środa, 13 kwietnia 2016

W potrzasku 9

     Szedł do przodu, nie oglądając się za siebie. Bał się spojrzeć w górę i zobaczyć oczu, które najprawdopodobniej odprowadzały go do najbliższego skrzyżowania. Odetchnął, gdy w końcu oddalił się od ponurego wieżowca. Z mocno zaciśniętymi pięściami wypalał w ustach papierosa za papierosem. Warczał, kopał pobliskie automaty i uderzał w ściany, wywołując pęknięcia w betonie. Nie docierały do niego dźwięki ulicy, ani poszepty przechodniów, którzy przerażeni usuwali mu się z drogi. Krążył i krążył, nie mogąc pozbyć się krzyczących myśli. Dusiły go, tłamsiły, krępowały  i obezwładniały. Nie miał nad nimi kontroli, co doprowadzało go do szału. Cieszył się, że odzyskał ciało, a z drugiej strony…
     Jak mógł w ogóle myśleć o tym by wrócić i dokończyć to, co zaczęli?

     Przystanął. Niespodziewanie znalazł się przed kwiaciarnią. Nogi same go do niej zaprowadziły.
Wstrzymał oddech, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył. Papieros wypadł mu z ust i rozsypał iskrami, gdy uderzył o chodnik. Nie było śladu po ich dewastacji. Wszystkie kwiaty, wazony, szyby a nawet lada wyglądały jakby nigdy nic się z nimi nie działo. Żadnej rysy, żadnego pęknięcia, tylko nieskazitelny porządek.
     Zacisnął pięści i chciał przekroczyć próg sklepu, ale za zdziwieniem odkrył, że drzwi są zamknięte. Walił i krzyczał dość długo, zanim dotarło do niego, że było zbyt późno, by zastać czarownicę. Nie mógł uwierzyć, że cała ich praca była właściwie gówno warta. Cieszył się, że nie spędził tu ani minuty dłużej. Trzasnął ostatni raz w futrynę i już miał odchodzić, gdy zobaczył kartkę naklejoną po drugiej stronie szyby.
     "Zamknięte z powodu urlopu"
     Urlopu? W Shizuo się zagotowało. Chodził wokół wejścia jak rozwścieczony byk i ostatecznie wyciągnął telefon. Na tabliczce z godzinami otwarcia był również numer, więc wykręcił go i przystawił aparat do ucha. Nie wiedział właściwie czego oczekuje od tej rozmowy. Po prostu czuł, że musi to zrobić bo inaczej komuś lub czemuś stanie się krzywda.
***
     Odetchnęła z ulgą. Jeszcze tylko parę godzin i znajdzie się daleko od tego miejsca. Wakacje jej się przydadzą. Już miała dość bycia w tym mieście i pilnowania tych dwóch dzikusów. Po za tym, jej ostatni wybuch kosztował ją zbyt wiele energii... Zdecydowanie za wiele. Miała jednak nadzieję, że przynajmniej jego prowodyrzy dostaną wystarczającą nauczkę, a zwłaszcza jeden... Spojrzała na tablicę odlotów i przeszła pod nią, szukając na lotnisku jakiejś wolnej ławki.
     Z zamyślenia wyrwał ją słodki dźwięk jej dzwonka, wydający rozkoszne kocie miauczenie. Zmarszczyła brwi na nieznajomy numer, ale odebrała, przeczuwając, kto będzie jej rozmówcą.
     - Halo?- Zapytała, oglądając swoje paznokcie.
     - Gdzie jesteś?
     Od razu rozpoznała głos. Uśmiechnęła się do siebie.
     - No proszę, nie sądziłam, że zadzwonisz.- Prychnęła.- Jeżeli myślisz, że cofnę zaklęcie Izaya, to się mylisz.
     Odpowiedziała jej cisza, więc mówiła dalej.
