Skąd możesz
być tego taki pewny?
Chwilę
milczeli. Park skubał korę drewna, czując, jak wypełnia go smutek i palą
policzki. Nawet nie chciało mu się udzielać odpowiedzi.
- A jeżeli
powiem ci, że możesz się mylić?
Jimin zamarł.
Spojrzał na Hobiego z nadzieją, ale po chwili odzyskał zdrowy rozsądek.
- Co chcesz przez
to powiedzieć?
- Czy kiedykolwiek
dopuszczałeś do siebie inny scenariusz? Dlaczego z góry zakładasz, że wiesz,
jaką decyzję podejmie?
Nigdy tego nie
rozważał. Wiedział jednak, że nie miało to większego sensu. Hoesok wyczytał to
w jego spojrzeniu i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Oboje
jesteście idiotami.
- Dzięki, to
naprawdę mi pomogło.
Jimin spuścił
głowę, gotowy rozpłakać się jak małe dziecko. Miał dosyć. Serdecznie dosyć
zabawy jego uczuciami.
Poczuł jak
dwie dłonie chwytają jego policzki i unoszą w górę. Zamazany obraz nieco się
poprawił. Szczere oczy patrzyły na niego ciepło, próbując dodać otuchy.
- Naprawdę daj
mu trochę czasu - powiedział. - Zrozum, że ty przerobiłeś już ten temat na
milion sposobów, a on miał na podjęcie decyzji kilka sekund. Założyłeś, że to
wszystko jest skazane na porażkę. Możesz nie wierzyć, w to co mówię, ale… kto
wie? Wszystko jest możliwe.
Jimin pokręcił
głową.
- Nie wydaje
mi się…
Słowa Hobiego
do niego nie trafiały, ale wiedział, że zapamięta je bardzo dobrze.
- Kochasz go,
prawda?
Gorąco i silny
ucisk w jednej chwili oplotły jego klatkę piersiową tak mocno, że nie był w
stanie wydobyć głosu. Nigdy nie powiedział tego na głos i tym razem też nie
potrafił, ale słysząc to tak głośno i wyraźnie, wiedział że nigdy przed tym nie
ucieknie. Przyjaciel widząc, co musi przeżywać, przytulił go, a on trząsł się w
jego ramionach.
- Boję się
myśleć, co teraz będzie.
- Wszystko się
ułoży.
Siedzieli tak
chwilę, słuchając skrzeku mew. Jimin zaczął zastanawiać się nad tym, co
usłyszał. Myślał też o tym, co powiedział mu Yoongi. To prawda, że odtrącił
jego próby wyjaśnienia mu własnych uczuć, ale przecież dobrze wiedział, co miał
mu do powiedzenia? Co jeżeli jednak zbyt pochopnie to wszystko ocenił? Był tym
wszystkim taki przerażony, bo wiedział, że nawet najmniejsza iskierka nadziei
może sprawić, że będzie cierpiał jeszcze bardziej. Tak bardzo, że naprawdę nie
będzie w stanie tego znieść. Jednak po tym wszystkim, co Hobi hyung mu właśnie
powiedział, zdobył się na odwagę i podjął ważną decyzję. Muszą jeszcze raz o tym
porozmawiać. Chociażby po to, by zacząć znów normalnie funkcjonować.
- O wilku
mowa.
Jimin obrócił
się w kierunku, gdzie zerkał Hobi i zamarł, widząc, że Yoongi patrzy na nich z
daleka, gdy się przytulają.
- Ciekawe, czy
gotuje się z zazdrości. - Hoesok zachichotał.
- Przestań! -
Odepchnął go trochę za mocno i wstał. - W-wracajmy!
Podreptał z
powrotem cały czerwony, ale Sugi nie było już w polu widzenia.
***
Tego dnia
mieli zaplanowaną rowerową wycieczkę. Pogoda nadal się nie poprawiła i znów
kropił deszcz. Jednak Bangtani po tylu godzinach jazdy autem z przyjemnością
zawtórowali czemuś, co w końcu wymagało trochę wysiłku.
