Szedł do przodu, nie oglądając się za siebie. Bał
się spojrzeć w górę i zobaczyć oczu, które najprawdopodobniej odprowadzały go
do najbliższego skrzyżowania. Odetchnął, gdy w końcu oddalił się od ponurego
wieżowca. Z mocno zaciśniętymi pięściami wypalał w ustach papierosa za
papierosem. Warczał, kopał pobliskie automaty i uderzał w ściany, wywołując
pęknięcia w betonie. Nie docierały do niego dźwięki ulicy, ani poszepty
przechodniów, którzy przerażeni usuwali mu się z drogi. Krążył i krążył, nie mogąc
pozbyć się krzyczących myśli. Dusiły go, tłamsiły, krępowały i
obezwładniały. Nie miał nad nimi kontroli, co doprowadzało go do szału. Cieszył
się, że odzyskał ciało, a z drugiej strony…
Jak mógł w ogóle myśleć o tym by wrócić i dokończyć
to, co zaczęli?