     - Wydaje ci się, że jesteś cwany? Że twoje pieniądze czy znajomości mnie przerażą? – Zaśmiała się i wstała, obchodząc swoją torbę dookoła.- Nie masz żadnej władzy. Ani nade mną, a już zwłaszcza nad naszym słodkim blondynkiem.
     Nadal jej nikt nie odpowiadał. Uznała to za swój tryumf i kontynuowała, choć wewnątrz niej się gotowało. Nie znosiła tego gościa.
     - Ugodziłam w czuły punkt, hm? Powinieneś być mi wdzięczny. Dzięki moim zaklęciom jesteście bliżej niż kiedykolwiek. Czyż nie? Doskonale wiem co ci chodzi po głowie. Myślisz, ze jak dostarczysz mi rozrywki to będziesz mógł w przyszłości mnie również wykorzystać?  Mam gdzieś, czy się z nim przeliżesz, czy prześpisz.- W głębi siebie jednak jęknęła z zawodu. Miała niestety teraz poważniejsze sprawy na głowie.-  Jadę na wakacje i nieprędko wrócę.- Spojrzała z zadowoleniem na bilet.- Nie wysilaj się, nie cofnę czaru. Twoje udawanie nie sprawi, że cokolwiek się  zmieni. Szkoda mi tylko Shizuo, to dobry facet, a twoja zabawa nim jest godna pożałowania.
     Rozglądała się dookoła ale dalej nie widziała osób, które również miały się w niej znaleźć. Może podczas rozmowy kogoś przeoczyła? Postanowiła skierować się do hali odpraw i chwytając rączkę od walizki, ruszyła do przodu.
     - Nie mam ochoty słuchać tak jak ostatnio tego, co masz mi do powiedzenia. Może przebywając trochę w jego ciele coś do ciebie dotrze, choć wątpię. Nie jesteś przecież zdolny do wyższych uczuć. Prawda? Dlatego NIGDY nie powrócicie do swoich ciał.
     Nie miała już ochoty dłużej rozmawiać i prawie się rozłączyła, gdy jednak rozmówca po drugiej stronie w końcu się odezwał.
     - Co to znaczy?
     - Nie domyślasz się? – Prychnęła.- Chociaż, co ja będę tłumaczyć… Za to, co zastałam w kwiaciarni powinnam wam zgotować gorsze piekło.
     Skrzywiła się. To i tak był szczyt jej możliwości i nawet nie myślała, gdy rzucała zaklęcie. Dobrze, że ta gnida nie wiedziała, że jej moc ma ograniczenia, bo mogłoby być niewesoło. No i doprowadzenie sklepu do ładu wyczerpało jej wszelką siłę. Dlatego trzeba było się ulotnić...
     - Życzę udanego pobytu w nieswoim ciele. Cześć!
     Nacisnęła czerwoną słuchawkę i wzięła głębszy oddech. Nareszcie miała wolne! Do tego z mężczyzną jej marzeń!
***
     Shizuo zgasiło. Tego się nie spodziewał. Wiedźma najwyraźniej myślała, że jej czar nadal działa. Milczał strategicznie, ciekawy dalszego rozwoju wypadków zwłaszcza, że zainteresowały go jej słowa. Momentami zgrzytał zębami, żyłka niebezpiecznie pulsowała na jego skroni, ale nie odezwał się. W końcu zmarszczył brwi. Nie postrzegał tego do tej pory w ten sposób, więc słuchał dalej w napięciu, jak wiedźma prawi o jakiejś rozmowie między nią, a Izayą. Przeszył go nieprzyjemny dreszcz. Do tego zdziwiła go informacja o nagłym wyjeździe. Gdyby nadal tkwił w ciele kleszcza to może i by się przejął. Nie potrafił jej odpowiedzieć.  Nic z tego nie rozumiał. Stał jak kołek i zastanawiał się, jakim cudem w takim razie urok został przełamany. Mimo, że nie dostał odpowiedzi, trybiki w jego głowie wolno pracowały i choć gdzieś w nim tliło się pewne pytanie, nie odważył się go zadać na głos.