Na miejscu
dali im cały osprzęt, mapy i pozwolili wybrać rowery.
Suga próbował
zapiąć sobie kask, ale nie mógł trafić w odpowiednie miejsce. Męczył się z nim,
a Jimin patrzył na to przez dłuższą chwilę, walcząc sam ze sobą. Dzięki
rozmowie z Hobim nabrał odwagi, by spróbować poprawić ich relacje. Reszta
członków zespołu była zajęta sobą i tylko dzięki temu był w stanie się
przełamać. Wnętrze żołądka wywróciło mu się do góry nogami, gdy wyciągnął
dłonie i zaskakując tym Sugę, wyręczył go w kłopocie. Przez kilka sekund
wytworzyło się między nimi napięcie nie do opisania. Teraz każde takie zbliżenie
odczuwał jako coś niestosownego, nawet jeżeli wcześniej to było normalne.
Poczuł się strasznie głupio, że w ogóle coś zrobił.
- Dziękuję -
bąknął Yoongi i uciekł wzrokiem.
Jimin
odetchnął trochę. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale przeszkodziły mu wrzaski
kolegów, więc odpuścił. To i tak nie było czas i miejsce. Był dumny i jednocześnie
naprawdę zdziwiony, że był w stanie to zrobić.
Obejrzeli mapę
i zaplanowali trasę. Byli podekscytowani. Przyczepili kamerki do rowerów i
ruszyli. Jimin wiedział, że pomimo tej całej uczuciowej afery, będzie ten czas
bardzo miło wspominał. Chyba jeszcze nigdy aż tyle nie działo się w jego życiu.
Tutaj miał swobodę, której dawno nie czuł w Korei. Dlatego rozkoszując się
wiatrem przyjemnie muskającym jego policzki, chciał cieszyć się wycieczką.
- Łał, umiesz
tak bez trzymanki?
Popatrzył z
zazdrością na V, który jechał swobodnie i machał sobie rękami przed sobą w
układ jednej z piosenek.
- Dziadek mnie
nauczył.
Sam spróbował,
ale nie był w stanie oderwać drugiej dłoni od kierownicy. Nagle wszyscy
postanowili go naśladować i jedynie Kookiemu się udało.
- Ten dzieciak
ma zdecydowanie za wiele talentów - westchnął Jin, poddając się we własnych
staraniach. Jadąc za ich dwójką, uśmiechnął się do siebie.
Po drodze zatrzymywali się na zdjęcia,
podziwiali widoki, nawet zagrali z miejscowymi dzieciakami w piłkę. Nie wszyscy
oczywiście, Suga i Jin woleli pośmiać się z boku.
Później
niestety rozpadało się bardziej. Musieli nawet przerwać przez to wycieczkę.
Staff zaczął kombinować, co wymyślić im w zamian, więc wysłał ich do knajpy, by
mogli się w tym czasie ogrzać i coś zjeść. Bangtani czekali cierpliwie,
rozkoszując się miejscowym jedzeniem. Obawiali się, że będą musieli wrócić do
kampera. Na szczęście los był dla nich łaskawszy, mając w okolicy całkiem
ciekawą propozycję.
- Sauna?! Ale
czad! - podniecił się Hoesok.
- To się
wygrzejemy! - Jin aż rozpłynął się na samą myśl.
- I
rozbierzemy - pomachał starszemu brwiami sugestywnie.
Gdy reszta to
usłyszała, niekontrolowanie przełknęła ślinę.
***
W kamperze wszyscy
szybko przebrali się w stroje kąpielowe i tuptając jak stado pingwinów,
przemknęli z auta do budynku, w którym mieściło się spa. Był to niewielki,
drewniany domek stojący nad samym jeziorem. Taras zalewały promienie
zachodzącego słońca, a w okolicy nie było żywej duszy. Widok był przecudny. Chłopcy
zachwycali się nim, czując się odrobinę lepiej. Staliby tak nawet dłużej, ale
lekki podmuch wiatru szubko zagonił ich do środka, gdzie mogli skorzystać z
gorącej sauny.