     Wahał się przez chwilę, ale ostatecznie stwierdził, że nie będzie się z nią kłócił.  Zwłaszcza, że już wystarczająco była nakręcona negatywnie.
     Gdy się rozłączyła, spojrzał w niebo nad sobą i głęboko zaciągnął spalinami aut. Lampy rozjarzyły się, oświetlając ponure chodniki i przechodniów.  Powinien generalnie roznosić teraz pół miasta, a jemu w głowie kołatały się poplątane myśli.
     Człowiek którego jeszcze tak niedawno nienawidził i jedynie wzbudzał w nim obrzydzenie stał mu się bliższy niż kiedykolwiek. Zwykle wybierał towarzystwo dzielnic Ikkebukuro, a tym razem nogi chciały  ponieść go w stronę, którą omijał szerokim łukiem.
     To wszystko było popierdolone. Zupełnie jak w jakimś serialu. No bo komu zdarzają się takie rzeczy?
     Spacer koił mu nerwy. Z upływającym czasem szedł coraz szybciej. Serce biło mocniej, oddech palił gardło. Całą resztką swojej silnej woli powstrzymał się, by jednak nie iść do Izayi. Miał wrażenie, że jeżeli wróci -przegra.
     Tylko co?
     Przytrafiało mu się to pierwszy raz. Nie nazwałby tego uczucia jednoznacznie, ale na pewno było ono ciekawą odmianą w jego życiu. Znał coś takiego jak przywiązanie. Czuł coś na kształt tego do kobiety, która jako pierwsza wyciągnęła do niego rękę, do brata, który po prostu go akceptował takim jaki jest, do Celty i Shinry, którzy byli jego przyjaciółmi na dobre i na złe, lecz teraz było to coś zgoła odmiennego. Po prostu pociągającego. Pchało go do czegoś niebezpiecznego, innego, nieznanego.
     Musiał, ale to musiał z kimś porozmawiać. Z kimś, kto go po prostu wysłucha. Znał jedno takie miejsce. Nie miał daleko, więc już po chwili usłyszał znajomy głos.
     - Sushi dobre, wpadniesz na porcję?
     - Simon, dzięki bogu.- Chwycił za ramię starego przyjaciela.- Nawet na dwie albo trzy.

***
     - Ty człowiek bardzo zagubiony.
     - Powiedz mi coś, czego nie wiem.- Podpierał się na nadgarstku i bawił szklanką, obserwując jasnozielony płyn obijający się o jej krawędzie.
     - Zakochany.- Szerokie usta wykrzywiły się w przerażającym uśmiechu.
     - No lepszego kawału nie słyszałem.- Nie potrafił mu spojrzeć w oczy i dopił resztkę herbaty, odstawiając naczynie z głuchym trzaskiem. Lekko go zemdliło.
     Opowiedział Simonowi pobieżnie jedynie ogół historii, nie wspominając o szczegółach ani Izayi. Mężczyzna wysłuchał go uważnie bez przerywania i dość dobitnie zaczynał mu wmawiać, że jego uczucia są czystym zakochaniem. Sam jednak nie potrafił tego ubrać w te ramy, a już zwłaszcza swojej relacji z tą czarną dziurą. Ta historia na pewno nie kończy się dobrze.
     - Miłość jest piękna.
     - W bajkach.
     - Bajki są nudne.- Powiedział czarnoskóry i zabrał mu pusty talerz.- Życie nie. Choć nie zawsze szczęśliwe, ale jednak...- Oddał mu podstawek z koleją porcją sushi.- Na koszt firmy.
Shizuo westchnął. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek Simon gadał takie rzeczy.
     - Nie w moim przypadku.- Burknął i ładując sobie do buzi kolejną porcję jedzenia, usłyszał jak ktoś wchodzi do lokalu.
     - Izaya! Sushi podać?- Krzyknął Simon.
     Shizuo prawie się zadławił. Czy ten gnojek go śledził? Coś ścisnęło jego żołądek i gardło.
     Gość najwyraźniej chwilę się wahał, lecz po chwili zajął miejsce trzy stołki dalej.
Pomimo odległości, przechodziły go dziwne dreszcze. Jakby uczucie jakie wytworzyło się w domu tej gnidy w ogóle się nie ulotniło. Simon nie pomagał, zaczynając wokół nich skakać, awaryjnie pilnując, czy nie rzucą się sobie do gardeł.
W końcu się przełamał i spojrzał na Izayę, który wlepiał w niego uważny wzrok.
Wkurwiał go ten półuśmiech.
- Sushi zawsze dobre, by spróbować pojednać się z wrogiem.- Mówił czarnoskóry, przygotowując porcję.
- Masz rację Simon.- Powiedział Izaya wesoło, nie tracąc z blondynem kontaktu wzrokowego. - Przyda nam się rozmowa. Nie miałbyś może nic przeciwko, gdybyśmy zajęli jeden z pokoi?- Wskazał na pomieszczenia dla specjalnych gości. Ze względu na późną godzinę, w lokalu prócz  ich trójki i szefostwa nikogo więcej nie było.
Zapadła martwa cisza. Shizuo miał wszystkie mięśnie napięte do granic możliwości a w gardle zrobiło się sucho.
- Zapraszam zatem.- Powiedział mężczyzna po chwili, choć w oczach czaiła się groźba.- Pamiętajcie tylko, że jesteście dalej w restauracji.- Przypomniał im z szerokim uśmiechem i podstawił Izayi talerzyk, który czarnowłosy zgarnął z lady i wybrał najbardziej odległe pomieszczenie. Shizuo poszedł za nim nie będąc do końca pewny, czy zastosuje się do przestrogi.
Nie wiedział o czym ta kanalia myśli ale wyglądał, jakby coś knuł. A tego w nim nie lubił najbardziej. Gdy zasunął za sobą drzwi, wstrzymał oddech. Usiadł na poduszkę i zastygł czekając, aż ten zeżre swoja porcję. Nie miał ochoty marnować dobrego sushi, a zbierało mu się na wywrócenie stołu. Drugi również milczał, nie spiesząc się z jedzeniem. W ciemnych oczach czaiło się coś niebezpiecznego. Tym bardziej Shizuo wykręcało żołądek. Złość mieszała się z chęcią zrobienia czegoś tak sprzecznego, że ledwo siedział w miejscu.
- O czym z nią rozmawiałeś?- Blondyn pierwszy przerwał ciszę, gdy Izayi został ostatni kawałek.
- Czy to ważne?- Zapytał, tylko szerzej się uśmiechając. – Czyżby już była spakowana?
Pomrugał kilka razy zastanawiając się skąd to wie, ale w sumie nie było to dziwne znając profesję w jakiej specjalizował się Orihara. Miał kontynuować ale rozległ się dźwięk telefonu. Izaya natychmiast odebrał.
- Co tam, Dota-chin?- Lubieżnie oblizał palce po posiłku, napawając się wzrokiem blondyna który zagapił się na jego usta.- Nie rozumiem, po co ktoś miałby puszczać plotę, że lecisz na Hokkaido? Dlaczego podejrzewasz mnie? Jesteś okropny. - Wysłuchiwał przez chwilę westchnień kolegi.- Tak, tak, internet jest straszny... Też tak uważam.- Pokiwał głową i wzruszył ramionami, mając przy tym niezły ubaw. Słuchał go jakiś czas w milczeniu- No ok, nie ma sprawy, trzymaj się zatem. Pa~ - Rozłączył się.
Shizuo uniósł brew.
- Znowu coś knujesz?
- Skądże. Tylko się odwdzięczam.- Puścił mu oko i blondyn już czuł w kościach, że coś jest nie tak.