- Te, kosmita,
szlafrok masz na lewą stronę - Jin poprawił młodszego kolegę, nie ukrywając
wesołości.
Tae nawet nie
zwrócił na to uwagi, udając że go nie słyszy.
- Nie wiem czy
powinniśmy pozwalać mu przebierać się w jednym pomieszczeniu z Kookim… W końcu
chciał go…
Hobi pisnął,
gdy dostał strzał ręcznikiem w odsłoniętą łydkę.
- Uważaj, bo
będziesz następny - V pokazał mu język.
- Mi cnotę
może odebrać tylko Jimin. - J-Hope aż chwycił się z przejęcia za klatkę
piersiową.
Park uderzył go,
buracząc się z oburzenia. Kątem oka dostrzegł poważną twarz Sugi i ciężko przełknął
ślinę.
- Już nie
udawaj świętego. Widziałem, gdzie twoje ręce wędrowały pod kołdrą na naszym
maknae! - Jin wyciągnął do niego oskarżycielski palec.
- A matka nie
powinna się całować z ojcem na oczach dzieci!
- Sam to
zainicjowałeś!
Jungkook zastanawiał
się, czy ich rozmowy w szatni kiedykolwiek będą na przyzwoitym poziomie.
Z
przyjemnością weszli do dusznego i gorącego pomieszczenia. Powietrze paliło w
nos od temperatury i olejku. Usiedli na ciepłych deskach i razem ze staffem
dalej kręcili Bon Voyage. Kookie przez
całe nagrania bardzo się powstrzymywał, by przypadkiem nie mieć jakiegokolwiek
kontaktu fizycznego z Tae. Niestety chłopak jako pierwszy usiadł koło niego. Gdy
tylko ich skóra się ze sobą stykała, przechodziły go przyjemne dreszcze. Zresztą
rozsiadł się tak, że nie był w stanie nigdzie schować swoich nagich łydek.
Ciężko mu było się skupić na programie, gdy widział ściekające po jego szyi kropelki
potu. Chciał się jakoś od tego oderwać, więc wsłuchał się w rozmowę, jaką
prowadzili koledzy.
- Powinniśmy
popływać w jeziorze?
- Przecież
jest zimno.
- Dopiero co
się wygrzaliśmy… Nie każcie nam wychodzić…
- To wycieczka
dla młodych i nieustraszonych młodych mężczyzn. Czyżbyście TCHÓRZYLI?
- Hoesok.
Jeszcze jedno słowo o wyzwaniach, a…
- Właśnie!
Przegrany będzie musiał iść do jeziora.
Na
nieszczęście ich staff to podchwycił.
- Skończysz w
piekle J-Hope. W piekle.
Stanęło na
tym, że mieli chodzić parami. Łaskawie dali im jeszcze z kilka minut, by
oswoili się z wyzwaniem. Jiminowi zaczęło się kręcić w głowie od gorąca i
położył głowę na kolanach J-Hope’a. Nie trwało to długo, ale znów wydawało mu
się, że robi coś nie tak.
Zaczęły się
gry, w których mieli decydować, kto padnie ofiarą lodowatej wody. Pierwszymi
byli Jimin i Tae. Kookie o tym zadecydował i patrzył z satysfakcją, jak biedacy
idą za zewnątrz. Reszta podreptała za nimi.
- Tylko za
rękę macie się trzymać! - upomniał ich Hobi.
- Świetnie…
Jungkook
spojrzał z zaskoczeniem na chowającego się za nim Sugę. Ten zrobił wielkie
oczy, zdziwiony, że powiedział coś takiego na głos.
- Coś się
stało? - zapytał szeptem, gdy kamery zwrócone były na przegrańców.
- Nie,
wszystko dobrze.
Dawno nie
widział, żeby Yoongi się tak zarumienił. Przez chwilę myślał, że się źle czuje
i chciał to zgłosić, ale Suga przytrzymał go za rękaw.
- Jest ok.
Jego poważny i
nieznoszący sprzeciwu ton głosu powstrzymał go, ale nie rozwiał wątpliwości.
Potem się rozchmurzył, więc maknae mu trochę odpuścił. Na wszelki wypadek miał
go na oku, choć przedstawienie przed domkiem również było bardzo absorbujące.
Spad był
znaczny i dwójka Bangtanów musiała schodzić ostrożnie, by się nie przewrócić albo
co gorsza nie ześlizgnąć. Kookie nie spodziewał się, że widok tak nieporadnego
Tae go rozczuli.
- Nawet
kamerzysta jest odważniejszy od was! - Jin przyklasnął jednemu facetowi z ich
ekipy, który dla lepszego ujęcia zajął miejsce w wodzie.
Nie chcieli
być gorsi, więc ściskając się mocno za dłonie, wbiegli do jeziora.
Po szoku
termicznym i wyśmianiu ich przez przyjaciół, czym prędzej wrócili do środka
zaczynając drugą rundę. Zabawa tym razem trwała dłużej i nie mogli wyłonić
przegranego. W pewnym momencie Jimin się pomylił myśląc, że przyłapał na tym
kogoś innego. Gdy uświadomili mu, że wraca do jeziora, prawie zapłakał.
- Musisz
wybrać sobie kolegę, który wesprze cię w niedoli.
- I wybierz
mądrze - dodał Tae, posyłając mu wymowne spojrzenie.
Park za to
zaczął bić się z myślami. W pierwszym odruchu chciał wziąć Hobiego. Oczy
świeciły mu się tak, jakby nawet sam chciał wleźć z nim do tej wody. Ale
siedzący obok niego Suga kusił go znacznie bardziej. To trwało tylko kilka
sekund, a w jego głowie rozegrała się mała wojna, w której wygrało sięgniecie
ręką po dłoń leżącą koło niego.
Gdy reszta ich
oklaskiwała, nie był w stanie nawet spojrzeć na swojego hyunga, który równie
mocno odwzajemniał uścisk. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak dobrą decyzję
podjął. Przy samym brzegu, gdy reszta miała z nich niezły polew, obojgu tak
udzielił się humor, że nie mogli ze śmiechu ustać na nogach. Jeden klapek
Yoongiego wylądował w wodzie, tak jak stopa rapera.
- Zimna, nie
chcę! Zabiję cię, Park!
Suga uśmiechał
się tak pięknie, że był gotów nawet zginąć z jego rąk, które teraz tak kurczowo
trzymały się jego koszulki. Oboje ześlizgnęli się po grząskim gruncie i jak
połamani zanurzyli się po sam czubek głowy. Ich wesołości nie było końca,
zupełnie jakby ich wcześniejsze rozmowy nie miały miejsca. Wszyscy wyli w
niebogłosy. Przez to samo musieli również przechodzić Jin, Kookie i Hobi, więc
po zaliczeniu przez wszystkich lodowatego chrztu, pozwolili im wskoczyć do
gorącego jacuzzi, które stało na tarasie chatki.
- Chyba
ogłuchłem…- westchnął Jin. - Przez wrzaski Hoesoka.
- Darłeś się
równie głośno - zauważył Kookie i dostał chlustem wody w twarz.
Potem zaczęła
się mała bitwa, w której każdy próbował komuś uformować z piany gniazdo na
głowie. Tae zrobił się nawet na Świętego Mikołaja. Wszyscy bawili się bardzo
dobrze. Jiminowi spadł kamień z serca, kiedy zobaczył, że nadal może śmiać się
z Yoongim równie głośno jak wcześniej. Choć w żołądku dalej czaił się niepokój,
który muskał go swoimi zimnymi językami.