- Co zamierzasz?
- Nasza znajoma będzie miała ciekawe lądowanie i wakacje. Zapewniam cię, że powitają ją hucznie.- Puścił mu oko.
Shizuo nie chciał zagłębiać się w szczegóły. To mu wystarczyło. Nie wiedział co myśleć bo z jednej strony sam miał wobec tej kobiety jakieś mordercze instynkty, ale z drugiej… chyba nie powinno się czegoś takiego robić...
- Czy to w porządku?
- Żal ci jej? Tylko trochę się nią zabawię, póki mogę. W ramach rekompensaty.- Powiedział to tak, jakby wiedział coś więcej.- Nie martw się, nie skrzywdzę jej, ani też nie pozbędę się tak ciekawego wybryku natury. Tylko ty byłeś wyjątkiem.- Wyszczerzył się, ale nie chciał dłużej wkurzać blondyna, więc zmienił temat. - Widziałeś kwiaciarnię?- Podpierał się na łokciach i nachylił.
- Taa...- Zaciskał tak mocno ręce na kolanach, że aż pobielały. Nie umknęło też jego uwadze słowo "byłeś".
- Jak nówka sztuka. Normalnie nie będzie w niej już co robić.
- A co, będziesz tęsknił za tą pracą?
- Hym… może nie za pracą...- Dodał tajemniczo.
Shizuo choć bardzo chciał, to nie mógł przełknąć śliny.
- Do czego zmierzasz?
Izaya nie odpowiedział. Wyglądał przez moment, jakby się zastanawiał nad następnym ruchem. W końcu podjął decyzję. Podniósł się i wszedł na stolik który ich dzielił, następnie usiadł na nim i zarzucając nogi po obu stronach blondyna delikatnie nachylił się w jego stronę.
- Nie uważasz, że to za długo już trwa?- Izaya zapytał go prosto w usta.
Shizuo zastygł w bezruchu i wstrzymał powietrze. Nie rozumiał, czemu na to pozwala, ale nie potrafił powstrzymać ręki, która zbliżała się powoli do jego twarzy. Blade palce delikatnie dotknęły jego policzka. Dreszcz chłodu który przeniknął ciało szybko zamienił się w gorąco formujące się w okolicach podbrzusza. Dotyk przemieszczał się po jego żuchwie, a kciuk musnął usta, zataczając na nich kółko. Izaya patrzył na to z niemym zachwytem wypisanym w swoich oczach. Wręcz szaleńczo się nim napawał, zupełnie jakby okiełznał dziką bestię, która teraz potulnie poddawała się jego woli. Zaraz potem dołączyła druga dłoń, bawiąc się złotymi kosmkami oraz zjeżdżając do szyi, zahaczając o rąbek koszuli oraz jego grdykę.
Trwało to chwilę, zanim Shizuo nie wytrzymał. Chwycił Izayę za przód paska u spodni i przyciągnął go w ten sposób, że ten zjechał ze stołu i wylądował mu na kolanach. Ich ciała zetknęły się ze sobą, a ręce mężczyzny zostały zarzucona za jego szyję. Twarze mieli tak blisko, że czuli na skórze swój przyśpieszony oddech.
- Jednak szybko łapiesz.- Wyszeptał Orihara, wodząc nosem po policzku Shizuo.
- Lepiej się zamknij.- Warknął, niepewnie patrząc na cienkie ściany.
- Oj tak. Musimy być cicho.- Położył palec wskazujący na swoje usta, a następnie przysunął je do tych drugich.
Przegrana, czy wygrana? Jakie to miało znaczenie... 
Zaczęli się całować. Intensywnie badali wnętrze swoich ust, próbując to robić jak najciszej. Nie było to łatwe, gdy Izaya poprawił mu się na kolanach, a dłonie Shizuo z ud przeniosły się wyżej, wchodząc pod koszulkę i błądząc w okolicach żeber. Teraz już nic się nie liczyło. Ani miejsce, ani to, dlaczego w ogóle do tego doszło.
Materiał spodni niemiłosiernie ich uwierał, gdy Orihara zaczął się subtelnie ocierać. Przylgnęli do siebie, głęboko się kosztując, uważając przy tym by nie zwabić podejrzanymi dźwiękami właścicieli lokalu.
Shizuo nurtowało w tym czasie jeszcze tylko jedno pytanie, które zadał, zanim stracił resztki kontroli.
- Właściwie dlaczego nie dałeś Alex wcześniej nauczki?- Powiedział w przerwie na pocałunki.
- Naprawdę teraz chcesz o tym rozmawiać?- Zapytał podirytowany.
- Mogłeś przecież od razu jej dopiec, gdy wyszliśmy z tego przeklętego pokoju.
- Musiałem coś sprawdzić. Teraz jest bezbronna, wtedy wolałem nie ryzykować. Daj już spokój.
- Jak to bezbronna?
- Słuchaj, mam swoje źródła, by wiedzieć, że obecnie jej czary osłabły i nie jest wszechmocna. Chociażby spójrz na nas. Wróciliśmy do swoich ciał.
Shizuo nie przekonała ta odpowiedź zwłaszcza, że z ust wiedźmy usłyszał coś zgoła odmiennego. Czy może tylko on tak myślał? Teraz nie miał zamiaru jednak dyskutować, bo Izaya nachylił się i ugryzł płatek jego ucha.
Nie wiedział, czemu serce bije mu jak szalone. Gdy znów połączyli swe usta, nie był w stanie się powstrzymać i oplatając drobne ciało, chwycił krawędź spodni i zsunął je w dół, obnażając uda. Ten pomógł mu, unosząc delikatnie biodra i nie omieszkując otrzeć się o to i owo. Jego pasek u spodni również został poluźniony.
Za dobry jest w tym, gnojek...
Pomyślał i przyciągnął go mocniej do siebie. Pozycja była średnio wygodna, ale miał doskonały dostęp sięgając dłonią w dół kręgosłupa i między zgrabne pośladki. Pomyślał, że Simon by chyba padł trupem, jeżeliby by ich teraz przyłapał i uśmiechnął się do swojej wizji. Izaya wplótł palce w jego włosy i schował twarz w zagłębiu szyi, gdy palec wsunął się w jego ciało.
Nie podejrzewał, że takie rzeczy będą w stanie go podniecić. Że widok jego największego wroga i cichy jęk prosto do jego ucha doprowadzą go prawie do fizycznego spełnienia. Musiał być bardzo wytrwały więc skupił się na zębach, które mocno wbijały się w skórę jego ramienia i dokładał palce, drugą ręką pieszcząc wspólnie ich przyrodzenia. Robił to wszystko instynktownie, ze zniecierpliwieniem i odrobinę chaotycznie. Nawet odczuwał pewną tremę. Izayi to chyba jednak nie przeszkadzało.
- Ciszej.- Powiedział błagając w duchu, by czarnowłosy przestał mu wzdychać do ucha. To podniecało go bardziej niż mógł przypuszczać.
Usłyszeli hałas i kroki tuż pod drzwiami pokoju. Zamarli na moment, czując przyśpieszone bicie swoich serc i odetchnęli, gdy dźwięki się oddaliły. Jacyś goście weszli do lokalu i zajęli Simona, który zaczął jak zwykle wychwalać swoje dania.
Shizuo nie byłby w stanie posunąć się dalej. Nawet jeżeli zabrnął już tak daleko nie potrafił się przełamać i gdyby nie to, że Izaya sam zaczął, być może udałoby mu się jeszcze to przerwać. Niestety gdy poczuł swój członek pomiędzy jego pośladkami nie potrafił się już powstrzymać.