Po kąpieli
wszyscy mieli się wysuszyć i zebrać przed domkiem, by nagrać kilka kolejnych
scen na VLive. Park opuścił ciepłe wnętrze i opatulony w ręcznik szedł w
kierunku stojącego nad wodą samotnego Sugi. Serce waliło mu jak oszalałe, ale
tym razem się nie zatrzymał.
- Nie
sądziłem, że dasz się wepchnąć do jeziora - odezwał się pierwszy, by przełamać
pierwsze lody. Nogi mu drżały.
- Nie obrażaj
mnie, oczywiście, że nie miałem z tym problemu.
Zaśmiali się
oboje. Wokół było cicho i spokojnie. Niebo miało delikatny, szkarłatny kolor, a
jezioro pięknie go odbijało. Powietrze pachniało lasem i deszczem. Było świeże
i chłodne.
- Chciałbym… Chciałbym
rozmawiać z tobą tak zawsze.
Yoongi
spojrzał na niego, a jemu zaschło w gardle. Przez to, że raper mu nie
odpowiadał poczuł się głupio i spuścił wzrok. Nie wiedział, czy to wystarczy,
by wrócili do poprzedniej rozmowy. Bał się tego, co może usłyszeć, ale ciekawość
i słowa Hobiego trochę go zachęciły do chociaż próby podjęcia tematu. Kiedy już
myślał, że nic z tego, chłopak jednak otworzył usta.
- Ja też bym
tak chciał… - Suga wziął głęboki wdech i mocniej opatulił szlafrokiem, który
miał na sobie.
Jimin aż się
zarumienił, gdy zobaczył go tak zawstydzonego. Musiał wziąć się w garść, jeżeli
chciał zachowywać przy nim jakąś samokontrolę.
- To wszystko to
moja wina. Wtedy, na statku ja… - Raper wyglądał, jakby nie był pewien, czy wypowiedzieć
na głos słowa, które miał w głowie, czy jednak nie. Z tarasu domku zaczęły
dochodzić głosy reszty zespołu. - Chciałem, żebyś to zrobił.
Park zapomniał
jak się oddycha. Świat się dla niego zatrzymał. Czy na pewno dobrze usłyszał?
- Ale co
zrobił? - pierwsze słowo wydawało się bezgłośne. Potem sens słów w niego
uderzył i o mało nie zachłysnął się własnymi myślami. - Dlaczego? Zapytał tak
cicho, że nie był pewny, czy chłopak w ogóle go usłyszał.
Nie udzielił
mu jednak odpowiedzi. Jego spojrzenie było jednak tak intensywne, że aż wypalało
mu wnętrzności. Chciał wiedzieć wszystko na raz, zaraz i miał ochotę wziąć go
za rękę i uciec w miejsce, gdzie nikt by ich nie słyszał. Nie mógł jednak tego
zrobić, bo podeszła do nich reszta zespołu i kamerzyści, gotowi kręcić koleją
część programu.
Ciężko było mu
udawać, że w ogóle kogokolwiek słucha. Czytali listy od Namjoona, który był
nadal w trasie powrotnej do Korei. Ręce mu się trzęsły, więc zaciskał je mocno
na obramowaniu składanego krzesła.
Co znaczyło,
że wszystko jest winą Yoongiego? I dlaczego mu powiedział, że chciał… Chciał żeby
go pocałował? Czy chodziło mu właśnie o to? Musiał się dowiedzieć.
***
Kolacja była
skromna, z ostatniego grilla zostały im resztki i musieli zadowolić się zupkami
z paczek. Po rowerowym rajdzie oraz zimnych i ciepłych kąpielach dopadło ich
potworne zmęczenie. Kręcili się po kamperze jak zombie, załatwiając w łazience
ostatnie sprawy i szykując się do spania. Tym razem Jungkook miał ostatnie
miejsce w kolejce i prawie przysnął na korytarzu. Próbował odrzucać od siebie
myśli o Tae. Nie chciał się nim martwić i postanowił, że wróci na piętrowe
łóżko do chłopaków. Nie ma przecież obowiązku spełniania jego zachcianek.