Ciemne oczy patrzyły na niego z góry, a usta zostały lubieżnie oblizane, gdy pozwalał mu się posiąść. Wisienką na torcie było to, jak Izaya podwinął swoją koszulkę i jej brzeg przytrzymał zębami, odsłaniając lekko umięśniony tors. Shizuo patrzył na tę erotyczną scenę i ściskał blade uda, które powoli opadały coraz niżej. Zanurzał się w niego i dusił jęki z rozkoszy. Nie ważne jak bardzo była wyuzdana ta wymiana spojrzeń- nie potrafiłby tego żałować.
Nigdy w życiu.
Gdy znalazł się w nim, oplótł go w pasie i drugą ręką zmusił do głębokiego pocałunku, który odebrał im oddech. Ciasne ścianki grzały go i zaciskały się przyjemnie, powoli się rozluźniając. Chciał sięgnąć potem między nogi Izayi, lecz ten sam się sobą zajął, sprawiając sobie odpowiednią przyjemność. Chwilę kochali się chaotycznie, bezwzględnie i dziko, lecz zaraz złapali wspólny rytm i już całkowicie odpłynęli. Z wpół przymkniętymi oczami, poruszali biodrami czując, jak kropelki potu spływają po ich ciałach i skroni. Blondyn był już u kresu swych granic i gdy poczuł ciepłą substancję na swoim brzuchu oraz silny zacisk na członku, doszedł również. Dyszeli zostawiając na swojej skórze ślady po paznokciach i drżeli z wycieńczenia.
Shizuo pociemniało przed oczami i opadł do tyłu, pociągając za sobą kruche ciało. Izaya padł na niego i zastygli tak, nie odzywając się do siebie. Wszystko docierało do nich z opóźnieniem i potrzebowali kilku chwil, by oprzytomnieć.
Nawet rozmowa, jaka obecnie toczyła się w restauracji dopiero teraz nabrała ostrości.
- Czy to Shinra?- Mruknął Shizuo zupełnie jak przez mgłę rejestrując głos.
Izaya się nie odezwał tylko słuchał.
-  ...tak, coś o tym wiem, że miłość potrafi przezwyciężyć nawet najsilniejszą klątwę~…- Westchnął doktor, zupełnie jakby wspominał stare dobre czasy.- Dlatego ja i Celty będziemy żyć długo i szczęśliwie!
- Ale tak jak mówisz, czasem trzeba jednak tej miłości pomóc.- Odpowiedział mu Simon.
- Celty długo się wahała co do tego twierdzenia, ale ostatnio zaczęła zmieniać zdanie.- Shinra wydawał się nad wyraz wesoły.- Alex całkiem pozytywnie na nią wpływa muszę przyznać, dzięki niej sfery prywatne naszego słodkiego związku zaczynają pięknie rozkwitać~
Shizuo skrzywił się na tę wzmiankę bo chyba wcale nie miał ochoty o tym słuchać. Niepewnie i leniwie gładził nagi bok leżącego na nim mężczyzny. To dziwne, że nawet po czymś takim co zrobili nie chciał mu opaść… Zaczął się czuć nieswojo. Przecież tu ludzie spożywali posiłki na Miłość Boską…
- Izaya też nie mógł jej dać spokoju. Szkoda że Celty nie zwierza mi się ze wszystkiego…- Westchnął.- Mogłaby wspomnieć co nieco…
- Izaya?- Zapytał zaciekawiony Simon.
- Może również szukał miłosnego lekarstwa~!
Shizuo poczuł, jak leżące na nim ciało drgnęło w krótkim spazmie śmiechu. On sam zmarszczył wściekle brwi. Emocje i niezręczna sytuacja jaka obecnie miała miejsce, musiała zostać szybko rozładowana. A był na to jeden sposób.
- Po coś ją nachodził?- Warknął na Izayę, czując jak wzbiera w nim krew.
- Ta-jem-ni-ca.- Sturlał się z niego i sięgnął po swoje spodnie, wyczuwając zagrożenie dla swojej osoby i naprędce się ubierając.
- Masz coś wspólnego z tym wszystkim, co nas spotkało, mam rację?- Bardziej sam utwierdził się w tym przekonaniu, niż oczekiwał odpowiedzi. Kleszcz zbierał się coraz szybciej, a Shizuo podniósł się do siadu i chwycił najbliższy talerz.- Całe to bagno było twoją sprawką!?- Cisnął naczyniem prosto w głowę Izayi, który w ostatniej chwili się uchylił. Porcelana rozleciała się na setki kawałeczków. Rozmowa ucichła.
- Z tym całym to bym nie przesadzał.- Puścił mu oko i zdążył jeszcze tylko narzucić swoją futerkową bluzę, zanim blondyn się podniósł.- Daj spokój, przecież dobrze się bawiliśmy.
- Zaraz ci pokażę dobrą zabawę!
- Jeżeli mnie złapiesz, kotku.
Dzielnica Ikebukuro nawet zdążyła stęsknić się za serią wrzasków i trzasków łamanych znaków drogowych, w przeciwieństwie do policji i zdegustowanego Simona, który nawet nie zdążył zainterweniować, gdy jego przyjaciele wybiegli jak błyskawica na zewnątrz. Ale szykował już dla nich odpowiednią karę.
- Mogliby mieć więcej rozsądku... – Mruknął czarnoskóry, próbując naprawić wyrwane z zawiasów drzwi i westchnął.
- Może i masz rację.- Shinra patrzył w ślad za nimi, gdy przebiegali na czerwonych światłach, wzburzając ryk samochodowych klaksonów.- Niektóre rzeczy jednak nigdy się nie zmienią.- Uśmiechnął się pod nosem i uniósł wzrok ku niebu.- Ciekawe co mi Celty zrobi na obiad~!
Na ulicy rozbrzmiały policyjne syreny, które pojechały w kierunku goniącej się za sobą pary.


KOOOOONIEC

Jesuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Kajam się. Wiem że to nie ma ładu i składu xD  Jakas masakra. Na arzie muszę sobie dać spokój z opowiadaniami, przepraszam. Dokończę Nie iGRAJ ze mną, nie martwcie się! Ale no nie wiem kiedy i jak. Już to dla mnie było wysiłkiem na mus mus (wcale nie chodziło o to, że nie wiedziałam, jak zakończyć. WCALE) Generalnie systematyczność poszła się jebać. Dziękuję Wszystkim którzy wytrwali do końca, za wszystkie pozytywne komentarze, krytykę i wsparcie. Dorosłość zabiera naprawdę dużo czau^^ Buziaki dla Was i trzymajcie się ciepło. Ktoś był an Pyrkonie? Odsypiam imprezę xD



3 komentarze:

  1. Troche ponaciagane to zakonczenie, ale i tak bylo calkiem uroczo

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie, to już koniec?! ;(( Będę tęsknić za tą historią. Opowiadanie było świetnie, wciągające, oryginalne, zabawne i słodkie ;) Chylę czoło nad twoją ciężką (w niektórych momentach pewnie morderczą ;P)pracą. Wyszło naprawdę super ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja miłość do tego opowiadania jest nie do opisania, po raz kolejny cieszę się jak debil, na pewno jeszcze nie raz wrócę do tej historii, bo była naprawdę wyjątkowa :D
    Świetny rozdział, mam kilka swoich ulubionych momentów, ale nie będę nimi spamić, no i te seksy <3 Izaya ty niewyżyty kurwiszonie wybrałeś najtrudniejszą możliwą drogę, aby zaliczyć XD
    Oczekuję kolejnych tekstów z tą czy inną parą którą znam.

    Baj de łej. Na pyrkonie miałam być, miałam plan, fundusze i determinację, ale ostatecznie lenistwo wygrało. Brawo ja.
    Życzę weny i pozdrawiam~!

    OdpowiedzUsuń