Coś jednak
wewnątrz niego niebezpiecznie się gotowało. Pod skórą co rusz przechodziły go
zimne i ciepłe prądy, ale tłumaczył to sobie przeciągiem, który chłopacy tworzyli
wychodząc na zewnątrz lub wracając do nagrzanego samochodu. Ta niewielka
przestrzeń wprawiała go w lekki stan klaustrofobii, przypominając mu ich
początkowe życie w małym dormie i nieustanne wpadanie na siebie przy każdej
okazji.
W końcu
doczekał się swojej kolejki i zamknął się w jeszcze mniejszej klitce. Odkręcił
ciepłą wodę i chlusnął nią sobie w twarz.
Śpij ze mną
Kolejny
dreszcz, ale tym razem na pewno nie z zimna. Mydląc sobie skórę zaczął myślami
wracać do wczorajszego dnia i miękkich ust, które tak rozkosznie pieściły jego
szyję. Wiedział, że nie miał już tyle silnej woli co wcześniej. Wszystko
potwierdził ich wczorajszy pocałunek. Oparł czoło o lustro i przymknął oczy.
Był całkowicie bezbronny.
Nie wiedział,
ile siedział w łazience, ale gdy wyszedł, światło już było zgaszone. Słyszał
miarowe oddechy i senne pomruki. Nie musiał więc martwić się, że znów zignoruje
te trzy słowa. Może po prostu iść na górę. Zauważył jednak, że miejsca się
trochę pozmieniały. Tae leżał na łóżku z tyłu auta, a nie w środku, tak jak
wcześniej. Miał do niego niecały krok. Zobaczył jego profil twarzy w nikłym
blasku księżyca, który przesączał się przez małe okienko. Miał zamknięte oczy.
Czy spał?
Było za ciemno,
by kamery mogły rejestrować ich ruchy.
Nim się
spostrzegł, już siedział na jego łóżku. Ciało samo go poniosło. Pozostał tak
jeszcze z pięć minut, walcząc sam ze sobą, mimo tego że wiedział, że i tak jest
już za późno na odwrót. Przeklinając swoje słabości, jak najdelikatniej wsunął
się pod pościel i wstrzymał oddech, gdy dosięgły go drugie ramiona,
przyciągając do siebie. To było tak intensywne doznanie, że z emocji prawie
rozsadziło mu klatkę piersiową.
Byli
niesamowicie blisko siebie. Bliżej niż zwykle. Pod pościelą grzało ich ciepło
własnych ciał, równie mocno wrażliwych przez cienki materiał dresów, które
mieli na sobie, jak gdyby ich w ogóle na sobie nie mieli.
- Przyszedłeś -
szepnął mu Tae prosto do ucha typowym dla siebie, cichym pomrukiem.
Kookie
rozpłynął się i przywarł do niego, wplatając palce w jego miękkie, jeszcze
wilgotne włosy, pachnące owocowym szamponem. Poczuł język na swojej szczęce.
Podniecenie jak fala przeszyło jego ciało, a on nie mógł wydobyć z siebie ani
jednego dźwięku. To było prawie jak tortury. Długie palce Tae dotknęły jego
klatki piersiowej, zatrzymując się dłużej zaraz przy jego szaleńczo bijącym
sercu. Później skradały się po mostku, przejechały po napiętych mięśniach brzucha
i zahaczyły o gumkę dresów. Kookie chciał mu przeszkodzić, ale jedyne na co się
zdobył, to zagryzienie zębów na jego koszulce. Gorąco uderzyło w jego policzki,
a on sam spiął się, próbując nie spłonąć z zawstydzenia. Choć widzieli się już
nago i przebierali się w swoim towarzystwie, również z innymi członkami
zespołu, nigdy nie doświadczał przy tym takich emocji. Tae wyczuł jego
zawahanie i ucałował jego skroń. Chciał go uspokoić. Potem delikatnie wsunął palce
pod materiał spodni i powoli odchylił go w dół, uważnie obserwując, czy maknae
mu na to pozwoli. Kookie nie śmiał się sprzeciwiać. Wiedział, że sam go
sprowokował. Pragnienie bliskości z V było silniejsze niż rozsądek. Zagryzł
mocno wargi, gdy poczuł dotyk na najwrażliwszej części swojej skóry. Zachłysnął
się intensywnością, z jaką zalała go przyjemność.
Nikomu
wcześniej nigdy na to nie pozwolił. Pierwszy raz był tak dotykany. Zastygł,
skupiając się tylko i wyłącznie na dłoni V, która głaskała go jedynie, wodząc
palcami to w górę to w dół. Jego penis reagował żywo na każde muśnięcie, a on
sam mógł jedynie mocniej zacisnąć pięści na koszulce chłopaka i odchylić głowę,
by jego ciepły język nie przestawał błądzić po jego szyi. Głos uwiązł mu w
gardle i nawet miał problem z braniem oddechu. Zupełnie jakby zapomniał, jak to
się robi, albo jakby ktoś nagle pozbawił go płuc.
Tea najciszej
jak mógł przewrócił go na plecy i zawisł nad nim, nie przestając go dotykać.
Kookie skupiał się na tym, by nie wydać za głośnego dźwięku. Wydawało mu się,
że wszyscy w aucie ich słuchają. Gdy jednak chłopak wziął w garść jego trzon,
niekontrolowanie, krótko jęknął.
- Ciiii…
Znów usłyszał
przy uchu jego głęboki głos i dwa palce przyłożone do warg. Oczy Tae błyszczały
w ciemności z podniecenia. Kookie nie był w stanie pojąć w jaki sposób to
wszystko jest tak cholernie przyjemne. Półświadomie zaczął delikatnie poruszać
biodrami, pragnąc intensywniejszych doznań. V znów go chwycił i zaczął poruszać
dłonią, niespiesznie go pieszcząc. Podobało mu się to, jak młodszy reagował na
każde muśnięcie czy pociągnięcie skóry, co potwierdzało twarde wybrzuszenie pod
materiałem jego spodni, które dociskał do drżącego z podniecenia uda maknae. To
zniecierpliwienie w oczekiwaniu na spełnienie aż bolało. Dlaczego tyle czasu z
tym zwlekali?
Nie sądził, że
sprawienie przyjemności przez kogoś innego może być tak różne i milion razy
lepsze od własnych doświadczeń. Mógłby mu się w tej chwili oddać bez cienia
wahania. Patrząc mu w oczy, chciał mu powiedzieć, że należy tylko do niego. Nim
się spostrzegł, obnażył przed nim najgłębszy zakamarek duszy. Tae
zahipnotyzowany jego wzrokiem, w końcu zaczął poruszać ręką szybciej,
zaciskając dłoń mocniej u samego szczytu.
W jednej
chwili cały świat pociemniał, wypełniając ten mrok słodkim jak miód, gorącym
uniesieniem. Kookie doszedł, a jęk jego przyjemności stłumił głęboki pocałunek.
Drżał w ciepłych ramionach, dopóki nie opuściły go ostatnie skurcze. Zakręciło
mu się w głowie, gdy przypomniał sobie, jak się oddycha. Nie wiedział gdzie
jest, jego świadomość ospale dryfowała pod powierzchnią rzeczywistości i wcale
nie chciała do niej wracać.
V widząc do
jakiego stanu go doprowadził, uśmiechnął się i położył się obok, delikatnie
naciągnął mu spodnie z powrotem. Głaskał go po włosach i całował po skroni,
odsyłając go w słodką krainę snów. Przyciągnął go do siebie, otaczając
ramionami. Kookie nie był w stanie się poruszyć. Ciało mu przyjemnie
zdrętwiało, a czułość uspokajała. Nie słyszał już nic poza swoim głośno bijącym
sercem oraz dwoma słowami, które obijały się w jego głowie, a których nie
odważyłby się wypowiedzieć na głos.
Następny rozdział
Następny rozdział
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz